Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział czterdziesty trzeci

W końcu nadszedł dzień pogrzebu Cedrika. Sally naprawdę ciężko było w to uwierzyć. Będzie musiała się z nim ostatecznie pożegnać.

Do cholery jasnej, dlaczego? Miał ledwo osiemnaście lat! Powinien mieć przed sobą całe życie!

Udała się na cmentarz razem z tatą, który chciał jej towarzyszyć. Zarówno dla bezpieczeństwa, jak i dla wsparcia.

Przenieśli się do Doliny Godryka za pomocą sieci Fiuu. Było to miasteczko, w którym mieszkali zarówno mugole, jak i czarodzieje. W jednym z czarodziejskich barów znajdował się punkt sieci Fiuu, dzięki któremu mogli się tu dostać.

Zaczęli przechadzać się po wiosce, idąc w kierunku cmentarza. Nieświadomi niczego mugole chodzili po wiosce i załatwiali swoje sprawy. Jakieś dzieci biegały po chodniku, nawołując się wzajemnie.

Sally znała historię tego miasteczka. Wiedziała, że to w nim zginęli James i Lily Potterowie kilkanaście lat temu. Dotychczas była przekonana, że Voldemort również poległ tamtego dnia.

Jednak jak się okazało, powrócił.

Przed cmentarzem natknęli się na rodzinę Weasley'ów, z którymi ucięli sobie pogawędkę. W sumie byli sąsiadami Diggorych, nic dziwnego, że przyszli.

Bliźniacy od razu podeszli do Sally i zaczęli wypytywać o samopoczucie. Ona jednak spojrzała w bok i miała wrażenie, że serce jej się złamie.

Zobaczyła Amosa i Beatrice Diggorych. Oboje wyglądali, jakby się postarzeli o kilkadziesiąt lat. Kobieta cały czas wycierała oczy chusteczką, a mężczyzna palił papierosa. Było to dziwne, bo z tego co wiedziała, nigdy nie palił. Ba, uważał, że to szkodliwe i nie popierał tego.

Sally nawet nie próbowała sobie wyobrazić, co muszą czuć. Skoro jej było smutno, to oni z pewnością musieli cierpieć jeszcze bardziej. W końcu stracili syna, którego kochali nad życie.

Czy powinna do nich podejść? Ale z drugiej strony, co miała im powiedzieć? Żadne słowa nie przywrócą im syna i nie ukoją ich rozpaczy.

- Chcesz do nich podejść? - zapytał George. Razem z bliźniakiem też zauważyli państwa Diggorych.

- Nie wiem. Może powinnam, ale co mam im powiedzieć? Że mi przykro? - zapytała Sally, a George wziął ją za rękę.

- Cokolwiek postanowisz, będę z tobą - odparł rudowłosy.

- Ja też - dodał Fred, klepiąc ją po ramieniu.

Była im za to wdzięczna.

- Widzę, że Amos i Beatrice też już tu są - powiedział Dedalus, po czym zwrócił uwagę na to, że George trzyma Sally za rękę. Wiedział jednak, że się przyjaźnią i uważał, że Sally potrzebowała teraz wsparcia przyjaciół. - Pójdziemy się z nimi przywitać.

- Źle z nimi - powiedział Artur ze smutkiem.

Dedalus poszedł pierwszy w stronę Diggorych, a za nimi Sally i bliźniacy. Obaj chcieli być przy przyjaciółce w takich trudnych chwilach.

Diggory'owie powitali ich uprzejmie, ale z bliska jeszcze bardziej było widać, jak są przygnębieni.

- To dziecko powinno chować rodziców, nie odwrotnie - powiedziała Beatrice z żalem i goryczą w głosie. - Ced był taki młody...

Obojgu trudno było cokolwiek powiedzieć. W końcu ich czwórka wróciła do reszty Weasley'ów, którzy rozmawiali akurat z Blackami. Naomi przybyła na cmentarz wraz z rodzicami.

- Cześć wam - rzekła Maya, po czym podeszła do Sally, by ją uściskać.

W tym czasie Naomi przytulała się do taty. Z pewnością dla nich odwiedzenie tego miejsca było bardzo trudne.

Niedługo miał się zacząć pogrzeb. Zaczęło zbierać się coraz więcej osób. Przybyła także Sophie z rodzicami, gdyż w końcu chciała być tu dla Naomi. Sally unikała jej wzroku.

Powinny porozmawiać, ale nie w tej chwili. Nie w dzień pogrzebu Cedrika.

Widziała też Michaela, Andrew i Adriana. Również przybyli na pogrzeb.

W końcu wszyscy zaczęli wchodzićna cmentarz. Mijali różne groby - na niektórych było mnóstwo kwiatów i zniczy, a inne były zaniedbane i puste. Sally mimowolnie czytała tabliczki z imionami i nazwiskami - niektóre nazwiska znała.

Z przerażeniem patrzyła na to, jak wiele osób umarło tam w młodym wieku. Chociażby niejakie Dorcas Meadowes, czy Marlena McKinnon - obie zginęły w wieku zaledwie dwudziestu jeden lat.

Podobnie zresztą jak James i i Lily Potterowie, chociaż oni znajdowali się w innej części cmentarza, niż aktualnie szli. 

Jej mama też zginęła bardzo młodo. Miała zaledwie dwadzieścia lat.

Ile żyć zabrała poprzednia wojna czarodziejów? Ilu ludzi zginęło w tak młodym wieku, chociaż w innych okolicznościach żyliby długo i mogliby wiele osiągnąć?

To było cholernie przygnębiające.

Kiedy w końcu wszyscy zebrali się w nowszej części cmentarza, Sally z trudem popatrzyła na trumnę.

Była ona duża, w kolorze czarnego dębu. W środku znajdowało się martwe ciało Cedrika. Był nieruchomy, a jej żal ściskał serce na myśl o tym, że już nigdy się nie podniesie.

Nigdy już nie zjedzą razem lodów na Pokątnej. Nigdy już razem nie pogadają. Nie pośmieją się.

Ile żyć zabierze ta wojna? Ta, która dopiero miała się zacząć?

To było przerażające.

W końcu zaczęła płakać. Zazwyczaj nie robiła tego publicznie, ale po prostu nie wytrzymała.

George przytulił ją, nie wiedząc, co mógłby jeszcze zrobić.

Było źle. I zapowiadało się, że będzie jeszcze gorzej.

Zaczęła się kolejna wojna i wszyscy mieli znów bać się następnego dnia.

~

Jedenastoletnia Sally siedziała w przedziale obok dopiero co poznanej Naomi Chase. Naprzeciwko nich siedzieli Michael Jones i Andrew Richards.

Wtedy do przedziału zajrzało jeszcze dwóch kolejnych chłopaków - brunet o brązowych oczach i szatyn o szarych.

- Wszystkie przedziały są już zajęte, można dołączyć? - zapytał szatyn.

Grupka zgodziła się i po chwili szatyn usiadł z drugiej strony Naomi, natomiast brunet koło Michaela i Andrewa.

- Jestem Cedrik Diggory - przedstawił się szarooki.

- A ja Adrian Pucey i dopiero się poznaliśmy, gdy szukaliśmy przedziału - powiedział brunet, który przyszedł razem z nim.

Sally nagle obudziła się w swoim łóżku, ściskając mocno sweter George'a.

Kiedy wróciła po pogrzebie do domu, zamknęła się w swoim pokoju i płakała cały czas. Wspominała te wszystkie dni, które przeżyła z przyjaciółmi. Przytulała przy okazji sweter Weasley'a.

Tęskniła za Cedrikiem. Był jej przyjacielem, chociaż teraz miała wrażenie, że czasami tego nie doceniała.

Czy tak było? Nie wiedziała, ale czuła, że powinni spędzić ze sobą więcej czasu.

Życie było niesprawiedliwe.

~

George miał dosyć krzyków dobiegających z dołu.

Chyba po raz pierwszy w życiu mama krzyczała na Percy'ego, a nie na niego i Freda. Awantury trwały już dobre kilka dni.

Zaczęło się następnego dnia po pogrzebie Cedrika. Percy dostał awans w Ministerstwie i przyszedł się pochwalić.

Zaczął jednak gadać też o tym, że nie rozumie, jak mogą wierzyć Harry'emu i Dumbledore'owi. Rozpoczęło to kłótnie między nim i rodzicami, których szczerze mówiąc, miał dosyć.

Razem z Fredem usiłowali pracować nad swoimi wynalazkami, wykorzystując fakt, że rodzice ostatnio nie mają siły, by ich pilnować. Dostali od Harry'ego tysiąc galeonów i umieścili w Proroku ogłoszenie, że szukają lokalu.

Na razie jednak nic więcej nie zrobili. Nie czuli się dobrze, wydarzenia ostatnich tygodni były dobijające. Najpierw ta kłótnia, potem ostatnie zadanie i śmierć kolegi, a teraz kłótnia z Percym...

Ich relacje bywały różne, ale jednak mimo wszystko był to ich brat. Zależało im na nim, nawet jeśli na codzień sobie tego nie okazywali.

Usłyszeli kroki na schodach i trzaśnięcie drzwiami.

- Myślałem, że jeśli doczekam dnia, kiedy mama nakrzyczy na Percy'ego, to będę skakał z radości - rzekł Fred, leżący na swoim łóżku. - Teraz natomiast chciałbym, żeby to się skończyło.

- Ja też - odparł George. Siedział na łóżku oparty o ścianę i westchnął ciężko.

- Mama usiadła teraz w kuchni i płacze, a tata i Bill starają się ją pocieszyć - powiedziała Ginny, wchodząc do pokoju razem z Ronem. Podczas gdy młodszy brat zamykał drzwi, rudowłosa już zajęła miejsce koło George'a i się przytuliła. Ron po chwili usiadł na krześle.

- Nas wygonili - dodał Ron. - Charlie za niedługo wróci z Rumunii, ale nie wiem, czy będzie umiał coś poradzić.

Na co dzień mogli się kłócić i wyzywać, ale zdarzały się momenty, gdy potrzebowali siebie nawzajem. Tak było właśnie teraz, gdy we czwórkę usiedli w jednym pokoju. Nie mówili za wiele, ale po prostu żadne z nich nie chciało być teraz samo.

Dopiero po jakimś czasie do pokoju przyszedł Bill, po czym usiadł z drugiej strony Ginny.

- Mama zajęła się teraz robieniem kolacji, pewnie chce zająć czymś myśli. Ale obawiam się, że to nie koniec kłótni - stwierdził najstarszy z braci. - A tata chyba teraz poszedł się przejść. Też jest wkurzony, bo Percy wyzwał go od "pupilków Dumbledora"a, którzy nie mają własnego mózgu" i miał pretensje, że zadowala się "byle czym" zamiast sięgnąć po wyższe i bardziej szanowane stanowisko.

- Słyszeliśmy - mruknął ponuro Fred. - Wszystko.

- Nienawidzę tych kłótni - powiedziała Ginny, a Bill ją przytulił.

- Ja też nie.

Siedzieli tak w piątkę, dopóki mama nie zawołała ich na kolację. Tata również wrócił, jednak Percy nie raczył wyjść ze swojego pokoju.

- Może i lepiej, niż by znowu miała być kłótnia - stwierdził Fred, a siedzący obok niego George pokiwał głową.

- Charlie ma przybyć niebawem, jak tylko zdobędzie jakiś świstoklik - powiedział Artur, na co rodzeństwo się ucieszyło.

Bardzo lubili Charliego. Ostatnio widzieli się z nim rok temu, ale wymieniali z nim listy.

Rodzice wydawali się trochę odzyskać humor, szczególnie dzięki Billowi, który zaczął opowiadać o Egipcie. Aktualnie przeniósł się do banku Gringotta w Anglii, by tu pracować jako łamacz zaklęć i być blisko z rodziną.

Nagle jednak na dół zszedł Percy z kufrem. Wszyscy byli zdziwieni tym widokiem.

- Dokąd idziesz? - zapytała Molly z niepokojem.

- Wyprowadzam się - odparł Percy. - Na razie do hotelu, a potem znajdę jakieś mieszkanie w Londynie.

- Perce, poczekaj. Porozmawiajmy - rzekł Artur.

Rodzice byli wyraźnie zaskoczeni i zasmuceni decyzją syna.

Bill również wstał i podszedł do brata.

- Percy, pogadajmy jak brat z bratem. Chodźmy do twojego pokoju - zaproponował, jednak on pokręcił przecząco głową.

- Nie mam takiego zamiaru.

- To przejdziemy się po okolicy - nie ustępował Bill.

- Jak przyznasz mi rację - odparł Percy.

Bliźniacy, Ron i Ginny spojrzeli na siebie z niepokojem. Percy nigdy nie sprzeciwiał się rodzicom. I mimo niechęci do młodszego rodzeństwa, z Billem zazwyczaj rozmawiał. To właśnie najstarszy z rodzeństwa zazwyczaj starał się łagodzić konflikty, gdy rodzice nie dawali rady i nie mieli już siły.

Skoro on nie był w stanie przekonać go do rozmowy, to kto był?

Percy po chwili wyszedł z domu z bagażem, a Molly bezsilnie usiadła na krześle i zasłoniła twarz rękoma. Artur od razu ją przytulił.

- Wróci. Zobaczysz Molly, jeszcze wróci.

- Mamo, my posprzątany, ty idź się połóż - zaproponował Bill, patrząc ostrzegawczo na rodzeństwo.

Chociaż normalnie na pewno rodzeństwo zaprotestowałoby przeciwko angażowaniu ich wszystkich w sprzątanie, to jednak teraz siedzieli nadzwyczaj cicho. Dla nich też ta sytuacja była dziwna.

Rodzice w końcu poszli na górę, a George, Fred, Ron i Ginny z Billem na czele zabrali się za sprzątanie po kolacji.

- A teraz wykąpać się i iść do swoich pokojów. Rodzice mają dosyć zmartwień, nie róbcie im ich więcej - rzekł Bill, kiedy skończyli sprzątać.

Nagle George'owi wpadł do głowy pewien pomysł.

- Bill, możemy porozmawiać? - zapytał George, podczas gdy Fred, Ron i Ginny poszli się ścigać, kto pierwszy zajmie łazienkę.

- Jasne - odparł starszy brat, mierzwiąc mu włosy.

Nie podobało mu się to, ale tym razem nie chciał o tym gadać.

- Możemy się przejść? - spytał George. Nie chciał, by Fred to usłyszał. Zazwyczaj nie miał przed bliźniakiem tajemnic, ale teraz chodziło na dobrą sprawę też o niego.

Wyszli we dwóch na podwórko. Zaczęli się przechadzać po nim, a George opowiedział bratu o kłótni w ich paczce przyjaciół.

- Chcę, żeby się pogodzili. Ale nie mam pojęcia jak - rzekł młodszy bliźniak.

Bill westchnął ciężko i spojrzał na niego uważnie. To była też jego zaleta - nigdy nie lekceważył swojego rodzeństwa i ich problemów. Niezależnie od tego, czy był to podwędzony pluszak, czy kłótnia z przyjaciółmi.

- Zabrzmi to banalnie, ale przede wszystkim muszą porozmawiać. Fred jest uparty, ale wierzę ci, że też za nią tęskni. Czasami po prostu potrzeba trochę czasu, chociaż to boli. Ale na pewno w końcu z nią pogada - rzekł starszy brat.

- Ale kiedy? - spytał George.

- Nie wiem kiedy zobaczycie się następnym razem. Ale prędzej czy później to zrobi, zobaczysz.

George miał nadzieję, że brat ma rację.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro