=19=[2]
Po kilkudziesięciu minutach sprawdzania projektów i umów od drzwi biura dało się słyszeć pukanie.
- Proszę. - powiedziała Marinette, pochylając się nad papierami.
- Hej. - przywitał się gość, którym okazał się być Luka.
Ciemnowłosa podniosła wzrok znad dokumentów. Zamarła. Luka miał cały rozcięty policzek oraz łuk brwiowy. Z wargi, jak i z nosa widać było czerwoną posokę, teraz już, zaschniętej krwi.
- O mój Boże. - wstała z fotela i ominęła biurko. Co ci się stało? - zapytała i dotknęła policzka bruneta, na co ten syknął. - Przepraszam. - mruknęła.
- Miałem małe kłopoty. - odparł.
- Tydzień temu Adrien, teraz ty, co się w ogóle teraz dzieje ze wszystkimi? - na wspomnienie o blondynie, Luka automatycznie zacisnął pięści.
- Adrien? - zapytał fałszywie przejęty.
Pozory.
- Zapomniałam ci powiedzieć. Wrócił i się pogodziliśmy. - powiedziała szybko. - Dobra usiądź na sofie ja pójdę po apteczkę. - oznajmiła.
Ciemnowłosy posłusznie usiadł i czekał na dziewczynę, która po chwili pojawiła się znowu w biurze wraz z apteczkę. Klęknęła przed nim i złapała wacik oraz wodę utlenioną. Zaczęła przemywać mu rany, a on obojętnym wzrokiem taksował jej twarz.
- Powiesz mi, kto to zrobił? - zapytała.
-Moi dawni znajomi. - westchnął ciężko.
Dupain-Cheng zakleiła mu plaster na policzku i łuku brwiowym.
- Dlaczego ci to zrobili? - spytała i wskazała na obrażenia na jego twarzy.
- Stare porachunki. - odpowiedział wymijająco.
- Dobra, Luka, widzę, że coś jest na rzeczy. - usiadła obok niego, a rękę położyła na jego kolanie. - Opowiadaj. - zachęciła go.
- To nic ważnego, serio. - rzekł, patrząc w podłogę.
- Tak, a ja jestem wróżką. - mruknęła. - Nie, to nie, ale musisz coś zrobić z tą twarzą do następnego tygodnia, bo masz sesję. - oznajmiła i zasiadła za biurkiem. -Nie mam pobranego obwody talii, dlatego ściągaj koszulkę. - rzuciła.
Ciemnowłosy przełknął ślinę. Ściągnął swoją niebieską bluzę, a następnie czarną koszulkę.
- To mi nie wygląda na świeże. - warknęła fiołkowooka, patrząc na jego siniaki na klatce piersiowej, brzuchu i rękach. - Co się stało? Powiedz mi. - wzięła miarkę i zmierzyła obwód jego talii
- Naprawdę chcesz wiedzieć? - zapytał, patrząc w jej oczy.
W tamtym momencie nie mógł się powstrzymać i wpił w jej malinowe usta. Po kilku sekundach przestał ją całować, a ona zszokowana wpatrywała się w niego.
-To Adrien mnie napadł. - wyszeptał, patrząc w jej oczy.
Oczywiście kłamał, ale wychodziło mu to świetnie. Pozory. Ludzie stwarzają pozory.
///
Kiedyś nie wyobrażał sobie, że może być szczęśliwszy. Po tylu latach smutku i żalu nareszcie jest szczęśliwy. Ma narzeczoną, z która planuje wziąć ślub jakoś w czerwcu. Dzieli z ukochaną dom. Sam czuje się kochany. Szczęśliwe zakończenia si.ę zdarzenia. Czasem częściej =, czasem mniej. Ale on cieszył się tym, że mu przytrafił się happy end.Lecz to byłam tylko cisza przed burzą.
Zawsze jest jakieś 'ale' lub 'lecz'. Zawsze jest coś na przekór. Jednak gdyby nie było życie, by nie zaskakiwało, czyż nie?
///
-To niemożliwe. - powiedziała zszokowana.
- Ale to prawda. - mruknął fałszywie urażony i smutny. - Wracałem z supermarketu i szedłem przez jakąś ciemną uliczkę, a tam on mnie napadł. Próbowałem się bronić, ale był silniejszy i zostawił mnie tam ledwie zipiącego. Myślałem, że umrę, ale ktoś mi pomógł. Nawet nie pamiętam kto. - wyrzucił z siebie.
Kłamanie szło mu dobrze. Bardzo dobrze.
- Przykro mi. - rzekł.
- To nie może być prawda. - zdruzgotana zasiadła na kanapie, a w jej oczach pojawiły się łzy.
- Jest zazdrosny o mnie. Nie wiedziałem, co robić. Ja do niego nic nie mam. Nie chciałem robić mu krzywdy. - powiedział skruszony, a ciemnowłosa wtuliła się w jego tors.
- P-przepraszam. - wychrypiała, łkając.
A jego usta wykrzywił złośliwy uśmiech.
*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro