Rozdział dwudziesty trzeci
Wraz z początkiem grudnia ogłoszono Bal Bożonarodzeniowy, co wzbudziło falę różnych plotek i rozważań.
Był też koniec semestru, w związku z czym nauczyciele też jeszcze bardziej od nich wymagali, chociaż mało kto miał ochotę się uczyć. Wszyscy byli raczej zbyt przejęci nadchodzącym wydarzeniem, by myśleć o pisaniu wypracowań.
Mimo wszystko jednak Sally, Sophie i Naomi usiadły w bibliotece przy jednym ze stolików - w miarę oddalonym od Kruma i jego fanek, ciągle przesiadujących w bibliotece - oraz starały się zrobić każda swoje wypracowanie.
- Ciekawa jestem, kiedy Fred postanowi mnie zaprosić. Niby jesteśmy razem, ale jednak... - stwierdziła Sophie, przerywając pisanie swojego wypracowania z transmutacji.
Teoretycznie się uczyły, ale praktycznie ciężko było im się skupić. Jednak przynajmniej spędzały ten czas w miłym towarzystwie.
- Niech się chłopak postara, a nie liczy, że skoro jesteście razem, to już wszystko jest oczywiste - stwierdziła Sally, która zajmowała się esejem z zaklęć.
- A twój chłopak kiedy cię zaprosi w takim razie? - spytała Naomi znad swojego referatu z zielarstwa. Szatynka wzruszyła ramionami.
- Nie mam pojęcia, ostatnio było trochę lepiej, ale on ma jakieś humorki. Poza nimi to tak, Andrew zaprosił już Tamsin, Adrian Silvię, a za to jestem ciekawa, z kim pójdą George i Lee - zastanawiała się Sally.
- Może Sanne i Branca zostaną przez nich zaproszone? Wydaje mi się, że całkiem się wzajemnie polubili - uznała Sophie, a przyjaciółki pokiwały głowami.
- W sumie prawda, niewykluczone. A jak tam twój brat? Zaprosił już kogoś? - spytała Naomi.
- A co, chętna? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, a po chwili wszytkie zachichotały.
- W sumie gdyby nie to, że mam chłopaka... - Puchonka zaczęła udawać, że się zastanawia, a przyjaciółki znowu ogarnęła duża wesołość.
Niby powinne uważać, żeby nie być za głośno i nie zostać wyrzucone z biblioteki, ale uczniów tu było dzisiaj na tyle dużo, że nikt nie zwrócił na to uwagi.
- Jeszcze nikogo nie zaprosił, ale ciekawa jestem, z kim pójdzie - przyznała Sophie.
- Z moimi braćmi jest różnie. Jason jest co prawda o rok za młody, ale podobno coś kombinuje, żeby pójść na Bal. A Harry wręcz odwrotnie, mam wrażenie, że wolałby być na jego miejscu, ale niestety jako reprezentant musi otwierać Bal wraz ze swoją partnerką, której jeszcze nie znalazł - stwierdziła Naomi. Po tym, jak pierwsze zadanie już minęło, czuła się już troszkę lepiej. Oczywiście, nadal była kwestia kolejnych konkurencji, ale do nich było jeszcze trochę czasu i starała się o tym na razie nie myśleć.
- I skończyłam to wypracowanie! Teraz muszę się zabrać za eliksiry, ale chyba będzie mi potrzebna jeszcze jakaś książka, bo w tym podręczniku jest mało informacji - westchnęła Sophie, po czym wstała z zamiarem poszukania jakiegoś lepszego źródła wiedzy.
Kilka minut po tym, jak poszła poszukać książki, podszedł do nich wysoki, czternastoletni chłopak o jasnobrązowych włosach i niebieskich oczach.
- Cześć Edwin - powiedziała Naomi, uśmiechając się. - Co tam?
Edwin był synem ich zeszłorocznego nauczyciela z Obrony przed Czarną Magią, Remusa Lupina. On i jego siostra bliźniaczka, Doris byli dla Naomi i Jasona jak kuzynstwo oraz znali się od dziecka ze względu na przyjaźń Blacków i Lupinów.
- Cześć wam, właśnie przyszedłem poszukać czegoś o antidotiach na trucizny, bo Snape zapowiedział nam z tego sprawdzian - stwierdził chłopak, krzywiąc się na wspomnienie o nauczycielu. - Czy on naprawdę może otruć nas lub nasze zwierzęta?
Spojrzał z wyczekiwaniem na starsze dziewczyny, które westchnęły. Sally odłożyła pióro i rozpostarła się na krześle.
- Szczerze mówiąc, chyba wszystkiego można się po nim spodziewać.
- To z pewnością bardzo uspokajające słowa - stwierdziła sarkastycznie Naomi.
- Życie - odparła Sally, wzruszając ramionami. Następnie spojrzała na Edwina. - Słuchaj młody, jak ci życie miłe, to lepiej nic od niego nie przyjmuj.
- Dzięki - bąknął zmieszany szatyn, nie będąc najwyraźniej pewnym, czy wierzyć jej na słowo.
- Jeśli Snape będzie próbował ci coś dać, to najlepiej oddaj to komuś, kogo nie lubisz - stwierdziła Naomi, a Sally pokiwała głową.
- Słusznie.
Dziewczyny pamiętały swoje lekcje eliksirów, w tym też te z czwartego roku. Cieszyły się, że już zrezygnowały (a właściwie nie zdały) z tego przedmiotu. Przerąbane miała szczególnie Naomi, jednak Sally również nie błyszczała zbytnio na tych lekcjach.
Chwilę pogadały z Edwinem, zanim ten poszedł szukać informacji o antidotum na trucizny. Krukonka i Puchonka wróciły do nauki, aż w końcu po kilku minutach wróciła Sophie. Jak się jednak okazało, miała niepokojące wieści.
Upewniły się, że nikt ich nie podsłuchuje, po czym dziewczyna opowiedziała, co i kogo przypadkiem podsłuchała.
- Fletcher z Chyną Richards i Geraldine Roberts o nas - powiedziała Sophie. Te dwie ostatnie były jednymi ze Ślizgonek, które już w poprzednim roku sprawiały im trochę kłopotów wraz z Fletcher.
- To może teraz będziemy podrywać Kruma? - zapytała Fletcher.
- Jeszcze nikogo nie zaprosił, na pewno czeka na kogoś specjalnego. Jakby się udało, to byłoby dobrze, ale innych interesujących chłopców też znajdziemy - odparła jej Chyna.
- Szkoda, że Diggory zajęty, ale za bardzo jest zżyty z tymi zdrajcami krwi - stwierdziła z niesmakiem Geraldine.
- Nieistotne. Jest sobie z tą siostrunią Pottera, równie żałosną co on. Ale za to i tak wszyscy w końcu pożałują, że nas nie docenili - powiedziała Richards.
- Szkoda tylko, że Martina już z nami nie jest. Może niepotrzebnie kazałaś jej wybierać między nią, a siostrą? - zasugerowała Roberts.
Słychać było prychnięcie.
- Po prostu miałam dosyć tego, że mimo wszystko z nią rozmawia. Miała wybór, ale teraz z nikim nie rozmawia i najwyraźniej woli być sama. Bo jej siostra też na zachwyconą nie wygląda. Ale to nieistotne, teraz Eveline będzie moją lewą ręką, a ty prawą - powiedziała Richards.
- A czemu ja nie mogę być prawą? - jęknęła Fletcher.
- Raz, że jesteś Krukonką, a dwa, bo nie potrafiłaś zatrzymać przy sobie tej głupiej blondyneczki do robienia za ciebie lekcji, więc tym bardziej nie zasługujesz na ten tytuł tak bardzo jak Geraldine - odparła Chyna.
- A ty nie zatrzymałaś przy sobie trzech osób! - wytknęła jej Eveline.
- Po prostu pozwoliłam im odejść, bo nie były mi potrzebne - wyjaśniła Chyna.
Sally i Naomi z uwagą wysłuchały rozmowy, którą streściła im przyjaciółka.
O co mogło chodzić?
- Te gnidy przyczepiły się do nas bez powodu, a teraz znowu próbują coś knuć - prychnęła pogardliwie Sally. Nienawidziła Fletcher i reszty jej bandy.
- Właśnie, co za szuje - stwierdziła Naomi.
Dziewczyny były wzburzone i jeszcze przez pewien czas rozmawiały o tym. Już nie wróciły do lekcji, gdyż za bardzo przejęły się tym wszystkim.
Gdy dziewczyny wracały, zaczepił je jakiś chłopak z Durmstrangu, który chciał zaprosić Sophie na Bal. Już sama miała odmówić, gdy nagle zza rogu wyskoczył Fred, twierdząc, że on z nią idzie. Wywiązała się z tego awantura, gdyż w końcu Fred powinien był porozmawiać z Sophie, a nie uznać, że idą razem, bo są parą.
~
Na szczęście już następnego dnia Fred zaprosił Sophie na Bal, a wcześniej ją przeprosił. Sally ucieszyła się, widząc, jak jej przyjaciele weszli razem do Wielkiej Sali z uśmiechami na ustach i trzymając się za ręce. Po chwili rozdzielili się - Fred usiadł obok George'a i Lee przy stole Gryffindoru, a Sophie przy stole Ravenclawu wraz z Sally, Sanne i Brancą.
- Zaprosił cię wreszcie! - ucieszyła się Diggle, widząc uśmiech przyjaciółki i trzymane przez nią czekoladki. Sanne i Branca popatrzyły na blondynkę z ciekawością.
Ta pokiwała głową, po czym sięgnęła po tosta.
W tym samym czasie natomiast Fred rozmawiał z George'em i Lee.
- Całe szczęście, że udało ci się to zrobić zanim Taylor się dowiedział - stwierdził młodszy bliźniak, na co brat pokazał mu język, a następnie parsknął.
- Myślisz, że boję się piętnastolatka? - spytał urażony Fred. Jednocześnie jednak rozejrzał się, by upewnić się, czy nie ma Taylora w pobliżu, na co następnie we trzech zachichotali.
To wszystko oczywiście były żarty, lubili młodszego brata Sophie, lecz w nie on był czynnikiem, dla którego w końcu ją zaprosił.
- Uważaj, żeby tego nie usłyszał - rzekł z udawaną powagą George.
- Bo jeszcze przyjdzie i będzie straszył w nocy - dodał Lee, po czym wszyscy znowu parsknęli śmiechem.
- A wy już kogoś zaprosiliście? - spytał Fred, na co pozostali pokręcili głowami.
- Ale liczę, że Branca się zgodzi. A ty George, kogo zapraszasz? Sanne? - spytał Lee przyjaciela.
- Nie, Sally, wiesz? - powiedział ironicznie.
W sumie trochę się nad tym zastanawiał, ale uznał, że rzeczywiście najlepiej byłoby zaprosić Sanne. W końcu byli dobrymi znajomymi, nawet jeśli znali się dopiero od kilku tygodni. Gdyby Sally nie miała chłopaka, to może rozważyłby jej zaproszenie (w końcu się przyjaźnili), ale w obecnej sytuacji zrobienie tego byłoby niezręczne.
- Ale ona ma chłopaka, wiesz o tym braciszku? - zapytał Fred, na co brat pokazał mu język.
- Wiem przecież, tylko żartuję. Sanne zaproszę - rzekł, po czym odwrócił się w stronę stołu Ravenclawu, przy którym siedziały obie szatynki, oraz Sophie i Branca.
- Myślicie, że dobrym pomysłem będzie wysłanie listu? - zapytał po chwili George.
- A nie mógłbyś sam jej zapytać? - spytał Lee.
- Właśnie, ja Sophie dałem czekoladki! - rzekł Fred, na co Jodan parsknął.
- A wcześniej zrobiłeś scenę zazdrości. Uroczo - mruknął.
- Pożyczę sowę od Rona - oznajmił George, po czym wstał, by podejść do siedzących niedaleko Harry'ego, Rona i Hermiony. Fred ruszył za nim, ciekawy, jak to się potoczy. Lee został na swoim miejscu, z zamiarem przyglądania się temu z daleka.
Młodszy brat akurat układał zamek z eksplodujących kart, a gdy podeszli, budowla wybuchła i osmaliła mu brwi.
- Ślicznie wyglądasz Ron... Będzie pasowało do twoje wyjściowej szaty - stwierdził z rozbawieniem Fred, nawiązując tym samym do stroju przysłanego Ronowi przez rodziców, który wyglądał jak sukienka ich ciotki Tessie.
Nie zamierzali przegapić okazji do ponabijania się z brata - chociaż gdyby zrobił to ktoś, kogo nie lubili, stanęliby w jego obronie. Pewne rzeczy po prostu nie mogą wychodzić poza rodzeństwo i przyjaciół.
Usiedli naprzeciwko młodszych Gryfonów.
- Ron, pożyczysz nam Świstoświnkę? - zapytał George.
- Nie, poleciała z listem Ginny - odrzekł Ron. - A po co?
- Bo George chce ją zaprosić na bal - powiedział ironicznie Fred.
- Do wysłania listu, matołku - rzucił George.
- Do kogo wy właściwie piszecie, co? - zapytał Ron.
- Trzymaj swój nochal z daleka, Ron, albo go ci również osmalę - rzekł Fred, wymachując ostrzegawczo różdżką.
- No to jak... macie już dziewczyny na bal? - zapytał George Rona i Harry'ego.
- Nie - odparł brat, a Potter pokręcił przecząco głową.
- To lepiej się pospieszcie, bo inaczej wszystkie zostaną już zaproszone przez kogoś - stwierdził Fred.
- Wy z tym problemu raczej nie macie, co? - zapytał Ron.
- Oczywiście, że nie. Zaprosiłem już Sophie, wiadomo - powiedział Fred.
- A ja zamierzam zaprosić Sanne - powiedział George, po czym wziął jeden z pustych pergaminów leżących na stole, a następnie go zmiął go w kulkę.
Odwrócił się w stronę stołu Ravenclawu, po czym krzyknął:
- Hej, pójdziesz ze mną na bal?
I rzucił. Docelowo miało trafić w ramię Sanne, ale wylądowało najpierw pomiędzy nią, a Sally, po czym spadło na podłogę.
Krukonka pierwsza sięgnęła po kulkę, po czym zaczęła spoglądać zaskoczona najpierw na nią, a potem na chłopaka, który szybko do nich podbiegł.
Przez chwilę popatrzyli na siebie, po czym dziewczyna powiedziała w końcu:
- Wiesz George, to miłe, ale ja mam chłopaka.
George naprawdę nie chciał, by ich relacja się pogorszyła przez takie coś. Wyszło trochę głupio, bo w końcu nie do niej miał trafić kawałek pergaminu.
- Znaczy, to było do Sanne - rzekł rudowłosy, a Sally dopiero po chwili jakby oprzytomniała.
- Jasne, przecież wiem.
Zapanowała między nimi dziwna niezręczność, której wszyscy przypatrywali się, czekając na rozwój sytuacji.
Krukonka podała kulkę Sanne, która również wydawała się nie być pewna, co sądzić o tym wszystkim. Po chwili jednak się odezwała.
- Chętnie z tobą pójdę.
- To świetnie - powiedział, po czym wrócił do brata. Fred od razu mu pogratulował, a po chwili do gratulacji dołączył też Lee.
Naprawdę się cieszył, bo lubił Sanne i wiedział, że spędzą miło ten czas. Zarazem jednak zaczął się trochę zastanawiać, jakby to było pójść z Sally.
- Jak Michael się dowie, to chyba znowu będzie zazdrosny - powiedziała Sophie cicho do Sally, jednak ta wzruszyła ramionami.
- Bez przesady, to przecież tylko zwykła pomyłka, nic takiego - odparła Sally, po czym napiła się soku.
Poczuła się z tym niejako dziwnie. Lubiła George'a i gdyby nie miała chłopaka, to rozważyłaby pójście z nim na Bal.
Aczkolwiek czy te rozmyślania mają w ogóle znaczenie? W końcu ona była z Michaelem, a George'owi na pewno podobała się Sanne. Miała wrażenie, że między tą dwójką coś iskrzy.
- A tak właściwie to wy ich odróżniacie? - Sally zwróciła się do siedzących obok dziewczyn. Sanne i Branca pokręciły głowami.
- Teraz wiedziałam, że to George, bo widziałam, który gdzie siedział i ty go tak nazwałaś. I wstyd to przyznać, ale rzadko ich rozpoznaję - powiedziała szczerze Sanne, ewidentnie też sama nie wierząc, że się zgodziła. - Poznaję ich głównie po tym, że Fred jest z Sophie, a George nie.
Sally nauczyła się ich rozpoznawać jeszcze w zeszłym roku, gdy zaczynali się zaprzyjaźniać. Mieli chociażby trochę inny kształt nosa.
Po kilku minutach do Wielkiej Sali przyszła Naomi, która od razu podeszła stołu Krukonów i usiadła naprzeciwko przyjaciółek.
- Nie zgadniecie, w jaki sposób Jason zamierza dostać się na bal.
- W jaki? - spytała Sophie.
Sally, Sanne i Branca również popatrzyły na nią uważnie, nawet jeśli te dwie ostatnie mniej orientowały się w tym wszystkim.
- Uznał, że świetnym pomysłem będzie przekonanie kilku starszych dziewczyn, że jak pójdą z nim i jego kolegami, to dostaną autograf od Harry'ego, który im załatwi jako jego brat. A dla swoich przyjaciółek załatwił partnerów, przekonując ich, że dzięki temu przynajmniej będą mieli z kim iść a poza tym stwierdził, że może im nawet zapłacić - wyjaśniła Puchonka, sama nie dowierzając w to, co jej najmłodszy brat zrobił.
- Bratu też kogoś załatwił? - spytała Sally, na co jednak Naomi pokręciła głową.
- Chciał, ale Harry uparł się, że nie chce iść z kimś, kto patrzy tylko na jego sławę. I szczerze mówiąc rozumiem to, ale zarazem widać też tą różnicę między nimi. Jason jest bardziej beztroski, pójście na bal potraktował jak wyzwanie, którego chciał dokonać, zaprosił kogoś, ale przy okazji postarał się też o osoby dla swoich przyjaciół, dzięki czemu mogą być tam wszyscy razem. Natomiast Harry ma ze sobą ciężar bycia Wybrańcem i przyciągania kłopotów - stwierdziła Naomi, a pozostałe dziewczyny słuchały z uwagą.
- A sam Potter już wie o tych autografach, co ma dać? - spytała Sophie.
- Jeszcze nie, wie tylko, że Jason coś kombinuje, ale nie wie co - stwierdziła Naomi, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- No to będzie się działo - skomentowała Sally.
Jej przyjaciółka naprawdę miała sporo na głowie z tą dwójką braci.
~
Żeby wszyscy na Balu umieli tańczyć, w Hogwarcie zorganizowano lekcje tańca. Krukoni mieli takowe z profesorem Flitwickiem i całkiem zabawnie było patrzeć, jak ten tańczy z wyższą od niego Krukonką z czwartej klasy.
Lee zaprosił w międzyczasie Brancę, a i Michael w końcu zdecydował się zaprosić Sally.
Zaprosił ją do jednej z pustych klas, by pobyć sami. Przyniósł też bukiet róż.
- Sally, przepraszam, że ostatnio trochę się nie dogadywaliśmy. Obiecuję, że postaram się trochę poprawić - rzekł Michael. - Jako, że zaraz Bal... Chciałabyś pójść ze mną?
- Pewnie, że tak - zgodziła się dziewczyna, po czym się przytulili.
Może rzeczywiście jest szansa, że będzie dobrze i po prostu muszą nad tym popracować?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro