Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

=18= [2]

Jednak wszystko, co dobre kiedyś się kończy.O godzinie 7.30 rozdzwonił się budzik. Marinette przetarła oczy i pocałowała narzeczonego w policzek. Zsunęła się z łóżka, a na nogi założyła kapcie.W łazience obmyła twarz i wykonała poranną rutynę. Potem skierowała się do garderoby, z której wydobyła czarną spódnice do kolana, białą koszulę i czarny żakiet. Ubrała strój i zeszła na dół. Przygotowała sobie śniadanie do którego popijała kawę. Po kilku minutach sprawdzania wiadomości na telefonie poczuła silne ramiona ją obejmujące.

- Hej, kochanie. - wyszeptał jej do ucha Adrien.

- Cześć. - odwróciła się do chłopaka, a ten wpił się w jej usta. 

Całowali się powoli, smakując siebie. Gdy przestali, oparli swoje czoła o siebie i wpatrywali się w swoje oczy.

- Dlaczego mnie nie obudziłaś? - wyszeptał.

- Jest ósma rano. Myślałam, że będziesz chciał pospać dłużej. - odpowiedziała, uśmiechając się.

- Wolę budzić się wtedy, kiedy ty. Wiesz dlaczego? - w odpowiedzi pokręciła głową. - Bo lubię patrzeć na ciebie, skarbie. - pocałował ją w nos i podszedł do lodówki.

Marinette oglądała jego ciało okryte tylko bokserkami. Przy każdym ruchu jego mięśnie poruszały się i wychodziła z tego seksowna mieszanka. Ciemnowłosa zagryzła wargę i cała zarumieniona spuściła wzrok na swoje dłonie. Jej paznokcie były idealnie zrobione. Pomalowane na biało z różowymi i czarnymi wstawkami.

- Jadłaś coś? - zapytał Adrien.

- Ta... - odkaszlnęła. - Tak.

- Na pewno? - blondyn odwrócił się do niej i przyjrzał podejrzliwie.

Ta w odpowiedzi jedynie pokiwała głową i sprawdziła godzinę na telefonie. Była 8.30. Dlatego zeszła z krzesła i podeszła do Agreste'a.

- Muszę już iść. Widzimy się później. - cmoknęła go w usta i wtuliła w jego nagi tors.

- Później cię gdzieś zabiorę. - szepnął w jej włosy.

- Dobrze. Pa, kochanie. pomachała mu i wyszła do hallu.

Ubrała na nogi czarne szpilki. Wzięła swoją torebkę i wyszła z domu. Wsiadła do samochodu i odjechała spod budynku.

///

Około godziny 8.50 była już obok biurowca. Zaparkowała w podziemnym parkingu i wsiadła do windy. Wybrała ostatnie piętro i czekała.Drzwi otworzyły się na właściwym poziomie. Wysiadła z windy i otworzyła swoje biuro. Zdjęła żakiet i powiesiła na wieszaku. Torebkę ułożyła na kanapie, a sama zasiadła za dębowym biurkiem. Telefon służbowy zadzwonił. Odebrała.

- Hej, Marinette. Tutaj Alya.

- Hej. Po co dzwonisz? - zapytała fiołkowooka.

- Moja szefowa chciałaby cię zaprosić na wywiad. Zwykle mało maili otwierasz, które dotyczą wywiadów, dlatego dzwonię. Co ty na to? - powiedziała po drugiej stronie mulatka.

- Dobrze, ale gdzie i o której, kiedy? - w tym samym momencie zadzwonił do niej telefon prywatny. 

Chwyciła za urządzenie i nie patrząc, kto dzwoni, rozłączyła się.

- W ten czwartek, o 18 w studiu. Pasuje? - Dupain-Cheng otworzyła swój kalendarz i zerknęła na tę datę.

- Tak, pasuje. - odpowiedziała.

- A jak tam z Adrienem? - zapytała Cesaire.

- To nie rozmowa na telefon, Alyo. - skarciła ją ciemnowłosa. - Widzimy się jutro w kawiarni o 16. Pa, pa. - rozłączyła się, nie dając dojść do głosu przyjaciółce. 

Odłożyła telefon i zabrała się za sprawdzanie teczek, które przyszykowane miała na biurku. Tam, gdzie były umowy,  odkładała je na prawo, a gdzie projekty do poprawy na lewo. Jej komórka znowu wydała dźwięk.  Odebrała.

- Słucham? - zapytała, a po drugiej stronie słychać było odchrząkiwanie.

- Hej, tu Luka. - powiedział chłopak. - Spóźnię się chwilę. Przepraszam, ale mam małe problemy. - stwierdził brunet.

- Co się dzieje? - zapytała Marinette, marszcząc brwi.

- Nic takiego. Będę za godzinę, cześć. - chłopak się rozłączył, a ciemnowłosa zdziwiona spoglądała na wyświetlacz. Dziwne - pomyślała.

*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro