Rozdział ósmy
Poza wynikami Sumów i listą książek do szkoły, dostali też informację, by mieć ze sobą jakieś szaty wyjściowe.
Zastanawiali się, co może takiego wydarzyć się w tym roku szkolnym, ale nikt nie chciał im powiedzieć.
Na początku sierpnia, kilka dni o tym, jak przyjaciele wrócili do swoich domów, Sally spotkała się z Sophie i Naomi na Pokątnej, by wybrać sukienki. Może i nie wiedziały za bardzo, co się wydarzy, ale zamierzały ubrać się elegancko.
Szatynka kupiła sobie jasnożółtą sukienkę do kolan i z krótkim rękawem, którą pokazała kuzynce jak to wróciła z Pokątnej.
- Śliczna - przyznała Luella, unosząc wzrok znad książki, którą czytała. Siedziała właśnie na swoim łóżku, a Sally stanęła naprzeciwko niej w sukience.
- Cieszę się, mam nadzieję, że będzie odpowiednia do tej okazji - stwierdziła Sally, patrząc na założony przez siebie strój.
- A jaka to okazja? - spytała kuzynka.
- No właśnie nie wiem Lu! Ale pogrzeb to przecież raczej nie będzie - powiedziała Sally. - Wtedy rzeczywiście byłby kłopot... Chyba, że zmieniłabym kolor zaklęciem na czarną, ale gorzej, jakby nagle się stała żółta.
Luella uniosła brew.
- Nie masz żadnych czarnych sukienek? - zapytała.
- W sumie to raczej średnio, raczej nie chodzę w sukienkach, wolę spodnie. Znaczy w szafie może jakąś mam, ale nie wiem czy dobre - powiedziała szatynka, po czym podeszła do szafy i zaczęła przeglądać rzeczy. Po chwili jednak ją zamknęła.
- Zresztą po co to robię, na pewno nie będzie żadnego pogrzebu - uznała Sally.
- Oby - mruknęła kuzynka. - Bo inaczej będziesz musiała wystąpić w nim w żółtej sukience. Z pewnością wszystkich będzie to obchodzić.
Sally przewróciła oczami.
- No bardzo śmieszne, wiesz? - zapytała sarkastycznie. - Ale myślę, że to raczej nie będzie nic smutnego. Podejrzewam, że jakiś bal, tylko ciekawe, z jakiej okazji?
- Może z okazji Mistrzostw Świata w Quidditchu, świętują, że tym razem odbywają się w Wielkiej Brytanii - powiedziała Luella.
Sally wzruszyła ramionami.
- Zobaczymy.
- Co tam dziewczynki porabiacie? - zapytała ciotka Kaitlyn, zaglądając do pokoju. - Jaka ładna sukienka! Darl, chodź, zobaczysz naszą Salcię w sukience!
Sally skrzywiła się z niesmakiem na to słowa "nasza Salcia". W ogóle niby jaka ich, skoro widziały się raz na kilka lat?
A po drugie, kompletnie nie podobało je jej się słowo "Salcia". Miała imię, dlaczego nie mogła nazywać jej po prostu Sally?
Obie ciotki weszły do pokoju i zaczęły oglądać jak szatynka wygląda w sukience.
- Oh, dlaczego ty praktycznie nie nosisz sukienek? - zapytała ciotka Darlene.
- Właśnie, tak ci ładnie! - dodała Kaitlyn z zachwytem. - Twojemu chłopakowi na pewno się spodoba!
- Może po prostu nie lubi sukienek? - zasugerowała Luella, a Sally w duchu przyznała jej rację.
- Nie przesadzaj Luello, co jest złego w sukienkach? - zapytała Darlene.
- Ty też mogłabyś czasami jakąś założyć córeczko - stwierdziła Kaitlyn, na co Lu przewróciła oczami. - Pojedziemy na jakieś zakupy, coś ci ładnego wybierzemy...
Obie nastolatki cicho westchnęły. Sally wiedziała, jak wyglądają zakupy z ciotkami, gdyż była kiedyś z nimi i Luellą na nich. Jedno z najstarszych wspomnień z nimi dotyczyło właśnie tego, że Darlene i Kaitlyn uznały, że wezmą ją na damskie zakupy, skoro nie miała mamy, która by z nią na takowe poszła.
Obie uwielbiały jej wciskiwać wszelkie ubrania, najczęściej sukienki, chociaż ona rzadko je nosiła. W szkole rzecz jasna do mundurku miała spódniczkę, ale po lekcjach przebierała się w spodnie.
Po prostu tak wolała i już.
Dużo bardziej lubiła damskie wypady z Naomi i jej mamą. Maya umiała jej wyszukać różne ciuchy, które by jej pasowały. Czasami znajdowała też coś eleganckiego, co niekoniecznie musiało być sukienką.
- Tutaj jesteście, szukaliśmy was właśnie... Oh - powiedział wujek Justyn, wchodząc do pokoju, a za nim wujek Max.
Obaj przez chwilę przestali się uśmiechać, po czym westchnęli smutno.
- Nawet nie wiesz, jak ją przypominasz z wyglądu - powiedział Justyn, a wszyscy w pomieszczeniu wiedzieli, że chodzi mu o Alex.
Sally również posmutniała - co prawda niestety nie miała z mamą żadnych wspomnień, ale tęskniła za nią. Ciekawa była, jak by to było ją mieć.
- Co się dzieje? - zapytał Dedalus, wchodząc do jej pokoju. - Oh.
Również popatrzył na nią jakby wspominając coś, a dziewczyna zastanawiała się, czy trochę nie przesadzają. Zdawała sobie sprawę, że może być podobna do mamy, ale że aż tak?
Poza tym to nie pierwszy raz, gdy jest w sukience, jeśli o to im chodziło. Może chodzi w nich rzadko, ale bez przesady.
- Ślicznie wyglądasz - powiedział w końcu Dedalus, przerywając niezręczną ciszę.
- Dziękuję wam - odparła Sally.
Zanim ktoś zdążył coś jeszcze powiedzieć, do pokoju wpadli Julian, Carter, Jaydan i Avril, po czym zaczęli pytać, kiedy obiad. Dorośli wyszli więc z pokoju, zabierając ich i zostawiając Sally i Luellę znów same.
- Tęsknisz za nią, prawda? - spytała cicho Lu, a Sally nawet nie musiała pytać, o kogo jej chodzi.
Usiadła obok kuzynki i westchnęła.
- Tak. Co prawda jej właściwie nie znałam, ale ponoć była wspaniała - smutno odparła Sally.
Luella odłożyła na bok książkę, którą wciąż trzymała w rękach i objęła szatynkę.
Krukonka była zaskoczona, ale też wdzięczna za ten gest.
~
Jednakże poza tym, że czasami robiło się nostalgicznie, albo irytująco, wakacje przebiegały nawet w porządku. Od kilkudniowej wizyty u Naomi i późniejszego spotkania z przyjaciółkami na Pokątnej Sally miała lepszy humor.
Pozostała część rodziny była podekscytowana finałem Mistrzostw Świata w Quidditchu, który zbliżał się szybkimi krokami.
Dodatkowo, gdy rodzinka dowiedziała się, że Harry Potter mieszka u Blacków i Sally go zna, coraz częściej wspominali, że chcą, by ich z nim poznała, gdy spotkają go na Mistrzostwach.
Szczerze mówiąc, irytowało ją to. Czy Potter był jakimś okazem w zoo, że wszyscy chcieli ciągle go oglądać?
Zdawała sobie sprawę, że jest sławny, chociaż nie miała pojęcia, w jaki sposób pokonał Voldemorta mając ledwo rok. Mimo wszystko widać było, że nie jest z tego powodu w żaden sposób nadęty, czy coś w tym stylu.
Zresztą nie był to pierwszy raz, gdy go widziała poza szkołą. Miała okazję go poznać kilkanaście lat wcześniej, chociaż wspomnienie to ukryło się między innymi...
Sześcioletnia Sally weszła do sklepu razem z tatą. Był to co prawda mugolski sklep, lecz im to nie przeszkadzało - mieli trochę wymienionych ich pieniędzy, a nie byli z osób, które przejmowałoby się tym, z którego świata coś pochodzi.
Kiedy kupili co chcieli, Dedalus zaczął się rozglądać jeszcze po sklepie, a Sally wzięła do buzi jeden z cukierków, który tata jej kupił. Wtedy jednak dostrzegła niedaleko niskiego, czarnowłosego chłopca w wieku około czterech lat. Był ubrany w jakieś dziwne ciuchy - jakby na niego za duże.
Była ciekawska, więc podeszła do niego. Zobaczyła, że zielone oczy, okulary, opadającą grzywkę oraz, że jest jakiś smutny.
- Hej, jestem Sally, a ty? - zapytała, podchodząc do niego.
Chłopiec spojrzał na nią zdziwiony, jakby po raz pierwszy w życiu ktoś się do niego odezwał.
- Jestem Harry - odparł nieśmiało.
- Cześć Harry, miło cię poznać! - rzekła dziewczynka. - Czemu masz takie duże ubrania?
Nie miała złych zamiarów, po prostu była bezpośrednia. Chłopak jednak najwyraźniej się speszył.
- Po kuzynie - wybąkał chłopak, a ona pomyślała, że pewnie jest biedny.
- Przepraszam! Chciałbyś cukierka? - zapytała Sally. - Tata kupił mi przed chwilą, dobre są!
Wyciągnęła z kieszeni jeden z cukierków, a Harry niepewnie go przyjął.
Schował go do kieszeni, a następnie poprawił sobie rozczochrane włosy. Wtedy dziewczynka zwróciła uwagę na coś, czego wcześniej nie zobaczyła.
Bliznę na czole.
- Czekaj, czy ty jesteś Ha... - zaczęła mówić, ale wtedy przyszedł Dedalus.
- Ty jesteś Harry Potter! - zawołał głośno. - Na Merlina!
- Pan mnie zna? - zapytał chłopczyk, lecz niestety wtedy podeszła do nich jakaś kobieta z dosyć grubym chłopcem za nią.
- Potter, gdzie ty łazisz! - warknęła.
- Przepraszam ciociu - powiedział Harry, spuszczając głowę w dół.
- Czemu pani na niego krzyczy? - spytała Sally, jednak została zignorowana.
Kobieta pociągnęła bruneta i razem z nim oraz drugim chłopakiem wyszła ze sklepu.
Dedalus wydawał się zafascynowany tym, że spotkał samego Harry'ego Pottera, który pokonał Voldemorta, będąc niemowlakiem.
Sally jednak pomyślała wtedy o tym, że ten chłopiec nie zachowywał się, jakby w ogóle zdawał sobie sprawę z tego, kim jest.
A na dodatek wcześniej myślała o tym, że jest po prostu biedny. Jednak ubiór jego rodziny wydawał się odbiegać od biedy. Mieszkając w mugolskiej wiosce, wiedziała trochę o tym.
To było dziwne.
Powiedziała o tym tacie, lecz ten jej nie uwierzył. Z czasem już sama nie wiedziała, czy naprawdę spotkali tego Harry'ego, czy tylko im się przywidziała blizna na jego czole. W końcu widać ją było tylko przez krótką chwilę.
Mimo wszystko jednak uznała, że to to raczej był on, chociaż z tego co zauważyła, nie poznał jej. Zresztą nie dziwiła się, przecież była wtedy dużo młodsza. To było w końcu dziesięć lat temu.
Jednakże poza faktem chęci osobistego poznania Harry'ego, Dedalus chciał poznać też jej nowych przyjaciół, czyli George'a, Freda i Sophie. W końcu Naomi, Michaela, Andrewa, Cedrika i Adriana już znał, ale tą trójkę osób widział tylko chwilę na peronie.
A już niedługo miał poznać ich na żywo.
W dzień, kiedy mieli lecieć na Mistrzostwa, wstali bardzo wcześnie. Zaczęło się pakowanie, oraz szykowanie żywności, co było trudne, bo każdy chciał coś innego.
Gdy w końcu udało się wszystko jakoś ogarnąć, ruszyli na świstoklik, który był starym kapeluszem leżącym na pagórku.
W końcu chwycili za niego i tak właśnie polecieli na Mistrzostwa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro