Rozdział pięćdziesiąty
Rano obudził ich krzyk Molly, która weszła do pokoju i przyłapała ich śpiących razem w łóżkach.
Sally powoli otworzyła oczy, jednocześnie czując, że jakoś nie ma ochoty wyplątywać się z objęć George'a. Było jej naprawdę przyjemnie się do niego przytulać.
To bliźniacy i Sophie zaczęli rozmawiać z Molly, starając się uświadomić jej, że po prostu sobie leżeli. Sally mimo wszystko była trochę zakłopotana - w końcu nie była dziewczyną George'a, a spała z nim w jednym łóżku.
Kiedy kobieta wyszła z pokoju, George uśmiechnął się do niej łobuzersko.
- Podobało ci się?
- A cicho bądź - burknęła, przewracając oczami. Wiedziała, że zapewne jeszcze długo jej nie odpuści, nawiązując do ich wspólnego leżenia.
Mimo to, nie żałowała tego. Naprawdę dobrze jej było przy nim i czuła się bezpieczniej. Potrzebowała go po tym, co zobaczyła poprzedniego popołudnia.
- To wy się tu wszyscy poprzytulajcie, a ja pójdę zapolować na łazienkę - stwierdziła Naomi, która zabrała swoje rzeczy i wyszła z pokoju.
- Zazdrosna - stwierdził Fred.
Sally popatrzyła na niego i Sophie, którzy rzeczywiście siedzieli blisko siebie. Następnie przeniosła wzrok na George'a, który objął ją ramieniem.
- Zobaczysz, będzie dobrze.
~
W końcu wszyscy poszli na śniadanie, a niedługo później dokończyli pakowanie wszystkiego, by udać się na dworzec King's Cross.
Jak się okazało, Dedalus wchodził w skład straży, która miała ich tam odprowadzić. Było to zorganizowane głównie ze względu na Pottera, na którego oczywiście Voldemort mógł czyhać nawet za koszem na śmieci. Niemniej jednak Sally ucieszyła się, mogąc zobaczyć się z tatą.
- Cześć tato! - powiedziała szatynka i mocno przytuliła się do taty na powitanie. Stęskniła się za nim, mimo tego, że przychodził na zebrania Zakonu czy na obiadki robione przez Molly. Teraz jednak trwała wojna, a on musiał wykonywać różne misje dla organizacji. Trudno było się dziwić, że się o niego martwiła.
- Cześć córeczko - powiedział Dedalus, przytulając ją. - Gotowa na ostatni rok szkoły?
- Mogłoby być lepiej - przyznała dziewczyna.
Miała w głowie mieszaninę różnych emocji. Nie było jednak czasu się nad nimi zastanawiać, bo chwilę później już wychodzili.
W końcu nastolatkowie zostali odprowadzeni na dworzec przez straż składającą się z dużej liczby członków Zakonu. Poza nastolatkami, którzy zamieszkiwali Grimmauld Place przez ostatnie kilka tygodni, byli tam też Edwin i Doris Lupinowie.
Do dworca było tylko dwadzieścia minut spacerem. Tam właśnie nastąpiły ostatnie pożegnania, aż w końcu wszyscy wsiedli do pociągu.
Naomi musiała iść do przedziału Prefektów, natomiast Sally, Sophie oraz bliźniacy wspólnie przemierzyli pociąg, chcąc znaleźć Lee Jordana. Po drodze minęli przedział, gdzie siedziały Chyna, Gertruda i Eveline - od razu pokazali im języki, po czym bliźniacy objęli Sally i Sophie na znak tego, że już się pogodzili. Spojrzały na nich ze zdziwieniem i irytacją.
W końcu dotarli do przedziału, w którym siedział Lee. Był wyraźnie zaskoczony (ale i też zadowolony) tym, że widzi ich pogodzonych.
- Coś mnie chyba ominęło, co? - spytał.
- I to całkiem sporo. Ale zaraz to nadrobimy - stwierdził George, po czym usiadł obok niego, kładąc mu rękę na ramieniu. Drugą ręką objął Sally, która znalazła się z jego drugiej strony. Nie protestowała, a oparła się o jego ramię.
Sophie i Fred usiedli naprzeciwko nich i tak zaczęła się ich podróż na ostatni rok w Hogwarcie. Było to dziwne uczucie.
- Cieszę się, że się już pogodziliście, chociaż trochę mi szkoda, że nie widzieliśmy się w te wakacje. Tylko z Naomi miałem okazję się zobaczyć na egzaminie z teleportacji. Gdzie ona jest? - stwierdził Lee. - I właściwie pogodziliście kiedy dokładnie się pogodziliście? I jak?
- Naomi jest Prefektem Naczelnym i jest na spotkaniu Prefektów - wyjaśniła Sophie nieobecność przyjaciółki. - Przyjdzie niedługo.
- A co do miejsca pobytu, to nie możemy za wiele powiedzieć, wybacz. Jednak w sumie dzięki Naomi się pogodziliśmy - stwierdziła Sally. Było jej głupio, że nie może nic powiedzieć. Jednak tajemnica to tajemnica.
- Słuchaj, ufamy ci, ale po prostu z pewnych przyczyn nie możemy mówić, gdzie spędziliśmy wakacje - powiedział Fred.
Szkoda im było kłamać Jordanowi, z którym przecież się przyjaźnili, jednak zarazem nie mogli zdradzić prawdy o Kwaterze Głównej i Zakonie Feniksa.
- Jasne, rozumiem - rzekł Lee, starając się zatuszować smutek. - Najważniejsze, że już po wszystkim.
Niedługo później do ich przedziału zajrzała Angelina, która uśmiechnęła się na ich widok. Sally w sumie lubiła ją, chociaż nie rozmawiały jakoś za wiele.
- Widzę, że się pogodziliście. To dobrze też dlatego, że przygnębieni gorzej byście działali na boisku - stwierdziła Johnson.
- My zawsze jesteśmy świetni na boisku! - powiedział Fred dumnie.
- Najlepsi! - dodał George.
- Macie to pokazywać, nie tylko gadać. Zostałam nowym kapitanem drużyny i zamierzam wygrać w tym Puchar Quidditcha. Więc nie liczcie na ulgi tylko z powodu przyjaźni - stwierdziła Angelina surowo. Wszyscy jej pogratulowali, uważając, że naprawdę zasłużyła na to wyróżnienie. Świetnie grała i lubiła dążyć do celu.
- Brawo!
- Gratulacje!
- I na pewno nasza drużyna wygra - stwierdził Fred.
- Mam taką nadzieję. Musimy znaleźć nowego obrońcę, oby był chociaż w połowie tak dobry jak Wood - rzekła Johnson, wzdychając. Oliver Wood był świetnym kapitanem i z pewnością ciężko było myśleć o dorównaniu mu.
- A poza tym, skoro już się pogodziliście, to mam też zadanie dla niektórych osób tutaj - stwierdziła Angelina, zwracając się do Krukonek.
- Jakie? - zapytała Sophie.
- Macie dopilnować, żeby się zdrowo odżywiali. I żeby nie próbowali kombinować, jak się wymigać od treningów - powiedziała Angelina.
- Cóż, zrobimy co w naszej mocy - odparła Sophie.
- Mam taką nadzieję. Nasza drużyna musi być najlepsza z najlepszych - rzekła Angelina.
- A mnie czemu nie poprosiłaś o pilnowanie ich? - zapytał Lee.
- Bo od ponad sześciu lat raczej ci to nie wychodzi, zwłaszcza, że często działasz z nimi w różnych sprawach - zauważyła Johnson.
- Wcześniej ci jakoś to nie przeszkadzało, co robimy - rzekł Fred.
- A czy ja powiedziałam, że mi przeszkadza? Nie, po prostu starajcie się też nie dostawać szlabanów, gdy macie trening - powiedziała Angelina.
- Dobra, nie przeszkadzam już! Przekażę też Alicji, Katie i Ruby, że się pogodziliście. Na razie!
Następnie zamknęła drzwi od przedziału i poszła sobie.
- Wood ją czymś zaraził, czy co? Bo zaczęła się zachowywać chyba gorzej niż on - stwierdził George, kręcąc głową.
- A wy co, zamierzacie skrupulatnie pilnować co jemy? - spytał Fred, patrząc na Sophie.
- Jeszcze zobaczymy kochany - rzekła blondynka.
- Wiesz, jeśli będziesz mnie karmić, to zjem wszystko co podasz - rzekł Fred, szczerząc się do niej. - Oczywiście w zamian ja ciebie nakarmię.
Sophie parsknęła śmiechem.
- Nigdy ci się to nie znudzi, co? - spytała.
Fred pokręcił przecząco głową.
- Nigdy.
- A ty Sally będziesz mnie karmiła? - zapytał George, patrząc na nią proszącym wzrokiem.
Szatynka pokręciła przecząco głową.
- Nie.
- Ale dlaczego? - zaprotestował George z żalem w głosie, podczas gdy Fred, Sophie i Lee zachichotali.
- Bo nie. To najlepszy argument - stwierdziła Diggle, na co przyjaciele zaśmiali się jeszcze bardziej.
- Co was tak śmieszy, co? - spytał George, kopiąc brata w kostkę.
- Czemu mnie? - zaprotestował Fred.
- Jako mój bliźniak powinieneś mnie wspierać!
- Nieprawda!
- Prawda!
- Nie!
- Tak!
~
Niedługo później Naomi wróciła ze spotkania Prefektów i usiadła naprzeciwko Lee. Jak się okazało, drugim Prefektem Naczelnym został Andrew Richards. Sally zastanawiała się, jak on przetrwał te wakacje, w końcu przyjaźnił się z Cedrikiem, na którego wspomnienie poczuła kłucie w sercu.
Pomyślała też o Adrianie i Michaelu. Cała trójka chłopaków z pewnością mocno przeżyła śmierć jednego z nich. W zasadzie to z Naomi i Jonesem z ich paczki Cedrik był najbliżej, chociaż wszystkich to dotknęło.
Black opowiedziała o swojej rozmowie z Richardsem.
- Teraz jakoś się trzyma, ale było ciężko. I w wakacje spotkał się z Adrianem i Michaelem - rzekła, a na imię tego ostatniego bliźniacy przybrali skwaszone miny, podczas gdy Sally, Sophie i Lee po prostu popatrzyli ze smutkiem.
- Oni też to mocno przeżywają. Wiecie, ja na początku też myślałam, że oszaleję, ale potem miałam was. Dzięki wam mogłam się trochę oderwać od tego wszystkiego. A oni byli z tym sami, oczywiście spotkali się parę razy, ale to nie to samo - stwierdziła Naomi, po czym urwała, przypominając sobie, że Lee nie wie o ich wakacjach na Grimmuald Place. - Znaczy...
- Dobra, już i tak mówili mi, że w wakacje się pogodziliście jakoś dzięki tobie. I że nie mogą powiedzieć, gdzie byliście, rozumiem - powiedział Jordan, gdy Puchonka spojrzała na niego przepraszająco.
- Naprawdę przepraszamy, to dosyć skomplikowane - rzekła Naomi.
- Niech wam będzie - mruknął Lee, chociaż było mu ewidentnie trochę przykro.
Ponieważ najwyraźniej chłopak nie chciał drążyć już tego tematu, Naomi wróciła do przekazywania pozostałych rzeczy, których się dowiedziała.
- A poza tym Michael został kapitanem drużyny Quidditcha Hufflepuffu - rzekła Naomi.
Sally wyczuła, że George nagle się spiął, podczas gdy Fred mocno objął Sophie.
- O co wam chodzi, co? - spytała Sophie.
- Zazdrośnicy jedni - mruknęła Sally. - Chyba nie myślicie, że któraś z nas popędziłaby do kogoś, bo ten jest kapitanem drużyny?
- Nie - odparli bliźniacy równocześnie trochę zdenerwowanymi tonami.
- A chciałabyś, żebym był kapitanem drużyny? - zapytał nagle Fred, spoglądając na swoją dziewczynę. Ta parsknęła.
- Gdybyś był, to bym cię wspierała. Ale po pierwsze miałbyś mniej czasu dla mnie, bo ciągle musiałbyś myśleć o nowych strategiach. Po drugie ja się nawet nie interesuje aż tak tą grą jak wy, chociaż lubię oglądać, jak gracie. A po trzecie zapewne nie wybrali żadnego z was, bo nie potrafili wybrać między bliźniakami - powiedziała Sophie.
- Ale i tak go nie lubię - burknął Fred.
- Ja też - dodał George.
- I nie mogę się doczekać meczu z Puchonami, żeby walnął w niego tłuczek - stwierdził Fred. - Chociaż chcę też zagrać mecz z Krukonami i móc pokonać Daviesa.
- To akurat by się przydało. Ale naprawdę nie można winić Michaela za to, w kim się zakochał - rzekła Naomi.
- Ale od Sophie ma się trzymać z daleka - stwierdził naburmuszony Fred.
- I od Sally też - dodał George, za co dostał kolejnego kopniaka. - Za co to?
- Wiesz, też nie mam ochoty z nim przebywać, w końcu to mój były chłopak. Chociaż też niegdyś przyjaciel. Ale sama potrafię zadbać o siebie - powiedziała Sally z irytacją. Naprawdę, ta dziwna zazdrość była niepotrzebna i wręcz komiczna.
- Ale ja chcę być twoim ochroniarzem! - jęknął zawiedziony George.
- A ja ochroniarzem Sophie - stwierdził Fred. - Lee, chcesz ochraniać Naomi?
Jordan spojrzał na niego zaskoczony, jednak nim cokolwiek powiedział, Black odezwała się pierwsza.
- Już nie przesadzajcie, co? Może i zazwyczaj jesteśmy milutkie, ale gdy trzeba, potrafimy też zawalczyć. Na przykład pięścią.
- Co nie zmienia faktu, że się o was troszczymy - stwierdził George, po czym spojrzał na szatynkę.
- To słodkie, ale bądźmy po prostu drużyną, działającą razem - powiedziała Sophie.
- Właśnie - odparła Sally, a Naomi pokiwała głową.
- Niech będzie - stwierdzili bliźniacy.
- A ty Lee? Dołączasz do nas? - zapytała Puchonka. Jordan był chyba tym trochę zaskoczony, jednak odparł:
- Tak.
- I dobrze. A poza tym to naprawdę zazdrość nas prawie zniszczyła, więc trzeba postarać się, żeby nie było znowu takiej sytuacji - powiedziała Sophie, krzyżując ręce na piersiach.
- Wiem, wiem. Przepraszam - odparł Fred, po czym pocałował ją w policzek, na co uśmiechnęła się lekko.
- Wybaczam.
- Ja też przepraszam - rzekł George.
- W porządku - mruknęła Sally, po czym poczochrała mu włosy.
W końcu zmienili temat i przez resztę podróży gadali o czymś innym. Gdy już dojeżdżali, Naomi wstała.
- Dobra, muszę iść kazać wszystkim się przebrać, bo zaraz dojeżdżamy. Tylko gdzie jest moja odznaka? - zastanawiała się Naomi, szukając w torbie.
- Nie wiem, ja mam tu tylko odznakę Naczelnej Swatki dla Sally - rzekł George, po czym wyjął z kieszeni odznakę z napisem "Naczelna Swatka", po czym wręczył ją zdumionej i rozbawionej szatynce.
- Ależ dziękuję bardzo. W takim razie ty też coś powinieneś dostać - stwierdziła Sally, po czym wzięła różdżkę, a następnie zmieniła napis na "Wspólnik Swat".
- Proszę bardzo - powiedziała, dając odznakę George'owi, który wyprężył się z dumy. Po chwili jednak zrzedła mu mina.
- A czemu nie mogę być Naczelnym Swatem? - spytał.
- Bo Taylor zaklepał to stanowisko - wyjaśniła Sophie.
Wszyscy w przedziale zachichotali.
Sally przede wszystkim czuła ulgę, że ma ich przy sobie. Naprawdę dzięki nim czuła się trochę lepiej.
Była już trochę zmęczona podróżą, a poza tym nie mogła się doczekać uczty. Ciekawa była, jak będzie wyglądał ten rok szkolny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro