Rozdział dwudziesty szósty
Bal skończył się dopiero nad ranem, gdyż niektórzy tak długo tam byli. Z pewnością było to wydarzenie, którego długo nie zapomną.
Sally najchętniej przespałaby cały dzień, ale wraz z pozostałymi przyjaciółmi postarali się wstać wcześniej, by pożegnać się z Naomi. Przyjaciółka wraz z Jasonem i Harrym miała wrócić na resztę ferii do Słonecznikowego Domku, by spędzić ten czas wraz z Mayą i Syriuszem.
Kto jak kto, ale oni zdecydowanie zasługiwali, by spędzić ten czas razem. W końcu to były ich pierwsze wspólne, rodzinne święta. Przynajmniej odkąd skończyła się wojna.
Rzecz jasna Sally wiedziała o tym jako przyjaciółka Naomi, aczkolwiek nie była to jakaś bardzo powszechna informacja, gdzie się wybierają. Lepiej było, by nie dotarło to do niektórych.
Ferie mijały całkiem dobrze. Pewnego dnia Sally postanowiła przymierzyć sweter Sophie, który ta dostała od Weasley'ów.
Trochę się różniły posturą i sylwetką, ale i tak całkiem jej pasował. Przede wszystkim podobało jej się, jaki jest miły i miękki.
- Całkiem ci pasuje, wiesz? - spytała Sophie, która akurat wyszła z łazienki. Uśmiechnęła się na widok przyjaciółki w sweterku. - Mamy nawet imiona na tą samą literę, więc można by pomyśleć, że to twój.
- Podoba mi się - stwierdziła szatynka, po czym zaczęła go zdejmować. - Proszę, oddaję ci.
- Wiesz, mogłabyś go ponosić chwilę. Jestem pewna, że bliźniacy chętnie by cię w tym zobaczyli - rzekła Sophie.
- Oni może tak, ale wątpię, by Michael też. A nie chcę kolejnej kłótni - rzekła Sally i rzuciła jej sweter.
Sophie pokręciła głową i złapała sweter.
- Powinniście porozmawiać.
- Przecież rozmawiamy - stwierdziła Diggle.
- Ale o czym? O wypracowaniach dla McGonagall? - spytała Sophie. - Powinniście porozmawiać o was.
- Porozmawiamy - odparła Sally, chociaż sama nie wiedziała, kiedy mogłoby to nastąpić.
Odwlekała to, chociaż było to nieuniknione.
~
- To jakie plany na dzisiaj Georgie? - zapytał Fred, gdy spacerowali sobie po zamku. Nudziło im się i zastanawiali się, co porobić.
- Jeszcze nie wiem - odparł George. - Może...
Nie dokończył, bo akurat skręcili w korytarz i dostrzegli kilka stojących tam osób.
- Co Weasley, Potter od ciebie uciekł? Może wreszcie się tobą znudził? - zadrwił Malfoy, stojący naprzeciwko Rona.
Tuż za Ślizgonem stali jego dwaj nieodłączni kompani, czyli Crabbe i Goyle. Najwyraźniej cała trójka napadła Rona, gdy był sam i postanowili z niego podrwić.
- Zamknij się Malfoy - burknął Ron, zaciskając pięści.
- A bo co? Gdzie on teraz jest, jakoś cię nie broni - zadrwił Malfoy i popatrzył na rudowłosego z pogardą. - Kto by zresztą chciał przyjaźnić się z kimś takim jak ty....
- Malfoy, nie otrzymałeś jeszcze upomnienia od wujka Syriusza? - zapytał złośliwie Fred, kiedy razem ze swoim bliźniakiem pojawił się za Ronem.
- Jesteśmy pewni, że nie spodobałoby mu się, jak traktujesz przyjaciół Harry'ego, Naomi i Jasona - dodał George.
Z satysfakcją zobaczyli, że na twarzach blondyna i jego towarzyszy pojawił się grymas.
- Nie obchodzi mnie, co sobie myśli ten zdrajca krwi - warknął Malfoy.
- Lepiej uważaj na słowa, Malfoy - powiedział Fred. - Słyszałem, że kazał Irytkowi rzucać łajnem w każdą osobę, która go obrazi.
- Tak? To ciekawe, gdzie on jest? - zadrwił Malfoy.
- Gdzie kto jest? - rozległ się nagle głos Moody'ego, który podszedł do nich w międzyczasie.
Ślizgon spojrzał na niego jakby z przerażeniem.
- Nieważne panie profesorze, do widzenia! - powiedział Malfoy, po czym pośpiesznie się oddalił wraz z Crabbe'em i Goyle'em.
- Pamiętajcie chłopcy, stała czujność! Nie pozwólcie się nikomu tak zaskoczyć, jak ta trójka - powiedział profesor Miody, zwracając się do Weasley'ów. Następie oddalił się, by skręcić za następnym zakrętem.
- Malfoy chyba nie chciał być znów fretką - stwierdził Fred. - A szkoda...
- Jest lepszą fretką niż człowiekiem - dodał zgodnie George.
- Za to Malfoy powinien dostać nauczkę - stwierdził Fred. - Tylko my możemy dokuczać Ronowi, on nie.
- Dokładnie braciszku - rzekł George.
- Dobra, Ron - powiedział Fred, kładąc rękę na ramieniu najmłodszego z braci. - Chcesz przyłączyć się do szukania Irytka?
- Po co? - zapytał nieufnie Ron, jakby obawiał się, co kombinują.
- Żeby osobiście nakłonić go do skopania tyłków kilku Ślizgonom - odparł George złośliwie.
Bliźniacy i Ron może często się kłócili i na siebie narzekali. Gdy jednak ich wspólny wróg pojawił się na horyzoncie, musieli razem się zemścić.
Widok Ślizgonow uciekających przed Irytkiem był piękny. Cudowne było też to, że ich trójka nie poniosła żadnych konsekwencji, bo nikt nawet nie dociekał, czy Irytek sam na to wpadł, czy ktoś mu zlecił. W końcu poltergeist uwielbiał nękać wszystkich swoimi wygłupami.
~
Dni mijały całkiem dobrze. Minusem było to, że musieli odrabiać dużo zadań, zadanych na ferie.
- Snape naprawdę się uwziął na tych, co zostali w roczniku Owutemowym - rzekł Andrew. - Nawet fakt bycia w Slytherinie tego nie zmienia...
Sally, Michael, Andrew, Adrian i Cedrik spotkali się w Pokoju Wspólnym Puchonów, by pogadać i porobić lekcje. Sophie aktualnie była gdzieś z Fredem, a George i Lee prawdopodobnie byli gdzieś z Sanne i Brancą. Naomi rzecz jasna nadal była w domu.
- Snape niestety tak ma - mruknęła Sally.
- Ale widzę, że co innego też cię martwi - rzekł Cedrik.
- Ciebie i Adriana - dodał Michael.
Ślizgoni spojrzeli po sobie i westchnęli.
- Chodzi o to, że... - zaczął Andrew. - Sytuacja w mojej rodzinie jest dość napięta. Już w wakacje coś się działo...
- U mnie też - dodał Adrian. - Rodzice gadali o czymś po cichu... Wydaje mi się, że to może mieć coś wspólnego z Sami-Wiecie-Kim. Moja rodzina nie chce za bardzo mówić o tym, co działo się podczas wojny... Ale wiecie, jakie mają poglądy.
Dobrze znali ich sytuację w domach. Wiedzieli, jakie ich rodziny mają poglądy, ale zaakceptowali ich.
- Moi rodzice woleliby chyba trzymać mnie z dala od tego wszystkiego - rzekł Andrew. - Co jeśli wybuchnie wojna?
Żadne z nich nie chciało nawet wyobrażać sobie takiego scenariusza. Wojna była przerażająca, a oni nie chcieli musieć w niej uczestniczyć. Nie zależało im na byciu bohaterami, chcieli być dalej zwykłymi nastolatkami ze zwykłymi problemami. Chcieli martwić się jedynie o to, jak pójdą im Owutemy, gdzie znajdą pracę czy z kim będą w związku.
Niestety los pisał różne scenariusze, a oni musieli się do tego dostosować. Niezależnie od tego, jak bardzo by chcieli zrobić inaczej.
- Może nie wybuchnie - rzekł Diggory. - Wiem, że to tylko takie gadanie... Ale kto wie, może to wszystko to pomyłka...
- Może uda się uniknąć najgorszego - dodał Michael.
- Oby - rzekła Sally. - Ale pamiętajcie, że jeśli wasze rodziny coś wam zrobią, to wam pomożemy.
- Właśnie - dodał Cedrik. - Zawsze możemy was przyjąć do siebie.
Nastolatkowie rozmawiali o tym z niepokojem, jednak i tak nie spodziewali się, że mroczne czasy rzeczywiście nadejdą. I to szybciej, niż by się mogło wydawać.
~
W końcu nadszedł Sylwester, zorganizowany przez Puchonów w ich Pokoju Wspólnym. Mieli oni bliżej do kuchni, co najbardziej zadecydowało o zrobieniu imprezy tam.
Sally była akurat przy stoliku z napojami i brała piwo kremowe, gdy ktoś do niej podszedł.
- I jak tam się bawisz? - spytał George, szczerząc się.
- Nawet dobrze - odparła szatynka. - A ty? Czemu nie bawisz się ze swoją dziewczyną?
George przybrał zdumioną minę.
- Nie sądziłem, że mam dziewczynę - rzekł rudowłosy. - Powiesz mi, która to?
Diggle parsknęła krótko śmiechem i pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Dobrze wiesz, która.
- Nie mam pojęcia. Wiesz, ciężko się w tym zorientować - stwierdził Weasley, po czym oboje zachichotali.
- Sanne nie będzie zazdrosna? - zapytała Sally.
- Coś ty się jej tak uczepiła? - zapytał George. - Jest tylko moją koleżanką.
- Nie uczepiłam się jej!
- Uczepiłaś.
- Nie!
- Tak!
- Nie!
- O co się sprzeczacie? - zapytał Lee, stając obok nich. Dopiero wtedy zamilkli na chwilę.
- O nic takiego, zwyczajne przyjacielskie sprzeczki - rzekł George.
- Jak zwykle - stwierdziła Sally.
- Chcecie przyłączyć się do gry w Eksplodującego Durnia? - zapytał Lee, chcąc zażegnać ich mały konflikt.
Oboje pokiwali głowami i ruszyli za przyjacielem, by pograć.
Sylwester był naprawdę świetny i mieli nadzieję, że następny rok też taki będzie.
Nie wiedzieli jak bardzo się mylili.
~
Hejo!
Ogólnie brakowało mi w kanonie jakichś fajnych scenek bliźniaków z Ronem, więc postanowiłam stworzyć taką, gdzie go bronią. W końcu rodzeństwo to rodzeństwo, ono między sobą często się kłóci. Ale jak wróg któremuś z nich dokucza, to stają w obronie rodzeństwa.
Trzymajcie się! <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro