Rozdział trzydziesty szósty
Sophie, Sally i Naomi czekały pod cieplarnią na lekcje zielarstwa. Wtedy podeszli do nich bliźniacy Weasley. Fred co prawda nie chodził na ten przedmiot, bo nie zaliczył egzaminu, ale najwyraźniej chciał im potowarzyszyć przed lekcją.
- Właśnie sprzedaliśmy Jasonowi kilka naszych produktów do wypróbowania na eliksirach - rzekł Fred, po czym udał, że ociera łzę wzruszenia. - Nie ma to jak nowe pokolenie żartownisiów.
- Obawiam się, że niedługo będę musiała ratować brata przed gniewem Nietoperza - stwierdziła Naomi, kręcąc głową.
- Nie martw się. Zadbamy, żeby Nietoperz miał coś innego do roboty - stwierdził George, klepiąc ją po ramieniu.
W końcu jednak przyszła profesor Sprout, więc musieli wejść do cieplarni. Podczas gdy Sophie i Naomi poszły do jednej z wykopieniek, do drugiej podeszli Sally i George. Założyli rękawice ochronne, które były rzecz jasna potrzebne na zielarstwie. Dziewczyna związała dzisiaj swoje długie włosy w kucyk, by jej nie przeszkadzały. Mieli też na głowach gumowe osłony, a także google ochronne.
Pieniek natychmiast ożył: ze szczytu wyskoczyły długie, kolczaste pędy przypominające gałązki jeżyn, które zaczęły wściekle smagać powietrze. Jeden chciał wplątać się Sally we włosy i George przepędził go sekatorem. Po chwili Sally udało się schwytać parę pędów i spleść je razem. W plątaninie wijących się jak macki gałązek otworzyła się dziura, a George dzielnie zanurzył w niej rękę. Nagle jednak dziura zamknęła się wokół jego łokcia, więc Sally zaczęła szarpać się ze złośliwymi pędami, zmuszając dziurę, by ponownie się otworzyła. George wyciągnęł z niej szybko rękę, zaciskając palce na strąku. Kolczaste pędy natychmiast się pochowały i po chwili sękaty pniak wyglądał tak niewinnie jak martwy kawał drewna.
- To byłaby całkiem niezła kryjówka, żeby coś schować - stwierdził George, podczaś gdy Sally podała mu miskę. Wrzucił do niej strąka. - Albo można by tym kogoś nieźle nastraszyć.
- Co, już planujesz posadzić sobie to koło swojego przyszłego domu? - zapytała Sally, po czym wzięła szpadla, by ugnieść strąk. Było to ciężkie, bo one ciągle chciały uciec.
- To byłoby ciekawe - stwierdził George. - Daj to, ostatnio nakłuwaliśmy to czymś ostrym.
Przejął od niej miskę z zamiarem rozłupania wykopieńki. Robili to już na kilku poprzednich lekcjach, ale mimo to Sally nie mogła się powstrzymać od drażnienia się.
- Jestem w szoku, że to potrafisz. Myślałam, że na ostatnich zajęciach spałeś - powiedziała szatynka, na co on prychnął.
- No wiesz co? Mnie posądzasz o takie rzeczy? - spytał z udawanym oburzeniem. - Nareszcie!
Udało mu się rozłupać strąk i miska napełniła się mnóstwem małych, bladozielonych fasolek wijących się jak robaki. Rozejrzał się, czy nauczycielki nie ma w pobliżu, a następnie kilka z nich włożył do kieszeni.
- Może się przyda - uznał.
- Wolę chyba nie wiedzieć do czego - stwierdziła Sally, po czym wzięła się za walkę z pniem, by mogli wydostać kolejny strąk.
- Eksperymentujemy z różnymi rzeczami w naszych wynalazkach - powiedział Weasley, pomagając jej z wykopieńkami. - Mimo wszystko lepiej by było, gdyby Bagman w końcu oddał nam pieniądze.
- Jeszcze tego nie zrobił? Co za gnojek - burknęła Diggle z dezaprobatą.
- Okropny - przyznał George.
Kiedy lekcja dobiegła końca, byli wykończeni walką z wykopieńkami. Po zielarstwie miała być przerwa obiadowa, więc cała klasa skierowała się w stronę Wielkiej Sali.
Na korytarzach panował jak zwykle wielki tłok. Sally, George, Sophie i Naomi szli ścisnięci obok siebie, ale i tak ciągle ktoś się z nimi zderzał, chcąc najwyraźniej ich wyprzedzić.
W końcu jednak udało im się dotrzeć do Wielkiej Sali, gdzie z ulgą usiedli przy stole Gryffindoru naprzeciwko Freda i Lee. Przywitali się i zabrali za jedzenie, gdyż bardzo zgłodnieli.
- I jak bardzo się nudziliście na lekcji? - zapytał Fred, zajadając kawałek pieczeni.
- Bo my już zdążyliśmy pobawić się z Filchem i dostaliśmy szlaban - dodał Lee, nakładając sobie udek kurczaka.
- A my walczyliśmy z drapieżną rośliną, która chciała nas wszystkich pożreć - pochwaliła się Sally z dumą, a następnie nałożyła sobie na talerz trochę wołowiny.
- Oj tak, nieźle się zmachaliśmy z nią - rzekła Sophie, nakładając sobie pieczonych ziemniaków.
- Wręcz bardzo - dodała Naomi, biorąc się za pulpety.
- A to nasze trofeum - powiedział George, wyjmując z kieszeni nasiono wykopieńki, które było w strąkach. - Sally, masz ochotę na fasolkę do obiadu?
- Zabieraj to - rzekła Diggle z obrzydzeniem, jednak on przybliżył rękę z ziarnem do jej twarzy.
- Ale zobacz, jaka piękna fasolka! Nie chcesz nawet spróbować?
- Nie.
- Zobacz, ja zjem i nic mi nie jest - stwierdził George.
Wziął rękę i zasłonił nią buzię tak, że nie było widać, czy rzeczywiście coś zjada. Następnie odsunął rękę i zacisnął ją w pięść, po czym schował pod stołem. Po chwili zaczął przeżuwać.
- Mniam, smaczne! Wręcz wyborne!
Sally spojrzała na niego z obrzydzeniem.
- Nie mów, że naprawdę to zjadłeś.
- Nie, ale za to tobie coś upadło na spódniczkę - rzekł Weasley, a ona spojrzała w dół.
Zobaczyła, że leży tam bladozielone nasiono, które wiło się jak jakiś robak.
- Fuuuj, od dzisiaj nienawidzę fasolki - stwierdziła szatynka, po czym wzięła fasolkę i rzuciła w jego nos. Ta się odbiła i wylądowała na talerzu rudowłosego. On od razu wziął ją do ręki.
- Naprawdę nie rozumiem dlaczego, przecież to jest świetne warzywo - rzekł George.
- Mam traumę przez te wykopieńki - burknęła Sally, po czym dopiero spojrzała na resztę przyjaciół. - A wy co się chichracie?
- Bo to było piękne - skomentował Lee z uśmiechem.
- Wręcz przecudowne - dodał Fred.
- Zajęlibyście się swoimi sprawami - burknęła Sally.
Jej przyjaciele bywali nieznośni, ale i tak ich uwielbiała. Chyba po prostu taki ich urok.
Posiłek mijał w całkiem dobrej atmosferze. W pewnym momencie podleciała do nich brązowa sowa, co było trochę dziwne, skoro zwykle poczta przychodziła rano.
- Czyja ta sowa? - zapytała Naomi, jednak wszyscy wzruszyli ramionami.
Zwierzątko w pewnym momencie wylądowało przed Sophie, przewracając pusty już pucharek po napoju. Do nóżki sowy przyczepiony był list.
- O nie, nie mówcie, że to znowu ten ktoś - rzekła Sophie z niepokojem, płacąc sowie, by odebrać przesyłkę.
Naomi pomogła wziąć list od sowy, a następnie rozerwała kopertę.
- O nie, to znowu to - jęknęła Puchonka. Pokazała im pergamin, pokryty literami wyciętymi z gazety.
- Co tam jest napisane? - zapytał Fred, a Puchonka zaczęła czytać.
Kochana Sophie!
Zachwycasz mnie swoją urodą. Jesteś piękna i żałuję, że nie moja. Przynajmniej na razie. Wyrażam nadzieję, że uda się zburzyć ten mur między nami. Chciałbym mieć częściej cię widywać.
Twój Szczerze Oddany Wielbiciel
- Kto do cholery to wypisuje? - burknęła Sally, po czym spojrzała na sowę. - Do kogo należysz sowo? Wskaż tego, kto cię wysłał!
- Nie wiem, czy ten ktoś byłby na tyle głupi, by wysyłać swoją sowę. To raczej któraś ze szkolnych - zauważyła Naomi.
- Spróbować można!
- To mnie przeraża. Te listy, ten dziwny ktoś - powiedziała Sophie. - Nie mam pojęcia, jakie ma zamiary...
Naomi objęła ją ramieniem.
- Spokojnie, jeszcze dorwiemy tego ktosia.
- Nogi mu z dupy porywam, jak się dowiem kto to - burknął Fred.
Zaczęli rozglądać się po Wielkiej Sali, ale nikt nie wydawał się patrzeć szczególnie w ich stronę.
Kto to mógł być?
Oczywiście, nasuwała im się na myśl Fletcher, ale przecież nie mieli dowodów. Nielubienie jej nie było wystarczającym powodem, by ją oskarżyć.
Ten list popsuł im zdecydowanie humor na resztę dnia. Po lekcjach postanowili popytać znajomych, czy nie widzieli ostatnio czegoś podejrzanego.
- Nie, byliśmy całą grupą kilka godzin i nikt z nas nie wysyłał listu - rzekła Sanne, kiedy George poszedł do kwater osób z Beauxbatons. - Dziwna sprawa...
- I to bardzo - odparł rudowłosy i westchnął. Martwił się, co to może być. Sophie była jego przyjaciółką i nie chciał, by ktoś ją niepokoił takimi dziwnymi listami.
Poza tym kto wie, czy ten ktoś nie postanowi zrobić czegoś więcej?
~
Marzec mijał bardzo szybko, a co za tym idzie, niedługo miał być pierwszy kwietnia i siedemnaste urodziny George'a i Freda. Z tej okazji w Pokoju Wspólnym Gryffindoru miała być impreza. Wstęp był co prawda wolny, ale trzeba było pokazać, czy nie ma się ze sobą jakichś podejrzanych listów.
Tak na wszelki wypadek.
- Wreszcie też będziemy mogli czarować poza szkołą! - mówił Fred z entuzjazmem kilka dni przed urodzinami.
- I niedługo będziemy mogli też się teleportować! Co raz lepiej nam to wychodzi! - dodał George, również uradowany z tego powodu.
- A wtedy będziemy mogli skakać po całym kraju całymi dniami - poparł go brat.
- Cały kraj powinien się strzec, skoro wasza dwójka będzie mogła się teleportować i czarować poza szkołą - stwierdziła Sally, na co oni spojrzeli na nią z oburzeniem.
- No wiesz co? - zapytał George. - Tak nas osądzasz?
- Znam was i wiem, że różne pomysły wam przychodzą do głów - rzekła szatynka.
Chłopcy udawali, że mają na nią focha, ale po kilku minutach im przeszło.
~
Sally, Sophie, Naomi i Lee postanowili dać bliźniakom duży, wspólny prezent. Kupili im dużą mapę Wielkiej Brytanii, zaznaczając na niej przy okazji różne punkty, jak miejsca zamieszkania osób z ich grupy. Narysowali w odpowiednim miejscu domki i podpisali je imionami.
Skoro tak chcieli podróżować, to sprawili im mapę do tego.
Oczywiście, to nie był koniec. Do tego była także masa słodyczy, nowe karty do gry w Eksplodującego Durnia, czy nawet plakat jednej z drużyn Quidditcha, której kibicowali. W końcu to było najbardziej wyczekiwane urodziny w życiu każdego czarodzieja.
Do tego wszystkiego na imprezie oprócz mnóstwa przekąsek, miał być też tort. Składał się on z biszkoptu, wiśni, kremu, oraz w całości posypana wiórkami czekolady. Wszystko to udało się zrobić w Hogwardzkiej kuchni, podczas gdy skrzaty przygotowywały inne przekąski.
Pokój Gryffindoru był ozdobiony różnokolorowymi balonami, serpentynami, oraz wielkim napisem "Wszystkiego najlepszego Fred i George". Wszystkie stoliki i kanapy zostały odsunięte pod ściany, a po środku był parkiet, na którym można było tańczyć. Bliźniacy byli zachwyceni tym przyjęciem i to też było najważniejsze. Wszystko wyglądało naprawdę cudownie.
Miało być również dużo muzyki. Katie Bell poprosiła swoją przyjaciółkę - Ruby Collins, żeby zagrała jakąś piosenkę na swoim ukulele, a Jason poprosił o występ swoje przyjaciółki - trojaczki Ellis, Mariane, Monica i Melinda, będące na jego roku. Dziewczyny bardzo lubiły i umiały śpiewać. Prócz tego miało grać także radio, by Krukonki również mogły brać udział w zabawie.
- Dobra George, czas na zabawę. Chyba nie będziesz tak stał na własnej imprezie? - zapytała Sally, podchodząc do rudowłosego, który właśnie kończył jeść ciasto.
Chłopak uśmiechnął się łobuzersko.
- Jasne, że nie zamierzam podpierać ściany. Fred jest zajęty Sophie, więc ja muszę zadbać o to, by nikt tu się nie nudził.
- A jaki masz na to sposób? - zapytała Sally.
On odłożył talerzyk, a następnie sięgnął pod stół, spod którego wyjął dużą butelkę, wypełnioną brązowym płynem.
- Mam tu trochę Ognistej na rozgrzanie atmosfery. Oczywiście jest dostępna wyłącznie dla wybranych - oznajmił George, po czym zaczął nalewać ją do dwóch pustych szklanek, stojących na stoliku.
Ona popatrzyła na niego z rozbawieniem.
- Na przykład dla kogo?
- Na przykład dla ciebie. Masz - stwierdził rudowłosy, podając jej szklankę.
Ona wzięła ją i bez wahania wypiła sporego łyka. Po chwili skrzywiła się, gdyż zapiekło ją w gardle.
- Dobre.
- Zamierzamy puścić butelki w ruch, gdy już zabawa się rozkręci - powiedział George, chowając butelkę pod stół. Następnie sam również upił łyka i się skrzywił. - Nie ma to jak Ognista.
- Piłeś już kiedyś? - zapytała dziewczyna.
- Tak. Kiedy razem z Fredem mieliśmy dwanaście lat, Charlie dał nam odrobinę na spróbowanie. Niestety Percy się dowiedział i poskarżył rodzicom - rzekł George z żalem w głosie. - Tata może by nam nawet odpuścił, ale mama się wściekła.
- On pewnie czekał do siedemnastki na pierwszego łyka? - zapytała Sally, po czym się napiła.
- Nie zdziwiłbym się, gdyby dotąd niczego nie wypił. Chociaż to trochę dziwne, bo Oliver i Miranda, z którymi się przyjaźnią, są bardziej towarzyscy. Szczególnie ona, bo jak Wood czasami zagrzebał się w myśleniu o strategii na następny trening, to nikt go nie oderwał - rzekł Weasley, po czym pociągnął kolejnego łyka. - A właśnie. To w takim razie w jakim wieku ty piłaś po raz pierwszy? Bez kłamania mi tu, że dzisiaj po raz pierwszy pijesz.
- No wiesz co? Za kogo ty mnie masz! - oburzyła się dziewczyna. - Dobra, niech ci będzie... Tego się nie spodziewasz. Gdy pierwszy raz spróbowałam Ognistej, miałam sześć lat.
George wybałuszył oczy.
- Co?
- To było przypadkiem. Było u nas akurat wujostwo i miałam ochotę na herbatę. Usiadłam przy stole i wzięłam szklankę z brązowym napojem, myśląc, że to herbata. A tak naprawdę to była szklanka cioci Darlene z Ognistą - powiedziała Sally. - Dotąd pamiętam, jak mnie wtedy paliło w buzi i byłam przerażona. Z czasem się z tego śmieję, ale wtedy to było okropne.
- Nie spodziewalem się, że już wtedy była z ciebie taka alkoholiczka - rzekł George, a ona wywróciła oczami.
- Bez przesady, to tylko raz. Dobra, idziemy tańczyć? - zapytała szatynka, a on pokiwał głową.
- Jasne.
Naprawdę lubił z nią gadać i spędzać czas. Byli naprawdę świetnymi przyjaciółmi.
Dzięki niej czuł się też trochę mniej samotny. Oczywiście, cieszył się, że Fred miał dziewczynę, ale po prostu dziwnie mu było, gdy jeszcze większość paczki kogoś miała, a on nie. Kolejnym plusem tego, że Sally zerwała z Michaelem, było to, że teraz nie tylko on kogoś nie miał.
Z chęcią dał się porwać do tańca, a cała impreza trwała do późna w nocy. Było naprawdę świetnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro