Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział dwudziesty czwarty

Hejo!

Dzisiaj urodziny bliźniaków Weasley, oraz rocznica opublikowania tej książki, a zatem z tych okazji zapraszam Was na rozdział!

~

- Czyli twój chłopak w końcu zaprosił cię na Bal?

Sally siedziała akurat na jednym z parapetów, starając się czytać rozdział z książki do transmutacji. Większość przyjaciół była czymś zajęta, więc postanowiła się spróbować pouczyć. Miała nadzieję, że zmiana miejsce pomoże jej w koncentracji, jednak zbytnio się na to nie zapowiadało.

Tak więc George zastał ją siedzącą na parapecie z podręcznikiem i od razu usiadł obok niej.

- Tak, zaprosił mnie - odparła Sally, zamykając książkę. Naprawdę nie miała ochoty się uczyć i cieszyła się z tego, że ma jakąś wymówkę. - A ty co, nudzisz się, jak Fred spotyka się z Sophie?

- Czy ty właśnie nazwałaś swoje towarzystwo nudą? - spytał George. - Nie mogę po prostu sobie porozmawiać z przyjaciółką? Czy Jones już ci zabronił ze mną rozmawiać sam na sam?

- Nikt mi niczego nie zabronił, a nawet gdyby, to bym nie posłuchała - odparła Sally z oburzeniem. - Myślałam, że będziesz na spotkaniu z Sanne. W końcu mocno się zżyliście, idziecie razem na Bal...

- To nie znaczy, że zapomniałem o moich pozostałych przyjaciołach - rzekł George. - Poza tym... Chciałem cię przeprosić.

- Przeprosić? - zdziwiła się Sally.

- Za tą niezręczną sytuację za zapraszaniem na Bal - stwierdził rudowłosy. - Jesteśmy przyjaciółmi, ale zdaję sobie sprawę, że masz chłopaka i z nim chciałabyś tam pójść.

- Oh, naprawdę nie ma sprawy, nie musiałeś przepraszać - odparła Krukonka. - Ale miło, że przyszedłeś. Fajnie z kimś pogadać i nie musieć udawać, że czytam podręcznik.

- A twój chłopak gdzie? - spytał Weasley, a ona wzruszyła ramionami.

- Nie wiem, żadne z nas nie trzyma drugiego na smyczy, a zamek jest ogromny.

- W takim razie z chęcią zostanę z tobą, by ci przeszkodzić w nauce - stwierdził George, uśmiechając się złośliwie.

- I tak nie chciałam się uczyć, z chęcią pogadam - odparła szatynka.

- Świetnie się składa - rzekł Weasley.

Czuli się miło i swobodnie w swoim towarzystwie. Rozmawiali na różne tematy, w tym też o świętach i prezentach.

- W ogóle zauważyłam, że co roku wasza rodzina ma takie fajne swetry w święta - powiedziała Sally. - Skąd je macie?

- Mama sama je robi dla nas wszystkich - rzekł George. - W tym roku może zrobi też dla Sophie, skoro już ją poznała polubiła.

- O, ale fajnie - stwierdziła Sally.

- Ten sweterek to już niemalże znak przynależności do naszej rodziny - stwierdził George, szczerząc się. - Mama ciągle wysyła sweterki Ashley i liczy, że Charlie zrozumie aluzje. On ciągle się tłumaczy, że nie są razem, ale prędzej czy później to nastąpi. Przyjaźnią się od kilku lat.

- Czyli szczególnie trudny przypadek - skomentowała Sally, a on pokiwał głową.

- A żebyś wiedziała.

Za oknem padał śnieg, a oni siedzieli sobie na parapecie i rozmawiali. Było im naprawdę przyjemnie.

~

W końcu nadszedł dzień Balu i zarazem święta. Gdy Sally się obudziła, zobaczyła, że Sophie już odpakowuje swoje prezenty, które znalazła koło łóżka. Aktualnie blondynka trzymała piękny, czerwony sweter z wyszytą żółtą literą S.

- Skoro dostałaś już sweter Weasleyów, to znaczy, że należysz już do rodziny - rzekła Sally, na co przyjaciółka odwróciła się w jej stronę z zaskoczeniem.

- On jest niesamowity. I jest taki milutki! - zachwyciła się Sophie delikatnie gładząc materiał. - A skąd ty o tym wiesz?

Sally usiadła po chwili obok niej.

- Od George'a, powiedział mi, że ich mama robi takie swetry i że prawdopodobnie ci też taki podaruje. Bliźniacy chcieli jednak, żebyś miała niespodziankę - wyjaśniła, po czym również dotknęła swetra.

Rzeczywiście był bardzo miękki i miły w dotyku. W przypływie chwili pomyślała, że też chciałaby taki mieć.

Może niekoniecznie identyczniy kolor, aczkolwiek fajnie byłoby mieć coś takiego.

-  I mam. Ale zarazem zastanawiam się, kiedy wy o tym rozmawialiście - zdziwiła się Sophie.

- Kiedy chciał mnie przeprosić za tą niezręczną sytuację z zapraszaniem na bal. Nieważne zresztą - ucięła szatynka, po czym wstała i podeszła do swojego stosu prezentów.

- Co się dzieje? - zapytała Sophie.

- Nic się nie dzieje, naprawdę - upierała się szatynka, po czym zaczęła skupiać się na rozpakowaniu swoich prezentów.

Nie miała pojęcia, o co jej chodziło. Czy przyjaciółka naprawdę insynuowała, że między nią i George'em jest coś więcej? Przecież była z Michaelem, nie zdradzała go.

Prezentów trochę było. Głównie słodycze, ale też różne, mniej czy bardziej przydatne drobiazgi od rodziny i przyjaciół. Mimo drobnych spięć między nią i Jonesem, też dali sobie prezenty.

Podarował jej całkiem ładną, kolorową bransoletkę, podobną trochę do bransoletek przyjaźni, którą miała z przyjaciółkami. Ona sama podarowała mu plakat jednej z drużyn Quidditcha, które lubił.

Dostała też słodycze od bliźniaków Weasley, oraz ramkę ze zdjęciami z wakacji od nich. Ucieszyła się, gdyż naprawdę miło wspominała wakacje, nie licząc tego przykrego incydentu podczas Mistrzostw.

Dostała też prezenty od pozostałych bliskich jej osób, jednak przede wszystkim cieszyła się, że pamiętali. Sama również dała im prezenty.

Przykro jej było jednak z powodu tego, że tata został sam w domu na święta, bo zazwyczaj wracała do niego. Pisała, czy na pewno nie chce jej towarzystwa, ale kazał jej zostać w zamku i odpisał, że spotka się z Caroline i Edwardem Masonami, którzy go zaprosili.

Sally i Sophie w końcu skończyły rozpakowywanie prezentów i uznały, że pora się przebrać i zejść na dół. Na szczęście ich współlokatorka dalej spała.

W końcu Krukonki wyszły z Wieży Ravenclawu, gdzie czekali Fred i George w swoich ciemnogranatowych swetra, z wyszytymi literami F i G.

- Soph, witamy cię oficjalnie w rodzinie! - zawołał Fred, po czym objął blondynkę jednym ramieniem. Z drugiej strony zrobił to samo George i dodał:

- Ten sweter oznacza, że jesteś już honorowym członkiem naszej rodziny i nic tego nie zmieni.

- Właśnie, na dobre i na złe - powiedział Fred, na co Sophie odparła:

- Naprawdę wam dziękuję za to miłe przyjęcie mnie do waszej rodziny. Kocham was.

- Ooo!

- Jak słodko!

- My ciebie też! - powiedzieli na raz, chociaż każdy oczywiście w trochę innym sensie.

Sally popatrzyła na nich z rozczuleniem. To było naprawdę urocze. Cieszyła się, że jej przyjaciele są szczęśliwi.

Po chwili zeszli na dół - w miarę ostrożnie, ponieważ nadal robili to we troje na raz, a Sally szła za nimi. Gdy jednak znaleźli się już na korytarzu, George powiedział:

- Nie stój tak samotnie, chodź do nas.

- W środek najlepiej, będziemy was osłaniać, gdyby ktoś stwierdził, że nasz pochód mu się nie podoba i chciał kogoś popchnąć - stwierdził Fred.

Sally zawahała się przez chwilę, jednak w końcu dołączyła do nich. Krukonki objęły się wzajemnie, natomiast po obu ich stronach jeszcze objęli ich bliźniacy. Na dodatek, gdy tylko kogoś spotykali na korytarzu, krzyczeli:

- Przejście dla nowej, honorowej członkini naszej rodziny!

- Rozstąpić się, jedzie pociąg z daleka!

- Kukurykuu!

Nawet jeśli czasami te zawołania nie miały kompletnego sensu, to nie przejmowali się tym - ich czwórka naprawdę dobrze się bawiła. A uczniowie, którzy akurat przechodzili tymi samymi korytarzami, odsuwali się, by nie zostać staranowwnym przez ten pochód.

- I w ogóle Sally wiesz co, może i nie masz swetra, ale też cię lubimy. Jak w końcu poznasz naszą mamę, to też cię polubi na pewno - powiedział w pewnym momencie George, a pozostała trójka popatrzyła na niego z zaskoczeniem.

Co on miał na myśli, mówiąc te słowa?

- W sensie jako przyjaciółkę. W końcu Harry dostał sweter jako przyjaciel Rona, Ashley jako przyjaciółka Charliego, chociaż jeszcze nie są razem - rzekł, na co Sally spojrzała na niego z jeszcze większym zdziwieniem, Sophie z zastanowieniem, natomiast Fred stwierdził na głos:

- Braciszku, już może się tak nie pogrążaj, co?

- Nie mam pojęcia o czym mówisz - odparł mu George. Czy jego bliźniak naprawdę musiał wymyślać niewiadomo co?

- Spokojnie, w końcu skoro Sophie stwierdziła, że mogę być jej przyszywaną siostrą, bo nie mam rodzeństwa, to jesteśmy jak rodzina - uznała Sally, na co George odparł z ulgą:

- Jasne, dokładnie o to mi chodziło.

Sally poczuła na sobie badawcze spojrzenie przyjaciółki, ale postanowiła je zignorować.

Zamek wyglądał teraz zupełnie inaczej, niż podczas zwykłych dni szkolnych.

Personel nauczycielski Hogwartu pałając pragnieniem wywarcia jak najlepszego wrażenia na gościach z Beauxbatons i Durmstrangu, robił co mógł, by w Boże Narodzenie pokazać zamek od jak najlepszej strony. Pojawiły się przeróżne dekoracje. Kolumienki poręczy marmurowych schodów zostały ozdobione wiecznotrwałymi soplami lodu, a dwanaście choinek w Wielkiej Sali lśniło najróżniejszymi ozdobami, od rozmigotanych czerwcowych jagód ostrokrzewu, po prawdziwe, złote pohukujące złote sowy, a zbroje w korytarzach wyśpiewywały kolędy za każdym razem, kiedy ktoś przechodził. Było naprawdę niesamowicie.

Będąc w Wielkiej Sali, skierowali się do stołu Gryffindoru, gdzie mieli zamiar zjeść świąteczne śniadanie i celebrować "przyjęcie do rodziny". Usiedli obok Lee, który już tam siedział i jadł posiłek. Przestali się już wzajemnie obejmować i zaczęli także sięgać po potrawy znajdujące się na stole.

Niedługo później do Wielkiej Sali przyszlli Harry, Ron, Hermiona i Ginny, którzy usiedli naprzeciwko nich. Najmłodsi Weasleyowie oraz Potter również mieli na sobie swetry od Molly.

- Gratuluję ci Sophie dostania się do naszej zwariowanej rodzinki - rzekła Ginny, uśmiechając się na widok Krukonki.

- I szalonej - dodał Ron.

- Dziękuję wam wszystkim, naprawdę. Wasza rodzina jest  cudowna - powiedziała Sophie z szerokim uśmiechem.

Fred objął ją ramieniem, po czym pocałował ją w policzek, na co ta trochę się zarumieniła.

- Twój braciszek też już idzie z przyjaciółkami. Hej, chodźcie usiąść obok nas! - zawołał George do wchodzących do Wielkiej Sali Taylora, Natalie, Alice i Tilly. Brat spojrzał na sweter siostry z dziwnie satysfakcjonującym uśmiechem.

Usiadł obok George'a, po jego prawej stronie Natalie, a naprzeciwko Alice i Tilly. Następnie zapytał retorycznie:

- Czyli już oficjalne zaproszenie do rodziny dostałaś?

- Oczywiście, że dostała! A wraz z nią ty też Tay, nawet bez swetra - rzekł George, po czym objął młodszego Gryfona ramieniem. Lubił go, spędzili zresztą razem trochę czasu w wakacje.

- To teraz połowa mojego dormitorium to wasza rodzina - stwierdził Taylor, po czym spojrzał rozbawiony w stronę Rona i Harry'ego.

- Oczywiście! Wypijmy za nasze zdrowie! - zawołał Fred, po czym wzniósł wolną ręką szklankę z herbatą, by po chwili wypić dużego łyka. Reszta osób przy stole również z uśmiechami dołączyła się do tej ceremonii.

Niedługo potem do Wielkiej Sali przyszedł Jason, wyjątkowo sam -  uznał, że może zobaczy Harry'ego i Naomi i spędzi z nimi czas, a jego przyjaciele jeszcze spali.

Sama Puchonka przyszła dopiero kilka minut później, w towarzystwie Cedrika i Michaela, z czego ten drugi wyraźnie się spiął na widok Sally siedzącej obok George'a. Jednakże na szczęście nic nie powiedział i tylko się przywitał.

Cała ta dużą grupka siedziała przy stole Gryfonów i było naprawdę cudownie. Nie licząc tego, że George jakby odrobinę odsunął się od szatynki, a Puchon co jakiś czas patrzył podejrzliwie na dwójkę przyjaciół.


Po śniadaniu grupa odbyła wielki pojedynek na śnieżki i było naprawdę świetnie. Aż w końcu trzeba było zacząć się szykować na Bal. Przyłączyła się także dwójka młodych Lupinów.

Sally, Sophie i Naomi postanowiły przygotować się w dormitorium Krukonek - na szczęście Fletcher sobie gdzieś poszła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro