Rozdział czterdziesty pierwszy
Niestety, chociaż chęci były dobre, to mijały dni, a Sally nadal nie pogodziła się z Sophie. Fred zresztą też nie.
W końcu nadszedł dzień ostatniego zadania Turnieju.
George starał się pocieszać Freda i nakłaniać do rozmowy z Sophie. On jednak na jej widok najczęściej odwracał wzrok.
Nakłanianie Sally do rozmowy również nic nie dawało.
- Oh Sally, jak miło cię poznać! - rzekła Molly, gdy podeszli do niej bliźniacy, Lee i Sally. Chłopcy od razu zbili piątki z Billem, a szatynka została wyściskana przez Molly.
Najwyraźniej oboje przyszli kibicować Harry'emu podczas Turnieju i akurat wpadli na nich na korytarzu.
- Mi panią też - odparła szatynka, przytulając się do kobiety.
Ten uścisk był taki... Matczyny? Nigdy nie było jej dane zaznać przytulasa od swojej mamy, ale zawsze wyobrażała sobie, że mógłby być właśnie taki.
Nie wiedzieć czemu, z oka popłynęła jej łza. Było to dziwne, bo zazwyczaj rzadko płakała. Teraz jednak chyba po prostu potrzebowała czegoś takiego. Po tym wszystkim, co się działo przez ostatnie dni...
W innych okolicznościach mogłaby wyżalić się swojej mamie, która podzieliłaby się z nią opowieściami, jak ona kłóciła się i godziła z przyjaciółmi. Chciałaby mieć możliwość pogadania z nią.
- Kochanieńka, co się stało? - spytała zaniepokojona Molly. Chłopcy również wpatrywali się zdziwieni w to, co zobaczyli.
- Ja... Przepraszam panią - rzekła speszona Sally, odsuwając się i szybko ocierając łzę.
- Ależ nic się nie stało kochanieńka - rzekła Molly. Następnie przytuliła też bliźniaków i Lee.
Chłopcy na zewnątrz oczywiście grymasili, ale w środku też było im miło.
Potem wszyscy poszli do sali, gdzie reprezentanci spotykali się ze swoją rodziną. Byli tam już Maya i Syriusz razem z Harrym, Naomi i Jasonem.
Oczywiście nastąpiła też fala przywitań i rozmów. Po chwili jednak bliźniacy, Lee, Sally, Naomi i Jason musieli pójść na swoje ostatnie egzaminy semestralne, więc się pożegnali.
Chłopcy poszli przodem, a Sally opowiedziała Naomi krótko, co się stało.
- Myślę, że po prostu czujesz się źle i potrzebowałaś takiego przytulenia. To nic złego - rzekła Black.
Sally westchnęła.
- Niby tak... Ale i tak mi dziwnie - przyznała Krukonka.
W końcu nadszedł wieczór i ostatnie zadanie Turnieju. Sally kibicowała zarówno Cedrikowi jak i Harry'emu, skoro obaj byli reprezentantami Hogwartu. Przede wszystkim jednak miała już dosyć i nie mogła się doczekać, aż wreszcie wróci do domu.
- Cedrik, powodzenia! - rzekła Sally, podchodząc do niego, kiedy skończyli już jeść kolację i mieli iść na boisko.
Puchon uśmiechnął się i przytulił ją.
- Dziękuję. Wiem, że ostatnio nie gadaliśmy za dużo, ale nie chciałem się narzucać - rzekł Diggory. - I naprawdę mam nadzieję, że w końcu wszystko sobie wyjaśnicie.
- Kochany jesteś - odparła szatynka. - Ale nie wiem jak to będzie...
- Będzie dobrze, zobaczysz - odparł Diggory. - Warto czasami się przełamać i pogadać.
Zawsze była zdumiona tym jego optymizmem. Życzyła mu jednak jeszcze raz powodzenia i przepuściła innych, by też mogli mu tego życzyć.
- Harry, tobie też powodzenia - powiedziała Sally, podchodząc do okularnika.
On spojrzał na nią zaskoczony, ale uśmiechnął się lekko.
- Dziękuję.
~
Na trybunach Sally usiadła między bliźniakami Weasley i Lee Jordanem. Razem z nimi w sektorze znalazła się także między innymi reszta Weasley'ów, Blackowie, młodzi Lupinowie, czy Hermiona.
Z tego co widziała, Sophie usiadła gdzieś indziej z Luną Lovegood, swoim bratem i jego trzema przyjaciółkami z Gryffindoru.
Wszyscy długo gapili się na żywopłot, jednocześnie rozmawiając na różne tematy. Nie mogli się doczekać, aż zawodnicy wrócą z labiryntu.
W pewnym momencie Fleur i Krum się poddali. Zostali natychmiast zabrani do pani Pomfrey, a reszta czekała, aż dowiedzą się, który z reprezentantów Hogwartu zwyciężył.
Trwało to niepokojąco długo.
Gdy w końcu Harry pojawił się przed nimi z Pucharem w jednym ręku, a drugą ręką trzymając Cedrika, Sally najpierw myślała, że ten jest po prostu nieprzytomny.
Wtedy jednak Harry powiedział, że powrócił Voldemort i zabił Cedrika.
Dla wszystkich była to wręcz abstrakcja. Jak to się stało, że ten, którego wszyscy się bali, nagle wrócił? Coś takiego wydawało się kompletnie nierealne.
Sally zbiegła z trybun razem z innymi. Rozpętał się chaos, nikt nie wiedział, co robić.
- Cedrik...
Sally wyszeptała jego imię, stając osłupiała przed jego ciałem. To niemożliwe. Nie mógł być martwy. Nie mógł być?
Dopiero co z nim rozmawiała! To było tak niedawno, a wydawało się być bardzo odległe.
Poczuła, że ktoś ją obejmuje. Spojrzała na George'a i bez zastanowienia go przytuliła.
- To niemożliwe. Nie on. Dlaczego? Nie...
Mamrotała różne słowa bez ładu i składu. Cała się trzęsła z nerwów, nie mogła uwierzyć, że to naprawdę się stało.
- Sally, chodź. Lepiej pójdźmy stąd - powiedział George.
Zapragnął zabrać ją gdzieś z dala od tego chaosu. W jakieś bezpieczne miejsce, gdzie będzie mogła się wypłakać, czy zrobić cokolwiek. Nie miał pojęcia, jak jej pomóc, ale chciał przy niej być.
Dziewczyna na szczęście dała mu się poprowadzić do zamku. Przedarli się przez chaotyczny tłum i w końcu znaleźli jakąś pustą salę, gdzie Sally od razu usiadła na podłodze.
- On naprawdę nie żyje? Jak....
George'owi serce się krajało, gdy widział ją taką zrozpaczoną. Usiadł obok niej i wyciągnął na wszelki wypadek chusteczkę z kieszeni.
- Niestety - odparł Weasley ze smutkiem.
Może i nie byli z Cedrikiem najlepszymi przyjaciółmi, ale jednak znali się od dawna. Mieszkali niedaleko siebie, więc pamiętał, jak w dzieciństwie z Fredem płatali mu żarty. Czasami zresztą się nawet razem bawili.
Potem w Hogwarcie ich znajomość osłabła, bo w końcu każdy się z nich miało własnych znajomych. W tamtym roku jednak bliźniacy zaprzyjaźnili się z Naomi i Sally, które były blisko z Cedrikiem. Dlatego też zaczęli spędzać ze sobą trochę więcej czasu w grupie, chociaż rzadko rozmawiali z nim sam na sam.
Mimo wszystko jednak Cedrik nie zasłużył na śmierć. Miał przed sobą całe życie, a zostało mu to odebrane.
Sally przytuliła się do niego.
- Dopiero co z nim gadałam, życzyłam mu powodzenia. Miał wiele planów, mógłby wiele osiągnąć, a...
Głos jej się łamał i nie była w stanie powiedzieć nic dalej.
- Jestem przy tobie - rzekł George.
Nie miał pojęcia, co powiedzieć, ale jej chyba wystarczało, że po prostu siedział obok niej.
- Pamiętam jak Ced chciał grać w światowej drużynie Quidditcha. Innym razem chciał pracować w Ministerstwie, albo w Mungu - powiedziała Sally z rozpaczą. - A teraz... Dlaczego do cholery musiał zgłosić się do tego Turnieju? Dlaczego w ogóle on się odbył? Jak ktokolwiek mógł pozwolić, by Cedrik zginął?
Dziewczyna pociągnęła nosem, po czym znów się w niego wtuliła.
- Myślisz... Że Sam-Wiesz-Kto naprawdę wrócił? - zapytała z obawą Sally.
To wydawało się wręcz nieprawdopodobne. Minęło tyle lat... Dlaczego właśnie teraz wrócił?
Bała się. Cholernie się bała tego, co może nastąpić. Co jeśli on zabije jej tatę i przyjaciół?
- Wierzę Harry'emu. Zresztą, dlaczego miałby kłamać? - spytał George.
Nic nie odpowiedziała, lecz otarła łzy chusteczką.
Przesiedzieli tak kilka godzin. Sally na zmianę szlochała i mówiła o tym, że ciężko jej uwierzyć w śmierć Cedrika. Nie docierało do niej to wszystko.
Nagle drzwi się otworzyły, a oni spojrzeli w ich stronę.
- George, mama i Bill chcą się z nami pożegnać i porozmawiać przed powrotem do domu - powiedział Fred, po czym popatrzył na szatynkę z niepokojem. - Sally, ty też chodź. Jak się czujesz?
- Źle - powiedziała krótko Sally, po czym wstała i otarła twarz chusteczką. - Wiesz co u Naomi? Jak się trzyma?
George również się podniósł. Spojrzał na brata, chcąc też się dowiedzieć co i jak. Skoro Sally ten widok tak wstrząsnął, to co musiała czuć Naomi? W końcu była z nim jeszcze bliżej.
- Nie gadaliśmy jeszcze. Pobiegła gdzieś i widziałem, jak rozmawiała ze swoim tatą, a potem gdzieś się zgubili w tym tłumie - powiedział Fred. - Wszyscy w Hogwarcie spanikowali, teraz dopiero jest trochę mniej osób.
Sally poszła z bliźniakami do sali wejściowej, gdzie znaleźli Molly i Billa, którzy rozmawiali z Ronem i Ginny. Na ich widok Molly podeszła, by przytulić całą trójkę.
- Gdzie wy byliście? - zapytała zaniepokojona pani Weasley.
- Cedrik był moim przyjacielem - wyznała po chwili Sally ze smutkiem. - Potrzebowałam pobyć gdzieś z dala od tłumów... A George był ze mną.
- Nie mogłem jej zostawić samej - dodał rudowłosy.
Molly jeszcze raz ich wszystkich wyściskała.
- Martwiłam się, gdzie się zapodzialiście w tym tłumie. I chciałam się pożegnać, zobaczymy się już w domu - powiedziała Molly.
- Trzymajcie się - rzekł Bill, podchodząc do rodzeństwa i klepiąc ich po ramionach. - Niedługo się zobaczymy.
- Cześć!
- Na razie!
- Miło było cię poznać - rzekł Bill, podchodząc do Sally i wyciągając rękę na pożegnanie.
- Nawzajem - odparła szatynka.
Gdy już wszyscy się pożegnali, Molly i Bill wyszli.
- Nie wiecie gdzie jest Naomi? - zapytał George, zwracając się do Rona i Ginny.
- W Skrzydle Szpitalnym. Harry tam leży - odparł Ron, a Blackowie z nim siedzą.
Sally czuła ulgę, że Naomi przynajmniej była w tych trudnych chwilach z rodziną. Sama niestety nie miała takiej możliwości. Była jednak wdzięczna George'owi, który spędził z nią całe popołudnie.
Trwała pora kolacji, ale nikt z nich nie miał teraz apetytu.
Było źle i zapowiadało się, że będzie tylko gorzej.
~
Hej!
Cóż... Różdżla dla Cedrika /*
Kończymy już Czarę Ognia i wkraczamy w Zakon Feniksa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro