Rozdział jedenasty
Na szczęście wszyscy wrócili cali i zdrowi, co ucieszyło Sally. Nie chciałaby, żeby komuś coś się stało.
Zobaczenie śmierciożerców mocno nią wstrząsnęło. To przez któregoś ze zwolenników Voldemorta straciła mamę.
Nikt nie powiedział jej, co dokładnie się tam wydarzyło. Był to dosyć ciężki temat dla jej rodziny, a poza tym nie miała pojęcia, kto był obecny przy tamtej akcji.
Gdy była kilka dni u Michaela, chłopak doradził jej, by spróbowała może jakoś podpytać tatę o więcej szczegółów, jeśli ma jej to pomóc.
Jednak gdy wróciła, ciężko było jej się zebrać do tej rozmowy - ciągle coś się działo, kuzyni byli dosłownie wszędzie i trudno jej było znaleźć chwilę, by porozmawiać z tatą sam na sam.
Okazja nadarzyła się dopiero wtedy, gdy rodzinka już sobie pojechała. Chociaż Sally z jednej strony czuła ulgę, to szkoda jej było Luelli. Mimo wszystko z tą kuzynką się dogadała i dziewczyny obiecały sobie, że będą do siebie pisać.
- Tato, możemy porozmawiać? - spytała Sally, gdy już zostali sami. Usiedli na kanapie w salonie, a mężczyzna spojrzał na nią zmartwiony.
- Co się stało? - spytał Dedalus.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech. Było to dla niej ciężkie, ale chciała znać prawdę.
- Od Mistrzostw nie daje mi spokoju pewna sprawa - powiedziała Sally.
- Jaka? - zapytał mężczyzna z niepokojem. Jako, że był członkiem Zakonu Feniksa, do niego również docierały różne pogłoski o aktywności dawnych śmierciożerców. Teoretycznie oficjalnie Zakon teraz nie działał, ale praktycznie i tak członkowie pierwszego składu komunikowali się ze sobą by to wszystko omówić. Nie wiedział jednak, co o tym wszystkim wie jego córka. Troszczył się o nią i nie chciał przysparzać jej zmartwień.
- Chciałabym wiedzieć, jak... jak zginęła mama - rzekła z trudem szatynka. - Kto ją zabił? Poniósł konsekwencje?
Dedalus westchnął ciężko.
- Nie wiem. Nikt tego nie wie - rzekł Dedalus. - Tego dnia ja zostałem z tobą w domu, a twoja mama uparła się, że chce wziąć udział w akcji. Myślała, że raz dwa to załatwi, ale okazało się, że to była jedna wielka rzeź. Był totalny chaos. A potem znaleziono jej ciało pod gruzami...
Obojgu poleciały łzy, po czym przytulili się bez słowa. Było im ciężko, ale niestety nic nie mogli na to poradzić.
- Źle mi z tym, że pozwoliłem jej polecieć na tą akcję - wyznał Diggle. - Może gdybym był, to mógłbym ją ocalić...
- Tego nikt nie wie tato - rzekła Sally. - Nie zadręczaj się...
Jednak te słowa łatwiej było powiedzieć, niż zrealizować. Chociaż wojna czarodziejów się skończyła, to odcisnęła swoje piętno już na zawsze.
A najgorsze było to, że ten koszmar miał powrócić.
Na razie jednak Sally miała udać się do szkoły, by w błogiej nieświadomości po prostu dobrze się bawić z przyjaciółmi.
~
Pierwsze września jak zwykle peron dziewięć i trzy czwarte był zapełniony po brzegi. Dedalus odprowadził tam Sally.
- Uważaj na siebie córeczko - powiedział Dedalus na pożegnanie.
- Jasne tato. Ty też na siebie uważaj - rzekła dziewczyna, po czym przytuliła ojca.
Chociaż kochała Hogwart, to wiedziała, że będzie jej brakować taty.
W przedziale usiadła pomiędzy Naomi i Lee, a naprzeciwko nich Sophie, Fred i George. W międzyczasie zaglądali do nich też inni znajomi, z którymi się przywitali. W międzyczasie wyszło też, że oficjalnie Naomi i Jason mają uczęszczać do szkoły pod nazwiskiem Black. I tak już wszyscy wiedzieli, czymi są dziećmi, a przez poprzednie lata nazwisko mamy nosiły ze względów bezpieczeństwa. Teraz jednak tyle razy pokazali się publicznie ze swoimi rodzicami, że nie było czego ukrywać. Zwłaszcza, że Maya i Syriusz byli małżeństwem już od wielu lat.
Rozmawiali o różnych sprawach, aż nagle do ich przedziału przyszedł Cedrik, by przypomnieć Naomi o spotkaniu Prefektów. Oboje bowiem byli Prefektami Puchonów, a zarazem zdecydowanie najlepszymi Prefektami w szkole. Umieli pocieszyć kogoś, pomóc, a nie tylko dawać szlabany i odejmować punkty.
Później natomiast bliźniacy zaczęli mówić o sklepie, który zamierzali otworzyć oraz o tym, co będą sprzedawać.
- Gdy będziemy już mieli wystarczającą liczbę produktów, będziemy mogli sprzedawać je ochotnikom. Oczywiście najpierw wypróbujemy je na sobie - powiedział Fred, po czym spojrzał na Krukonki. Najwyraźniej starał się ocenić, czy poprą ich pomysł, czy nie.
Dziewczyny jednak nie były zdegustowane, czy zdenerwowane, jak pewnie miałoby wiele osób.
- Ja jestem za tym, żeby niektóre produkty testować na takiej Fletcher i innych tego typu osobach. Niekoniecznie za ich zgodą - skomentowała Sally. Naprawdę nienawidziła swojej współlokatorki, która od zawsze była dla niej wredna oraz próbowała manipulować ludźmi.
- Popieram ten pomysł! - odparł George.
- Dobrze wiecie, że nie mam nic do tego, że chcecie otworzyć sklep, myślę że to naprawdę dobry pomysł. Boję się tylko o was, nie chciałabym żeby coś się wam stało przy testowaniu tych produktów. Chociaż oczywiście nie chciałabym, żeby były sprzedawane bez ich sprawdzania, ale i tak się o was martwię - powiedziała Sophie.
- Dlatego mówię, że najlepiej będzie wypróbować je na osobach których nie lubimy. Niektórzy zasłużyli i to porządnie - mruknęła Sally.
- Spokojnie Soph, będzie dobrze. Nas nic nie powstrzyma, nawet to, że ten Bagman dał nam monety, które zniknęły - powiedział Fred, po czym dał blondynce buziaka w policzek.
- Wstrętny gnojek - stwierdziła Sally.
- Próbowaliście już do niego pisać, że się pomylił? - zapytał Lee, a bliźniacy westchnęli.
- Jeszcze nie. Ale to zrobimy, bo najwyraźniej nie pozostawia nam wyboru - stwierdził George.
- Myśleliśmy, że sam się przyzna, ale najwyraźniej trzeba to z niego wydobyć - dodał Fred.
- Co za oszust - mruknęła Sally, po czym oparła się o oparcie siedzenia. Czekało ich jeszcze wiele godzin drogi.
~
Po wielu godzinach podróży pociąg w końcu się zatrzymał na stacji w Hogsmeade. Niestety, pogoda była fatalna, lało i grzmiało. Na dodatek gdy i tak już przemoczeni weszli do zamku, zostali zaatakowani przez poltergeista Irytka, który rzucał na nich balony wypełnione wodą.
Nawet krzyki McGonagall na niego nie pomogły i musieli jak najszybciej przemknąć do Wielkiej Sali.
Tam niestety przyjaciele musieli się rozdzielić, gdyż podczas uczty powitalnej jednak zamierzali siedzieć przy swoich stołach.
Sally usiadła razem z Sophie przy stole Ravenclawu, gdyż do tego domu należały. Naomi razem z Cedrikiem i Michaelem zasiadła przy stole Puchonów, witając się z innymi osobami z ich domu. Fred, George i Lee usiedli naprzeciwko swoich koleżanek z drużyny, Alicji, Angeliny i Katie. Natomiast Adrian i Andrew usiedli przy stole Slytherinu, pomimo nieprzyjemnych spojrzeń posyłanych w ich kierunku.
Niektórym nie podobała się ta grupka, stworzona ze wszystkich domów w Hogwarcie. Ale ich to nie obchodziło - byli tylko dziećmi i chcieli po prostu spędzić razem czas, nie patrząc na rodzinę czy kolor krawatu.
- Głodna jestem, ciekawe ile będzie trwała ta ceremonia przydziału - stwierdziła Sally, patrząc jednocześnie na tłum pierwszorocznych, wprowadzonych przez zastępczynię dyrektora.
- Oby niedługo, chociaż ciekawa też jestem, kiedy powiedzą nam o tym ważnym wydarzeniu, które tak wszyscy trzymali w tajemnicy - zastanowiła się Sophie. Ciągle bowiem przez wakacje dorośli zachowywali się, jakby miało wydarzyć się coś wielkiego a nie chcieli powiedzieć co.
- Pamiętam jak był nasz przydział i nie podobało mi się, że wylądowałam w tym samym domu co Fletcher. Teraz w sumie widzę pozytywy, przynajmniej my mogłyśmy się poznać - powiedziała Sally.
- Zgadzam się, to jest największa zaleta tego wszystkiego - odparła jej Sophie z uśmiechem.
Po ceremonii nareszcie można było coś zjeść, co większość osób przyjęła z wielką ulgą. Dopiero po posiłku Dumbledore wstał z zamiarem przekazania kilku ważnych informacji.
Na początku mówił o tym samym, co co roku - liście przedmiotów zakazanych i zakazie wchodzenia do Zakazanego Lasu. W pewnym momencie jednak rzekł:
- Z najwyższą przykrością muszę was też poinformować, że w tym roku nie będzie międzydomowych rozgrywek o Puchar Quidditcha.
Wszyscy byli bardzo zaskoczeni tymi słowami. Sally popatrzyła zaskoczona na dyrektora - jakiż to był powód, iż nie będzie Qudittcha? Co prawda nie grała w tą grę, ale i tak mocno się zdziwiła.
- A nie będzie ich - ciągnął Dumbledore - z powodu pewnego ważnego wydarzenia, która będzie trwało od października przez cały rok szkolny, pochłaniając większość czasu i energii nauczycieli. Jestem jednak pewny, że nie będziecie żałować. Mam wielką przyjemność oznajmić wam, że w tym roku w Hogwarcie...
Ale w tym momencie gruchnął grzmot, a drzwi Wielkiej Sali rozwarły się z hukiem.
W drzwiach stał jakiś mężczyzna spowity w czarny płaszcz podróżny, wspierając się na długiej lasce. Wszystkie głowy zwróciły się w stronę przybysza, nagle oświetlonego zygzakiem błyskawicy, która rozdarła mroczne sklepienie. Odrzucił kaptur, strącił z oczu grzywę ciemnoszarych włosów, po czym ruszył ku stołowi nauczycielskiemu, a głuchy stukot, towarzyszący jego krokom, rozchodził się echem po całej sali.
Przybysz wzbudzał przerażenie. Miał drewnianą nogę, jego twarz posiekana była licznymi bliznami, jednak i tak najstraszniejsze były jego oczy. Jedno z nich było małe, czarne i paciorkowate. Drugie - wielkie, okrągłe jak moneta i jaskrawoniebieskie. To niebieskie oko poruszało się nieustannie bez jednego mrugnięcia, we wszystkie strony, aż w pewnej chwili tęczówka powędrowała gdzieś w górę i w ogóle zniknęła, pozostawiając samo białko, jakby jej właściciel przyglądał się tyłowi swojej głowy.
To wszystko było straszne.
Mężczyzna w końcu podszedł do Dumbledora i podał mu rękę. Dyrektor odezwał się.
- Pragnę wam przedstawić naszego nowego nauczyciela obrony przed czarną magią - Dumbledore przemówił pogodnym tonem w głuche ciszy - profesora Moody'ego.
Nowi profesorowie zwykle byli witani oklaskami, jednak teraz wszyscy byli zbyt pod wrażeniem, by coś zrobić. Sally skojarzyła, że tata mówił jej coś o Moodym, który był jedntm z najlepszych Aurorów.
Moody jednak nie zamierzał robić sobie czegoś z tego, jak został przywitany. Dumbledore natomiast odchrząknął.
- Jak właśnie mówiłem - rzekł, uśmiechając się do setek uczniów przed sobą, wciąż wpatrujących się w Mood'yego - w ciągu nadchodzących miesięcy będziemy mieli zaszczyt być uczestnikami bardzo podniecającego wydarzenia, które nie miało miejsca już od ponad wieku. Mam wielką przyjemność oznajmić, że w tym roku odbędzie się w Hogwarcie Turniej Trójmagiczny!
- Pan chyba żartuje! - krzyknął Fred.
Dumbledore wyjaśnił, że wcale nie żartuje i zaczął wyjaśniać, na czym polega Turniej. Zaczął wyjaśniać, że wezmą w tym udział też osoby z Beauxbatons i Durmstrangu, które miały przyjechać pod koniec października. Jednakże powiedział też, że nie może wziąć udział nikt, kto nie ukończył siedemnastu lat, co spotkało się z dezaprobatą niektórych uczniów, w szczególności bliźniaków Weasley. Dyrektor miał zamiar osobiście dopilnować, by nie zgłosił się nikt młodszy, ale Krukonka wiedziała, że oni i tak będą próbować.
- No to będzie ciekawie - mruknęła Sally.
Po uczcie powitalnej Sally poszła do Puchonów spotkać się z Michaelem. Była tam także Naomi, która jednak rozmawiała z Cedrikiem przy innym stoliku, jakby nie chcąc im przeszkadzać. W tym samym czasie Sophie była razem z bliźniakami i Lee w Wieży Gryffindoru.
Dopiero, gdy już zbliżała się cisza nocna, Krukonki spotkały się przed wejściem do Wieży Ravenclawu. Wspólnie poszły do swojego dormitorium, które było ku ich zdziwieniu puste - co prawda stały tam trzy łóżka oraz wszystkie kufry, należące do nastolatek, jednak nie było tam ich wspólokatorki.
- Może postanowiła nas unikać, tyle dobrego - stwierdziła Sally, wyjmując swoje rzeczy z kufra.
- Oby. Ale i tak pewnie prędzej czy później będziemy musiały się z nią zmierzyć - westchnęła Sophie.
To, że Fletcher była w szkole, było pewne - w końcu była na uczcie, a jej bagaże były na łóżku. Najwyraźniej jednak po prostu nie zamierzała siedzieć w pustym dormitorium, tylko
udała się do kogoś.
- Co myślisz o tym Turnieju? - zapytała Sally, która skończyła już wyjmowanie najważniejszych rzeczy, po czym zaczęła wpychać swój kufer pod łóżko.
- Jest niebezpieczny, to na pewno. Nawet gdybym mogła, to bym nie wzięła udziału. Ale wiem, że Fred i George są tym zafascynowani i chcą skombinować eliksir postarzający, żeby się dostać. I martwię się o nich, nie chciałabym żeby coś im się stało. Jednakże wiem, że i tak nie dałoby się ich powstrzymać przed spróbowaniem - powiedziała Sophie, wyjmując poduszkę z kufra i przytulając ją.
- Wiem i też nie chciałabym, żeby komuś z naszych przyjaciół się coś stało. Na razie Cedrik zadeklarował, że weźmie udział, ma urodziny niedługo i będzie miał już siedemnaście lat. A z Gryffimdoru jeszcze ktoś był chętny oprócz bliźniaków? - zapytała Sally z zaciekawieniem.
- Na pewno wiele osób będzie chciało, ale na razie Angelina też powiedziała, że weźmie udział. Ma urodziny w październiku - stwierdziła blondynka.
Sally z jednej strony cieszyła się, że będzie coś się działo, ale zarazem też martwiła się o przyjaciół.
Miała więc nadzieję, że mimo wszystko uda się, by wszystko było bezpieczne.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro