=5= [2]
Po dwóch dniach siedzenia w swojej ciemnej sypialni, postanowiła wyjść do ludzi, a mówiąc jaśniej udać się do państwa Agreste. Przecież musiała powiadomić ich o tym, że Adrien żyje i nawet się z nią kontaktował! Zadzwoniła dzwonkiem przy bramie wejściowej. Zza ściany wyłoniła się czarna kamerka.
- O! Witaj Marinette! - usłyszała w głośnikach głos Nathalie.
- Dzień dobry. - odpowiedziała cicho.
- Już otwieram bramę. Poczekaj. - wejście otworzyło się, dzięki temu Marinette mogła na spokojnie wkroczyć na teren posiadłości.
Dupain-Cheng weszła po schodach, a tuż przed nią otwarły się brązowe drzwi. Za nimi stała uśmiechnięta od ucha do ucha Nathalie. Dziwne, ona nigdy nie pokazywała po sobie radości, ani smutku. Zawsze pełna powaga.
- Miło Ciebie widzieć. - powiedziała starsza z kobiet. - Co tu robisz?
- Muszę porozmawiać z Adeline i Gabrielem. - odparła natychmiastowo.
- Masz ogromne szczęście. Oboje są dziś w domu. - przepuściła ją w drzwiach. - Chodź zaprowadzę Cię. - wskazała ruchem ręki schody i poszły w stronę biura państwa Agreste.
Spoglądając na ściany zauważyła zdjęcia Adriena. Wtedy piętnastoletni chłopiec wiecznie uśmiechnięty, a teraz? Nawet nie wiadomo, gdzie jest. Nathalie zapukała w dębowe drzwi. Odpowiedziało jej ciche 'proszę' po drugiej stronie. Ciemnowłosa chwyciła za klamkę i skinięciem głowy pożegnała się z Nathalie.
- Witaj Marinette! - przywitał ją wesoły Gabriel.
- Dzień dobry. - odpowiedziała słabo. - Jest pani Agreste, gdzieś tutaj? - zapytała.
- Tu jestem! - dobiegł ją krzyk blondynki z małej biblioteki, obok biura Gabriela. - Już idę! - dopowiedziała zielonooka. Dupain- Cheng usiadła na wygodnym, skórzanym fotelu.
Blondynka wyszła z toalety i stanęła obok męża. Oboje spojrzeli na Marinette. Ta zauważywszy to zabrała głos.
- Dzwonił do mnie. - na twarzy Agreste'ów pojawiło się zdziwienie. - Adrien. - powiedziała dla jasności. Małżeństwo mocno się zdziwiło.
- Co mówił? - zapytał Gabriel.
- Przepraszał mnie. - oznajmiła i przełknęła gule w gardle. - Powiedział, że do mnie wróci. -odwróciła wzrok w inną stronę pokoju.
Do młodej dziewczyny podeszła Adeline i mocno przytuliła.
- Przepraszam Cię za niego. - powiedziała.
- Nie musi pani przepraszać. To nie pani wina. - odpowiedziała na skraju płaczu. Pojedyncza łza wypłynęła z jej oka. - Dlaczego on w ogóle wyjechał? Nie mógł być tu razem ze mną? - wybuchnęła płaczem.
Po kilku godzinach siedzenia w posiadłości państwa Agreste wyszła i skierowała się do swojego mieszkania.
- Musimy jej powiedzieć. -oznajmiła szybko Adeline.
- Kochanie, nie możemy. Ważne, że ty do niego lecisz. - odpowiedział Gabriel.
- Ale ona cierpi! - krzyknęła oburzona.
- Jeśli Adrien nadal taki będzie, to będzie cierpieć dwa razy mocniej.
- Dlatego jadę przemówić mu do rozsądku. - odpowiedziała.
- Uważaj na siebie i wróć z nim. - przytulił swoją żonę i pocałował w czubek głowy. Adeline pokiwała w zamyśleniu głową.
- Kocham Cię. - powiedziała.
- Ja Ciebie też. - odpowiedział.
Odsunął od siebie blondynkę i pocałował w usta. Przytulili się jeszcze raz. Kobieta chwyciła swoją granatową walizkę, wysłała mężowi buziaka w powieterzu i wyszła z posiadłości. Czas przemówić do rozsądku mojemu durnemu synowi. - pomyślała i wsiadła do limuzyny.
///
- Luka oddaj mi szkicownik! - krzyknęła z uśmiechem na ustach.
- Jak pójdziesz ze mną do kina. - złożył wargi w dziubek i pokręcił śmiesznie głową. Marinette zaśmiała się.
- Dobra, zgoda.
- Trzeba było, tak od razu. - oddał dziewczynie szkicownik i przysiadł obok na fotelu.
- Tu nie ma miejsca. - powiedziała prawie przyciśnięta do oparcia. Luka podniósł ją i usadził sobie na kolanach.
- Teraz już jest. - Dupain-Cheng zarumieniła się i kontynuowała projektowanie krótkich spodenek do nowej kolekcji. - Ta palma nie pasuje. - stwierdził brunet, przypatrując się rysunkowi.
- A co ty wiesz o projektowaniu? - zapytała i podniosła jedną brew. Wyglądała zabawnie, dlatego chłopak parsknął śmiechem.
- W końcu jestem modelem kilka lat. - uśmiechnął się zwycięsko. Przybliżył dłoń do twarzy Marinette. Chwycił pomiędzy palce kosmyk włosów i założył na ucho. Ciemnowłosa zarumieniła się. Luka wpatrywał się w nią, jak w obrazek.
- Możesz przestać się na mnie gapić? - tknęła go ołówkiem w mostek.
- Jesteś piękna. Nie mogę przestać. - rumieniec dziewczyny potroił się, jeżeli w ogóle było to możliwe.
- Wiesz? Chyba mam ochotę na kawę. - chciała wstać, ale ręce chłopaka oplecione wokół jej talii przeszkadzały dziewczynie. - Emm... Luka możesz..? - wskazała na jego dłonie. Wzrok bruneta powędrował na miejsce wskazywane przez ciemnowłosą. Uśmiechnął się pod nosem.
- Nie mogę. - odpowiedział i zaśmiał się, gdy Marinette przewróciła oczyma.
- Ale Lu..!
- Jak dasz mi buziaka. - wtrącił się w środek zdania. Oczy dziewczyny powiększyły się do nienaturalnych rozmiarów.
- Nie! - krzyknęła szybko piskliwym głosem.
- No to nie wstaniesz. - Luka rozsiadł się wygodniej na siedzeniu, przyciągając mocniej kobietę.
- No Luka przestań. - próbowała rozdzielić jego ręce, ale nie udawało jej się to. - Proszę... - zaczęła błagalnym tonem.
- Buuuuziak. - przeciągnął głoskę i uśmiechnął zawadiacko.
- No dobra. - mruknęła i odwróciła twarzą w stronę chłopaka. Nachyliła się i szybko cmoknęła go w policzek. Przekręciła się na drugą stronę i już miała uciekać, ale uścisk nawet na moment nie poluźnił się.
- W usta, Hefalumpie. - wyszeptał jej do ucha.
Odwróciła się do niego ponowie i spojrzała w niebieskie tęczówki.
-Nie. - powiedziała stanowczo.
Luka zaśmiał się i pokręcił głową. Za nim Marinette się zorientowała, trwała w czułym pocałunku z brunetem. Chłopak zdjął dłonie z jej tali i przyciągnął bliżej siebie. Ciemnowłosa siadła na nim okrakiem i zarzuciła ręce na jego szyję. Pociągała co chwilę za kosmyki włosów mężczyzny. Luka uśmiechnął się szeroko. Długi i namiętny pocałunek się skończył. Luka wpatrywał się we fiołkowe oczy dziewczyny.
- Wooow. - wyszeptał. - Niezła jesteś. - skwitował. Marinette jęknęła i zeszła z jego kolan.
- Idiota. - powiedziała i chwyciła kurtkę. Naciągnęła ubranie na siebie i wyszła z pomieszczenia. Brunet siedział tam jeszcze chwilę, wpatrując się nieobecnym wzrokiem przed siebie.
- Ej! - krzyknął i wstał z fotelu. - To była prawda! - chwycił narzutę i wybiegł za dziewczyną.
///
Pukanie do drzwi wzmocniło się. Adrien - nie do końca rozbudzony- podszedł do wejścia.
- Już. - mruknął pod nosem. Przekręcił klucz i otworzył drzwi. Jego oczy przypominały teraz pięciozłotówki. - Mama..? - zapytał cicho zdziwiony.
- Nie. Ojciec. - odpowiedziała sarkastycznie i przepchnęła syna w wejściu. Chłopak chwilę wpatrywał się przed siebie.
- Co ty tu robisz? - zadał pytanie.
- Co ty tu robisz? Pierwsze pytanie tak? A na przykład co tam u Marinette? Dobrze się czuje? Ma chłopaka? - blondyn podniósł jedną brew.
-A ma?
- Nie, kretynie! - wyzwała go matka. - Nie obchodzi mnie to, że nie chcesz jej widzieć, czy co ty tam sobie wymyśliłeś, ale wracasz za tydzień do Paryża wraz ze mną. - oznajmiła stanowczo.
- Ale?
- Nie ma żadnych 'ale'! - zrobiła cudzysłów w powietrzu. - Musisz pogadać z nią. Chcę, aby była szczęśliwa, a nie na każde wspomnienie o Tobie reaguje płaczem. - Adrien zamknął oczy pod którymi zebrał się piasek. Zaczął wykręcać palce, a w duszy wyzywał samego siebie.
- Kocham ją. - powiedział cicho.
- Jasne, widać po tym wszystkim. - wskazała teatralnie na mieszkanie.
-Kocham. - odpowiedział natychmiast, głośno i wyraźnie. Zagryzł środek polika. - Zawsze kochałem, ale chciałem żeby miała szczęśliwe życie.
- O popatrz! Szczęśliwe życie? Tak? To chyba dobrze, że jest z nią Luka. - odpowiedziała. Oczy Adriena pozostały w zdziwieniu i złości.
*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro