Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział dwudziesty pierwszy

W Hogwarcie nadal wszyscy mówili o artykule Skeeter oraz zbliżającym się pierwszym zadaniu Turnieju. Bliźniacy i Lee cieszyli się z tego, że dużo osób założyło się o to, kto wygra.

Jednocześnie jednak nauczyciele bynajmniej nie zamierzali odpuszczać i zadawali coraz więcej wypracowań. Szóstoroczni ciągle musieli słuchać o tym, że zaraz zdają Owutemy, nawet jeśli były one za jakieś półtora roku.

Sally już sama nie wiedziała, jak to dokładnie jest między nią i Michaelem. Czasami było wszystko w porządku. Rozmawiali, wspominali różne rzeczy, marudzili na temat nielubianych nauczycieli czy cokolwiek innego.

Innym razem jednak bywało gorzej. Widziała, że chłopak czasami jest jakby zazdrosny, marudny i coś mu nie pasowało.

Starała się uspokajać, że po prostu wszędzie, w związku też, są lepsze i gorsze dni. W końcu nigdy nie mogło być idealnie.

Na zewnątrz jednak nie pokazywała, jak bardzo ją to rusza. W końcu po co mają o tym wiedzieć? Nie chciała psuć atmosfery w ich paczce.

W ciągu tych kilku tygodni zacieśnili też znajomość z Sanne i Brancą. Fajnie było poznać kulturę ich krajów oraz dowiedzieć się czegoś o Beuxbatons.

W ostatni weekend przed pierwszym zadaniem Turnieju mialo być wyjście do Hogsmeade. Zanim jednak to nastąpiło, wcześniej był dosyć nużący tydzień, wypełniony sprawdzianami.

- Czemu McGonagall, Flitwick, Binns i Sprout uparli się, by dać te sprawdziany w jednym tygodniu? - zapytała Sally z irytacją.

Było czwartkowe popołudnie. Sally, Sophie, Naomi, Fred i George siedzieli w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, obserwując jak niedaleko trwa kilka rozgrywek szachowych. Lee grał z Angeliną na jednym zestawie szachów, a Alicja z Katie na drugim. Tuż obok tej czwórki usiadła też Ruby Collins, przyjaciółka Katie, Angeliny i Alicji, która najwyraźniej przyszła pokibicować.

- Snape też robi sprawdzian. Oni chyba się zmówili - powiedziała Sophie, przytulając się do Freda.

- Jak będzie próbował ci dopiec, to mi powiedz. Chyba brakuje mu naszych żartów na lekcjach - stwierdził Fred, przytulając swoją dziewczynę.

- A kiedy on nie próbuje komuś dopiec? - zapytała Sophie.

- On zawsze próbuje komuś dopiec, to chyba jego hobby - mruknęła Naomi. - Prędzej Binns się zorientuje, że nie żyje, niż Snape przestanie wysysać szczęście z otoczenia.

- Bill był podobno jednym z pierwszych roczników, które uczył Snape. I wtedy ten Nietoperz był równie wredny co teraz - rzekł George.

- Na pewno nie jest dzieckiem dementora? - zasugerowała Sally, na co parsknęli śmiechem.

W tych cięższych chwilach mieli przynajmniej wsparcie i po cichu żartowali sobie na temat nauczycieli.

- No nie! Znowu zbiłaś mi wieżę! - krzyknął Lee. - Jak mogłaś!

- Życie bywa brutalne - odparła mu Angelina.

Michael, Cedrik, Adrian i Andrew byli akurat gdzieś we czwórkę - zresztą trzech z nich nie było zbyt mile widzianych w tym Pokoju Wspólnym. Niby starali się tym nie przejmować, ale niestety i tak zdarzali się Gryfoni, którzy rzucali jakimiś nieprzyjemnymi komentarzami i spojrzeniami w stronę tych Ślizgonów, chociaż ci akurat nic złego nie zrobili. Cedrik natomiast był drugim reprezentantem, a niektórzy Gryfoni mieli do niego o to wąty.

Rzecz jasna działało to też w drugą stronę. Gryfoni woleli nie pokazywać się w Pokoju Wspólnym Slytherinu, oraz lepiej było, by Harry nie zbliżał się zbytnio do Puchonów, przynajmniej bez Naomi.

Sanne i Branca akurat miały jakieś swoje zajęcia dla osób z innych szkół.

- Dlaczego wy właściwie chodzicie na tą Historię Magii? - spytał Fred w pewnym momencie.

- I jakim cudem dajecie radę mieć dobre oceny? - zapytał George.

-  Idziemy tam pospać - odparła rezolutnie Naomi. - Taki plus tego przedmiotu.

- Dokładnie, Binns i tak nie widzi różnicy - dodała Sally.

- On by nie zauważył różnicy nawet gdybyśmy przyszły w piżamach - rzekła ironicznie Sophie.

- A dobrze się uczę, bo mam notatki wujka Remusa. Binns gada to samo od tych dwudziestu lat, albo i więcej - rzekła Naomi, a bliźniacy zagwizdali.

- No proszę, a my myśleliśmy, że z ciebie taka grzeczna dziewczynka - powiedział Fred.

- Profesor Lupin w ogóle wie, że masz jego notatki? - spytał George.

- Cóż, powiedzmy - stwierdziła Puchonka. - W każdym razie raczej nie ma nic przeciwko. Zresztą mniejsza, macie jakieś porady, jak przygotować Cedrika na spotkanie z moimi rodzicami? Mamy się zobaczyć w Hogsmeade, a obawiam się, że tata będzie do negatywnie nastawiony, nie zna go tak jak mama...

- Najlepiej improwizuj - rzekł Fred.

- Wcale nie mówisz tego dlatego, że sam nie miałeś kompletnie czasu się przygotować - rzekła sarkastycznie Sophie.

- Za to bardzo się starał, by jak najlepiej przedstawić cię rodzicom - powiedział George, na co brat kopnął go w kostkę. - Ej, no co?

- Nie musisz o tym rozpowiadać - mruknął Fred.

- Niby dlaczego?

- Bo nie!

- To nie jest argument!

- Jest!

- Nie!

- Tak!

Dziewczyny parsknęły śmiechem, słuchając ich sprzeczki.

- Oj dajcie spokój. To urocze, że się tak starałeś - powiedziała Sophie, całując Freda w policzek. - A ty Sally? Jak przebiegła rozmowa twojego taty z Michaelem?

- Jak bardzo groźny był wtedy twój tata? - spytał George.

- Groził mu? - zapytał Fred.

- Nie, nie groził mu - odparła Sally. - Ale trochę dziwnie mu było pogodzić się z tym, że jesteśmy parą, a nie przyjaciółmi. W końcu przyjaźniliśmy się od dawna.

I przez głowę przemknęła jej myśl, że nadal jakby bardziej się przyjaźnili niż byli razem. Ale szybko to zbyła.

Przecież to tylko chwilowy kryzys, jak wszędzie, w każdej relacji. Czy był sens się tak martwić?

~

Michael zaprosił ją w piątek do Hogsmeade, na co przystała. Ich relacja może i była specyficzna, ale liczyła, że będzie lepiej. Musi być lepiej, nie chciała, by ich paczka rozpadła się przez to, że im nie wyszło.

Siedzieli w Pubie pod Trzema Miotłami, a ponieważ było tłoczno, ich przyjaciele się do nich przysiedli. Dzięki temu przynajmniej tak spędzili czas.

Widzieli też Ritę Skeeter, która najwyraźniej czyhała na reprezentantów, a szczególnie zapewne Harry'ego Pottera.

Po wyjściu do wioski dzień pierwszego zadania był już zaraz. Wcześniej jednak dowiedzieli się już, że w pierwszym zadaniu będą smoki.

Sally mocno zmartwiła sie o Cedrika. Oczywiście, nikomu z zawodników nie życzyła śmierci, ale jednak on był jej przyjacielem i bała się, jak sobie poradzi.

W poniedziałek ona, Michael, Cedrik, Naomi, Andrew, Adrian i Sophie zaszyli się w jednej z pustych klas, by pomóc Diggory'emu w ćwiczeniu zaklęć. Sally podziwiała Naomi, że daje radę, chociaż dwie bliskie jej osoby biorą udział w Turnieju. Puchonka chodziła pomiędzy nimi, a klasą gdzie ćwiczył Harry, by pomóc im obu. Tu już nawet nie chodziło o wygraną, a po prostu o przeżycie.

Cedrik widząc stres przyjaciół, sam najwyraźniej nie chciał pokazywać tego, co czuje. Oni jednak wiedzieli, że też jest zmartwiony.

W końcu nadszedł dzień pierwszego zadania. Sally oczywiście najpierw życzyła powodzenia przyjacielowi, a potem podeszła do bliźniaków razem z Sophie.

- I co, dużo tych zakładów macie? - spytała szatynka, a oni pokiwali głowami.

- Mnóstwo - rzekł George.

- To istna żyła złota - dodał Fred.

I tak rzeczywiście było. Sporo osób chciało obstawić wynik, a oni z tego korzystali.

Gdy Cedrik stanął przed wylosowanym przez siebie smokiem -  szwedzkim krótkopyskim o niebieskawoszarej barwie - Sally była wręcz przerażona. W kl to był jej przyjaciel, cholernie się o niego martwiła.

Na szczęście przeżył, chociaż niestety został ranny. Nie było to jednak nic, z czym pani Pomfrey nie dałaby sobie rady.

Niestety jednak nie wygrał. Pierwsze miejsce zajęli Potter i Krum. Gryfoni oczywiście zamierzali zrobić z tej okazji imprezę.

Sally również dostała zaproszenie od bliźniaków. Początkowo nie chciała iść - w końcu powinna zostać z przyjacielem i się nim zająć. Gdy jednak ten to usłyszał, sam kazał jej iść.

- Ja mam teraz ochotę iść spać i nie wstawać przez tydzień - powiedział Cedrik. - Naprawdę nie musicie ze mną siedzieć, już jest w porządku.

Chociaż czuła się z tym trochę źle, to poszła do Wieży Gryffindoru. Ona i Sophie poszły tam pierwsze, a Naomi dołączyła tam po nich.

Przede wszystkim jednak myślała o tym, że ten Turniej był teraz coraz bardziej straszny niż wcześniej. Smoki już w pierwszym zadaniu? To  co będzie następne?

Zawodnicy podczas tego zadania zdobyli jakieś złote jaja, które gdy się je otworzyło, wydawały z siebie okropne dźwięki.

Cokolwiek miało się wydarzyć, z pewnością będzie trudniejsze, niż to.

- Źle się bawisz? - spytał George, gdy zobaczył, że Sally stoi zamyślona. Ona pokręciła głową.

- Nie, po prostu martwię się o Cedrika. To wszystko jest straszne - powiedziała Sally, a on westchnął.

- Na pewno sobie poradzi. Zresztą Dumbledore na pewno zadba o to, by było bezpiecznie - odparł Gryfon.

- No nie wiem...

- Stawiam... moje ucho, że wszystko będzie dobrze - stwierdził rudowłosy, a ona parsknęła.

- Czemu twoje ucho? - zapytała szatynka z niedowierzaniem, a on wzruszył ramionami.

- Po prostu chciałem cię rozśmieszyć. I mi się udało - rzekł Gryfon.

Trudno było nie przyznać mu racji. Rzeczywiście umiał poprawić jej humor.

Miała nadzieję, że ma rację i rzeczywiście będzie dobrze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro