Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

=24=[2]

Podobało jej się to, co widziała. Mimo że kiedyś nie uważała się za jakąś atrakcyjniejszą czy ładniejszą od innych dziewczyn. To dziś wiedziała, że wygląda pięknie.Długa, biała suknia idealnie opinała jej zgrabną sylwetkę i falami spływała na podest, na którym stała. Uśmiechnęła się do odbicia w lustrze i spojrzała na Alyę, która jej towarzyszyła.

- I, co sądzisz? - zapytała ciemnowłosa lekko poruszając ubraniem.

- Marinette... - mulatka wypuściła powietrze z ust. - Wyglądasz... wow. - tyle skomentowała i powróciła do oglądania przyjaciółki z wytrzeszczem swoich zielonych tęczówek. - Adrienowi spadną majtki. - powiedziała.

Ciemnowłosa powstrzymywała się, aby nie parsknąć śmiechem. Lecz nie wyszło jej to. Pokręciła uśmiechnięta głową i znowu spojrzała na swoje odbicie w lustrze. To już za miesiąc. Jeszcze miesiąc. Jeden jedyny miesiąc. - powtarzała sobie w głowie. 

- Ładnie to będzie brzmieć. - powiedziała, ni stąd, ni zowąd okularnica. - Marinette Agreste. - wypowiedziała to z taką pasją, że przez myśl Marinette przeszło  czy, aby na pewno  Alya nie cieszy się bardziej z jej wesela i ślubu, niż ona. 

- Całkiem ładnie. Jakoś nie myślałam nad tym. - odparła szczerze.

- Dobra! - do pokoju wstąpił Gabriel Agreste. - Ściągamy sukienkę i do domu. - powiedział projektant.

///


Drogi Pamiętniczku! 

Agreste doprowadza mnie do szewskiej pasji. Cały czas robi coś, co mnie obraża lub ośmiesza. Do jego 'elity' dochodzi jeszcze Chloe Burgeois - córeczka burmistrza i szkolna diva. Dzisiaj, na przykład, razem z Adrienem zamknęli mnie w szatni i spędziłam tam dwie godziny, dopóki woźny nie zaglądnął do szkoły. Co ja w tedy robiłam? Głównie płakałam i wyrzucałam z siebie swoje wady. Dlaczego Adrien mi to robi? przecież kiedyś się przyjaźniliśmy. Miało być 'NA ZAWSZE'. 

Uśmiechnęła się na ten wpis i zamknęła, przed chwilą znaleziony, pamiętnik. Odłożyła go na biurko w biurze i wyszła z pomieszczenia. Do jej nozdrzy dotarł smakowity zapach kolacji. Jej narzeczony, Adrien, pewnie buszował w kuchni i wymyślał coś wykwintnego do zjedzenia. Jeśli chodzi o jego kuchnię jest, to jedna z najlepszych, jakie jadła. Oczywiście nikt nie przebije babci Befany, która umarła dwanaście lat temu na białaczkę. Weszła do kuchni, a tam spotkała się z miłym widokiem. Agreste miał na sobie czarne dresy opuszczone nisko, a na tors założył jej różowy fartuch z napisem: 'Królowa w kuchni'. Uśmiechnęła się i podeszła do blondyna. Swoimi małymi rękami objęła jego talię i wtuliła się w plecy.

Zielonooki czując dotyk ukochanej uśmiechnął się delikatnie i odwrócił do niej. Pocałował ją w nos, policzek, czoło, drugi policzek, w skroń, żeby nareszcie ucałować jej wargi. 

- Kocham cię. - wyszeptał.

- Kocham cię. - odpowiedziała, a jej oczy nie mogły kłamać.

- Jakim ja byłem idiotą. - westchnął. - Aby taki skarb zostawić na pięć lat. Przepraszam. - rzekł i przyciągnął ciemnowłosą do swojego torsu. - Nigdy w życiu, tak nie postąpię. - zapewnił, a z jego oka wypłynęła jedna łza.

Marinette siedziała cicho. Nie wiedziała, co miała powiedzieć. Ten krótki monolog blondyna należał tylko do niego. Ta chwila należała do Adriena Agreste'a, a ona nie miała zamiaru jej przerywać. 

- Jesteś najlepszym, co mnie spotkało. - powiedział. - Jesteś moim skarbem, słońcem, kochaniem, misiem, kotkiem, kwiatkiem, ślicznością, perełką. Moją Marinette. Nie wątp w to. - wyszeptał, a na polikach fiołkowookiej zaczęły formować się sporej wielkości rumieńce. - I kocham to, jak się rumienisz. 

Dziewczyna parsknęła śmiechem i złączyła ich usta w żarliwym pocałunku. 

*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro