Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

=5= [2]

Po dwóch dniach siedzenia w swojej ciemnej sypialni, postanowiła wyjść do ludzi, a mówiąc jaśniej udać się do państwa Agreste. Przecież musiała powiadomić ich o tym, że Adrien żyje i nawet się z nią kontaktował!  Zadzwoniła dzwonkiem przy bramie wejściowej. Zza ściany wyłoniła się czarna kamerka.

- O! Witaj Marinette! - usłyszała w głośnikach głos Nathalie.

- Dzień dobry. - odpowiedziała cicho.

- Już otwieram bramę. Poczekaj. - wejście otworzyło się, dzięki temu Marinette mogła na spokojnie wkroczyć na teren posiadłości.

 Dupain-Cheng weszła po schodach, a tuż przed nią otwarły się brązowe drzwi. Za nimi stała uśmiechnięta od ucha do ucha Nathalie. Dziwne, ona nigdy nie pokazywała po sobie radości, ani smutku. Zawsze pełna powaga.

- Miło Ciebie widzieć. - powiedziała starsza z kobiet. - Co tu robisz?

- Muszę porozmawiać z Adeline i Gabrielem. - odparła natychmiastowo.

- Masz ogromne szczęście. Oboje są dziś w domu. - przepuściła ją w drzwiach. - Chodź zaprowadzę Cię. - wskazała ruchem ręki schody i poszły w stronę biura państwa Agreste.

Spoglądając na ściany zauważyła zdjęcia Adriena. Wtedy piętnastoletni chłopiec wiecznie uśmiechnięty, a teraz? Nawet nie wiadomo, gdzie jest. Nathalie zapukała w dębowe drzwi. Odpowiedziało jej ciche 'proszę' po drugiej stronie. Ciemnowłosa chwyciła za klamkę i skinięciem głowy pożegnała się z Nathalie.

- Witaj Marinette! - przywitał ją wesoły Gabriel.

- Dzień dobry. - odpowiedziała słabo. - Jest pani Agreste, gdzieś tutaj? - zapytała.

- Tu jestem! - dobiegł ją krzyk blondynki z małej biblioteki, obok biura Gabriela. - Już idę! - dopowiedziała zielonooka. Dupain- Cheng usiadła na wygodnym, skórzanym fotelu.

Blondynka wyszła z toalety i stanęła obok męża. Oboje spojrzeli na Marinette. Ta zauważywszy to zabrała głos.

- Dzwonił do mnie. - na twarzy Agreste'ów pojawiło się zdziwienie. - Adrien. - powiedziała dla jasności. Małżeństwo mocno się zdziwiło.

- Co mówił? - zapytał Gabriel.

- Przepraszał mnie. - oznajmiła i przełknęła gule w gardle. - Powiedział, że do mnie wróci. -odwróciła wzrok w inną stronę pokoju.

Do młodej dziewczyny podeszła Adeline i mocno przytuliła.

- Przepraszam Cię za niego. - powiedziała.

- Nie musi pani przepraszać. To nie pani wina. - odpowiedziała na skraju płaczu. Pojedyncza łza wypłynęła z jej oka. - Dlaczego on w ogóle wyjechał? Nie mógł być tu razem ze mną? - wybuchnęła płaczem.


Po kilku godzinach siedzenia w posiadłości państwa Agreste wyszła i skierowała się do swojego mieszkania.

- Musimy jej powiedzieć. -oznajmiła szybko Adeline.

- Kochanie, nie możemy. Ważne, że ty do niego lecisz. - odpowiedział Gabriel.

- Ale ona cierpi! - krzyknęła oburzona.

- Jeśli Adrien nadal taki będzie, to będzie cierpieć dwa razy mocniej.

- Dlatego jadę przemówić mu do rozsądku. - odpowiedziała.

- Uważaj na siebie i wróć z nim. - przytulił swoją żonę i pocałował w czubek głowy. Adeline pokiwała w zamyśleniu głową.

- Kocham Cię. - powiedziała.

- Ja Ciebie też. - odpowiedział. 

Odsunął od siebie blondynkę i pocałował w usta. Przytulili się jeszcze raz. Kobieta chwyciła swoją granatową walizkę, wysłała mężowi buziaka w powieterzu i wyszła z posiadłości. Czas przemówić do rozsądku mojemu durnemu synowi. - pomyślała i wsiadła do limuzyny.

///

- Luka oddaj mi szkicownik! - krzyknęła z uśmiechem na ustach.

- Jak pójdziesz ze mną do kina. - złożył wargi w dziubek i pokręcił śmiesznie głową. Marinette zaśmiała się.

- Dobra, zgoda.

- Trzeba było, tak od razu. - oddał dziewczynie szkicownik i przysiadł obok na fotelu.

- Tu nie ma miejsca. - powiedziała prawie przyciśnięta do oparcia. Luka podniósł ją i usadził sobie na kolanach.

- Teraz już jest. - Dupain-Cheng zarumieniła się i kontynuowała projektowanie krótkich spodenek do nowej kolekcji. - Ta palma nie pasuje. - stwierdził brunet, przypatrując się rysunkowi.

- A co ty wiesz o projektowaniu? - zapytała i podniosła jedną brew. Wyglądała zabawnie, dlatego chłopak parsknął śmiechem.

- W końcu jestem modelem kilka lat. - uśmiechnął się zwycięsko. Przybliżył dłoń do twarzy Marinette. Chwycił pomiędzy palce kosmyk włosów i założył na ucho. Ciemnowłosa zarumieniła się. Luka wpatrywał się w nią, jak w obrazek.

- Możesz przestać się na mnie gapić? - tknęła go ołówkiem w mostek.

- Jesteś piękna. Nie mogę przestać. - rumieniec dziewczyny potroił się, jeżeli w ogóle było to możliwe.

- Wiesz? Chyba mam ochotę na kawę. - chciała wstać, ale ręce chłopaka oplecione wokół jej talii przeszkadzały dziewczynie. - Emm... Luka możesz..? - wskazała na jego dłonie. Wzrok bruneta powędrował na miejsce wskazywane przez ciemnowłosą. Uśmiechnął się pod nosem.

- Nie mogę. - odpowiedział i zaśmiał się, gdy Marinette przewróciła oczyma.

- Ale Lu..!

- Jak dasz mi buziaka. - wtrącił się w środek zdania. Oczy dziewczyny powiększyły się do nienaturalnych rozmiarów.

- Nie! - krzyknęła szybko piskliwym głosem.

- No to nie wstaniesz. - Luka rozsiadł się wygodniej na siedzeniu, przyciągając mocniej kobietę.

- No Luka przestań. - próbowała rozdzielić jego ręce, ale nie udawało jej się to. - Proszę... - zaczęła błagalnym tonem.

- Buuuuziak. - przeciągnął głoskę i uśmiechnął zawadiacko.

- No dobra. - mruknęła i odwróciła twarzą w stronę chłopaka. Nachyliła się i szybko cmoknęła go w policzek. Przekręciła się na drugą stronę i już miała uciekać, ale uścisk nawet na moment nie poluźnił się.

- W usta, Hefalumpie. - wyszeptał jej do ucha.

 Odwróciła się do niego ponowie i spojrzała w niebieskie tęczówki.

-Nie. - powiedziała stanowczo. 

Luka zaśmiał się i pokręcił głową. Za nim Marinette się zorientowała, trwała w czułym pocałunku z brunetem. Chłopak zdjął dłonie z jej tali i przyciągnął bliżej siebie. Ciemnowłosa siadła na nim okrakiem i zarzuciła ręce na jego szyję. Pociągała co chwilę za kosmyki włosów mężczyzny. Luka uśmiechnął się szeroko. Długi i namiętny pocałunek się skończył. Luka wpatrywał się we fiołkowe oczy dziewczyny.

- Wooow. - wyszeptał. - Niezła jesteś. - skwitował. Marinette jęknęła i zeszła z jego kolan.

- Idiota. - powiedziała i chwyciła kurtkę. Naciągnęła ubranie na siebie i wyszła z pomieszczenia. Brunet siedział tam jeszcze chwilę, wpatrując się nieobecnym wzrokiem przed siebie.

- Ej! - krzyknął i wstał z fotelu. - To była prawda! - chwycił narzutę i wybiegł za dziewczyną.

///

Pukanie do drzwi wzmocniło się. Adrien - nie do końca rozbudzony- podszedł do wejścia.

- Już. - mruknął pod nosem. Przekręcił klucz i otworzył drzwi. Jego oczy przypominały teraz pięciozłotówki. - Mama..? - zapytał cicho zdziwiony.

- Nie. Ojciec. - odpowiedziała sarkastycznie i przepchnęła syna w wejściu. Chłopak chwilę wpatrywał się przed siebie.

- Co ty tu robisz? - zadał pytanie.

- Co ty tu robisz? Pierwsze pytanie tak? A na przykład co tam u Marinette? Dobrze się czuje? Ma chłopaka? - blondyn podniósł jedną brew.

-A ma?

- Nie, kretynie! - wyzwała go matka. - Nie obchodzi mnie to, że nie chcesz jej widzieć, czy co ty tam sobie wymyśliłeś, ale wracasz za tydzień do Paryża wraz ze mną. - oznajmiła stanowczo.

- Ale?

- Nie ma żadnych 'ale'! - zrobiła cudzysłów w powietrzu. - Musisz pogadać z nią. Chcę, aby była szczęśliwa, a nie na każde wspomnienie o Tobie reaguje płaczem. - Adrien zamknął oczy pod którymi zebrał się piasek. Zaczął wykręcać palce, a w duszy wyzywał samego siebie.

- Kocham ją. - powiedział cicho.

- Jasne, widać po tym wszystkim. - wskazała teatralnie na mieszkanie.

-Kocham. - odpowiedział natychmiast, głośno i wyraźnie. Zagryzł środek polika. - Zawsze kochałem, ale chciałem żeby miała szczęśliwe życie.

- O popatrz! Szczęśliwe życie? Tak? To chyba dobrze, że jest z nią Luka. - odpowiedziała. Oczy Adriena pozostały w zdziwieniu i złości.

*


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro