Rozdział 29. Nieskończone Tsukuyomi
Izusu mogłaby przysiąc, że niedawno znajdowała się w zupełnie innym miejscu niż teraz. Sięgnęła pamięcią do ostatnich wspomnień, ale ułożona na poduszce głowa rozbolała jeszcze bardziej. Westchnęła, rozglądając się po pomieszczeniu. Jej wzrok powędrował w stronę rozchylonych okien, przez które wpadał ciepły, letni wiatr. Aż się zapowietrzyła, gdy za szybą ujrzała pięć wyrzeźbionych w skale głów Hokage.
Jak znalazła się w Wiosce Liścia? Czemu leżała w szpitalu? Czy stoczyła jakąś walkę? Nie... To niemożliwe. Nie odniosła żadnych obrażeń, a przeczucie podpowiadało, że w ogóle nie powinna się tu znaleźć. Co się zatem stało?
Podniosła się do siadu i w tym momencie drzwi od sali rozsunęły się, a w progu stanął Ahito. Z odmalowaną ulgą na twarzy doskoczył do jej łóżka i rzucił się Izusu na szyję. Mamrotał, że wszyscy bardzo się martwili i z niecierpliwością czekali na jej powrót do zdrowia. Wspomniał coś o misji i o tym, że Hokage była z niej bardzo dumna.
Izusu nic nie rozumiała z tego potoku słów. Odsunęła brata od siebie i przyłożyła dłoń do czoła. Nadal miała dziury w pamięci, a wszystkie te informacje sprawiły, że poczuła się jeszcze bardziej skołowana.
Spojrzała mu w miodowe oczy. Widok znikającego w nich strachu coś jej przypomniał. Głowa znów rozbolała, ale w umyśle mignęło kilka obrazów. Natychmiast zapytała:
– Co z wojną? Wszyscy cali? Co się wydarzyło? – Złapała Ahito za ramiona i lekko nim potrząsnęła. – Powiedz mi!
– Jaką wojną? O czym ty mówisz?
Zamrugała dwa razy, wstrzymując powietrze w płucach.
Czy on sobie z niej żartował?
– Ahito, proszę, nie udawaj – powiedziała już nieco spokojniej. – Gdzie jest Kakashi, Tsunade, Naruto? Wszystko z nimi dobrze?
Ahito patrzył na nią jak na kompletną wariatkę. Nie odpowiedział na żadne z zadanych pytań, co więcej przyłożył palce do jej policzka, jakby sprawdzając, czy miała gorączkę.
Izusu strzepnęła jego dłoń i zerwała się z łóżka. W kilku susach dobiegła do drzwi, odprowadzana przez zmartwiony wzrok brata. Wypadła na korytarz, intuicyjnie skręcając w prawo, lecz po trzech krokach stanęła jak wryta.
– Kakashi!
Opierał się plecami o ścianę, w jednej ręce ściskając otwartą książkę. Gdy zobaczył Izusu, schował przedmiot do kieszeni spodni i uśmiechnął się ciepło. Podszedł bliżej, otwierając usta, aby coś powiedzieć, gdy Uchiha zasypała go lawiną pytań:
– Co się stało? Nic nie pamiętam... Jak zakończyła się wojna? Pokonaliście Madarę?
– Ćśś. – Kakashi położył kciuk na jej ustach, dłonią ujmując policzek.
Izusu poczuła szarpnięcie w okolicach klatki piersiowej. Niemal poczerwieniała pod wpływem nagłego dotyku oraz bliskości jaką dzielili.
Co się z nią działo, do cholery?
– Nie było żadnej wojny, coś musiało ci się przyśnić – powiedział Kakashi, przejeżdżając palcem po jej suchych wargach, na co Izusu mimowolnie rozchyliła usta. Widziała jego uśmiech przebijający się przez cienki materiał maski. Po chwili zabrał rękę i pochylił się nad nią tak, że prawie stykali się nosami. – Martwiliśmy się o ciebie...
Nagle zrobiło jej się nieprawdopodobnie gorąco. Napięła wszystkie mięśnie i... Zaraz, skąd wzięła się ściana za jej plecami?
– ...a ja w szczególności – dodał Hatake.
– Kakashi, co się...?
Nie dokończyła. Poczuła jego ciepłe usta na swoich, a w jej głowie aż zawirowało. Przymknęła powieki, zapominając o wojnie, Madarze i o wszystkim, co jeszcze przed chwilą zaprzątało jej myśli. Niczym w transie oddała pocałunek, a całe napięcie opadło.
Liczył się tylko moment, w którym byli blisko. Bliżej niż kiedykolwiek.
Kakashi powoli odsunął się od niej, po czym wyciągnął rękę i z uśmiechem powiedział:
– Chodź, wszyscy już czekają.
– Wszyscy?
Jakaś dziwna siła nakazała jej nie zadawać więcej pytań. Przyjęła dłoń Hatake i pozwoliła prowadzić się przez szpitalne korytarze.
Wyszli na zewnątrz, a blask popołudniowego słońca podrażnił wzrok Izusu. Zmrużyła oczy i wtedy to zobaczyła.
Aż rozdziawiła usta, słysząc wesołe pokrzykiwania Naruto i widząc potakującą obok Sakurę. Sasuke stał tuż przy nich z założonymi rękoma i z delikatnym uśmiechem na twarzy. Guy i jego uczeń Lee skakali z boku na bok, prawiąc coś o sile młodości, a Tenten próbowała ich uspokoić. Ino machała z daleka, trzymając pod ramię uradowaną Hinatę. Natomiast Neji zachował stoicki spokój, co jakiś czas zerkając na kuzynkę.
Zza pleców Izusu wyskoczył rozpromieniony Ahito. Uwiesił się na jej ramieniu i wskazał na wyłaniającą się z tłumu Tsunade. Stanęła ona na przedzie i oznajmiła donośnym głosem:
– Witaj w domu, Izusu!
Zamurowało ją. Łzy same pociekły po policzkach; spłynęły aż do obojczyków, znikając za materiałem krótkiej, zwiewnej sukienki. Izusu nawet nie zwróciła uwagi na tę nagłą zmianę ubioru. Zapatrzona w radosne twarze przyjaciół, czuła każde uderzenie napełniającego się szczęściem serca.
– Wróciłam... do domu – szepnęła, na co Kakashi splótł ich dłonie i przyciągnął bliżej siebie.
– Chodź, zabieram cię na spacer.
Ahito poklepał ją po plecach, a cała reszta pomachała im na pożegnanie. Oddalając się, Izusu przetarła świeże łzy i jeszcze kilka razy zerknęła na przyjaciół. Chciała do końca życia zapamiętać te ich szczere uśmiechy, ciepłe spojrzenia, a nawet błyszczące w słońcu zęby Guya i Lee.
Nawet nie zauważyła, kiedy dotarli do Dzielnicy Targowej. Kroczyli znajomymi ulicami, trzymając się za ręce. Mieszkańcy pozdrawiali ich z daleka, a niektórzy nawoływali jej imię, zapraszając do odwiedzenia stoisk. Uchiha rozpoznała kilkoro sprzedawców, w pobliżu których niegdyś prowadziła stragan wraz z babcią Moo. Wszyscy cieszyli się na widok Izusu, przez co uśmiech nie schodził z jej rozpromienionej twarzy.
To był piękny, letni dzień. Ptaki ćwierkały nad ich głowami, a przelatujące gdzieniegdzie kolorowe motyle, dodawały uroku krajobrazowi Wioski Ukrytej w Liściach.
– Dokąd idziemy? – zagadnęła Izusu, gdy minęli tłum ludzi i skręcili w następną uliczkę.
– Chyba nie powiesz mi, że nie masz ochoty na dango?
Izusu nabrała powietrza do płuc. Nagle poczuła wzmożoną ochotę na słodkości. Ależ dawno nie miała w ustach konoszańskiego dango!
– Jak zwykle wiesz, czego mi trzeba – powiedziała, wtulając się w ramię Kakashiego.
Wszystko wydawało się zbyt piękne, aby było prawdziwe, a jednak coś nakazywało Izusu wierzyć, że nie wyśniła sobie tej rzeczywistości. I chociaż instynkt szeptał ostrzegawczo, ona stłumiła jego głos, pierwszy raz od dawna czując się naprawdę szczęśliwa.
***
Zagrali jego ulubioną piosenkę. Alkohol lał się strumieniami; na drewnianym parkiecie tańczyły skąpo odziane tancerki, a pijackie śpiewy niosły się po całej tawernie.
Ahito siedział przy jednym ze stolików z papierosem w ustach i z piękną kobietą na kolanach. Bawiła się ona jego blond kosmykami, co jakiś czas szepcząc do ucha słodkie słówka.
Nie byli tam sami. Naprzeciw nich siedziała grupa roześmianych i już mocno podchmielonych mężczyzn. Ahito nie znał ich imion, ale podświadomie wiedział, że byli jego przyjaciółmi. Podobne odczucia miał względem trzymanej w ramionach piękności o długich, falowanych włosach i oczach koloru bezchmurnego nieba. Czuł, że łączyła ich płomienna miłość, chociaż nie miał pojęcia jak ani kiedy się poznali.
Zresztą... czy to ważne?
Ahito wybuchnął śmiechem na głośno opowiedziany kawał i uniósł kufel z pieniącym się piwem.
– Zdrowie! – krzyknął i upił duży łyk, a trunek pociekł mu po brodzie. Wszyscy poszli jego śladem, zalewając się alkoholem i śmiejąc jeden przez drugiego.
– Dobrze, panowie – zaczął Ahito, wyciągając z kieszeni spodni talię lekko zmoczonych kart. – Zobaczymy, jak pójdzie wam gra.
– Czuję, że dziś będę miał szczęście! – rozradował się mężczyzna o czarnych jak smoła włosach.
– Takie samo jak wczoraj? – zaśmiał się drugi, przecierając podłużną bliznę przy skroni.
– Ahito, daj nam dziś fory! – poprosił najbliżej siedzący, a zarazem najbardziej tęgi towarzysz. – Inaczej pójdziemy przez ciebie z torbami!
– Spokojnie, przyjaciele. – Ahito potasował karty i zaczął rozdanie. – Jeśli przegracie, obiecuję, że wszystkim stawiam kolejkę!
Zawtórowali mu głośno i znów wysoko unieśli kufle. Rozpoczęli grę, podczas której opowiadali o swoich miłosnych podbojach, dzielili się wesołymi historiami i przygodami z podróży.
Ahito odpalił kolejnego papierosa dokładnie wtedy, gdy wszystkimi wstrząsnął podziw, co do doskonale rozegranej partii. As niemal błyszczał pośrodku rozrzuconych kart, obwieszczając rychłe zwycięstwo.
– Doniosę wam piwa – oświadczyła jego piękność. – A mojemu zwycięscy przyniosę nawet dwa – dodała uwodzicielsko i wpiła się w usta Ahito tak mocno, że przyjaciele dumnie zagwizdali na ten widok.
Gdy kobieta zeszła z jego kolan i udała się w stronę zatłoczonego baru, Ahito usłyszał znajomy głos, nawołujący jego imię. Z tłumu wyłoniła się Izusu. Stanęła przy ich stoliku i ukłoniła się na powitanie.
Ahito natychmiast ugasił papierosa i w sekundę do niej doskoczył. Chwycił ją za ramiona, zwracając się do przyjaciół:
– Panowie! To moja ukochana siostra, Izusu!
Dwójka z nich znów zagwizdała, na co Ahito zmrużył groźnie oczy.
– Ślicznaś – skomentował mężczyzna o czarnych włosach.
– Przysiądziesz się? – zapytał ten z blizną na skroni, wskazując miejsce obok.
Ahito wyciągnął palec w ich stronę, wymachując nim ostrzegawczo.
– Łapy przy sobie! Nie pozwolę wam jej tknąć!
Izusu zaśmiała się na te słowa i poklepała go uspokajająco po plecach.
– Nie dramatyzuj, braciszku – skomentowała z uśmiechem. – Chętnie bym do was dołączyła, ale przyszłam tylko powiedzieć, że rodzice czekają na nas z kolacją. Tata upolował dziś takieeego dzika. – Wyciągnęła ręce, demonstrując rozmiar zwierzęcia. – A ja pomogłam mu go wytropić – dodała dumnie.
– Izu jest niesamowitą tropicielką – wyjaśnił Ahito, na co wszyscy jednogłośnie wyrazili aprobatę. – Niedługo będę wracać – zwrócił się do siostry. – Ale najpierw...
Chwycił jej rękę i pociągnął za sobą w stronę parkietu. Przecisnęli się przez tłum, a w tle rozbrzmiała wesoła muzyka. Ahito okręcił Izusu wokół własnej osi, po czym klasnął dłońmi w rytm piosenki.
Widział, jak siostra śmiała się do rozpuku z tego niespodziewanego pomysłu. Widział, jak zaczęła śpiewać refren razem z nim, pozwalając prowadzić się w tańcu.
Ahito nigdy nie czuł się tak szczęśliwy, jak dzisiejszego wieczoru. Przez myśl mu nawet nie przeszło, że to wszystko mogło być tylko sztucznie wykreowaną rzeczywistością.
Zachłysnął się światem marzeń, szczerze pragnąc, aby ten sen trwał wiecznie.
***
Padł na kolana, wycieńczony szaleńczym biegiem w stronę namiotów oddziału ratowniczego.
Było już po wszystkim. Kaguya została pokonana, Sasuke powstrzymany, a pole niedawnej bitwy zalewali budzący się z Nieskończonego Tsukuyomi shinobi. Niebezpieczeństwo minęło i wszyscy mogli odetchnąć z ulgą. Wszyscy z wyjątkiem Kakashiego.
Zerwał się do pionu i pognał dalej. W głowie huczała tylko jedna myśl – odnaleźć Izusu, całą i zdrową. Próbował nie dopuszczać do siebie możliwości, że mogła zginąć, lecz wątpliwości wciąż narastały, podsycane paraliżującą wizją o kolejnej utracie.
Minął właśnie chłopaka, ściskającego bezwładne ciało towarzyszki i Kakashi mimowolnie ujrzał w tej dwójce siebie i Izusu. Potrząsnął głową, łapiąc kilka szybkich oddechów. Nie poznawał sam siebie. Rozum podpowiadał, iż Uchiha nie dałaby się tak łatwo zabić, ale serce ściskało na myśl, że mógł się mylić.
Przyspieszył, z trudem uspakajając szalejące we wnętrzu niepewności. Nie mógł popaść w panikę; nie w chwili, w której wciąż istniała nadzieja.
Za plecami rozległ się krzyk nawołujący jego imię, ale Kakashi nawet się nie obejrzał. Cel był blisko. Oddział ratowniczy jawił się w zasięgu jego wzroku. To właśnie w to miejsce, niedługo po ich spotkaniu, Tsunade skierowała Izusu.
Kolana zaczynały drżeć, a mięśnie palić z przemęczenia. Kakashi zacisnął zęby, dostrzegając rozerwane ściany namiotów, rannych w środku i shinobi donoszących kolejnych. Rozejrzał się po okolicy z sercem podchodzącym do gardła, zaczepił nawet kilka osób, ale niczego się nie dowiedział.
– Shizune! – krzyknął, zauważając przed wejściem wydającą rozkazy medyczkę. Zareagowała z lekkim opóźnieniem, unosząc brwi na jego widok. – Gdzie jest Izusu?
Shizune spojrzała na niego w takich sposób, że aż zrobiło mu się słabo. Nie odpowiedziała. Ruchem głowy wskazała w stronę środka namiotu, a Kakashi już popędził w tamtą stronę.
Siłą przepychał się przez tłum. Panicznie zerkał na twarze nieprzytomnych shinobi, błagając, aby nie ujrzał wśród nich Izusu. Gdziekolwiek się nie odwrócił, widział chaos. Ludzie płakali nad martwymi ciałami, inni – podobnie jak on – szukali swoich bliskich.
Krzyknął jej imię. Raz, drugi, trzeci. Chwycił jakąś blondwłosą kobietę pod ramię, ale to nie była Izusu.
Czuł, że zaraz zwariuje. Jeżeli nie znajdzie jej tutaj, będzie musiał poszukać na zewnątrz. Tam, gdzie układano ciała poległych shinobi.
Kakashi zadrżał na całym ciele, ale w porę opanował rozbiegane myśli. Jeszcze raz przejechał wzrokiem po wnętrzu namiotu. Nieco spokojniej przyglądał się każdej osobie, do ostatniej sekundy nie tracąc nadziei.
Serce podskoczyło mu do gardła. Była tam, w samym rogu, otoczona leżącymi rannymi i biegającymi wokoło medykami. Klęczała tyłem do niego, pochylona nad czyimś ciałem.
– Izusu! – wrzasnął, ale jego głos utonął wśród rozgrywającego się chaosu.
Przeskoczył nad kilkoma pacjentami; trącił ramieniem jakiegoś chłopaka. Ktoś złapał go za nadgarstek, ale wyrwał się z uścisku. Pole widzenia zawęziło się do jej sylwetki, oddalonej już tylko o kilka kroków.
Kiedy znalazł się tuż przy niej, padł na kolana i wyciągnął dłoń. Dopiero gdy dotknął jej pleców, ona zwróciła na niego twarz.
– Kakashi... – wychrypiała łamiącym się głosem. – Ty żyjesz...
Ulga wypełniła jego serce. Stukilowy ciężar, który Kakashi dźwigał na barkach, runął na ziemię i roztrzaskał się na milion drobnym kawałków.
Izusu przeżyła, patrzyła na niego załzawionymi oczami i delikatnie rozchylonymi ustami. Zatrzymał na nich wzrok, nagle pragnąc poczuć ich smak na swoich.
Powstrzymało go przed tym jedno, krótkie zdanie:
– Ahito... Ahito nie może się wybudzić.
Dopiero wtedy Kakashi zauważył jej dygoczące dłonie, ułożone na klatce piersiowej młodego chłopaka. Zmarszczył brwi, rozpoznając tę blond czuprynę i delikatne rysy twarzy. Czy to nie on szukał Izusu, podając się za jej brata?
– Wezwę medyka – powiedział Kakashi, już podnosząc się z ziemi, ale Uchiha złapała go za dłoń.
– To na nic. – Pokręciła głową. – Ahito nie jest ranny, po prostu... Po prostu nie może wybudzić się z genjutsu – zapłakała, a Hatake znów spojrzał na chłopaka.
– On nie jest shinobi – stwierdził po chwili. – Możliwe, że zwykli ludzie potrzebują więcej czasu, aby odzyskać przytomność.
Izusu przetarła mokre policzki i odetchnęła głęboko. Jeszcze raz zbliżyła dłonie do ciała Ahito i uwolniła chakrę. Zielona poświata wniknęła w ubranie, lecz gasła z każdą kolejną chwilą. Uchiha pobladła, a z nosa pociekła krew. Wtedy Kakashi zrozumiał, co zamierzała zrobić.
Natychmiast chwycił ją za nadgarstek i pociągnął do siebie, przerywając technikę.
– Stracisz całą chakrę!
– Co z tego?! – Wyrwała dłoń. – Tylko w ten sposób mogę go uratować! Jeśli przeleję mu swoją chakrę, Ahito może się wybudzić. Kakashi... – Pociągnęła nosem, zaciskając drżące pięści. – To mój brat... Nie mogę go stracić.
– Nie pozwolę ci się poświęcić.
– Ty nie zrobiłbyś dla mnie tego samego?
Kakashi zagryzł dolną wargę. Cholera... oczywiście, że by zrobił. Zrobiłby dla niej wszystko, ale to nie oznaczało, że miał bezczynnie patrzeć, jak narażała swoje życie. Szlag! Przecież znajdowali się w oddziale ratowniczym, czemu nikt nie mógł im pomóc?
Spojrzał jej głęboko w oczy. Ona naprawdę była gotowa to zrobić. Kakashi nie miał pojęcia, kiedy zawiązała się między nią a Ahito tak silna więź, ale rozumiał ją jak nikt inny. Sam bez wahania poświęciłby życie dla swoich bliskich.
Wyciągnął dłoń w stronę Izusu, a ona zerknęła na niego niepewnie.
– Weź moją chakrę – powiedział stanowczo. – Jeśli ktoś ma umrzeć, niech to będę ja.
Kakashi nigdy nie bał się śmierci. Wiedział, że kiedy nadejdzie, nie będzie miał prawa głosu. Jedyne, co zawsze napawało go strachem to myśl, że zostawi po sobie świat, który skrzywdzi jego najbliższych.
Wojna zakończyła się ich zwycięstwem. Nastanie pokój, w którym Izusu nie będzie już sama. Odnalazła brata i nareszcie miała szansę na szczęśliwe życie. Kakashi nie potrzebował niczego więcej, aby odejść z czystym sumieniem.
– Nie zrobię tego – zaprzeczyła, kręcąc głową. – Masz za mało chakry.
– Przecież chcesz go uratować, prawda?
– Nie twoim kosztem! – krzyknęła Izusu, a po jej policzkach znów popłynęły łzy.
Drżała na całym ciele, lecz patrzyła na niego tak, jakby wiedziała, że nie było innego sposobu. Nikt dobrowolnie nie odda swojej chakry. Medycy potrzebowali jej, aby korzystać ze swoich jutsu, a ranni, aby wyzdrowieć.
Na schyłku życia i śmierci każdy troszczył się tylko o siebie.
Kakashi złapał jej dłoń i kiwnął stanowczo głową. Widział, jak się wahała. Spoglądała na Ahito, z pewnością wiedząc, że czas ich gonił. Im dłużej działało genjutsu, tym większe szkody mogło wyrządzić.
Ponaglił ją, zaciskając palce na jej ręce. Przymknęła powieki i szepnęła słowa przeprosin.
Jasnoniebieskie pasma owinęły się od łokcia Kakashiego, przez ich złączone palce, aż do łokcia Izusu. Powoli, jakby nieśmiało, czerpała jego energię, przekazując ją do nieprzytomnego ciała Ahito. Hatake rozluźnił mięśnie, nie odrywając wzrok od profilu Izusu. Co jakiś czas zerkała nerwowo w jego stronę.
– Nie przejmuj się mną – powiedział Kakashi. – Weź tyle, ile potrzeba.
Energia uchodziła z jego ciała, a pierwsze objawy nadeszły już po chwili. Hatake poczuł, jak zrobiło mu się słabo. Czarny plamy pojawiły się przed oczami, a głowa zaczęła opadać na boki. Ostatkiem sił walczył, aby nie stracić przytomność.
Kiedy rozluźnił uścisk na dłoni Izusu, ona natychmiast przerwała technikę.
– Nie... przestawaj – mruknął, unosząc na nią na wpół zamknięte oczy. – Wytrzymam.
Zanim skończył mówić, usłyszeli głośne, gardłowe kasłanie. Uchiha natychmiast doskoczyła do Ahito, sprawdzając jego stan.
– Wybudził się! – krzyknęła z ulgą w głosie.
Kakashi zdążył się tylko uśmiechnąć, gdy jego bezwładne ciało poleciało w przód. Już miał rąbnąć o ziemię, lecz uchroniły go ciepłe ramiona Izusu. Ułożyła dłonie na jego plecach i przycisnęła mocno do siebie.
Spod jej palców uciekła chakra i szybko dotarła do wycieńczonego organizmu. Kakashi odetchnął głęboko, czując, jak odzyskiwał utraconą energię. Technika działała szybko, ale mogła zaszkodzić Izusu.
– Już... wystarczy – mruknął, unosząc dłonie i poklepując ją po plecach.
– Dziękuję... – wyszeptała mu do ucha. – Dziękuję za pomoc, Kakashi.
Chciała się odsunąć, lecz nie pozwolił na to. Ścisnął ją w pasie, zanurzając nos w jasnych włosach i zaciągając się jej rozkosznym zapachem. Pragnął mieć Izusu blisko, najdłużej jak tylko mógł. Przy niej zawsze czuł się spokojny, szczęśliwy.
Tak jak nigdy wcześniej.
Wyplątała się z jego objęć tak, że spojrzeli sobie w oczy. Kakashi zauważył, jak zmarszczyła delikatnie brwi. Palcami musnęła jego lewą skroń.
– Twój Sharingan... zniknął.
– Straciłem go w walce z Madarą – wyjaśnił. – To nic wielkiego. Ważne, że żyję. Nie... Ważne, że ty żyjesz. – Objął jej twarz, jednym kciukiem gładząc policzek. – Tak bardzo bałem się, że już cię nie zobaczę. Gdyby coś ci się stało... nie przeżyłbym tego.
Tknięty impulsem pochylił się nad nią, zbliżając usta do jej własnych. Widział, jak rumieńce zalały jej twarz; widział, jak patrzyła na niego wyczekująco, jakby wiedziała, co zamierzał zrobić.
– Izusu, ja...
– Trzymaj łapy z daleka od mojej siostry!
Odskoczyli od siebie jak poparzeni. Niemal zapomnieli, że nie byli tu sami. Krzyki Ahito zwróciły kilka spojrzeń w ich stronę i Kakashi poczuł, jak policzki zapiekły go ze wstydu.
– Ahito, nie próbuj wstawać. Jesteś zbyt słaby.
Izusu złapała brata za ramiona i ułożyła z powrotem do pozycji leżącej. Mimo to karcący wzrok nie opuszczał Hatake, a wymierzony w jego pierś palec zadrżał w groźbie pozbawienia kilku kończyn.
Kakashi odchrząknął, zachowując pozorny spokój, choć w środku aż się gotowało.
– Zostawię was samych – powiedział, wstając z kolan i jednocześnie ciesząc się, że niezależnie od zaistniałej sytuacji, właśnie tak powinien teraz postąpić.
*
Gdy Kakashi zniknął wśród tłumu, Izusu palnęła brata w blond czuprynę.
– Auć! Za co to? – oburzył się Ahito, rozmasowując miejsce niespodziewanego uderzenia.
– Za narobienie mi wstydu! – fuknęła czerwona na twarzy Izusu. – I za nie słuchanie się. Masz leżeć i odpoczywać. Nawet nie wiesz, ile nerwów kosztowała mnie twoja przydługa drzemka. – Ściągnęła groźnie brwi, lecz za chwilę jej twarz złagodniała. Nie potrafiła ukrywać radości na widok tego wariata.
– Chętnie bym jeszcze pospał. Nawet nie wiesz, jaki miałem wspaniały sen...
– To była iluzja – wyjaśniła Izusu. – A dokładniej Technika Nieskończonego Tsukuyomi. Pamiętasz czerwony księżyc? Na jego powierzchni Madara odbił Sharingana i...
– Tak, tak, sztuczki shinobi. – Ahito machnął ręką. – Ale ten... ten cały Kakashi... – Wskazał miejsce, w którym Hatake zniknął. – Nie podoba mi się sposób, w jaki na ciebie patrzy.
– Powinieneś być mu wdzięczny. Kakashi uratował ci życie.
– Niby jak? – prychnął Ahito.
– Poświęcił swoją chakrę, aby wybudzić cię z genjutsu.
– Phi, nikt go nie prosił.
Izusu zgromiła brata spojrzeniem. Ahito aż skulił się na ten widok.
– Dobra, dobra. – Uniósł dłonie w geście poddania. – Podziękuję mu następnym razem.
Uchiha przewróciła oczami i sięgnęła po apteczkę. Wyjęła ze środka zimny okład i zgarnęła grzywkę z czoła brata. Przykładając kompres do jego rozgrzanej skóry, powiedziała:
– To na zbicie gorączki. Tak się zaaferowałeś, że nawet nie zauważyłeś, jaki jesteś rozgrzany. A co do Kakashiego... – Zerknęła przez ramię. – My... jesteśmy przyjaciółmi. Znamy się od dawna i...
– Taa... Ja też miałem takie przyjaciółki.
Izusu przycisnęła okład do jego czoła.
– Ała, odmrozisz mi mózg!
– To mi nie przerywaj! – żachnęła się. – Tak właściwie... mamy trochę czasu. Mogę ci opowiedzieć, jak się poznaliśmy się z Kakashim.
– Nie chcę słuchać tylko o tym shinobi. Opowiedz mi o sobie, Izu. Chcę usłyszeć wszystko.
Kiwnęła z uśmiechem głową i rozsiadła się wygodnie, krzyżując nogi. Zaczęła historię od dnia, w którym pierwszy raz ujrzała Sharingana.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro