Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nieszczęśliwe życie Luki Couffaine

Szczerze powiedziwaszy ja nie wiem, co robię. Po prostu włączyłam laptopa, Wattpada i piszę tego one-shota o Luce. Dziękuje i to niespodzianka za te ogromne wyświetlenia. Jestem wam bardzo wdzięczna! ;) 

***


Luka Couffaine nigdy nie miał spokojnego i szczęśliwego życia. Zaczęło się, kiedy był osimiolatkiem, a jego rodzice zbankrutowali i całą rodziną byli zmuszeni przeprowadzić się do Stanów Zjedonczonych, bo tam mieszkała prababcia chłopaka. Tam zaczęło się piekło. Nie znał języka, ludzi, był dziwnym i cichym dzieckiem, którego nikt nie lubił. Pragnął wrócić do swoich przyjaciół z Francji. 

   Przez pierwsze dwa lata był obiektem żartów i wyzwisk, kiedy skończył dziewięć lat zaczęli go bić. W klasie, na korytarzu, boisku, w łazience. Czasami po szkole. Dziewięciolatek nie rozumiał wtedy nic. Był zagubiony. Nie mógł odnaleźć siebie i wciąż tęsknił za znajomymi. A kolejne sekundy sprawiały, że miał ochotę zabarykadować się w swoim pokoju, jeść ciastka i przeglądać komiksy do końca swojego życia. Lecz w domu również nie mógł być bezpieczny. Awantury rodziców po zmroku, rzucanie naczyniami, wazonami, butelkami, wszystkim, co było pod ręką, wyzwiska, krzyki to one najbardziej zapadły w pamięć Luce. A kiedy jego matka odeszła bez niego. Był przerażony jeszcze bardziej. Bał się wychodzić z pokoju. Bał się iść do łazienki i umyć. Bał się cokolwiek zjeść. Bał się, że ojciec dopadnie go i zabije, chociaż on był tylko Bogu ducha winnym dzieckiem. Lecz kiedy ojciec pierwszy raz go pobił, uciekł mimo młodego wieku. 

Znalazła go policja trzy dni po tym wydarzeniu. Dowiedzieli się o sytuacji w domu chłopaka, a jego ojca zamknęli w więzieniu za zażywanie narkotyków, przemoc domową i szemrane interesy. Luka zamieszkał w domu dziecka. Przenieśli go do innej szkoły i pomagali w nauce języka angielskiego. Wtedy myślał, że będzie już szczęśliwy na zawsze, że już nic go nie powstrzyma przed radością do życia. 

   Raz, dwudziestoletni Luka usłyszał w telewizji o Adrienie Agreste. Do jego głowy napłyneły wspomnienia bogatego dupka, który rządził się wszystkimi i zabierał mu jego jedyną przyjaciółkę Marinette. Couffaine nigdy tak naprawdę jej nie kochał. On kochał uczucie posiadania tego, co miał Adrien. Dlatego wysłał podanie i zapragnął zostać modelem. Zapragnął zdobyć sławę, pieniądze i przyjaciół blondyna. Zapragnął mieć wszystko, co miał on. Ślepe uczucie wprowadziło go w narkotyki i problemy psychiczne. 

   Luka Couffaine właśnie siedział naćpany w barze i powoli sączył piwo. Jego kariera modela zakończyła się. Menager nie chciał pracować z ćpunem, a brunet nie potrafił rzucić narkotyków czy pójść na odwyk. Stracił jedyny cel w życiu. Podąrzanie za posiadaniem rzeczy Adriena, a teraz blondyn miał żonę i dzieci. Luka za to miał narkotyki i alkohol. Agreste był szczęśliwy, a Couffaine z każdym dniem swojego życia był bliżej do popełnienia samobójstwa. 

Na kolanie trzydziestolatka spoczęła droba dłoń. Przed sobą zobaczył rudą dziewczynę z ilością tapety, która starczyłaby na oszpachlowanie całego baru.

- Hej, przystojniaku! - zaświergotała, trzepiąc rzęsami. Luka zastanowił się czy gdzieś na świecie, przez jej sztuczne dodatki, właśnie zaczęła się trąba powietrzna. 

- Nie interesujesz mnie. - odparł smętnie, zrzucając jej ręke ze swojej nogi. Luka chętnie zabawiłby się, ale ta kobieta nie była ani atrakcyjna, ani w jakiś sposób ładna, żeby on mógł ją przelecieć. Podrapał się po zarośniętym policzku i oparł dłoń na nim, bawiąc się drewnianą podstawką od piwa.

- No nudno tu. - usłyszał męski głos. Nie podniósł głowy. Nie chciał patrzeć na innych facetów. Oni sprawiali, że coś dziwnego się z nim działo. - Jestem Fletcher. - nadal na niego nie spojrzał. - Dobra, słuchaj. Jeśli tak naprawdę nie chcesz, żebym tu siedział to powiedz, żebym spierdalał, a nie opierasz tą głowę na ręce i udajesz, że mnie tu nie ma. 

- Spierdalaj. - wymamrotał Couffaine.

- Powiedz mi to w twarz. - Luka przewrócił oczami i uniósł spojrzenia. Przed nim siedział przystojny chłopak z farbowanymi, zielonymi włosami. W brwi miał kolczyka, a jego roześmiane tęćzówki wpatrywały się w Lukę. Och, Boże! Jakie on miał oczy! Jedno całkiem niebieskie, niczym niebo, a drugie zielone w odcieniu wiosennej trawy. 

- Ty... - zaczął, ale nie mógł oderwać wzroku od jego oczu. - Wow. - wyszeptał, a chłopak zaśmiał się. 

- Jak mówiłem, jestem Fletcher. - wystawił do niego swoją ręke z czarnymi paznokciami i tuszem na knykciach. Tatuaż układał się w napis DEAD. Luka powoli uniósł swoją rękę i złapał za dłoń farbowanego. Po jego ciele przeszedł dziwny prąd. - Masz imię? - zapytał, a Couffaine się otrząsnął. 

- Jestem Luka. - chłopak uśmiechnał się. 

- To co tutaj robisz? - zielonowłosy rozejrzał się po barze, studiując twarze zebranych tu ludzi. Po chwili wrócił do niebieskich oczów Luki. Chwycił jego piwo i napił się wielkiego łyka. - Fuj, zamówiłeś najgorsze. 

Luka Couffaine był zaczarowany tym szalonym, farbowanym chłopakiem. 

    Minęły trzy miesiące od zapozania się tej dwójki. Zostali przyjaciółmi. Wychodzili razem na imperezy, oglądali mecze, rozmawiali, nawet razem pracowali w jednej z restauracji jako kelnerzy. Tego dnia Luka miał swój kolejny dołek psychiczny. Leżał w swoim pokoju i płakał. przez całą znajomość z Fletcherem dał radę ukryć ten stan, który pojawiał się u niego od czasu do czasu, ale nie tym razem. 

- Luka! Wstawaj, złamasie! Mam śniadanie dla nas! - lecz Couffaine nie odpowiedział. Leżał zakopany w kołdrze na łóżku i cierpiał. Przez wspomnienia, czarne scenariusze przyszłości, przez demony, które odwiedzały go codziennie i nie dawały mu spokoju. - Luka? Jesteś tu? - wszedł powoli do sypiali bruneta i zauwążył go szlochającego. Rzucił jedzeniem na podłogę i podbiegł do niego. - Luka? Luka! Co się dzieje? - zaczął ścierać łzy z jego policzków. Couffaine nic nie odpowiedział, dławił się łzami i patrzył z zaniepokojone, piękne tęczówki kolorowłosego. 

Fletcher skopał z nóg buty i położył się obok bruneta. Przyciągnął jego ciało do swojego i uspokojająco gładził po plecach, szaptając miłe słowa do jego ucha. W końcu Couffaine wykończony zasnął, a wraz z nim pięknooki z uśmiechem na ustach. Bo mu również było miło być blisko bruneta. 

   Na drugi dzień, żaden z nich nie wspomniał o minionej nocy. Luka był cicho, a Fletcher odtwarzał w głowie ciało bruneta w jego ramionach. 

- Luka, co się w czoraj stało? - brunet nie patrzył na kolorowłosego, który wczoraj przed ich spotkaniem zmienił kolor z zielonego na fioletowy. - Powiesz mi? - złapał za jego dłoń, pocierając kciukiem jego skórę. Przeszedł ich dreszcz, a Luka podniósł głowę. 

- Mam tak czasami. - wymamrotał zawstydzony. 

- Czasami dławisz się łzami i cierpisz? - zapytał, unosząc brew. Czuł coś do Couffine. Czuł coś do niego. Czekał na odpowiedź. Po kilku sekundach ciszy uniósł jego dłoń i pocałował jej wierzch. - Powiesz mi? - i brunet opowiedział całą historię. Koszmar dzieciństwa, błędy życia nastoletniego, złe rzeczy, które zrobił, będąc dorosłym. Płakał, a Fletcher ścierał łzy z jego policzków. Pod koniec wstał z krzesła i przytulił Lukę. Oboje przy sobie czuli się wspaniale. Ich dłonie były dopasowane. Ich oczy wpatrzone w siebie. Myśleli o sobie nawzajem. 

- To dziwne. - szepnął Couffaine. To było dziwne uczucie. Czy to jest miłość? Czy tak czuje się miłość? Bezpieczństwo, gorąc, motylki w brzuchu, mięknące kolana, uśmiech. Czy to była ona? Kolorowłosy nic nie odpowiedział tylko połączył ich usta w pocałunku pełnym emocji. Ich usta również były do siebie dopasowane. Tak samo jak serca bijące w ich klatkach piersiowych. 

   Życie Luki Couffaine było smutne, ale pojawił się taki jeden mały, gorący, kolorowy płomyczek. Fletcher - przyniósł mu szczęście i miłość, które pragnął od pierwszych chwil swojego życia. 


***

hahhahaha, tak zrobiłam o gejach XD NMZC :P 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro