Rozdział trzydziesty
W końcu nadeszły Walentynki.
Gdy Krukonki wyszły z Pokoju Wspólnego, przed drzwiami stali już bliźniacy, z czego Fred trzymał mały bukiet żółto-czerwonych tulipanów, oraz pudełko z czekoladkami z owocową galaretką w środku. Sophie i Fred wymieniali się prezentami, podczas gdy George i Sally stanęli z boku.
- Sally, nie obraź się, ale niestety nie mam dla ciebie prezentu. Ale i tak wszystkiego najlepszego - rzekł George. Szatynka zachichotała, po czym odparła:
- Dziękuję. Miło jest mieć takiego przyjaciela.
- Jasne, ty też jesteś świetną przyjaciółką - odparł po chwili rudowłosy, jednak jakby z oporem.
Sam nie wiedział dlaczego coś mu nie pasowało. Przecież naprawdę lubił Sally i za nic nie chciałby zepsuć ich przyjaźni. Więc o co chodziło?
Najpierw blondynka odłożyła prezenty do dormitorium, a po chwili zeszli całą czwórką z Wieży. Fred objął Sophie, natomiast za nimi szli George i Sally, jedno obok drugiego.
Byli w naprawdę dobrym nastroju. Jednak zmieniło się to, gdy na dole zobaczyli Michaela.
Bliźniacy spojrzeli na niego bardzo niechętnie, podczas gdy Krukonki z wyczekiwaniem, czego on chce.
Trzymał bukiet róż, oraz wydawał się unikać wzrokiem Weasleyów. Rzekł w końcu:
- Sally, możemy pogadać?
- Nie! - wyrwało się George'owi, przez co wszyscy spojrzeli na niego z zaskoczeniem.
- Niby dlaczego nie? - zapytał Jones, patrząc z konsternacją na George'a.
- Nie podoba mi się, jak traktujesz moje przyjaciółki. Z Sally niby jesteś, ale nie wieżę, żeby była z tobą szczęśliwa. A Sophie próbujesz wypytywać o różne rzeczy, kiedy zobaczysz ją samą - wyjaśnił George, po czym wyciągnął różdżkę i wyciągając ją przed siebie z groźną miną.
- George ma rację, nie powinieneś tak nikogo traktować - powiedział Fred, dołączając się do brata. Teraz przestał już obejmować Sophie, a zamiast tego obaj Weasleyowie stanęli krok przed Krukonkami, jakby chcąc je obronić.
Wydawało się to może trochę absurdalne, zważywszy, że Jones nawet nie wyciągnął różdżki z kieszeni.
- Chciałem przeprosić. I pogadać - rzekł Michael, co jednak nie zmieniło faktu, że bliźniacy patrzyli na niego nieprzychylnie.
- Spokojnie, uspokójcie się. Idźcie do Wielkiej Sali, ja tu muszę z kimś porozmawiać i coś wyjaśnić - powiedziała Diggle.
Podczas gdy Sophie i bliźniacy ruszyli do Wielkiej Sali, Sally poszła odłożyć róże. Potem poszła z Michaelem do jednej z pustych klas, by spokojnie pogadać.
- Ja naprawdę chciałbym cię przeprosić - rzekł Michael. - Bardzo cię lubię, naprawdę.
- Ja też cię lubię - odparła Sally. - Ale chyba nam niezbyt wychodzi to bycie parą. Mam wrażenie, że paradoksalnie bardziej się od siebie oddaliliśmy, odkąd jesteśmy razem.
- Ja też mam takie wrażenie - przyznał szczerze Jones. - I przykro mi z tego powodu.
- Pogubiłam się w tym. Myślałam, że między nami jest coś więcej. I może było, ale minęło? - zastanawiała się Sally. - Miłość jest skomplikowana.
- Zgadzam się - odparł Puchon.
- Słyszałam, że rozmawiałeś z Sophie, żeby doradziła ci, co masz zrobić, żebym ci wybaczyła - powiedziała Sally, a on się zmieszał.
- Ja...
- Wybaczam ci - przerwała mu Sally, a na jego twarzy zobaczyła ulgę. - Ale jako przyjacielowi. Bo szczerze mówiąc, ten związek nie ma sensu. Nie chciałabym jednak, żeby wpłynęło to na naszą paczkę.
- Dziękuję, że mi wybaczyłaś - odparł Michael z wdzięcznością. - I zgadzam się, powinniśmy zerwać. Ale jak powiemy o tym reszcie?
Szatynka westchnęła.
- Nie wiem. Ale mam pomysł, powiedzmy im, że dajemy sobie ostatnią szansę, a tak naprawdę spędzimy czas jako przyjaciele - zaproponowała Sally. - Reszta i tak właściwie ma już z kim spędzić ten dzień. A przy okazji pokażemy, że możemy po rozstaniu zostać przyjaciółmi. Może reszta paczki to zrozumie.
- Mam nadzieję - odparł Jones.
Po chwili uścisnęli się na zgodę. Czuli ulgę, że wreszcie wszystko sobie wyjaśnili.
~
Sally i Michael weszli do Wielkiej Sali wraz z Andrewem i Adrianem, oraz ich partnerkami - Tamsin Hunt i Silvią Sherman. W szóstkę skierowali się do stołu Gryffindoru, gdzie siedzieli już Sophie, Fred, George, Sanne, Naomi, Cedrik, Lee i Branca.
Sally postanowiła powiedzieć im to, co ustalili.
- Pogodziliśmy się. Pójdziemy dzisiaj na tą randkę, ale jak nie będziemy czuli się z tym dobrze, to pozostaniemy przyjaciółmi.
George jęknął w duchu. Naprawdę miał wrażenie, że ten związek jest ciągnięty mocno na siłę. Myślał, że Sally i Michael zerwą.
Nie mógł jednak nic na to poradzić.
Cała grupą ustalili, że pójdą najpierw wszyscy razem - bo w końcu zamierzali iść tą samą drogą do Hogsmeade - a następnie skierują się do Trzech Mioteł, gdzie spędza trochę czasu wszyscy razem, po czym się mogą rozdzielić, każda para w swoją stronę.
- Sanne, chciałabyś uczynić mi ten zaszczyt i pójść ze mną do Hogsmeade? - zapytał George, czując, że musi działać. Przecież nie będzie siedział i rozmyślał o tym, że Sally idzie na randkę z Michaelem.
Sanne uśmiechnęła się do niego.
- Z przyjemnością pójdę z tobą do Hogsmeade.
~
Całą czternastką ruszyli w stronę wioski. Wszyscy udali się najpierw do Pubu pod Trzema Miotłami.
Andrew z Tamsin i Adrian z Silvią usiedli przy osobnych stolikach. Fred i Sophie dość szybko gdzieś sobie poszli, podobnie też Lee i Branca. W końcu Sally i Michael poszli sobie, uznając, że nie chcą psuć randek przyjaciołom.
- Dobra, to co robimy? - zapytała Sally.
- Niedługo Andrew ma urodziny, a ja nadal nie wiem co mu kupić - rzekł Jones. - Pomożesz mi poszukać?
- Jasne. Ja już mu kupiłam, ale chętnie ci pomogę - powiedziała Sally.
Poszli pobuszować po sklepach. Przy okazji Sally pomyślała też o tym, że sama ma za kilka tygodni urodziny. I to siedemnaste, więc wreszcie będzie pełnoletnia.
W końcu będzie mogła czarować poza szkołą. Do tego będzie też w stanie się teleportować.
Wakacje zapowiadały się naprawdę cudownie. Może skoro całą paczką będą już pełnoletni, to wybiorą się gdzieś razem? Na przykład na jakiś koncert lub festyn.
Nieważne zresztą gdzie i jak. Najważniejsze, że świat będzie stał przed nimi otworem. Będą mogli się bawić do upadłego i nikt nie będzie mógł im tego zabronić.
Bo niby dlaczego?
~
George i Sanne również w końcu wyszli z Pubu pod Trzema Miotłami. Skierowali się do parku, znajdującego się na obrzeżach Hogsmeade. Teraz było tam mnóstwo śniegu i nie dało się nigdzie usiąść. Mimo to, chodzili sobie i rozmawiali.
- Jakie masz plany po szkole? - zapytała Sanne.
- Razem z Fredem chcemy otworzyć swój własny sklep z dowcipami - rzekł George, a ona spojrzała na niego z zainteresowaniem.
- Całkiem fajny pomysł - przyznała Hendriks.
- Czeka nas jeszcze sporo pracy, ale zamierzamy to zrobić - stwierdził Weasley. - A jakie są twoje plany?
Dziewczyna westchnęła.
- Szczerze mówiąc, sama nie wiem. Przez większość życia miałam wszystko zaplanowane, a teraz...
Zamilkła, jakby nie wiedząc, czy mówić dalej. Rudowłosy uznał, że przydałoby się ją przytulić, więc to zrobił.
Odwzajemniła przytulasa i uśmiechnęła się do niego lekko.
- Dziękuję.
- Za co? - zdziwił się George.
- Za to, że jesteś. I poprawiasz mi humor - odparła Sanne, a on się wyszczerzył.
- Zawsze do usług - odparł. Poszli dalej, a on obejmował ją ramieniem. Było dość ślisko, więc chciał też jej pomóc, by nie upadła.
- Aż trudno mi uwierzyć, że za kilka miesięcy będę musiała opuścić to miejsce - powiedziała Sanne. - Hogwart jest naprawdę cudowny.
- Będziemy utrzymywać kontakt? - zapytał George.
- Jasne, że tak - odparła szatynka, po czym pocałowała go w policzek. - Lubię cię.
To był szybki pocałunek, ale musiał przyznać, że było mu miło.
- Ja ciebie też lubię - odparł George.
Naprawdę miło spędzili ten czas. Lubił jej towarzystwo, nawet jeśli nie mówiła o wszystkim. Ale nie wymagał tego, przecież mimo wszystko znali się dosyć krótko. Zresztą on też nie mówił o wszystkim.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro