Rozdział czterdziesty szósty
Gdy Sally otworzyła oczy, potrzebowała dłuższej chwili, by przypomnieć sobie, gdzie jest.
Dopiero po chwili zorientowała się, że znajduje się w pokoju bliźniaków, a nie w sypialni jej, Sophie i Naomi. George przytulał ją, a jej w sumie było tak całkiem przyjemnie.
- Ktoś tu postanowił zakraść się w nocy do mojego braciszka? - zapytał Fred, podchodząc do nich i szczerząc się. Ona w pierwszej chwili się przestraszyła, bo nie spodziewała się go.
- Dziwi mnie, że ty jeszcze nie zakradłeś się do Sophie - mruknęła Sally.
- Co tak hałasujecie? - mruknął George, otwierając trochę oczy. Następnie odwrócił się i spojrzał na brata. - No co? Nie wolno nam tak leżeć?
- Ależ można, można - odparł Fred, uśmiechając się łobuzersko.
- A dajcie spokój, idę do dziewczyn, zanim ktoś się skapnie - mruknęła Sally, podnosząc się.
- No wiesz co? Spędziliśmy taką cudowną noc, a ty uciekasz? - zapytał George zawiedzionym głosem.
- Tak - odparła Sally, schodząc z drugiej strony łóżka. Następnie skierowała się do drzwi pokoju. - Do zobaczenia później!
- Powiem ci, że wyglądaliście uroczo, jak spaliście - stwierdził Fred, na co George usiadł na łóżku i pokręcił głową.
- Ona dopiero co straciła przyjaciela. Potrzebuje pocieszenia, a nie angażować się w związek - odparł młodszy bliźniak, wiedząc, o co mu chodzi.
- A ty coś do niej czujesz? - spytał brat.
- To i tak teraz nieistotne . Ona potrzebuje, by ktoś przy niej był, dopiero co umarł Cedrik... Poza tym martwi się o tatę, bo ten łazi na jakieś misje od Dumbledore'a. To nie czas na związek - rzekł George.
- Dobra, może faktycznie trochę za wcześnie - przyznał Fred. - Ale spróbuj w końcu z nią pogadać o tym, co czujesz.
- Kiedyś to zrobię. Ale nie teraz - stwierdził George.
Zależało mu na Sally. Widział, że jest teraz nieszczęśliwa przez ostatnie wydarzenia, nawet jeśli czuła ulgę, że ich paczka się pogodziła. Było jej ciężko, a on chciał jej jakoś ulżyć, chociaż nie wiedział jak.
~
- A ty gdzieś byłaś w nocy? - spytała Naomi, gdy Sally weszła do pokoju. Sophie nie było w środku, prawdopodobnie poszła do łazienki albo na śniadanie.
- U bliźniaków - odparła szatynka, po czym podeszła do kufra, by wziąć jakieś ubrania do przebrania się. - Tylko nie mów nikomu poza Sophie.
- Jasne, nie powiem. Dobra, idę na śniadanie - rzekła Black. Była już ubrana w bluzkę na ramiączka i krótkie spodenki.
Gdy przyjaciółka wyszła, szatynka westchnęła. Nie wahała się powiedzieć przyjaciołom, ale nie chciała, by ta wiadomość dotarła do rodziców George'a lub jej taty.
W końcu przebrała się krótkie spodenki i koszulkę z krótkim rękawem. Był w końcu lipiec, nawet jeśli wnętrze tego domu robiło chłodne i mroczne wrażenie. Niemniej jednak niedługo pewnie zostaną znów zagonieni do sprzątania domu, a wtedy się zgrzeją.
W końcu zeszła do kuchni, zahaczając wcześniej o łazienkę. Przy stole, na którym znajdowało się jedzenie, siedzieli już George, Fred, Sophie i Naomi po jednej stronie, oraz Ron, Hermiona, Harry, Ginny i Jason z drugiej. Molly natomiast krzątała się przy blacie kuchennym, przygotowując coś.
- Dzień dobry - przywitała się Sally, po czym usiadła obok George'a. Następnie wzięła sobie tosty.
- Witaj Sally! - rzekła Molly na jej widok. Reszta nastolatków również się przywitała.
- Artur jest w pracy, Maya i Syriusz wyszli coś załatwić. Ale na pewno sobie poradzimy! Jest dużo do sprzątania! - rzekła Molly, siadając przy stole. Po chwili rozległ się zbiorowy jęk niezadowolenia.
- Mamo, są wakacje! - zaprotestował Fred.
- Właśnie! Poza tym jesteśmy gośćmi - dodał George.
- Dlatego powinniśmy się odwdzięczyć! - stwierdziła Molly.
- Naomi, powiedz coś! To twój dom! - rzekł Fred, zwracając się do przyjaciółki.
- Coś - powiedziała złośliwie Puchonka, na co bliźniacy zgromili ją wzrokiem.
- Obydwaj macie zaraz iść wyszorować łazienki! Osobno! - powiedziała ostro Molly, na co rozległy się kolejne jęki niezadowolenia.
Chyba byli jednak za głośno, bo nagle odezwał się portret Walburgi.
- Szumowiny w moim domu, zdrajcy...
- Babcia się obudziła! - powiedział Jason, wstając z krzesła. - Stęskniła się za nami!
- Zdecydowanie - odparła Naomi, również wstając.
Jedną z ulubionych rozrywek młodych Blacków było wkurzanie portretów swoich przodków, a szczególnie ich babki, która nie chciała się do nich przyznać.
Tak było też i teraz. Od razu poszli do holu, a za nimi reszta młodzieży, gdyż chcieli wszystko obserwować.
- Cześć babuniu! - krzyknęła Naomi ze sztucznym entuzjazmem, starając się przekrzyczeć wrzaski Walburgi.
Kobieta na portrecie na chwilę przerwała krzyczenie i spojrzała na nią spode łba.
- Nie jestem żadną babunią!
- Oj babuniu, my rozumiemy, że nie chcesz, by uważać cię za starą. Ale jesteś naszą babunią! Nie wyprzesz się tego! - stwierdził Jason.
- JAK ŚMIECIE! WY SZUMOWINY...
- Jak słodko nasz nazywasz! - stwierdziła Naomi. - Wiemy, że było ci smutno samej, ale teraz masz towarzystwo!
Ósemka nastolatków chichotała w najlepsze, widząc to przedstawienie.
- Babuniu najdroższa! Tak się cieszymy, że cię widzimy! Jesteśmy pewni, że ty w głębi duszy też się radujesz! - powiedział Jason.
- Jakże by miało być inaczej? Nas nie da się nie kochać - dodała Naomi.
W końcu Molly zasłoniła kotary i zagoniła nastolatków do sprzątania domu. Mimo wszystko jednak poranek był z pewnością dużo ciekawszy dzięki młodym Blackom.
Wszelkie krzyki Walburgi nie były tak uciążliwe, gdy zapowiadały kolejne przedstawienie pod tytułem "Najlepsze Wnuczki i Niewdzięczna Babcia".
Sally naprawdę podziwiała Naomi za to, jak ta się trzymała, chociaż była z Cedrikiem bliżej niż ona. Wiedziała jednak, że przyjaciółka stara się nie użalać przy wszystkich i grać silną.
Może właśnie tego potrzebowała, by nie pogrążyć się w rozpaczy na dobre? W końcu miała ciągle na kogo liczyć i musiała ruszyć dalej. Nawet jeśli było to cholernie ciężkie.
~
Sprzątanie trwało do obiadu, bo po nim miało być kolejne zebranie członków Zakonu. Sally weszła do kuchni, by przywitać się z tatą, zanim zacznie się zebranie.
- Jak się miewasz tato? - zapytała, przytulając go na powitanie.
- Dobrze. Naprawdę, wszystko w porządku - rzekł Dedalus, chcąc ją uspokoić. - A ty jak się czujesz?
- Dobrze, cieszę się, że jestem tu z przyjaciółmi. Naprawdę nie mogę dołączyć do Zakonu? - zapytała Sally, a tata westchnął ciężko.
- Wiem, że byś chciała, ale to niestety na razie niemożliwe. Jeszcze nie skończyłaś szkoły.
- Jestem już pełnoletnia - oburzyła się szatynka.
Niestety jej prośby spełzły na niczym. Po chwili musiała wyjść z kuchni, gdyż zaczęło się zebranie.
Na schodach ujrzała resztę nastolatków, którzy próbowali podsłuchać coś Uszami Dalekiego Zasięgu.
- Niestety ktoś rzucił zaklęcie nieprzenikalności - stwierdził z ponurą miną Fred.
- Trzeba będzie spróbować ulepszyć te Uszy - uznał George.
- Rodzice i tak na pewno coś powiedzą naszej trójce, więc przynajmniej tyle - uznała Naomi, patrząc na Jasona i Harry'ego, stojących kilka stopni wyżej.
- Nasi też, a jak nie, to ich przekupimy - uznała Doris, patrząc porozumiewawczo na brata.
- Zawsze jakieś rozwiązanie - uznał Edwin.
W końcu nastolatkowie uznali, że pora skorzystać z tego, że nikt nie każe im sprzątać. Dlatego też zaszyli się w pokoju Harry'ego, Rona i Jasona, gdzie zaczęli grać w karty.
~
George znajdował się w jednym z pokojów, gdzie miał wycierać kurze, podczas gdy Fred został wysłany do innego pokoju. Mama zapewne liczyła, że to ich powstrzyma od wygłupów i myślenia o rzeczach do sklepu.
Cóż, przeliczyła się. Aktualnie George obijał się, korzystając z tego, że i tak był sam w pokoju.
Nagle jednak w okno coś zastukało. George rozpoznał sowę rodziców Lee, która niosła jakiś list.
Rudowłosy wpuścił ją do środka, by odebrać kopertę. Wiedział, że przyjaciel się niepokoi i trudno było się dziwić. Przez ostatnie kilka tygodni dostawał tylko lakoniczne słowa i żadnych szczegółów. Czuł wyrzuty sumienia, ale naprawdę nie mogli za wiele napisać. Fidelius im uniemożliwiał napisanie gdzie są, a zresztą naprawdę sowa mogła zostać przechwycona przez śmierciożerców.
Dlatego swoją drogą nie powinien tak po prostu wpuszczać tej sowy. Ale to inna kwestia.
George rozpięczętował kopertę, a następnie wyjął list.
Hej Forge i Gred!
Jak Wam mijają wakacje?
Dzięki za życzenia urodzinowe. Sowa przyleciała rano i mnie obudziła. Wielkie dzięki, przez was znowu się nie wyspałem.
Poza tym niedługo mam test z teleportacji, a po nim lecę z rodzicami na wakacje. Ale fajnie byłoby się spotkać po powrocie.
Mam nadzieję, że u Was dobrze. Fred, mam nadzieję, że pogadałeś już z Sophie?
Pozdrawiam i odezwijcie się,
Lee
- To od Lee? - zapytała Sophie, wchodząc do pokoju. Podeszła do niego, a George pokazał jej list.
- Tak. Szkoda, że nie może być tu z nami - rzekł rudowłosy.
- Prawda. Chociaż wtedy wasza mama by chyba oszalała - stwierdziła blondynka, a on parsknął.
- Niewykluczone - stwierdził Weasley.
Popatrzył na przyjaciółkę, zastanawiając się, czy Sally powiedziała jej o nocy spędzonej z nim. I co jej powiedziała?
Niby wiedział, że na razie nie powinien liczyć na coś więcej, skoro Sally jest w żałobie. Z drugiej strony był ciekaw tego, co do niego czuła.
- Słyszałam, że Sally spędziła z tobą noc? - zapytała Sophie, a on się zmieszał.
- Tak wyszło. Ale po prostu chciałem ją pocieszyć... Jest jej ciężko przez śmierć Cedrika.
Przyjaciółka westchnęła smutno.
- Rozumiem. Mi samej też jest z tym smutno i dziwnie mi o tym myśleć, a Sally czy Naomi były z nim o wiele bliżej... Dobrze, że ją pocieszasz i jesteś przy niej - rzekła blondynka.
George pokiwał głową, nie chcąc jednak wgłębiać się w temat.
~
Sally miała wrażenie, jakby Molly starała się przelać na nią matczyne uczucia, których szatynce nie było dane nigdy doświadczyć. Kobieta była dla niej naprawdę kochana, chociaż dziewczyna miała trochę wrażenie, że traktuje ją lepiej, niż własne dzieci.
Niemniej jednak doceniała gesty i to, że Molly starała się ją rozpieszczać i pytała o jej samopoczucie.
Na posiłki nieraz wpadali też inni członkowie Zakonu, a Sally starała się ich podpytać o coś więcej, co się stało z jej matką. Niestety bez skutku - większość dawnych członków Zakonu Feniksa już nie żyła, a reszta nic nie wiedziała na ten temat.
Mimo wszystko dziewczyna miała nadzieję, że kiedyś pozna prawdę.
Niedługo później były urodziny Harry'ego, na które został upieczony tort i było naprawdę dobrze. Chociaż na chwilę starali się skupić na czymś innym niż wojna.
Sally naprawdę doceniała, że może być z przyjaciółmi na Grimmauld Place. Chyba by zupełnie zwariowała siedząc sama w domu i pogrążając się w żałobie. Tak to chociaż nieustannie była zajęta różnymi rzeczami. Miała też możliwość lepiej poznać Weasley'ów, w tym nawet Billa i Charliego, gdy kiedyś wpadli do siedziby Zakonu. Naprawdę polubiła tą rodzinę i nie rozumiała, jak Percy mógł tak po prostu się od nich odwrócić.
Miała jednak nadzieję, że to minie jak najszybciej i rodzina Weasley'ów się pogodzi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro