Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział dwudziesty dziewiąty

Pewnego dnia Sally siedziała z Sophie i Naomi w dormitorium Krukonek. Sophie powiedziała im o rozmowie, którą odbyła z Michaelem.

Sally była zdziwiona. Dlaczego on zaczepiał jej przyjaciółkę, zamiast pogadać po prostu z nią?

Mimo wszystko ewidentnie chciał jednak jakoś ją przeprosić.

- I jak, zamierzasz mu wybaczyć? - zapytała Sophie,

- Chyba tak. Chciałabym po prostu, żeby było jak dawniej, kiedy był po prostu uroczy. Ale od dłuższego czasu dzieje się z nim coś niedobrego. Jednak nie chcę, żeby jednocześnie ucierpiała też moja przyjaźń z pozostałymi osobami z grupy, gdybyśmy zerwali - odparła Diggle, przygryzając wargę.

- I dlatego liczę, że coś się zmieni. Że powie, co go gryzie, bo jak na razie, widać, że coś się dzieje, a nie chce powiedzieć co - dodała.

Blondynki poklepały ją pocieszająco po plecach.

- Nie powinnaś się męczyć z kimś, kto cię nie rozumie. To nie jest dobre - powiedziała Sophie.

- Wiele osób martwi się tym, czy przyjaźń nie ucierpi, gdy zaczną z kimś chodzić, a potem zerwą. I doskonale to rozumiem, ale zarazem trzeba umieć jakoś to rozwiązać - stwierdziła Naomi.

- U was mimo to jest przynajmniej w porządku - rzekła Sally.

- Fred bywa często zazdrosny, chociaż czasami nie wiem, czy on tak na serio. Może trochę jest, ale ostatnio zaczął to jakoś bardzo pokazywać. Aczkolwiek nie zmienia to faktu, że bałam się, jak to może wpłynąć na naszą przyjaźń - odpowiedziała Sophie, uśmiechając się lekko pod nosem.

Następnie Krukonki spojrzały w stronę Naomi, która z jakby opóźnieniem odpowiedziała:

- U mnie na razie w porządku.

- Oj chyba nie. Co się dzieje? - spytała Sally zaniepokojona.

- Właśnie, o co chodzi? - zapytała Sophie, spoglądając uważnie na Puchonkę. Ta jednak jakby się nad czymś wahała.

- Nic się nie dzieje, naprawdę. Cedrik jest uroczy - rzekła Puchonka, po czym odwróciła głowę, jakby nie chcąc o czymś powiedzieć.

I niestety, pomimo namów, Naomi nie dała się przekonać. Stwierdziła, że jeszcze nie jest gotowa, by to powiedzieć.

- A jak się czuje przed drugim zadaniem? - spytała Sophie. - To już za kilka tygodni, pewnie jest zdenerwowany.

- Nie chce tego pokazywać na zewnątrz, ale prawda, zastanawia się jak mu pójdzie - powiedziała Naomi. - Nie mogę się doczekać, aż to wszystko się skończy... Boję się podwójnie, bo o Cedrika i Harry'ego. Nie chcę, żeby coś im się stało. 

- Dadzą sobie radę - rzekła Sally, sięgając do paczki z żelkami. - Zobaczysz, szybko to minie i będą wakacje. Fajnie byłoby spotkać się całą paczką, może zrobić jakąś imprezę...

- Najpierw musimy przebrnąć do końca roku, a przy tej ilości prac domowych może być ciężko - powiedziała Sophie. - Wiem, że można się było tego spodziewać po szóstej klasie, ale i tak uważam, że nauczyciele zadają naprawdę za dużo.

- Teoretycznie powinniśmy się teraz uczyć, ale mi się nie chce - powiedziała Black.

- A komu się chce? - zapytała Sally. - Poza Hermioną Granger. W ogóle co do niej, to znowu zaczepiała ludzi i gadała o jakichś wszach...

- Harry powiedział, żeby nie mówić tego przy niej, bo będzie źle - rzekła Naomi. - Zapewniłam go, że w razie czego może skorzystać z notatek od wujka Remusa, bo wiele rzeczy się powtarza. W końcu przez te dwadzieścia lat większość nauczycieli została taka sama.

- Nie mieli Snape'a, więc mieli lepiej - stwierdziła Diggle.

Nienawidziła tego nauczyciela i cieszyła się, że już nie miała z nim lekcji. Niestety i tak musiała go widzieć na korytarzach, ale przynajmniej tylko tyle.

Tata opowiadał jej o niejakim Horacym Slughornie, który uczył jego i mamę. Podobno faworyzował niektórych uczniów, ale przynajmniej nie znęcał się nad nikim.

- Mieli go i nie mieli jednocześnie - odparła Naomi. - Snape był na roku z moim tatą, wujkiem Remusem i wujkiem Jamesem... Podobno strasznie się z nim kłócili, wiecie, takie typowe przepychanki Gryffindoru i Slytherinu. Dlatego teraz Snape mści się na mnie, Harrym, Jasonie, Edwinie i Doris.

- Jak można mścić się na kimś dlatego, że nie lubiło się jego rodziców? - zapytała Sophie z niedowierzaniem.

Puchonka westchnęła.

- Też tego nie rozumiem, ale cóż poradzić?

- Nienawidzę Fletcher, ale mimo wszystko nie mscilabym się na jej dziecku - powiedziała Sally. - Chociaż spójrzmy prawdzie w oczy, kto by chciał z nią być?

- Frank Cook - mruknęła Sophie.

- Czy ktoś go kiedyś walnął w głowę? - zapytała Naomi. - A może jest pod wpływem Amortencji?

- Nie wiem, ale wiem, że w zeszłym roku chciał do niej wrócić. No i byli razem na Balu - odparła Sophie.

- Szurnięty jakiś - burknęła Sally. - I chyba naćpany.

- Ewidentnie - stwierdziła Naomi.

~

Tymczasem w dormitorium Gryfonów Fred i George przeliczali, ile udało im się już zebrać pieniądzy z zakładów.

- Całkiem sporo wyszło - stwierdził Lee, widząc stos monet na podłodze.

- Ludzie lubią hazard, a my na tym korzystamy - stwierdził Fred. - Trzeba trochę zarobić.

- Ten wstrętny dziad jeszcze nam nie oddał kasy - burknął George, myśląc o Ludo Bagmanie. - Chcemy zarobić na sklep, ale to ciągle za mało...

- Wiecie, zawsze istnieje jeszcze jedna opcja - przypomniał im Lee.

Weasley'owie spojrzeli na niego z oburzeniem.

- Nie ma mowy!

- Bo? - spytał Jordan.

- Nie chcemy zaciągąć długów - stwierdził Fred.

- To nie dług, jeśli nie musielibyście go spłacać. Blackowie są bogaci...

- My to wiemy - przerwał mu George. - Ale nie czulibyśmy się z tym w porządku.

Już w wakacje Syriusz opłacił im sprzęt na Mistrzostwach Świata w Quidditchu, a oni źle się z tym czuli. To miał być prezent, ale po prostu nie chcieli wykorzystywać jego hojności.

Rodzina Black-Potter była gotowa im pomóc, ale oni nie chcieli jałmużny. Jedynym wyjątkiem było to, że Jason kupował od nich ich produkty oraz prosił o prosił o kupienie mu rzeczy w Hogsmeade, bo sam nie mógł tam jeszcze legalnie chodzić. Dawał im pieniądze, a resztę mogli zatrzymać dla siebie "za fatygę".

Oczywiście, mógł poprosić Naomi, Harry'ego, czy kogoś innego. Wybrał jednak ich ze względu na to, że byli częstymi klientami sklepu Zonka. Kto lepiej od nich miał się znać na produktach do żartów?

- Niech wam będzie - zgodził się Lee, nie chcąc już drążyć tego tematu. - Ale wiedzcie, że wierzę, że wam się uda.

- Oby jak najszybciej - stwierdził Fred. - Dobra Lee, a jak tam twoje sprawy z Brancą?

- Jakie nasze sprawy? - zapytał Jordan.

- No spędzacie razem dużo czasu. Niedługo Walentynki, chcesz ją zaprosić? - spytał George.

- Jest fajna, to prawda - przyznał Lee. - Ale... Sam nie wiem, za kilka miesięcy już jej tu nie będzie...

- Zawsze zostają listy - przypomniał Fred. - Poza tym tylko rok, jakoś wam się uda. Warto zaryzykować.

- Zobaczymy, czy coś z tego wyjdzie - odparł Jordan. - A jakie są wasze plany na Walentynki?

- Oczywiście spędzę je z Sophie - powiedział Fred.

- Tylko nie całujcie się pod moim nosem. Nie mam ochoty zwymiotować z przesłodzenia - stwierdził George, za co brat go szturchnął. - No ej!

Naprawdę cieszył się ze związku Freda i Sophie. Chciał dla brata jak najlepiej, a poza tym polubił też Sophie. Ale po prostu miał wrażenie, że zrobiło się aż za słodko między nimi.

A może też był trochę zazdrosny, że sam nikogo nie ma. Oczywiście, nie każdy musi kogoś mieć, ale po prostu chciałby tego. Problem w tym, że nawet nie wiedział, z jaką dziewczyną miałby się umówić.

Ostatnio dużo czasu spędzał z Sanne. Ale mimo wszystko nie znali się aż tak długo. Czy wystarczająco, by spróbować czegoś więcej?

Z drugiej strony razem z bratem uwielbiał ryzyko. Może warto po prostu coś zacząć i zobaczyć, co z tego wyjdzie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro