Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział dziewiąty

Wyprawa z kilkoma dzieciakami z pewnością nie jest najłatwiejsza.

Gdy w końcu dotarli na swoje miejsce na kempingu, dorośli starali się rozłożyć trzy namioty, natomiast Sally i Luella starały się pilnować Cartera, Jaydana, Juliana i Avril.

- Hej, a może wam pomóc, co?

Sally odwróciła się i z uśmiechem spojrzała na George'a, Freda, Sophie i Naomi idących przez obozowisko w jej stronę. Najwyraźniej zdążyli już się rozgościć i teraz szukali pozostałych przyjaciół i znajomych.

Sally natychmiast podeszła do nich i przytuliła się na przywitanie.

- Cześć, cieszę się, że was widzę! - powiedziała uradowana.

- My ciebie też, Naczelna Swatko - powiedział George, szczerząc się do niej. Następnie w szóstkę zachichotali.

- George jest nadal bardzo dumny z tego, że zeswataliście mnie i Sophie - powiedział Fred z rozbawieniem, na co jego brat się wyprężył.

- A Fred dopiero co zastanawiał się jak się zachować przed moim tatą - stwierdziła Sophie. - Zestresował się.

- Bez przesady - mruknął Fred. - Zresztą sama się stresowałaś bardziej poznaniem mojej rodziny, bo ja twoją poznałem kilka tygodni temu.

- Oh, cześć wam! - powiedział nagle Dedalus, pojawiając się obok Sally. - Ciebie Naomi znam, a wy to pewnie jesteście Sophie, Fred i George, o których moja córka mi tyle opowiadała? Ja jestem Dedalus Diggle.

- Wcale nie było tego tak dużo! - odparła Sally pośpiesznie. - Ale tak, to moi przyjaciele.

- Fred i Sophie są jej najlepszymi przyjaciółmi, tak samo Naomi, a ja najcudowniejszym, najwspanialszym przyjacielem - powiedział George, po czym wyszczerzył się i objął szatynkę ramieniem.

W sumie chyba nawet nie powinno jej to dziwić. Naprawdę bardzo lubiła bliźniaków za te ich wygłupy.

Dedalus zachichotał.

- Widać, że ktoś tu zazdrosny o miano najlepszego przyjaciela, co? - zapytał z rozbawieniem mężczyźna.

- Oczywiście! - powiedział George radośnie.

- Czyli to są ci twoi przyjaciele? - spytała Luella, podchodząc do nich. - Jestem Luella Russo, kuzynka Sally.

Zanim Sally zdążyła coś odpowiedzieć, podbiegła do nich Avril i spojrzała na George'a, który dla małej dziewięciolatki musiał być wręcz gigantem.

- Kim jesteście? - spytała.

- Jestem przyjacielem twoje kuzynki - odparł George, po czym zdjął rękę z ramienia Sally i ukucnął przy małej Russo. - Urocza jesteś, wiesz?

- Hej, nie podrywaj mojej kuzynki! - stwierdziła ze śmiechem Sally.

- Co to znaczy podrywać? - zapytała zaciekawiona Avril.

- To znaczy, że zaraz poderwę cię do góry i zrobimy karuzelę! Łii! - powiedział George, po czym podniósł się i podźwignął dziewięciolatkę. Następnie zaczął się z nią kręcić wokół własnej osi, a Avril zapiszczała z zachwytu. Po chwili postawił ją delikatnie na ziemi.

- Było fajnie! - powiedziała zachwycona dziewczynka, a wszyscy się zaśmiali.

- Kim jesteś i czemu podniosłeś moją córkę? - krzyknęła ciotka Darlene, która już zbliżała się razem z drugą ciotką, oboma wujkami oraz trójką kuzynów.

- Spokojnie ciociu, to mój przyjaciel - powiedziała Sally, jednak kobieta i tak od razu wzięła Avril za rękę i pociągnęła ją z dala od rudowłosego, po czym spojrzała na niego nieufnie.

- Dedalusie, czy ty go znasz? - zapytała ciotka Kaitlyn.

- Tak, oczywiście - powiedział spokojnie Dedalus. Co prawda poznał go dopiero przed chwilą, jednak ufał swojej córce. Poza tym przecież Weasley nie zrobił nic złego, wręcz przeciwnie, w sumie go rozśmieszył.

Wujostwo nie było z tego szczególnie zadowolone, jednak w końcu dało spokój. Zwłaszcza, że bliźniacy, Sophie i Naomi zaoferowali pomoc w rozłożeniu namiotów, a potem nawet przez chwilę trochę się pobawili z dzieciakami.

Później natomiast Sally z przyjaciółmi postanowiła pójść do ich obozowiska. Gdy szli, w międzyczasie minęli Też Michaela, Cedrika, Andrewa i Adriana, z którymi się przywitali. Ci mieli iść po wodę, więc obiecali, że później jakoś się znajdą. Z Lee, Angeliną, Alicją, Katie ponoć już wcześniej się spotkali, zanim dotarli do Sally.

Znaleźli się w końcu przy namiocie Weasleyów, gdzie którym zastali czwórkę rudowłosych osób.

Sally rozpoznała pana Weasleya, którego widziała już zresztą choćby na peronie, a także Percy'ego, starszego brata bliźniaków. Był on w poprzednim roku Prefektem Naczelnym, a Naomi i Cedrik jako Prefektowie Hufflepuffu ciągle narzekali na jego zbyt długie wykłady.

Nie znała natomiast dwójki pozostałych rudzielców, jednak domyśliła się, że są to dwaj najstarsi bracia Weasley.

Przywitała się ze wszystkimi, a Bill i Charlie się jej przedstawili. W sumie miło jej było ich poznać, zwłaszcza, że trochę już o nich słyszała od bliźniaków.

- A gdzie reszta? - zapytał Fred, gdy już w końcu się przywitali.

- U Blacków siedzą teraz w namiocie - odparł Artur.

- To może w sumie też tam pójdziemy - uznał George. - Chyba, że jeszcze coś trzeba?

- Nie, Harry, Ron, Hermiona i Jason zdążyli już wodę przynieść w międzyczasie, ognisko rozpaliłem, a do meczu jeszcze dużo czasu - odparł pan Weasley pogodnie. - Bawcie się dobrze!

- Jasne tato! - odpowiedzieli bliźniacy, po czym całą piątką poszli za Naomi do jej namiotu. W międzyczasie bliźniacy pochwalili się, jak to wysłali swojemu bratu Percy'emu łajno, a on był przekonany, że to jakiś rzadki nawóz.

W namiocie Blacków zastali grupę osób, w tym Mayę i Syriusza gadających sobie z rodzicami Sophie - Edwardem i Caroline Masonami.

Edward był mężczyzną o krótkich, czarnych włosach, oraz zielonych oczach, natomiast Caroline miała długie blond włosy i niebieskie oczy.

Oprócz nich, niedaleko siedzieli Harry, Jason, Ron, Hermiona, Ginny oraz Taylor, brat Sophie. Był on brunetem o niebieskich oczach. Grali sobie najwyraźniej w Eksplodującego Durnia i nawet nie zauważyli wejścia starszych nastolatków.

- Oh, Sally, miło mi cię zobaczyć! - powiedziała Caroline, po czym przytuliła Sally.

- Uhh, dzień dobry pani - odparła zaskoczona szatynka.

- Sophie wiele mi o tobie mówiła! - powiedziała Caroline, na co jej córka westchnęła.

- Mamo! - rzekła Sophie, a bliźniacy zachichotali.

- To miło - odparła Sally z uśmiechem.

Po chwili przyłączyli się do gry razem z młodszymi nastolatkami, co było naprawdę świetną zabawą. Przerwali dopiero, kiedy Naomi i Sally uznały, że przydałoby się znaleźć Jonesa i resztę znajomych, z którymi mieli się spotkać.

Tak więc poszli tam w szóstkę - zabrali Taylora, który przyjaźnił się z Alice, siostrą Michaela.

Tak w sumie minęła im większość tego dnia, na chodzeniu po  obozowisku i spędzaniu czasu ze znajomymi.

Po kilku godzinach zaczęli pojawiać się sprzedawcy z różnymi dekoracjami, figurkami, czy innymi rzeczami do kibicowania, więc wszyscy poszli coś sobie tam kupić.

Praktyczne wszyscy kupili sobie zielone rozetki, omnikulary do spowalniania i powtarzania akcji, oraz inne rzeczy przydatne do kibicowania i oglądania meczu.

Sally udała się na miejsce razem ze swoją rodziną. Niestety Sophie, Naomi i bliźniacy ze swoimi rodzinami siedzieli gdzieś indziej. Miała jednak niedaleko siebie Jonesów, z czego się cieszyła.

Mecz w końcu się zaczął. Najpierw pojawiły się maskotki drużyny bułgarskiej, którymi okazały się wile.
Dosyć mocno działały one na chłopaków, zwabiając ich swoim urokiem.

Oczywiście jej kuzyni od razu popędzili do barierek, a Sally razem z Luellą starały się ich powstrzymać. Wujkowie również wydawali się zafascynowani, przez co oberwali od swoich żon, a Dedalus po prostu się wpatrywał.

U siedzących nieopodal Jonesów również było widać zamieszanie, bo Michael i jego tata Samuel byli powstrzymywani przez mamę Michaela - Kate, oraz jego siostrę Alice. Mimo wszystko dziewczyna zachichotała, gdy chłopak próbował się wyrwać.

Po chwili jednak zobaczyli maskotki Irlandii. Były to leprokonusy, które rozsypywały swoje złoto.

Sally w przeciwieństwie do swojej rodziny i części przyjaciół nie była aż taką fanką Quidditcha, jednak musiała przyznać, że gra była naprawdę dobra. Trwała naprawdę długo, a wszyscy byli podekscytowani byli do samego końca.

W końcu wygrała Irlandia, chociaż znicza złapał szukający Bułgarów - Krum. Po skończonym meczu wszyscy byli w euforii.

Jej rodzina postanowiła świętować w ich namiotach, natomiast Michael został z siostrą i jej przyjaciółmi w namiocie Jonesów, bo ich rodzice poszli się spotkać ze znajomymi. Jednakże mieli do niego dołączyć Cedrik, Andrew i Adrian.

Sally natomiast poszła z Sophie i Naomi do namiotu Weasleyów. Była tam cała siódemka młodych Weasleyów, oraz Harry i Hermiona.  

- Krum jest najlepszy - powiedział Ron, gdy wszyscy stali, albo siedzieli i gadali.

- Akurat - odparł mu George, pokazując mu język.

- Lata jak ptak, albo jeszcze lepiej - upierał się najmłodszy z braci.

- To więcej niż sportowiec - dodał po chwili pewnie.

Bliźniacy zaczęli skakać wokół niego, powtarzając Krum i narzucając na niego szalik Irlandii.

Ron szybko go zdjął i powiedział:

- To artysta!

- Chyba się w nim zakochałeś - mruknęła Ginny, mająca ubaw z brata.

- Krum ja cię kocham

- Do ciebie szlocham!

- Wciąż o ciebie śnię!

- Nawet gdy jeszcze nie śpię!

Fred i George zaczęli śpiewać piosenkę, naśmiewając się przy tym z brata. Reszta zgromadzonych wtórowała im, wszyscy mieli dobry humor.

- Irlandczycy nieźle świętują - rzekł nagle jeden z bliźniaków, słysząc odgłosy z zewnątrz.

- Dosyć! Przestańcie! To nie Irlandczycy!

Do namiotu nagle wbiegł pan Weasley i zaczął ich poganiać do wyjścia.

- Trzeba się stąd wynosić! Już!

Wszyscy wybiegli z namiotu, a na zewnątrz ujrzeli totalny chaos. Wszędzie widać było uciekających ludzi i ogień.

- Natychmiast do świstoklika! I trzymać się razem! - zawołał Artur.

Sally była przerażona tym, co się tam działo. Nagle zobaczyła tłum odzianych całkowicie na czarno postaci, z założonymi maskami.

Postacie, o których słyszała, lecz nie sądziła, że kiedykolwiek zobaczy.

Śmierciożercy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro