Rozdział piętnasty
Następnego poranka Sally, Sophie i Naomi siedziały w Wielkiej Sali przy stole Krukonów i obserwowały osoby wrzucające imiona do Czary.
- Nancy Cooper też wrzuciła karteczkę - powiedziała Naomi na widok brązowowłosej Ślizgonki z ostatniego roku, która właśnie odeszła od Czary i wróciła do swoich znajomych.
- Cyrus Akins też startuje - dodała Sally, wskazując widelcem w stronę czarnowłosego Puchona z siódmego roku, który właśnie podchodził do Czary.
- Najbardziej boję się o bliźniaków - rzekła Sophie. - Niby szanse, że uda im się przechytrzyć Dumbledore'a są niewielkie, ale mimo wszystko...
- Też się martwię o naszych przyjaciół - rzekła Naomi, po czym ściszyła głos. - A co do Dumbledore'a... Cóż, moi rodzice są dość sceptycznie nastawieni, bo w końcu jak na "najbardziej bezpieczne miejsce na świecie" zdarzyło się tu już zbyt wiele złych rzeczy.
- To akurat prawda, aż trudno uwierzyć, że przez tyle lat pod nami żył sobie bazyliszek - powiedziała Sally, wzdrygając się.
- Albo, że ktokolwiek wpuścił tych dementorów. To są naprawdę okropne stwory - powiedziała Sophie.
Dalszą dyskusję przerwało im przyjście do Wielkiej Sali Sanne i Branki. Dziewczyny wrzuciły swoje nazwiska do Czary, po czym podeszły do stołu Krukonów, by usiąść naprzeciwko ich trójki i się przywitać.
- Poznajcie się. To jest nasza przyjaciółka Naomi Black. Naomi, to są właśnie Sanne Hendriks i Branca Ribeiro - powiedziała Sally, a dziewczyny się przywitały.
- Nie powiem, że twoje nazwisko nie jest nam znane, bo jest. Nie mam na myśli nic złego, po prostu ciekawie jest się poznać - rzekła Sanne, nakładając sobie jajecznicy.
- Dobrze, że już się wszystko wyjaśniło, ale w tamtym roku było dość głośno o twoim tacie, nawet w naszym kraju - dodała Branca, biorąc sobie tosta. Naomi westchnęła, najwyraźniej niezbyt zadowolona z tematu.
- Wiem. Moje nazwisko ogólnie jest dosyć znane, w końcu Blackowie to jedna z najbardziej znanych czarodziejskich rodzin - stwierdziła Naomi z ironią w głosie. - Ale niezbyt mnie to obchodzi. Wybaczcie, ale nie mam ochoty rozmawiać o tym z kimś, kogo dopiero poznałam. Dobrze, że wszystko się wyjaśniło i koniec tematu.
Sanne i Branca trochę się speszyły, widząc jej reakcję.
- Nie no, rozumiemy. W porządku, nie musimy o tym rozmawiać - powiedziała Sanne.
- Możemy pogadać o czymś innym. Na przykład o tym, ile osób już się zgłosiło od was? - spytała Branca.
Na szczęście inne tematy były już znacznie bardziej przyjemne, niż ten. Sally wiedziała, że przyjaciółce po prostu nie jest miło, gdy ktoś przypomina jej o nieszczęściu, jakie spotkało jej rodzinę wiele lat temu - zwłaszcza, gdy robi to ktoś zupełnie obcy. Dodatkowo, dopiero to pokolenie Blacków zamierzało całkowicie wywrócić do góry nogami to, co wcześniej oznaczało to nazwisko. Ciężko jednak będzie oswoić ludzi z tym, by to nazwisko kojarzyło się z czymś pozytywnym. Rewolucja będzie zapewne trwać latami.
Ich rozmowę przerwało wbiegnięcie do Wielkiej Sali George'a, Freda i Lee. Dziewczyny z zaciekawieniem obserwowały, jak bliźniacy wchodzą za Linię Wieku (najprawdopodobniej będąc już po wypiciu eliksiru postarzającego), po czym przez chwilę nic się nie działo.
Chłopcy już myśleli, że im się udało, gdy nagle rozległ się głośny trzask i obaj bliźniacy wylecieli ze złotego kręgu, jakby ich stamtąd wyrzucił niewidzialny miotacz kulą. Wylądowali boleśnie na kamiennej posadzce jakieś dziesięć stóp od lini, a na dodatek coś głośno pyknęło i obu wyrosły długie, identyczne brody.
Wszyscy ryknęli śmiechem. Śmiali się nawet sami bliźniacy, Kiedy już wstali z podłogi i przyjrzeli się swoim brodom.
- Ostrzegałem was - rozległ się rozbawiony głos.
Wszyscy się odwrócili w stronę profesora Dumbledore'a, który przyglądał się im, a oczy mu iskrzyły.
- Radzę wam pójść do pani Pomfrey. Już się zajmuje panną Fawcett z Ravenclawu i panem Summersem z Huffleupuffu. Oboje postanowili dodać sobie trochę parę lat. Ale muszę przyznać, że ich brody nie są tak malownicze jak wasze.
- Także to jest właśnie mój chłopak Fred i jego brat George - rzekła rozbawiona Sophie, gdy dziewczyny podeszły do bliźniaków. Dumbledore już poszedł do stołu nauczycielskiego, ale i tak widok Gryfonów z tymi brodami wzbudzał zaciekawienie.
- Teraz ty powinnaś się też postarzyć, zrobimy wam zdjęcie i kiedyś jak się razem zestarzejecie już naturalnie, to porównacie sobie, czy bardzo podobnie będziecie wyglądać - rzekła Sally, udając, że się nanyśla.
- Jestem za, to byłoby piękne - powiedziała Naomi z entuzjazmem.
- To co Soph, zgadzasz się? - zapytał Fred, po czym objął ją ramieniem.
- Hej, a może któraś ma ochotę zrobić nam warkoczyki z brody? - spytał George.
- Ja mogę, mam w tym już wprawę - powiedziała Sanne, a bliźniacy i Lee dopiero teraz zwrócili uwagę na nią i jej przyjaciółkę - wcześniej ich nie zauważyli.
- Masz wprawę w robieniu warkoczyków z brody? - zapytał George, a dziewczyna pokiwała głową.
- Tak, mój dziadek jest dosyć ekscentryczny i lubi mieć zrobiony warkoczyk z brody. Czasami mu pomagam go zapleść - stwierdziła Hendriks, a George aż zagwizdał.
- Nabrałem ochoty, żeby go poznać - powiedział, wywołując tym krótki chichot Holenderki.
- Cóż, jeśli udałoby mi się dostać do Turnieju, to może by przyjechał mnie zobaczyć - stwierdziła, po czym dodała:
- A tak w ogóle to jestem Sanne Hendriks, miło mi.
- A ja Branca Ribeiro - przedstawiła się druga z dziewczyn, która przez dłuższy czas przyglądała się Lee. W końcu stwierdziła:
- Masz cudne dredy.
Jordan był wyraźnie zaskoczony, ale ucieszył się z komplementu.
- Dziękuję.
- Są z Beauxbatons i są bardzo chętne do poznania naszej szkoły - wyjaśniła Sophie. George wyszczerzył się w odpowiedzi do nowych znajomych i powiedział:
- W takim razie witamy w naszych Hogwarckich progach. Zapewniam, że nie będziecie się nudzić.
- Tutaj się nie da nudzić. Nie z nami - rzekł Fred.
- No chyba, że na lekcjach Binnsa, ale na szczęście wy i tak ich nie macie - dodał Lee.
Przyjaciele w końcu postanowili pójść do Skrzydła Szpitalnego, by bliźniacy mogli pozbyć się bród. Wcześniej jednak udało im się pożyczyć od kogoś aparat i zrobić bliźniakom zdjęcie w brodach na pamiątkę. Byli też w kuchni, gdyż bliźniacy i Lee chcieli coś zjeść. Przy okazji spotkali tam Cedrika i Michaela, którzy przyłączyli się do ich wycieczki.
Kiedy szli pokazywać zamek, Michael objął Sally. Szli z tyłu, podczas gdy z przodu Sanne i Branca słuchały entuzjastycznych opowieści George'a i Lee. Niedaleko szli także obejmujący się Fred z Sophie oraz Cedrik i Naomi.
- Pasowaliby do siebie - stwierdził Jones.
- Kto? - zapytała Sally, marszcząc czoło.
- Sanne i George oraz Lee i Branca. Nie uważasz? - zapytał.
- Tak, tak, jasne - mruknęła Krukonka, czując się dziwnie z tą myślą. Dopiero co się poznali, nie za wcześnie na swatanie?
- A tam na dole mieszka Nietoperz z lochów - powiedział George, gdy przechodzili koło zejścia do lochów. Reszta grupy parsknęła śmiechem.
- Zwany też Bojącym się Szamponu - dodał Fred.
- I Tłustowłosym... - zaczął Lee, ale nie dokończył, gdyż obrócił się do tyłu, a jego uśmiech zmalał. Reszta towarzystwa zrobiła to samo i miny im zrzedły.
- Czy ja wam w czymś nie przeszkadzam? - wycedził Snape, z pogardą patrząc na ich grupkę.
- Eeee...
- Black, Weasley, Weasley, Jordan, Mason, Diggle, Jones, Diggory - wycedził Snape, po czym spojrzał na Holenderkę oraz Portugalkę i zmierzył je niechętnym spojrzeniem - ta ósemka ma szlaban ze mną i minus dziesięć punktów od każdego, a o waszej dwójce porozmawiam z waszą dyrektorką.
- Nic przecież nie zrobiłyśmy! - oburzyła się Sanne. Sally wiedziała, że to niestety nie przejdzie.
- Właśnie, nawet nie wie pan o kim gadaliśmy - rzekła Naomi.
- Arogancja panny Black pozbawiła właśnie Hufflepuff pięć punktów. Bezczelna niczym ojciec - rzekł Snape.
- Co do tego ma jej ojciec! - powiedziała Sally.
Wszyscy się oburzyli, jednak na Snape'u nie zrobiło to większej różnicy.
- Jej ojciec jest kanalią - wykrzyknął Snape, patrząc z nienawiścią w stronę Naomi.
- Nie jest. Nie zna go pan - chłodno odparła Puchonka.
Sally nieraz była świadkiem podobnych scen, które miały miejsce tylko dlatego, że ich nauczyciel nie lubił Syriusza Blacka.
Nagle zza załomu korytarza ktoś wyszedł, a Sally aż zasłoniła sobie usta ręką ze zdumienia.
- Masz jeszcze coś do powiedzenia na mój temat Smarkerusie, czy już mogę porozmawiać ze swoją córką? - warknął Syriusz, który akurat przyszedł tu razem z Mayą, Harrym i Jasonem. Ona i Maya mieli rozgniewany wyraz twarzy, podczas gdy Harry i Jason patrzyli z zaciekawieniem na tą scenę.
Snape odwrócił się w ich stronę.
- Black. Jak niemiło cię tu widzieć. To jakaś tradycja, że znowu przyszedłeś tu w Halloween? - zapytał z jadem w głosie.
- A ty Smark jak zwykle w humorze, co? - ironicznie zapytał Syriusz.
- Snape, już dawno kazałam ci odczepić się od mojej rodziny. Więc to w końcu zrób - chłodno powiedziała Maya. - Nadal nie rozumiem, dlaczego ty tu jeszcze uczysz. Nie chcę mi się jednak dzisiaj z tobą kłócić. Naomi, chodź.
- Jasne. Do zobaczenia później - rzekła Naomi, podchodząc do swojej rodziny i żegnając się z pozostałymi nastolatkami. Maya wystąpiła naprzód, jakby chcąc chronić swoją rodzinę przed Snape'em.
- Odczep się od mojej rodziny. Naomi, Jason i Harry nic nie zrobili, a ty traktujesz ich jak najgorsze ścierwo - wycedziła Maya.
- Cała trójka jest niezwykle arogancka oraz bezczelna i zasługuje na kary, jakie dostają - stwierdził Snape.
- Zamknij się Smark. Nie pozwalam ci obrażać mojej rodziny - powiedział Syriusz, stając koło Mayi.
- Zwiewamy - wyszeptał cicho Lee, widząc, że dorośli zajęli się sobą. Naomi, Harry i Jason byli bezpieczni przy Syriuszu i Mayi, więc można było ich zostawić.
Reszta grupy szybko więc weszła w korytarz pędzący do lochów, by szybko zaszyć się tam w łazience - dziewczyny w swojej, chłopcy w swojej. Niewykluczone, że Snape zapomni o nich, gdyż i tak najbardziej zawzięty był na Blacków. Jego nienawiść do wszystkich dzieci Huncwotów była bardzo widoczna.
Po pewnym czasie zaczęli wychodzić z łazienki. Pierwsi z lochów wyszli Cedrik i Michael, gdyż byli Puchonami i Snape nie miał do nich aż takiej nienawiści, jak do Gryfonów. Potem wyszli Lee, Branca i Sanne - dziewczyny nie znały dobrze zamku, więc potrzebowały kogoś do pomocy. Później ruszyli Fred z Sophie i dopiero na koniec Sally i George.
Wszyscy oprócz dwójki Puchonów mieli spotkać się na błoniach. Ci dwaj stwierdzili, że pójdą się pouczyć i co dziwne, nikt im tego nie bronił.
Sally wiedziała, że bliźniacy i Lee nadal mają pamiętają mecz sprzed roku, w którym Puchoni wygrali z Gryfonami. Jednak ze względu na przyjaciółki postarali się ich zaakceptować. Nie zmieniało to jednak faktu, że zapewne gdzieś to w nich siedziało.
Mieli wielkiego farta, bo udało im się nie natknąć na Snape'a. Najwyraźniej ten poszedł się otrząsnąć po spotkaniu z Blackami.
Reszta dnia minęła już na szczęście miło i bez dram. Przy okazji też bliźniakom udało się zebrać kilka zakładów. Widać było też, że nowe znajome bardzo się zaaklimatyzowały w Hogwarcie. Bardzo chętnie spędziły z nimi dzień i mimo początkowego spięcia związanego z nazwiskiem Naomi, było w porządku.
W końcu nadszedł czas wyboru kandydatów do Turnieju. Wszyscy patrzyli na Czarę Ognia z wyczekiwaniem.
Sally zauważyła, że w Wielkiej Sali zjawili się nawet Maya i Syriusz, którzy stanęli pod ścianą. Wywołało to niemałe poruszenie, w końcu od czasu uniewinnienia Syriusza minęło ledwo pół roku. Szybko zostało jednak ono stłumione przez Dumbledora, który rozpoczął ceremonię. Dziewczyna była ciekawa, co takiego sprowadziło ich do Hogwartu tego dnia, ale nie miała okazji zapytać o to Naomi prrzed ucztą.
Pierwszy został wylosowany reprezentant Durmstrangu - Wiktor Krum. Jego nazwisko było znane wszystkim i wiele osób się go spodziewało, wobec czego spotkał się z ogromnymi brawami.
Gdy Fleur Delacour została wybrana jako reprezentantka Beauxbatons, Sanne i Branca klaskały dosyć niemrawo - szkoda im było, że żadna z nich się nie dostała.
W końcu przyszedł czas na wybór ostatniego przedstawiciela - Hogwartu.
- Cedrik Diggory.
Sally od razu ze zdumieniem popatrzyła na przyjaciela, który oszołomiony i szczęśliwy z tego powodu wstawał ze swojego miejsca. Z jednej strony była z niego dumna, a z drugiej bała się o niego. W końcu w tym Turnieju ginęli ludzie.
Cedrik wśród okladków poszedł do sali, gdzie czekała reszta reprezentantów. Wszyscy myśleli, że to już koniec. Nikt nie spodziewał się, że Czara Ognia wypluje kolejne nazwisko.
- Harry Potter.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro