Rozdział trzynasty
Sally miała wrażenie, że Michael ciągle ma jakieś humorki. Sophie i Naomi mówiły, że być może jest zazdrosny, ale z drugiej strony, przecież to normalne, że ma też męskich przyjaciół. Należeli przecież do wspólnej paczki, przez co też Sally obawiała się, jak to wszystko wpłynie na resztę grupy.
W końcu Michael zaprosił ją na wyjście do Hogsmeade, a ona liczyła, że wreszcie sobie wszystko wyjaśnią.
Przecież żadne z nich nie chciało, by ich grupa przyjaciół rozsypała się przez gorsze dni między nimi.
Podczas gdy Sally wybierała się na randkę z Michaelem, Sophie szła z Fredem, a Naomi z Cedrikiem. Ostatnia dwójka ostatnio zaczęła coś do siebie czuć i najwyraźniej postanowili spróbować czegoś więcej. Dziewczyny szykowały się więc razem w dormitorium Krukonek, w którym aktualnie panował jeden wielki bałagan.
- Mam nadzieję, że wreszcie wszystko się wyjaśni - powiedziała Sally, jednocześnie przypatrując się jednej z koszul. - Lubię go, ale ostatnio trochę coś się popsuło. Może po prostu musimy się przyzwyczaić do siebie? W końcu przez te dwa miesiące nie widzieliśmy się tak często...
- Lubisz go, czy kochasz? - zapytała Sophie, przeglądając swoje spodnie.
- Co za pytanie, przecież z nim jestem - oburzyła się szatynka. - Na pewno w końcu będzie lepiej.
- Normalne pytanie zadała, to ty unikasz odpowiedzi - powiedziała Naomi, która akurat przymierzała swój sweter. - No nie, za ciasny!
- Zawsze możesz pożyczyć coś stąd - zaproponowała Sophie. - Na pewno w końcu znajdziesz coś dobrego!
- Wszystkie znajdziemy - dodała Sally, mając nadzieję, że już nie wrócą do wcześniejszego tematu.
Przecież nie było po co do tego wracać.
Po długich rozważaniach dziewczyny w końcu wybrały swoje stroje. Z racji, że była już jesień i chłodno, to jednak trzeba było też postawić na coś cieplejszego. Aż ciężko było uwierzyć, że dopiero co były letnie upały. Teraz jednak już nie było po nich śladu.
Sally wystroiła się w długie, ale czarne spodnie, oraz buty na małym obcasie. Założyła bordowy półgolf, a na to ciemnogranatowy płaszcz i szalik swojego domu. Włosy spięła w kucyka.
Sophie założyła długie, granatowe spodnie i czarne, płaskie buty. Miała także ciepły golf w kolorze granatowym, a na to założyła niebieski płaszcz. Nie zapomniała także o niebiesko-brązowym szaliku Ravenclawu. Włosy zostawiła rozpuszczone.
Naomi natomiast ubrała się w ciemne spodnie i buty, żółty sweterek i na to beżowy płaszcz. Założyła także szal Hufflepuffu i przyjaciółki pomogły zapleść jej warkocza.
W końcu uprzątnęły ubrania, tak by nie były na widoku - czyli włożyły je do kufrów, wzięły swoje torebki z kilkoma rzeczami, po czym ruszyły na dół. Umówiły się na spotkanie przed Wielką Salą.
Podczas gdy Naomi z Cedrikiem poszli do Herbaciarni, Sophie rozmawiała jeszcze o czymś z bliźniakami i bratem, Sally ruszyła z Michaelem w do Pubu pod Trzema Miotłami.
- Cieszę się, że możemy spędzić ten dzień razem. Może w końcu powiesz, co cię gryzie? - zapytała Sally. Szli obok siebie, jednak nie obejmowali się jak inne pary.
- Nic takiego - natychmiast rzekł Michael. - Po prostu...
- Po prostu co? Wykrztuś to z siebie - stwierdziła Diggle. - Czym się tak denerwujesz?
- Eee... Chodzi o Turniej. Bo wiesz, Cedrik chce startować, martwię się o niego - powiedział Jones, a ona popatrzyła na niego ze zrozumieniem.
- Nie dziwię się, też się o niego martwię. Ale szansa, że się dostanie, jest niewielka. Nie, żebym w niego nie wierzyła, ale w końcu dużo osób będzie startować - rzekła Sally. - A właśnie, niedługo jego urodziny, przydałoby się coś mu kupić!
- Prawda, myślę, że to dobry pomysł - podchwycił Michael i uśmiechnął się na myśl o sprawieniu radości przyjacielowi. - Nie wiem co, ale coś na pewno wymyślimy, nie?
- Przydałoby się dzisiaj, skoro już jesteśmy w Hogsmeade - uznała Sally. - Ej, a może spróbujemy w tym sklepie z różnościami?
Pochodzili trochę po Hogsmeade, gdzie kupili kilka rzeczy, w tym sporo słodyczy. W końcu zawitali do Pubu, gdzie usiedli przy jednym ze stolików i zamówili piwo kremowe. Nie nieli ochoty iść do Herbaciarni, więc trafili tutaj.
Niedaleko nich, przy jednym stole usiedli George, Lee, Taylor i jego przyjaciółki. Cała szóstka wybrała się na przyjacielski wypad.
Sophie i Freda nie było widać, co oznaczało, że najprawdopodobniej poszli gdzieś indziej na swoją randkę.
- Co jest? - zapytał Michael, gdy zerkała w stronę stołu znajomych.
- Fajnie, że się dobrze bawią - wypaliła Sally, po czym zwróciła się w jego stronę. - Znaczy... nie zrozum mnie źle, to nie tak, że się źle z tobą bawię...
- Ale wolałabyś być z nimi? - gorzko zapytał chłopak, na co ona się zmieszała.
Nie zdążyła jednak odpowiedzieć, bo podeszła do nich madame Rosmerta i poprosiła o zamówienia.
Zamówili piwo kremowe, a Sally machimalnie od razu znów spojrzała w stronę drugiego stolika. To nie tak, że źle się bawiła, ale po prostu była ciekawa, co u nich słychać.
Musi wziąć się w końcu w garść i porozmawiać z Michaelem.
Rozmowa jednak z jakiegoś powodu w ogóle im się nie kleiła, co było do nich niepodobne. Przecież wcześniej zawsze dużo rozmawiali.
Mieli już swoje piwa kremowe, gdy do restauracji weszła czwórka osób i podeszła do nich.
Byli to Andrew Richards z Tamsin Hunt, oraz Adrian Pucey z Silvią Sherman. Pierwsza trójka była Ślizgonami, a Silvia Gryfonką, więc miło było widzieć, że niektórzy nie przejmują się konfliktem między tymi dwoma domami.
Była ona dosyć wysoką dziewczyną o długich, jasnobrązowych włosach i zielonych oczach. Tamsin natomiast miała też brązowe, lecz krótsze włosy związane w warkoczyki, oraz oczy tego samego koloru.
We czwórkę podeszli do ich stolika, by się przywitać.
- Co tak ciągle patrzysz w ich stronę? - Lee zapytał szeptem o to George'a. Ten wzruszył ramionami, patrząc na zgromadzenie przy stoliku Sally i Michaela.
- Czy ja wiem, czy tak dużo? Po prostu jestem ciekawy, jak mojej przyjaciółce mija czas. I chyba niezbyt dobrze. Mam wrażenie, że lepiej się czuje, gdy jest większa grupa, niż gdy są sami - powiedział George, również cicho. Czwartoroczni rozmawiali o czymś między sobą, nie zwracając uwagi na ich szepty.
- Na pewno tylko o to chodzi? - zapytał Lee z powątpiewaniem. George upił łyk swojego piwa kremowego i pokiwał głową.
- Tak. Tylko o to chodzi.
Po chwili trójka Ślizgonów i Gryfonka usiedli przy innym stoliku, a Sally i Michael znów zostali sami przy swoim.
George naprawdę nie chciał ich peszyć i starał się nie patrzeć w tamtą stronę zbyt często. Jednak w pewnym momencie tak się zamyślił, że nie zauważył, jak czwartoroczni sobie poszli.
- Stary, czy ty w ogóle mnie słuchasz? - zapytał Lee, szturchając go w plecy.
- Ej! - ocknął się George, po czym zmarszczył brwi, widząc puste miejsca. - Gdzie reszta?
- Poszli do Miodowego Królestwa. A my mieliśmy zamiar iść do Zonka, pamiętasz? - zapytał Lee.
- A, tak, jasne - powiedział George, po czym popatrzył na pustą butelkę. - To chodźmy. Jason postanowił zostać naszym sponsorem, to trzeba korzystać.
Jason uwielbiał ich żarty, zresztą podobnie jak jego ojciec, który też był Huncwotem. Ponieważ jednak Jason był za młody, by chodzić do wioski, płacił bliźniakom i Lee, by ci za niego coś kupowali u Zonka czy w innych sklepach. Część pieniędzy mogli zatrzymać dla siebie za fatygę.
Niewykluczone, że sam Syriusz kazał mu tak zrobić, bo wiedział, że nie przyjmą od niego pieniędzy za nic.
Chociaż znali się ledwo od kilku miesięcy, to już się z nim polubili. Syriusz z chęcią przybrał rolę ich zabawnego wujka, który pomaga im w wymyślaniu żartów i ukrywaniu tego przed Molly i Mayą.
Chociaż z tego co wiedzieli od Naomi, Maya aktualnie była w zbyt wielkiej euforii z powodu jego powrotu i odzyskania przez niego wolności, by się na niego gniewać. Jednak mimo wszystko nie należało próbować jej podpadać.
Zanim jednak George i Lee wyszli z Pubu, do środka weszli Naomi i Cedrik. Podeszli do stolika Sally i Michaela, oraz zauważając dwóch Gryfonów, pomachali do nich, by ci też podeszli.
- Jesteśmy razem! - powiedziała Naomi z radością, trzymając się z Cedrikiem za rękę. Sally od razu poderwała się ze swojego krzesła i rzuciła przyjaciółce na szyję.
- Gratuluję!
Michael wstał i poklepał Cedrika po plecach. George i Lee również po chwili pogratulowali, ciesząc się z ich szczęścia. To samo zrobili też Andrew, Adrian, Tamsin i Silvia, którzy podeszli, ciekawi zamieszania.
- W sumie nie spodziewałem się, że będą razem - przyznał George, kiedy z Lee szli do Zonka. - Ale fajnie, że im się układa.
- Czyli z ich związku się cieszysz, ale związku Sally i Michaela już nie? - spytał Lee, a George westchnął z irytacją.
- Oczywiście, że się cieszę, co za pytanie!
Sally nie uważała tego dnia za zbytnio udany. Jej spotkanie z Michaelem miało w sobie dziwną atmosferę. Jednak cieszyła się ze szczęścia przyjaciółek.
Wieczorem w dormitorium zobaczyła się z Sophie i obgadały wspólnie co się działo tego dnia. Miały też niestety nieprzyjemną sytuację z Fletcher, która akurat tego dnia wcześniej wróciła do dormitorium.
Zasypiając, Sally miała nadzieję, że w końcu jakoś wszystko się ułoży. Złe chwile w związku się przecież zdarzają. Na pewno będzie lepiej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro