Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

zero / the void / 壹


Ucieczka była w tamtym momencie jedynie iluzją.

Świat się oddalał, gdy zimne cielsko przytwierdzało go do twardej powierzchni muru, a mrok, pomimo późnej pory i błyskających na niebie gwiazd, pogłębiał się coraz bardziej. Jimin nie potrafił wydusić z siebie nawet najsłabszego jęku, paraliż ciągnął za sobą strach, który tak powoli zatapiał swoje szpony w klatce piersiowej młodego chłopaka.

A on przecież chciał tylko wrócić do domu.

Choć usta skalała mu niezmącona cisza, w duszy zdzierał sobie gardło na próżnych modlitwach; nigdy nie był szczególnie blisko z Bogiem, ale pomyślał, że tym razem, może tym razem ten niestworzony byt wyciągnie do niego rękę i powie, że wszystko jest w porządku; że to tylko koszmar, który za kilka chwil znów zaszyje się w mrokach pod łóżkiem.

Ale tak się nie stało.

Bóg po raz kolejny udowodnił mu, jak bardzo błahym i nieistotnym jest jego los, zsyłając na niego kolejną bolączkę pod płaszczem chorej postaci.

Dłonie tego, zdawałoby się, człowieka, były zimne; można rzec, że ich hipnotyzujący chłód wręcz fascynował, ale Jimin myślał tylko o tym, jak niebezpiecznie wędrują po jego odsłoniętej skórze, badają opuszkami strukturę obojczyków i krtani, a potem...

A potem na ich miejscu pojawia się gorący oddech, który przenika przez jego ciało i odcina go od wszelkich zmysłów, jak jakaś lotna trucizna prowadząca go ku drodze do ciemności.

Coś niebywałego unosiło się w powietrzu; nieokreślona siła nagle zapanowała nad czasem i przestrzenią, mącąc każdą ideę czy logiczne wyjaśnienie dla tej sytuacji.

I sam już nie wiedział, czy skupić się na tym, że nie potrafi znów sięgnąć ziemi czy może na fakcie, że ta surrealistyczna istota obłapia ostrymi zębiskami jego wrażliwą i zupełnie nieprzygotowaną na to szyję; to nie miało już większego znaczenia, gdy powieki bezwiednie i miękko opadły pod ciężarem rzęs, a oddech zwolnił, by dotrzymać tempa skołowanemu sercu.

Życie było w tamtym momencie rzeczą niemalże nadnaturalną, zupełnie jak jego enigmatyczny oprawca; ulatywało z niego wraz z każdą kolejną kroplą krwi, pozostawiając po sobie jedynie zatarty ślad.

Nietrwałe. Kruche.

Rozkoszne.

A Jungkook?... Och.

To było doprawdy zadziwiające.

Jungkook mógłby przysiąc na swą nieśmiertelność, że od setek lat nie miał okazji smakować czegoś tak doskonałego.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro