Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział pierwszy

- Granie w gargułki samemu to nie to samo - mruknęła Sally.

Od jakiejś godziny siedziała na trawie z tyłu swojego domu i starała się trafić kamykami swoimi w kamyki "przeciwnika", którym w sumie była też ona sama.

Niestety, taki urok braku rodzeństwa. Co prawda za kilka dni miało przyjechać do niej kuzynostwo, jednak widziała ich naprawdę rzadko i zwykle ją irytowali.

Minęło ledwo kilka dni od końca roku szkolnego, a jej brakowało przyjaciół, których miała w Hogwarcie. Niby mieli się spotkać w wakacje, ale jednak do tego było jeszcze trochę czasu.

Było gorąco, więc swoje jasnobrązowe włosy związała w kucyka. Zdawała sobie sprawę, że w gargułkach przegranego oblewa śmierdząca substancja, a więc w tym przypadku i tak zostanie oblana. Ale w sumie i tak przydałoby się wziąć zimny prysznic.

Ogródek, w którym się znajdowała, był dosyć mały. Posiadał kilka drzew, tworzących cienie, krzaki oraz dużo kwiatów. Cała posiadłość otoczona była brązowym, drewnianym płotem.

Mieszkali na obrzeżach Woodchurch, w hrabstwie Kent. Znajdowali się dosyć blisko posesji mugolskich, jednak nie przeszkadzało jej to.

Sama była półkrwi, ale nie miał dla niej znaczenia status krwi. Liczył się w końcu człowiek, jego charakter.

Chociaż rzeczywiście mugole raczej nie powinni widzieć, jak kulka strzela w nią czymś śmierdzącym. Ale raczej się tu nie zagłębiali bez potrzeby.

Ogródek był ładny właściwie dzięki temu, że w jego aranżacji pomagały jej przyjaciółka Naomi wraz ze swoją mamą Mayą - obie bowiem pasjonowały się roślinami.

Poznała Naomi już na swoim pierwszym roku w Hogwarcie, a w wakacje przed ich drugim rokiem przyjaciółka przyleciała ze swoją mamą siecią Fiuu. Gdy zobaczyły w jakim stanie był wtedy ogródek, natychmiast postanowiły interweniować.

Był wtedy dosyć zapuszczony, ale z tej przyczyny, że po prostu ani Sally, ani jej tata, Dedalus Diggle, nie umieli się tym zajmować.

Zresztą dom ten tak naprawdę należał wcześniej do dziadków Sally, a potem wprowadzili się tam jej rodzice, jeszcze w czasie pierwszej wojny czarodziejów. Niestety Alex, mama Sally, zginęła poczas niej, wobec czego dziewczyna nigdy jej tak naprawdę nie poznała.

Było jej przykro, jednak niestety nie mogła nic na to poradzić. Tata starał się jak mógł, by nie odczuwała jej braku tak bardzo, jednak tak się nie dało.

Z czasem jednak zaczęła traktować jak mamę Mayę, czyli mamę swojej najlepszej przyjaciółki. Z Naomi połączyło ją też to, że ta nie miała  taty. A przynajmniej do tego roku, w którym wszystko się zmieniło.

- Sally, chodź na obiad!

Gdy dziewczyna odwrócia się w stronę domu, zobaczyła swojego tatę, który ją wołał z okna kuchni.

- Jasne, już idę! - odparła, po czym zaczęła zbierać swoje kamyki do pudełka, leżącego na trawie. Nie chciała, żeby się pogubiły.

Następnie wstała, po czym ruszyła w stronę tylnych drzwi domu.

Cały dom był pomalowany na biało, oraz piętrowy - na dole mieścił się salon, kuchnia, jadalnia, łazienka i przedpokój, natomiast na górze sypialnie jej i taty, łazienka oraz  pokoje, które miały mieć funkcję pokojów gościnnych kiedy ktoś przyjeżdżał, a na co dzień służyły głównie do składowania różnych rzeczy. Mieli też poddasze, które w razie czego można było przerobić na coś dla gości.

Sally weszła do salonu, gdzie odłożyła pudełko na półkę, a następnie przetarła sobie ręką czoło. Było bardzo ciepło, pomimo, że było dopiero południe.

Z salonu przeszła do jadalni, gdzie tata już rozłożył dwa talerze, kubki oraz sztućce.

- Jak tam tato? Radzisz sobie czy ci pomóc? - zapytała, zaglądając do kuchni przez otwór drzwiowy. Nie stawiali tam drzwi, bo uznali, że nie ma tam takiej potrzeby.

- Już zaraz będzie obiad, poradzę sobie - odparł Dedalus.

- Dobrze - odparła szatynka.

Mężczyzna wziął sobie kilka dni wolnego w pracy, by spędzić je z córką, oraz potem jeszcze z goścmi, którzy mieli przyjechać. Potem mimo pobytu gości znów będzie musiał iść do pracy - oni w końcu zamierzali zostać aż do Mistrzostw Świata w Quidditchu, które miały być dopiero za ponad miesiąc. Zresztą wtedy też zamierzał wziąć sobie kilka dni urlopu, by na nie polecieć.

W sumie tata był bardziej zafascynowany tym sportem, niż ona. Jednak mimo wszystko chciała tam być, choćby po to, żeby spotkać się z przyjaciółmi i pobyć z rodziną.

Dedalus pracował w magazynie Spellbound, które umieszczało różne artykuły o sławnych celebrytach w świecie czarodziejów, ale też różne informacje na przykład o różnych zaklęciach.

Dziewczyna poszła do łazienki, gdzie się przemyła zimną wodą. Poprawiła też kucyka, który trochę jej się już rozpadł.

Gdy wróciła, na stole był już posiłek - pieczone ziemniaczki, oraz udka. Do picia natomiast był sok wiśniowy.

- Smacznego - powiedział Dedalus, gft usiedli przy stole. Mężczyzna był dosyć niski, już siwawe, chociaż niegdyś brązowe włosy i niebieskie oczy, które po nim odziedziczyła.

Ponoć jej mama miała również jasnobrązowe włosy jak ona, lecz trochę inny odcień niebieskich oczu. Niestety, widziała tylko zdjęcia, po których ciężko czasami było coś stwierdzić dokładnie.

- Smacznego tato - powiedziała Sally, gdy zaczęli jeść.

- W ogóle jak tam w szkole? Co u twoich przyjaciół? - spytał Dedalus. - Trochę się zadziało.

- Prawda - przytaknęła Sally. - Ale o tym już wiesz. Natomiast chciałabym powiedzieć, że jestem z Michaelem już od kilku dni.

Michael Jones był jednym z jej przyjaciół od początku szkoły, natomiast zeszli się kilka dni przed wakacjami. Mimo wszystko dopiero teraz powiedziała, że są razem, bo nie chciała tego robić na dworcu, przy wszystkich.

Sądziła, że tata przyjmie to raczej dosyć dobrze, skoro go znał i raczej lubił. Dlatego zdziwiła się, że nagle zamarł z widelcem w ręku.

- Oh, naprawdę? - zdziwił się, oraz przestał się uśmiechać tak szeroko jak wcześniej.

- Coś ci nie pasuje tato? Myślałam, że go lubisz - rzekła Sally, zdziwiona reakcją ojca.

- Jasne, zawsze go lubiłem, ale... Myślałem, że jesteście raczej jak rodzeństwo, siostra i brat - stwierdził zmieszany mężczyzna, odkładając widelec na talerz.

- Najwyraźniej coś się zmieniło - odparła Sally.

Czy naprawdę nie umiała odróżnić silnej przyjaźni od miłości?

Wiedziała, że zawsze byli z Michaelem tylko przyjaciółmi. Ale naprawdę przez to nie mogli być kimś więcej?

Chociaż najprawdopodobniej tacie włączył się po prostu alarm antychłopakowy, bo zorientował się, że jego ukochana córeczka jest już dorosła i ma chłopaka. Tak, to na pewno przez to.

- W takim razie będę musiał z nim porozmawiać - rzekł Dedalus twardo.

- Tato! Przecież już go znasz od kilku lat, o czym ty chcesz z nim rozmawiać? - jęknęła Sally.

- Znałem go jako twojego przyjaciela, przybranego brata, nie chłopaka. To różnica - powiedział Dedalus, a ona pokręciła głową.

Ktoś tu zdecydowanie nie mógł się pogodzić z tym, że jego córeczka dorasta.

Po posiłku Sally poszła do swojego pokoju na górze. Był on średniej wielkości, posiadał łóżko, biurko z krzesłem, kilka szafek i półek z różnymi rzeczami, a na jednej ze ścian zdjęcia jej i i przyjaciół. W pokoju było również okno, otwarte na oścież.

Wzięła z szafki pergamin i pióro do pisania. Następnie wzięła koszulkę leżącą na krześle i rzuciła jej na łóżko.

Czasami robiła trochę bałaganu, ale w końcu to był jej pokój. Tylko jej na szczęście.

Usiadła, po czyn zaczęła pisać krótki list, zaadresowany do Michaela.

Cześć Mike,
Powiedziałam tacie o tym, że jesteśmy razem. Włączył mu się alarm przeciwchłopakowy, więc lepiej uważaj. Chociaż wątpię, żeby ci coś zrobił, przecież cię zna i zawsze lubił. Poza tym na razie wieje nudą, chociaż pewnie niedługo odwołam swoje słowa, gdy przyjedzie moje kuzynostwo. A co tam u ciebie?
Bardzo cię lubię i naprawdę cieszę się, że jesteśmy razem. Przesyłam buziaki,
Sally

Następnie szatynka zobaczyła, że na parapecie stoi rodzinna sowa, Kropka. Dała jej trochę ciasteczka z pudełka leżącego na biurku. Następnie  wręczyła jej list, po czym wysłała do swojego chłopaka.

Nim jednak zdążyła odejść od okna, zobaczyła, że coś nadlatuje. Jak się okazało, była to inna sowa z listem.

Ptak uderzył się o parapet, ale na szczęście udało mu się w końcu wylądować. W końcu sowa wleciała do środka, a Sally dała jej ciasteczko  do zjedzenia. Po chwili usiadła na krześle i zaczęła czytać list, aż uśmiechając się szeroko, widząc od kogo jest.

Hej Naczelna Swatko Hogwartu, jak tam u ciebie?

Przysyłam ci list Errolem, a Fred wziął Świstoświnkę od Rona i posyła listy miłosne Sophie. No prawie listy miłosne. Jeszcze nad tym popracujemy, okej?

Coś czuję, że w te wakacje cała rodzina będzie się dziwić, czemu tych sów nigdy nie ma. Ale ej, jak Ron wysyłał w zeszłym roku ciągle do Harry'ego i Hermiony listy, to jakoś nie narzekali! A w tym roku Harry może swobodnie używać Hedwigi, więc niech przez nią się komunikują!

Zresztą przecież po to są sowy, czyż nie?

Zbliżają się urodziny Lee, a zatem z Fredem planujemy zrobić mu małą niespodziankę.

Na pewno będzie zadowolony!

Poza tym nie mogę się doczekać, gdy wreszcie się spotkamy! Będzie na pewno świetnie, bo każde spotkanie z nami takie jest.

Ukończyliśmy też pracę nad Gigantojęzycznym Toffi oraz też kilkoma innymi rzeczami. Nie chciałabyś tego wykorzystać na swoim kuzynostwie?

Tak tylko chciałem krótko przypomnieć o swoim istnieniu, żebyś nie zapomniała.

Ten Lepszy Brat Georgie (Akurat)

Ps. Fred jak się dowiedział, co napisałem, kazał cię pozdrowić. Mówił też coś o tym, że wcale nie pisze listów miłosnych, ale ja wiem swoje.

Sally uśmiechała się szeroko, czytając ten list. Nawet nie zauważyła, kiedy do pomieszczenia zajrzał Dedalus.

- Od kogo ten list? Tak się szczerzysz, że można pomyśleć, że od twojego chłopaka, ale to nie jest jego sowa - stwierdził mężczyzna.

Szatynka uniosła głowę znad pergaminu.

- Nie, to jest od George'a Weasleya - rzekła.

- On też jest twoim chłopakiem? - spytał Dedalus z rozbawieniem.

- Co? Nie, to tylko mój przyjaciel. Zaprzyjaźniłam się w tym roku z Sophie Mason oraz George'em i Fredem Weasleyami - odparła Sally.

Dedalus się zaśmiał.

- Przecież tylko żartowałem.

Następnie wyszedł z pomieszczenia, a ona westchnęła.

W poprzednim roku szkolnym rzeczywiście dosyć sporo się zadziało - zaprzyjaźniła się z Sophie, jedną ze swoich współlokatorek, oraz w sumie dzięki niej też z bliźniakami Weasley. Kiedyś stwierdziła, że ciekawie by było, gdyby Sophie zeszła się z Fredem na złość ich trzeciej współlokatorce, która udawała, że jest w nim zakochana.

Potem zobaczyła, że Sophie i Freda rzeczywiście coś do siebie ciągnie, a w końcu dostrzegł to też George. Chłopak aż zaczął ją żartobliwie nazywać "Naczelną Swatką Hogwartu" i założyli Klub Swatów.

Co prawda Sophie i Fred jeszcze nie byli razem, ale właśnie, jeszcze. Może w końcu się to uda.

Postanowiła szybko odpisać George'owi, żeby rodzina go nie zabiła za wieczne zajmowanie sowy.

Cześć mój Wspólniku do Spraw Swatania Przyjaciół!

U mnie na razie trochę nudno, jednak pewnie się to zmieni, gdy zjawi się moje kuzynostwo.i w sumie jak chcesz, to możesz przysłać coś, może wypróbuję, chociaż pewnie mnie za to zabiją.

Poza tym mój tata dowiedział się, że Michael jest moim chłopakiem i stał się jakiś przewrażliwiony. Ale to pewnie tatusiowie tak po prostu mają.

A i dobrze, niech Fred i Sophie posyłają sobie te liściki miłosne. Tak trzymać!

Mam nadzieję, że nadal żyjesz i rodzina nie jest na ciebie jakoś bardzo zła za częste używanie sowy.

Nie mogę się doczekać, aż się zobr,
Sally, Naczelna Swatka Hogwartu (ten tytuł nadal mnie bawi)

Po chwili dziewczyna dała list Errolowi, by ten zaniósł go z powrotem do Nory.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro