Rozdział czterdziesty drugi
Mijały dni, a nic nie wydawało się poprawiać.
Sally było naprawdę bardzo szkoda Cedrika. Był jej przyjacielem, lubili się. A przede wszystkim miał niecałe osiemnaście lat, to zdecydowanie za wcześnie, żeby umierać!
Dziewczyna miała wrażenie, że kolejne dni minęły w dziwnym amoku.
Okazało się, że Moody, którego poznali, nie był prawdziwym Moodym. Tak naprawdę był to Barty Crouch Junior, który się pod niego podszywał.
Dumbledore powiedział wszystkim o powrocie Voldemorta i śmierci Cedrika.
Nastąpiło pożegnanie z osobami z Beauxbatons i Durmstrangu.
Wszyscy byli pogrążeni w smutku i żałobie.
Ojciec napisał jej list z zapytaniem, jak się czuje, ale nie odpisała. Nie miała na to siły.
Sanne i Branca również już odlatywały, pożegnawszy się. George obiecał Sanne, że napisze, co u nich.
Pogrzeb Cedrika miał się odbyć po zakończeniu roku szkolnego. Sally zamierzała tam być, a George zamierzał ją wesprzeć.
Zresztą wspierał ją cały czas. On spędzał z nią najwięcej czasu przez te wszystkie dni do zakończenia roku szkolnego.
Wsiadając do pociągu w Hogsmeade, Sally czuła, że żal ściska jej serce. Pamiętała swoją pierwszą podróż do Hogwartu. To tam poznała się z Cedrikiem. Miała przed oczami niezliczone ilości razy, gdy wsiadała do pociągu i go widziała. Rozmawiała z nim.
Bolało ją, że już nigdy więcej nie porozmawiają. Nigdy więcej się nie zobaczą.
Tęskniła za nim.
Inne sprawy, jak drama sprzed kilku tygodni przestały mieć znaczenie. Coraz bardziej Sally przekomywała się, że może jednak powinna pogadać z Sophie. Życie było za krótkie, by zostawiać sprawy niedokończone na tak długo.
Nie zdążyła jednak tego zrobić, nim skończyła się szkoła. Musiało to poczekać, chociaż nie wiedziała, kiedy znów się zobaczą.
Wakacje, jeszcze niedawno tak utęsknione, teraz napawały rozpaczą. Byłaby w stanie znieść nawet kilka kolejnych miesięcy szkoły, byle Cedrik żył.
~
Z peronu dziewięć i trzy czwarte Sally sama przeteleportowała się niedaleko domu. Nikt na nią nie czekał na stacji, co w sumie było trochę smutne. Niby była już pełnoletnia, ale chciała w końcu zobaczyć tatę i upewnić się, że wszystko z nim w porządku.
Gdy jednak podeszła pod dom, zobaczyła, że koło furtki stoi jakaś wysoka kobieta o brązowych, krótkich włosach i z jakąś dużą torebką. Rozmawiała z jej tatą, który stał po stronie ich działki.
- Dzień dobry - rzekła Sally, podchodząc z kufrem.
Kobieta odwróciła się w jej stronę. Miała brązowe oczy, oraz duże usta i nos. Tak przynajmniej oceniła na pierwszy rzut oka.
- Sally, poznaj naszą sąsiadkę, Lucy Hale. Przyszła pożyczyć cukier - rzekł Dedalus.
- Tak, miło poznać - odparła kobieta, wyciągając do niej rękę.
Sally uściskała rękę sąsiadki. Ta po chwili sobie poszła, a dziewczyna weszła na działkę.
- Czekaj, muszę zadać ci pytanie - powiedział tata, a ona spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Jakie pytanie? - zdziwiła się szatynka.
- Procedury bezpieczeństwa. No więc powiedz, nazywał się twój ulubiony miś z dzieciństwa? - spytał mężczyzna.
- Irysek - rzekła Sally, a on pokiwał głową.
- Miło cię widzieć. Musimy porozmawiać - rzekł Dedalus.
- O czym? - zapytała Diggle.
- Poczekaj chwilę - odparł mężczyzna.
Wziął jej kufer, a następnie zamknął furtkę. Po chwili weszli do domu, gdzie Sally poszła się umyć po podróży. Miała już na sobie koszulkę z krótkim rękawem i krótkie spodenki, które założyła, gdy dojeżdżali do Londynu.
Tak naprawdę zupełnie by o tym zapomniała, gdyby nie Prefekci Naczelni. Chodzili jak zwykle po pociągu i przypominali o przebraniu się ze szkolnych mundurków w inne ciuchy.
Następnie zeszła na dół, gdzie w jadalni Dedalus już nałożył im obiad. Była to zupa jarzynowa.
- Jak się czujesz? - zapytał tata, a ona westchnęła.
- Źle. Cedrik był moim przyjacielem, tęsknię za nim - rzekła Sally ze smutkiem. Pogrzebała łyżką w zupie, ale nie wzięła nic do buzi.
Tata popatrzył na nią ze współczuciem.
- Rozumiem cię. Podczas poprzedniej wojny widziałem zbyt wiele razy, jak osoby, które znałem i lubiłem, cierpiały i ginęły - powiedział z goryczą mężczyzna.
Przez chwilę oboje milczeli. Sally zdawała sobie sprawę, że jej tata wiele przeżył w swojej młodości. Mówił jej zazwyczaj tylko ogólnokowo, co się działo. Ona była ciekawa, ale mimo to nie wnikała. Ponoć pewne rzeczy były zbyt straszne, by o tym wspominać.
- Tato...
- To, o czym ci powiem, ma zostać między nami - rzekł mężczyzna. Chyba jeszcze nigdy nie słyszała, by był tak poważny. - Dumbledore jest przeciwny temu, by cokolwiek mówić dzieciom, ale...
- Nie jestem dzieckiem. Jestem już pełnoletnia - stwierdziła szatynka. - O co chodzi tato?
Mężczyzna westchnął.
- Chwilę po tym, jak Potter powiedział, że Voldemort wrócił, Dumbledore zwołał wszystkich dawnych członków Zakonu Feniksa - powiedział Dedalus. - Pamiętasz, że mówiłem ci, że z twoją mamą walczyliśmy na wojnie?
- Tak - odparła Sally.
- No właśnie. Niestety zginęło wielu członków Zakonu, aktualnie jest nas bardzo mało. Ale mamy zamiar zrekrutować nowe osoby, oczywiście bardzo ostrożnie. Nie możemy popełnić znowu błędu - powiedział Diggle i odchrząknął. - No w każdym razie mamy Kwaterę Główną, do której zresztą udamy sie razem, jak będzie zebranie, bo nie zostawię cię tu samej. Zająłem się już nakładaniem zaklęć ochronnych na nasz dom.
- Gdzie jest ta Kwatera Główna? - zapytała szatynka.
- Nie mogę ci powiedzieć. Dumbledore zabezpieczył ją zaklęciem, dzięki któremu tylko on może zdradzić jej położenie - powiedział mężczyzna.
Sally chyba po raz pierwszy od kilku dni była czymś zaciekawiona. Może wiązało się to z tym, że nie chciała siedzieć bezczynnie w miejscu. Chciała działać.
- Mogę należeć do Zakonu Feniksa? - zapytała Krukonka.
- Nie, przynajmniej nie teraz - odparł Dedalus.
- Przecież sam powiedziałeś, że szukacie nowych członków - zauważyła dziewczyna.
- Takich, którzy już ukończyli szkołę i będą mogli działać w terenie - odparł stanowczo mężczyzna, po czym dodał łagodniej:
- Rozumiem, że chcesz działać. Ale na to przyjdzie też czas.
Sally westchnęła z irytacją. Nie miała ochoty na czekanie, ale wiedziała, że na razie musi się tym zadowolić. Zamierzała jednak podpytać tatę o coś więcej.
- Powiesz mi, kto jeszcze jest w Zakonke? I czym właściwie się zajmujecie?
- Jak pójdziemy do Kwatery, to zobaczysz, kto tam jest. Ale między innymi Weasley'owie, Syriusz i Maya Blackowie, czy Remus Lupin z żoną. A jeśli chodzi o to drugie, to różnymi sprawami, tak w skrócie. Badamy różne sprawy, ale nie możemy za bardzo o nich mówić. Zresztą większość z tego była robiona poprzednim razem, a teraz? Nie wiem co będzie - rzekł smutno tata.
- Czy ktoś kiedykolwiek badał dokładnie okoliczności śmierci mamy? - spytała nagle Sally, a on westchnął.
- Tam był totalny chaos. Sam chciałem wiedzieć więcej, ale nikt nie miał pojęcia, kto ją zabił - stwierdził Dedalus.
- Chciałabym poznać prawdę - stwierdziła Sally.
- Po co? - zapytał tata. - To niczego nie zmieni.
- Chciałabym się dowiedzieć, czy morderca trafił za kratki - rzekła szatynka z uporem.
Odkrycie tajemnicy sprzed dwudziestu lat wydawało się niemalże niemożliwe. Jak miałaby w ogóle tego dokonać?
Mimo to, chciała poznać prawdę.
Dedalus pokręcił głową, chyba nie wierząc do końca, że naprawdę to zrobi.
- Odkrycie tej prawdy jest praktycznie niemożliwe - stwierdził tata. - Ale zmieniając temat, co tam u twoich przyjaciół?
Sally westchnęła ciężko. Nie mówiła tacie dotychczas o tym, że się pokłócili. Zazwyczaj starała się załatwiać sprawy związane z przyjaciółmi tylko między nimi.
- Najgorzej z Naomi, bo była z nim najbliżej - przyznała szatynka.
- Biedna dziewczyna - przyznał tata.
- Poza tym... Z Michaelem chociażby zerwaliśmy i od dłuższego czasu zbytnio nie gadaliśmy. Ale też był z nim blisko, podobnie Adrian i Andrew - mruknęła ze smutkiem dziewczyna. - Nie chcę o tym gadać. Tato, a co u ciebie poza Zakonem? Bawisz się w uczynnego sąsiada?
- Lucy po prostu chciała pożyczyć trochę cukru. Ogólnie mieszka niedaleko z synem Loganem, który ma piętnaście lat. Jest wdową, jej mąż umarł czternaście lat temu - powiedział Dedalus.
- Biedna - przyznała szatynka ze współczuciem.
W końcu Sally uznała, że pójdzie na górę. Nie tknęła wiele zupy, ale jakoś nie miała ochoty. Uznała jednak, że pora odświeżyć swoje ubrania, więc wyrzuciła większość ciuchów z kufra, by zanieść je do pralki.
Przy okazji odłożyła też na bok sweter George'a. Uznała, że jej się przyda, by się do niego przytulić. Wzdrygała się na myśl o zaśnięciu - ostatnio często śniła o tym, jak Harry przylatuje z martwym ciałem Cedrika.
Wzięła kupkę ciuchów, gdzie zamierzała je rozdzielić i włożyć część do pralki, a część do kosza na pranie. W pewnym momencie jednak spojrzała na górę, gdzie zazwyczaj wisiały na sznurkach suszące się ubrania.
Zdziwiła się jednak, bo wśród głównie męskich ubrań wisiała tam ewidentnie damska bluzka. I to taka, która nie należała do niej.
Zdjęła bluzkę z suszarki i przyjrzała się jej uważnie. Była ona cała biała, z wyraźnym dekoltem oraz kilkoma koralikami w formie ozdoby.
- Robisz pranie? - zapytał Dedalus, zaglądając przez otwarte drzwi łazienki, po czym zauważył, co trzyma w ręku. - To bluzka twojej ciotki Katilyn, zawieruszyła się gdzieś.
Sally nie pamiętała, by ciocia nosiła taką bluzkę. Z drugiej strony, może akurat jej nie wyjęła z torby przy niej? Albo któryś z kuzynów ją gdzieś schował i przez to zapomniała spakować?
Było to trochę dziwne, ale nie drążyła tematu. Odwiesiła bluzkę i zajęła się dalszym robieniem prania.
- Nie mogłeś jej wysłać w paczce? - spytała dziewczyna.
- Dopiero niedawno znalazłem i była brudna, więc chciałem ją wyczyścić. Ale niedługo oddam - powiedział Dedalus, po czym poszedł sobie. Ona przyjęła ten fakt do wiadomości, chociaż i tak było to dziwne.
Gdy skończyła robić pranie, wróciła do swojego pokoju. By nie myśleć o Cedriku, zaczęła rozmyślać, jak mogłaby odkryć prawdę o śmierci mamy.
Niestety, nie wpadła na nic konkretnego. Może jednak, jeśli uda się do Kwatery Głównej, to spróbuje podpytać innych starszych członków Zakonu o tamten dzień?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro