Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział trzydziesty

W końcu nadeszły Walentynki.

Gdy Krukonki wyszły z Pokoju Wspólnego, przed drzwiami stali już bliźniacy, z czego Fred trzymał mały bukiet żółto-czerwonych tulipanów, oraz pudełko z czekoladkami z owocową galaretką w środku. Sophie i Fred wymieniali się prezentami, podczas gdy George i Sally stanęli z boku.

- Sally, nie obraź się, ale niestety nie mam dla ciebie prezentu. Ale i tak wszystkiego najlepszego - rzekł George. Szatynka zachichotała, po czym odparła:

-  Dziękuję. Miło jest mieć takiego przyjaciela.

- Jasne, ty też jesteś świetną przyjaciółką - odparł po chwili rudowłosy, jednak jakby z oporem.

Sam nie wiedział dlaczego coś mu nie pasowało. Przecież naprawdę lubił Sally i za nic nie chciałby zepsuć ich przyjaźni. Więc o co chodziło?

Najpierw blondynka odłożyła prezenty do dormitorium, a po chwili zeszli całą czwórką z Wieży. Fred objął Sophie, natomiast za nimi szli George i Sally,  jedno obok drugiego.

Byli w naprawdę dobrym nastroju. Jednak zmieniło się to, gdy na dole zobaczyli Michaela.

Bliźniacy spojrzeli na niego bardzo niechętnie, podczas gdy Krukonki z wyczekiwaniem, czego on chce.

Trzymał bukiet róż, oraz wydawał się unikać wzrokiem Weasleyów. Rzekł w końcu:

- Sally, możemy pogadać?

- Nie! - wyrwało się George'owi, przez co wszyscy spojrzeli na niego z zaskoczeniem.

- Niby dlaczego nie? - zapytał Jones, patrząc z konsternacją na George'a.

- Nie podoba mi się, jak traktujesz moje przyjaciółki. Z Sally niby jesteś, ale nie wieżę, żeby była z tobą szczęśliwa. A Sophie próbujesz wypytywać o różne rzeczy, kiedy zobaczysz ją samą - wyjaśnił George, po czym wyciągnął różdżkę i wyciągając ją przed siebie z groźną miną.

- George ma rację, nie powinieneś tak nikogo traktować - powiedział Fred, dołączając się do brata. Teraz przestał już obejmować Sophie, a zamiast tego obaj Weasleyowie stanęli krok przed Krukonkami, jakby chcąc je obronić.

Wydawało się to może trochę absurdalne, zważywszy, że Jones nawet nie wyciągnął różdżki z kieszeni.

- Chciałem przeprosić. I pogadać - rzekł Michael, co jednak nie zmieniło faktu, że bliźniacy patrzyli na niego nieprzychylnie.

- Spokojnie, uspokójcie się. Idźcie do Wielkiej Sali, ja tu muszę z kimś porozmawiać i coś wyjaśnić - powiedziała Diggle.

Podczas gdy Sophie i bliźniacy ruszyli do Wielkiej Sali, Sally poszła odłożyć róże. Potem poszła z Michaelem do jednej z pustych klas, by spokojnie pogadać.

- Ja naprawdę chciałbym cię przeprosić - rzekł Michael. - Bardzo cię lubię, naprawdę.

- Ja też cię lubię - odparła Sally. - Ale chyba nam niezbyt wychodzi to bycie parą. Mam wrażenie, że paradoksalnie bardziej się od siebie oddaliliśmy, odkąd jesteśmy razem.

- Ja też mam takie wrażenie - przyznał szczerze Jones. - I przykro mi z tego powodu.

- Pogubiłam się w tym. Myślałam, że między nami jest coś więcej. I może było, ale minęło? - zastanawiała się Sally. - Miłość jest skomplikowana.

- Zgadzam się - odparł Puchon.

- Słyszałam, że rozmawiałeś z Sophie, żeby doradziła ci, co masz zrobić, żebym ci wybaczyła - powiedziała Sally, a on się zmieszał.

- Ja...

- Wybaczam ci - przerwała mu Sally, a na jego twarzy zobaczyła ulgę. - Ale jako przyjacielowi. Bo szczerze mówiąc, ten związek nie ma sensu. Nie chciałabym jednak, żeby wpłynęło to na naszą paczkę.

- Dziękuję, że mi wybaczyłaś - odparł Michael z wdzięcznością. - I zgadzam się, powinniśmy zerwać. Ale jak powiemy o tym reszcie?

Szatynka westchnęła.

- Nie wiem. Ale mam pomysł, powiedzmy im, że dajemy sobie ostatnią szansę, a tak naprawdę spędzimy czas jako przyjaciele - zaproponowała Sally. - Reszta i tak właściwie ma już z kim spędzić ten dzień. A przy okazji pokażemy, że możemy po rozstaniu zostać przyjaciółmi. Może reszta paczki to zrozumie.

- Mam nadzieję - odparł Jones.

Po chwili uścisnęli się na zgodę. Czuli ulgę, że wreszcie wszystko sobie wyjaśnili.

~

Sally i Michael weszli do Wielkiej Sali wraz z Andrewem i Adrianem, oraz ich partnerkami - Tamsin Hunt i Silvią Sherman. W szóstkę skierowali się do stołu Gryffindoru, gdzie siedzieli już Sophie, Fred, George, Sanne, Naomi, Cedrik, Lee i Branca.

Sally postanowiła powiedzieć im to, co ustalili.

- Pogodziliśmy się. Pójdziemy dzisiaj na tą randkę, ale jak nie będziemy czuli się z tym dobrze, to pozostaniemy przyjaciółmi.

George jęknął w duchu. Naprawdę miał wrażenie, że ten związek jest ciągnięty mocno na siłę. Myślał, że Sally i Michael zerwą.

Nie mógł jednak nic na to poradzić.

Cała grupą ustalili, że pójdą najpierw wszyscy razem - bo w końcu zamierzali iść tą samą drogą do Hogsmeade - a następnie skierują się do Trzech Mioteł, gdzie spędza trochę czasu wszyscy razem, po czym się mogą rozdzielić, każda para w swoją stronę.

- Sanne, chciałabyś uczynić mi ten zaszczyt i pójść ze mną do Hogsmeade? - zapytał George, czując, że musi działać. Przecież nie będzie siedział i rozmyślał o tym, że Sally idzie na randkę z Michaelem.

Sanne uśmiechnęła się do niego.

- Z przyjemnością pójdę z tobą do Hogsmeade.

~

Całą czternastką ruszyli w stronę wioski. Wszyscy udali się najpierw do Pubu pod Trzema Miotłami.

Andrew z Tamsin i Adrian z Silvią usiedli przy osobnych stolikach. Fred i Sophie dość szybko gdzieś sobie poszli, podobnie też Lee i Branca. W końcu Sally i Michael poszli sobie, uznając, że nie chcą psuć randek przyjaciołom.

- Dobra, to co robimy? - zapytała Sally.

- Niedługo Andrew ma urodziny, a ja nadal nie wiem co mu kupić - rzekł Jones. - Pomożesz mi poszukać?

- Jasne. Ja już mu kupiłam, ale chętnie ci pomogę - powiedziała Sally.

Poszli pobuszować po sklepach. Przy okazji Sally pomyślała też o tym, że sama ma za kilka tygodni urodziny. I to siedemnaste, więc wreszcie będzie pełnoletnia.

W końcu będzie mogła czarować poza szkołą. Do tego będzie też w stanie się teleportować.

Wakacje zapowiadały się naprawdę cudownie. Może skoro całą paczką będą już pełnoletni, to wybiorą się gdzieś razem? Na przykład na jakiś koncert lub festyn.

Nieważne zresztą gdzie i jak. Najważniejsze, że świat będzie stał przed nimi otworem. Będą mogli się bawić do upadłego i nikt nie będzie mógł im tego zabronić.

Bo niby dlaczego?

~

George i Sanne również w końcu wyszli z Pubu pod Trzema Miotłami. Skierowali się do parku, znajdującego się na obrzeżach Hogsmeade. Teraz było tam mnóstwo śniegu i nie dało się nigdzie usiąść. Mimo to, chodzili sobie i rozmawiali.

- Jakie masz plany po szkole? - zapytała Sanne.

- Razem z Fredem chcemy otworzyć swój własny sklep z dowcipami - rzekł George, a ona spojrzała na niego z zainteresowaniem.

- Całkiem fajny pomysł - przyznała Hendriks.

- Czeka nas jeszcze sporo pracy, ale zamierzamy to zrobić - stwierdził Weasley. - A jakie są twoje plany?

Dziewczyna westchnęła.

- Szczerze mówiąc, sama nie wiem. Przez większość życia miałam wszystko zaplanowane, a teraz...

Zamilkła, jakby nie wiedząc, czy mówić dalej. Rudowłosy uznał, że przydałoby się ją przytulić, więc to zrobił.

Odwzajemniła przytulasa i uśmiechnęła się do niego lekko.

- Dziękuję.

- Za co? - zdziwił się George.

- Za to, że jesteś. I poprawiasz mi humor - odparła Sanne, a on się wyszczerzył.

- Zawsze do usług - odparł. Poszli dalej, a on obejmował ją ramieniem. Było dość ślisko, więc chciał też jej pomóc, by nie upadła.

- Aż trudno mi uwierzyć, że za kilka miesięcy będę musiała opuścić to miejsce - powiedziała Sanne. - Hogwart jest naprawdę cudowny.

- Będziemy utrzymywać kontakt? - zapytał George.

- Jasne, że tak - odparła szatynka, po czym pocałowała go w policzek. - Lubię cię.

To był szybki pocałunek, ale musiał przyznać, że było mu miło.

- Ja ciebie też lubię - odparł George.

Naprawdę miło spędzili ten czas. Lubił jej towarzystwo, nawet jeśli nie mówiła o wszystkim. Ale nie wymagał tego, przecież mimo wszystko znali się dosyć krótko. Zresztą on też nie mówił o wszystkim.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro