=14= [2]
Stała zszokowana i mierzyła wzrokiem blondyna.Po pięciu latach nieobecności zmienił się. Jego rysy twarzy zrobiły się ostrzejsze, najwidoczniej trochę przypakował, bo koszula opinała jego sylwetkę przez, którą widać było wyrzeźbione mięśnie. Blond włosy zrobiły się dłuższe. Oczy pełne przerażenia i tęsknoty wpatrywały się w Marinette.
- Co ty tu robisz? - wydusiła z siebie, ciężko oddychając.
- J-ja... - zamieszał się. - Chciałbym cię przeprosić i zabrać gdzieś. - powiedział na jednym wdechu.
- S-skąd pewność, że pójdę z tobą? - zapytała, a na policzek spłynęła jedną łza.
Przypomniała sobie wszystkie chwilę z nim. Te złe, jak i dobre. Te kiedy nienawidzili się i te kiedy kochali.
- Chcę ci wszystko wyjaśnić. Wytłumaczyć. Tylko proszę, pójdź ze mną. - ostatnie słowa wyszeptał.
- Dlaczego zjawiasz się teraz? - zadała pytanie.
- Chciałem cię przeprosić i pogadać. Proszę, chodźmy. - rzekł błagalnym tonem. Jego zielone tęczówki również się zeszkliły.
Jak on ma wytrzymać bez miłości swojego życia? Jak?!
- Pójdę, ale daj mi się przebrać. - kiwnął głową i wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi.
Ciemnowłosa otarła łzy, ale te nie przestały lecieć. Spojrzała na Adriena i odwróciła się, kierując do garderoby.
Weszła do pomieszczenia i wyjęła jakieś cieplejsze i ładniej wyglądające ubrania, które założyła.W tym samym czasie Agretse rozglądał się po salonie i wszystkich szczegółach. Kilka zdjęć zdobiło białą komodę, do której podszedł. Spojrzał na fotografię. Przedstawiała go i ją. Serce zabiło mu szybciej na wspomnienie o randce na Polach Elizejskich.
- Idziemy? - doszedł do niego kobiecy głos.
Odwrócił się do Marinette. Jej oczy nadal były zaszklone, a ciała trzęsło się.
-T-tak. - wyjąkał.
Skierował się do drzwi i przepuścił w przejściu dziewczynę. Ta zamknęła mieszkanie i poszli w odpowiedniej odległości od siebie.
///
Stanęli pod wieżą Eiffla. Przez całą drogę nie odzywali się do siebie w ogóle. Teraz Marinette posłała mu zdziwione spojrzenie, wciąż zaszklonych oczu.
- C-co my tu robimy? - jej broda zaczęła drgać. Adrien zbliżył się do niej, a ona stała i się nie ruszała. Blondyn kciukiem starł łzy z policzków, wpatrując się w jej niebieskie oczy.
- Błagam cię, nie płacz. - wyszeptał. Serce ciemnowłosej obijało się mocno o klatkę piersiową i prosiło o wyjście.
- Dlaczego tu? - zapytała.
- Bo tu była nasza pierwsza randka. - oznajmił. Dupain-Cheng przymknęła oczy i wciągnęła więcej powietrza, po tym je wypuszczając. - Chodźmy. - złapał ją za rękę, a po ich kręgosłupach przeszedł przyjemny dreszcz.
W końcu dotykał/a jego/jej skóry. W końcu się widzieli. W końcu mogli patrzeć w swoje oczy i rozmawiać. Wjechali windą na najwyższy balkon, gdzie leżał koc i poduszki, a na nim kosz wypełniony jedzeniem. Zasiedli na miejscu i nie odzywali się do siebie.
- Marinette, słuchaj... - spojrzała w jego oczy. - ... uciekłem, bo stwierdziłem, że nie zasługuje na ciebie. Ty prawie się przeze mnie zabiłaś. Leżałaś w szpitalu taka słaba. Twierdziłem, że będziesz szczęśliwsza beze mnie, ale z kim innym, z kimś kto mógłby być dla ciebie wszystkim. A ja? Ja byłem skończonym skurwielem, który wyzywał cię przez kilka lat i utrudniał ci życie. Jak ty mogłaś mnie kochać? Nie rozumiałem. A to, co wydarzyło się tamtego dnia, to wszystko wina Lily... - przerwał na chwilę i spojrzał w zaszklone oczy dziewczyny. - Błagam cię nie płacz. - wyjąkał ze ściśniętym gardłem. - Nie lubię patrzeć, jak cierpisz i jak płaczesz. Zasługujesz na szczęście. Błagam cię, nie płacz. - po jego policzku spłynęła słona ciecz.- Kocham cię, rozumiesz? - powiedział. - Tak bardzo kocham.
Marinette wytrzeszczyła oczy i spojrzała z niedowierzaniem na blondyna.
- Kocham cię, kocham cię tak bardzo. Jestem jebanym egoistą, bo chcę żebyś była moja, tylko moja. Kocham cię tak bardzo. - mówił szybko.
Ciemnowłosa wybuchnęła płaczem i wtuliła się w Agreste'a. Adrien objął jej ciało swoimi dużymi dłońmi i pocałował w czubek głowy.
- T-też c-cię ko-kocham. - wyszlochała.
- Tak bardzo cię przepraszam. Tak bardzo. - ściskał ją jeszcze bardziej w swoich ramionach. Marinette, będąc w uścisku z blondynem czuła się, jak na swoim miejscu. Bezpieczna i kochana. - Tak cię przepraszam. - powiedział przez łzy. - Kocham Cię. - powiedział i pocałował drugi raz w czubek głowy.
- Nie zostawiaj mnie już nigdy. - pociągnęła nosem i popatrzyła na Agreste'a. Czerwone i spuchnięte oczy wpatrywały się w twarz zielonookiego.
- Już nigdy. - złączył jej usta ze swoimi wargami w utęskniony pocałunek. Pełen uczuć.
Ich usta były do siebie dopasowane, poruszały się w tym samym tempie. Wolno i czule. Adrien przejechał językiem po jej wardze, a ona rozchyliła usta. Ich języki tańczyły w jednym tańcu miłości. Pocałunek skończył się. Wpatrywali się w swoje tęczówki opierając się o swoje czoła.
- Kocham cię. - wyszeptała.
- Ja ciebie też. - odpowiedział cicho. - Już cię nigdy nie zostawię. Nawet, jak miałabyś odganiać mnie. Zawsze będę przy tobie. - pocałował ją w czoło.
-Może coś zjemy? - zaproponowała.
-Jestem koszmarnie głodny. - powiedział i teatralnie pomasował się po swoim wyrzeźbionym brzuchem.
Marinette zachichotała, co stało się najpiękniejszym dźwiękiem w jego głowie. Zabrali się za jedzenie w ciszy. Nikt nie chciał nic mówić. Mimo, że nie powiedzieli sobie wszystkiego woleli pozostać w przyjemnej ciszy.
Stała obok niego i spoglądała na Paryż nocą.
- Marinette? - dziewczyna odwróciła się do chłopaka. - Wiesz, że cie kocham?
- Tak. - odpowiedziała zmieszana.
O co w tym wszystkim chodzi?
- Wiem, że może się teraz zdziwisz i w cale nie musisz się zgadzać, ale ja poczekam, bo ja jestem gotowy. - powiedział. Marinette przeraziła się.
- N-na co? - w jej głowie pojawiły się najczarniejsze scenariusze. Adrien klęknął przed nią, tak samo, jak pięć lat temu. Lecz tym razem wyciągnął z kieszeni spodni czarne puzderko i otworzył je. Dupain- Cheng oczy rozszerzyły się do granic możliwości, serce zabiło szybciej, a w oczach pojawiły się łzy szczęścia.
- Marinette, czy, mimo to, że jestem takim egoistom i skończonym skurwielem zgodzisz się zostać moją żoną? - zapytał. Marinette zatkała dłonią otwarte usta.
- Tak. -wyszeptała i rzuciła się w ramiona blondyna, całując go namiętnie.
Agreste był na początku zdezorientowany, ale oddał pocałunek. Przerwał gest miłości i założył pierścionek na szczupły palec dziewczyny.
-Kocham cię. - wyszeptał.
- Ja ciebie też. - odpowiedziała.
- Kocham cię. - powtórzył i wstał z klęczek, co uczyniła również ciemnowłosa. - KOCHAM MARINETTE DUPAIN-CHENG! - wykrzyczał na całe gardło, a fiołkowooka zachichotała. - KOCHAM JĄ I JEST TYLKO MOJA! - odwrócił się do niej i wpił w malinowe, pełne usta jego narzeczonej.
*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro