Rozdział czterdziesty siódmy
W sierpniu Naomi zdawała test na teleportację. Wtedy bowiem odbywał się termin dla osób urodzonych po maju.
Wszyscy trzymali za nią kciuki, a gdy wróciła, zaczęli ją wypytywać. Przy okazji trochę jej zazdrościli, że mogła chociaż na chwilę opuścić Kwaterę Główną.
Bo chociaż mieli co robić i byli na Grimmauld Place razem, to brakowało im swobodnego wychodzenia gdziekolwiek. Całą paczką mieli na te wakacje wielkie plany, które musiały pójść w odstawkę.
Wszystkim im zagrażała wojna i niestety nie mogli nic na to poradzić.
Gdy już wszyscy domownicy pogratulowali Naomi zdania testu na teleportację, całą piątką zamknęli się w pokoju dziewczyn.
- Kto jeszcze oprócz ciebie zdawał? - zapytała Sally, a Black westchnęła.
- Najgorsze było to, że były tam też te Hunt, Richards czy nawet Davies. Miałam ochotę im wszystkim przyłożyć, ale nie mogłam za bardzo przy rodzicach - rzekła Naomi, a wszyscy się wzdrygnęli na dźwięk tych nazwisk. - Ale na szczęście spotkałam też Lee i pogadaliśmy. Było mu trochę smutno, że nie zrobiliście mu jakiejś niespodzianki, jak w zeszłym roku.
- W zeszłym roku zrobiliśmy mu huczną pobudkę urodzinową - rzekł Fred. - Taką z okrzykami i sokiem na rękach.
George pamiętał, jak rok wcześniej udało im się we dwóch dostać do Lee i zrobić mu niespodziankę urodzinową. To było naprawdę piękne wydarzenie.
- W tym nie wyszło, ale nadrobimy to jakoś - stwierdził młodszy bliźniak.
- Oby, chociaż niby powiedział, że rozumie, ze nie mogliście się spotkać. Chciałabym mu powiedzieć też, że już zapanowała zgoda, ale nie za bardzo mogę. W końcu nie wie, że mieszkamy w Kwaterze Głównej Zakonu - stwierdziła Puchonka.
- Wiemy, że nikomu by nie powiedział - stwierdził Fred.
- I tak prędzej czy później się dowie, że się widzieliśmy w wakacje - dodał George.
- Ale rzeczywiście lepiej nie mówić o tym, gdzie spędziliśmy wakacje - przyznała Sophie.
- Prawda, zresztą właściwie nie możemy przez zaklęcia rzucone na ten dom - rzekła Sally.
- W ogóle skoro teraz wszyscy już możemy się teleportować, a zatem kto ma ochotę na zabawę w ganianego? - spytał Fred, zmieniając temat.
Zabawa w ganianego polegała na tym, by złapać się wzajemnie, jednak trzeba było to zrobić, nim ktoś się przeniesie w inne miejsce w domu.
Może nie było to zbytnio bezpieczne, lecz przyjaciele i tak to robili, ku utrapieniu pozostałych domowników.
Oj zdecydowanie z pomysłami bliźniaków nie dało się nudzić.
Na tym właściwie polegały te wakacyjne dni. Spędzali razem czas na różne sposoby. Rzecz jasna musieli sprzątać oraz robić wypracowania zadane na wakacje, ale nieraz też po prostu grali sobie w jakieś gry czy po prostu gadali i wygłupiali się.
Sally mimo wszystko czuła się lepiej, mając przy sobie przyjaciół. Nie wyobrażała sobie siedzieć samej w domu, to chyba tylko pogorszyłoby sprawę. Tak to przynajmniej miała pewność, że nie zazna zbyt długo ciszy i spokoju.
A w obecnym stanie potrzebowała kogoś, kto odciągnie ją od smutku i żałoby.
~
Pewnego dnia Sally, George, Fred, Sophie, Naomi, Harry, Ron, Hermiona, Ginny, Jason, Doris i Edwin zagrali w kalambury, dzieląc się wcześniej na dwie pięcioosobowe drużyny - jedną stanowiły dziewczyny, a drugą chłopcy. Młodzi Lupinowie nieraz zostawali na Grimmauld Place, szczególnie gdy ich rodzice mieli coś do załatwienia, albo po prostu nie chcieli, by bliźnięta się nudziły same.
Wcześniej nastolatkowie poprosili Mayę i Syriusza o napisanie im na kartkach różnych osób czy zwierząt, które mogliby udawać - chodziło o to, by żadne z nastolatków nie wiedziało, kogo może wylosować. Następnie pierwsza osoba sięgała po karteczkę i udawała kogoś, a ta drużyna, z której ktoś pierwszy zgadł, otrzymywała punkt. Wszystkie punkty były zapisywane na kartce.
Młodzież usiadła w salonie, gdzie było najwięcej miejsca. Odsunęli wszelkie meble, by usiąść w dwóch półokręgach na jednym z ogromnych i starych dywanów. Jak prawie wszystko w tym domu, był on zielony i prawdopodobnie cenny. Mimo to mieli ze sobą talerze z ciasteczkami i ciastami, upieczonymi przez Molly oraz szklanki z sokiem malinowym. W sumie i tak wszystko dało się wyczyścić czarami.
Do tego grała też muzyka z gramofonu, co też uprzyjemniało im czas. Przy całej tej zabawie było dużo śmiechu, szczególnie gdy ktoś wylosował któregoś z nauczycieli go przedrzeźniał.
- Ciekawe ile Snape dałby ci lat szlabanu, gdyby zobaczył, jak go przedrzeźniasz? - zapytał Harry, gdy już trochę opanował swój śmiech po udanym występie Jasona.
Black zrobił zamyślona minę.
- Pewnie nie zdążyłbym tego odrobić do końca szkoły - stwierdził rezolutnie, po czym usiadł koło Pottera, zbijając z nim piątkę. To właśnie ich drużyna zdobyła punkt, bo Ron jako pierwszy zgadł.
- Teraz ja! - rzekła Ginny, wstając i podchodząc do czapki z daszkiem, której użyli do przechowywania kawałków pergaminu. Rudowłosa przeczytała karteczkę i zastanowiła się przez chwilę, a potem stanęła na środku dywanu.
Wyprostowała się sztywno i zadarła głowę do góry, a następnie zaczęła chodzić wokół dywanu, mierząc ich wzrokiem.
- McGonagall!
Jason, Sally i Doris powiedzieli to w tym samym momencie.
- Zgadliście - stwierdziła Ginny, szczerząc się. - Chciałam też zacząć gadać, ale nie zdążyłam.
- Ja pierwszy powiedziałem!
- Nie, bo ja!
Wybuchnęła sprzeczka o to, której drużynie dać punkt, więc w końcu każda otrzymała po jednym.
Prawda jednak była taka, że później i tak nikt oprócz Hermiony nie pamiętał tej punktacji. Nastolatkowie po prostu dobrze się bawili, a najważniejsze było to, że spędzali razem czas.
~
Chociaż nastolatkowie spędzali ze sobą dużo czasu całą grupą, to zdarzały się momenty, gdy byli też sam na sam. Głównie przy sprzątaniu, kiedy każdy był kierowany do innego z wielu pomieszczeń.
- Jaki ci się Sally podoba walka z bahankami? - zapytał George, gdy akurat przebywali we dwójkę.
Ona prychnęła i pokręciła głową.
- Świetnie, wręcz fenomenalnie - uznała szatynka, patrząc w jego stronę.
George bardzo ją wspierał w tym trudnym czasie. Oczywiście, reszta przyjaciół również starała się to robić, ale po prostu miała wrażenie, że przy nim czuje się jakoś inaczej.
Poza tym starała się też go pocieszać, bo wiedziała, że przeżywa tą kłótnię z Percym. Może i często się kłócili, ale mimo wszystko byli braćmi. Sally naprawdę nie mogła uwierzyć, że Percy odwrócił się od takiej rodziny jak Weasley'owie. Ona chciałaby mieć mamę, która po prostu by ją przytuliła i powiedziała, że ją kocha.
On naprawdę nie doceniał tego, co miał.
Sally mocno zżyła się z Weasley'ami i naprawdę ich polubiła. Może wiązało się to też po prostu z tym, że jej nie było dane zbyt często zaznać takiej rodzinnej atmosfery. Wujostwo mieszkało na innym kontynencie, z dziadkami nie miała praktycznie kontaktu, a jej mama nie żyła. Zanim poszła do Hogwartu, miała przy sobie głównie tatę.
Przyzwyczaiła się już do tego i wiedziała, że to się nie zmieni. Mimo wszystko zazdrościła trochę Weasley'om tego, że jest ich dużo i nawet jeśli się kłócą, to w razie czego i tak mogą na siebie liczyć. Jej nie było dane poczuć, jak to jest mieć rodzeństwo - przynajmniej do momentu, gdy zaczęła traktować swoje przyjaciółki jak przybrane siostry. Jednak to nie było to samo, bo one jednak mają swoje rodziny i problemy.
- Coś się tak zamyśliła? - zapytał George, kładąc rękę na jej ramieniu. Stał blisko niej, a ona czuła jego perfumy.
Musiała przyznać, że pachniał naprawdę dobrze.
- Nic, nic. Po prostu się zastanawiam, jak to będzie, gdy wrócimy do szkoły - rzekła Sally i zagryzła wargę. - Bez Cedrika...
Rudowłosy objął ją, a ona nie protestowała. Chyba po prostu tego właśnie potrzebowała, wtulenia się w niego.
- Dasz radę. I będę przy tobie - obiecał Weasley, przytulając ją. Ona westchnęła i odwzajemniła przytulasa.
- Dziękuję.
~
Pewnego dnia Sally, Sophie, Naomi, George i Fred usiedli w piątkę w pokoju bliźniaków. Blackówna zgromadziła ich tam, chcąc o czymś porozmawiać.
- Uwielbiam naszą paczkę i liczę, że zawsze będziemy się trzymać razem. Chciałabym, żebyśmy całą grupą sobie coś obiecali. Weźmy się za ręce i zróbmy sobie obietnice i życzenia, które postaramy się spełnić - zaproponowała Naomi.
Przyjaciele zgodzili się na to i po chwili wszyscy siedzieli po turecku na podłodze, odsuwając najpierw łóżka, by mieć więcej miejsca. Naomi wzięła za ręce Sophie i Sally, które z drugiej strony złapały dłonie Freda i George'a. Oni zamknęli koło, chwytając siebie za ręce.
- Chciałabym, żebyśmy przeszli przez to wszystko razem. Żeby nasza grupa się nie rozpadła i żebyśmy umieli się trzymać razem, nawet po zakończeniu szkoły - zaczęła mówić Puchonka z powagą.
Wydarzenia ostatnich miesięcy mocno nią wstrząsnęły i najwyraźniej potrzebowała poczucia, że nie jest z tym wszystkim sama. Sally nie dziwiła się temu, jej też było dziwnie i źle z tym wszystkim.
- Chciałabym, żebyśmy wszyscy wzajemnie sobie ufali i nie dali się zwieść innym osobom, które próbowałyby rozdzielić naszą paczkę - dodała Sophie.
- Ja chcę, żebyśmy wszyscy razem przeżyli tą wojnę. Po jej zakończeniu zrobimy sobie wycieczkę dookoła świata! - zapowiedział Fred, na co wszyscy trochę się uśmiechnęli, rozmarzeni.
Taka wycieczka brzmiała fantastycznie i z radością by się na wybrali. Szczególnie, że od kilku tygodni siedzieli zamknięci w jednym domu i mieli już tego dosyć.
- A siedziba naszego sklepu będzie w każdym kraju na świecie, zobaczycie! - zadeklarował George.
- Byśmy po prostu przetrwali to razem. I damy radę, zobaczycie - rzekła Sally, a wszyscy mieli nadzieję, że tak będzie.
- Żeby nasza paczka trwała jak najdłużej - rzekła Sophie.
- Żebysmy tańcowali wzajemnie na naszych weselach - stwierdził Fred, na co wszyscy zachichotali.
- Żebyśmy zawsze się wspierali - powiedziała Naomi.
- Obiecujemy - powiedzieli po chwili wszyscy na raz, niejako przypieczętowując to, co powiedzieli.
Sally naprawdę miała nadzieję, że będzie dobrze. Było jej przykro przez śmierć Cedrika i nie chciała tracić nikogo więcej.
Zarazem też doceniała wsparcie, które miała. Przyjaciele po prostu przy niej byli i to było najważniejsze.
~
Hejo!
Z racji, że to ostatni rozdział w 2022 roku, chciałabym życzyć Wam z tej okazji wszystkiego najlepszego! Oby ten rok był lepszy niż poprzednie ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro