Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20. Obietnica Ahito

Duszący smród wybudził go ze snu. Ahito leżał na czymś twardym – to było pierwsze, co zrozumiał, gdy tylko odzyskał świadomość. Zaraz po tym w jego nozdrza znów uderzył nieprzyjemny zapach. Skrzywił się, wciąż nie otwierając oczu.

Obrazy z przeszłości nadal przewijały się przez zamroczony umysł. Już dawno tak intensywnie nie rozmyślał o swoim życiu. O błędach, które popełnił i o tych, które wciąż pragnął naprawić. Odruchowo sięgnął ręką do przewieszonego przez szyję medalionu. Zawsze to robił, gdy jego myśli wracały do zmarłej matki.

– Szefie, poruszył się! – Usłyszał obcy, męski głos i aż się wzdrygnął. Mimowolnie uchylił powieki, czując, jak jego serce przyspieszyło.

Dopiero gdy zobaczył nad sobą zamknięte sklepienie, szybko zrozumiał, że to nie w ciemnej, cuchnącej jaskini powinien obudzić się tego poranka. Głowa pulsowała jak po mocnym uderzeniu, a chłód drażnił skórę, wywołując ciarki.

– Mówiłam, że żyje. Przecież nie dostarczyłabym ci nieboszczyka. – Ahito rozpoznał ten głos. Należał do wyjątkowo pięknej nieznajomej, którą spotkał poprzedniego wieczoru i z którą... Och, no tak. Znów padł ofiarą kobiecego uroku, nie to, żeby miał coś przeciwko, ale... Coś tu było ewidentnie nie tak.

Ahito kończył dzień w wielu nietypowych miejscach. Nie zadziwiłby go widok gołego nieba. Nie zadziwiłby go upodlony stan po mocnej popijawie w lokalnej spelunie.

Zadziwił go widok grubych, żelaznych krat.

W co ja się znowu wpakowałem?

– Masz szczęście – prychnął mężczyzna, którego sylwetka mocno zlewała się na tle zniekształconych ścian jaskini. – Oby tylko nie okazało się, że to shinobi. Nie chcę, żeby próbował jakichś sztuczek.

– Bez obaw. Wszyscy shinobi ruszyli na wojnę. Ten tutaj to zwykły złodziejaszek – odparła kobieta, zgarniając z ramion długi warkocz. – Dawaj moją działkę i spadam stąd. Strasznie tu cuchnie.

Ahito poderwał się do siadu, zimnymi palcami chwytając równie zimne kraty. Serce podeszło mu do gardła, gdy zobaczył, jak nieznajoma odebrała zapłatę i skierowała się do wyjścia.

– Hej, czarnulko, chyba mnie tak nie zostawisz?! – krzyknął w akcie desperacji. Nawet nie pamiętał jej imienia, ale nie miało to teraz żadnego znaczenia. – Źle ci było w nocy?!

Kobieta prychnęła coś niezrozumiałego pod nosem, po czym odeszła w akompaniamencie wystukiwanego przez obcasy rytmu.

Ahito opadł ciężko na pośladki, niedowierzając w to, co się działo. Rozejrzał się po swoim małym więzieniu i znów poczuł chłód na skórze. Nie zauważył tego wcześniej, ale nie znajdował się w zamknięciu sam. Mężczyźni, kobiety, a nawet dzieci siedzieli oparci o ściany jaskini, a ich głowy zwisały, wsparte na ramionach. Byli nieprzytomni. A może martwi?

Wierzchem dłoni przetarł spocone czoło.

Jeśli Ahito miałby wywnioskować coś z tej nienormalnej sytuacji, powiedziałby, że został porwany.

Cholera... Co zamierzali z nimi zrobić? Sprzedać? Wysłać do burdelu? Osobiście nie widział siebie w roli tańczącej kurtyzany, chociaż jeśli klientkami miałyby być bogate, spragnione bliskości damy...

Jasny szlag, o czym on myślał?!

Musiał uciekać. Jak dobrze zrozumiał, wojna już się zaczęła, a więc Izusu mogła być gdzieś na froncie. Ahito wolałby uniknąć pakowania się w sam środek walk shinobi, jednak myśl, że mógł być już tak blisko, dodawała mu sił. Ścierała resztki strachu z owładniętego wizją porażki serca.

Nadal zastanawiał się, co zrobi, gdy ją spotka. Czy nie wyjdzie na kompletnego wariata, gdy przedstawi się jako Ahito Hayashi? Bardzo prawdopodobne. Izusu najpewniej nie wiedziała, że miała brata. Gdy shinobi zabrali ją z domu, ich matka była we wczesnej ciąży. Zbyt wczesnej, aby ktokolwiek podejrzewał, że wkrótce pojawi się nowy członek rodziny.

Miał do niej wiele pytań. Chciał dowiedzieć się, jak potoczyło się jej życie. Jakim cudem wyszła za członka klanu Uchiha? I czemu zdradziła Wioskę Liścia, aby stać się przestępcą? Jednak przede wszystkim musiał zrozumieć jedną, najważniejszą dla niego rzecz: dlaczego nigdy nie próbowała odnaleźć własnej rodziny?

Otrząsnął się z rozmyślań, gdy dotarł do niego odgłos ciężko stawianych kroków. Ktoś nagle wszedł do jaskini. Ahito dostrzegł zarys postaci odzianej w długi, ciemnoczerwony płaszcz. Jej pojawienie się ucięło przyciszoną rozmową dwóch mężczyzn. Jeden z nich musiał być tym szefem, na którego polecenie Ahito wylądował w tej dziurze. Drugi natomiast wyglądał na zwykłego półgłówka, bezmyślnie wykonującego każdy rozkaz. Oboje zesztywnieli, gdy nowoprzybyły minął ich bez słowa i rozejrzał się po ciasnym wnętrzu.

– Proszę, proszę, całkiem pokaźna dostawa – przemówił nieznajomy. – Rozumiem, że to świeży towar?

Atmosfera nagle zrobiła się ciężka, przytłaczająca wszystkie zmysły Ahito. Ten człowiek... biła od niego dziwna, wręcz toksyczna aura.

Shinobi.

Mężczyźni musieli pomyśleć to samo, gdyż w milczeniu wymienili niepewne spojrzenia.

– Kim jesteś? – rzucił jeden z nich. – Jak się tu dostałeś?

– Mógłbym zapytać was o to samo, ale ja znam odpowiedź. Jesteście dostawcami żywych obiektów dla eksperymentów czcigodnego Orochimaru. Nawet po jego śmierci nie przestaliście wykonywać swojej roboty, to dobrze się skła...

– Hej, nie odpowiedziałeś na moje pyta... ekhe-ekhe...

– Szefie!

Ahito wstrzymał oddech. W połowie zdania ten cały „szef" padł na kolana, plując krwią. Stało się to tak szybko, że z pewnością sama ofiara nie zauważyła, skąd nadszedł atak. Głuchy łomot opadania martwego ciała na ziemię potoczył się po ścianach jaskini. Dopiero wtedy z ciemności wypełzł biały wąż.

– Nie lubię, gdy mi się przerywa – oznajmił tajemniczy przybysz, zwracając się twarzą do pozostałego przy życiu oprycha. – Ale jeśli musicie wiedzieć, to jestem następcą czcigodnego Orochimaru. A teraz zapytam ostatni raz, to świeży towar, prawda?

– T-t-tak – odpowiedział przerażony mężczyzna, pochylając się nad zwłokami szefa i jakby nadal nie rozumiejąc, co się właściwie stało.

– Świetnie, akurat potrzebuję kilku żywych pojemników. Pozwolisz, że zacznę od ciebie.

Paniczny krzyk rozbrzmiał w całej jaskini. Przeplatany wiązanką próśb i błagań wywołał ciarki na zmarzniętej skórze Ahito. Jego serce przyspieszyło, gdy ujrzał, jak ten sam wąż wyłania się spod płaszcza shinobi i unieruchamia swoją ofiarę.

Chłopak zamknął oczy. Nie chciał na to patrzeć. Cokolwiek zrobią z tym człowiekiem, Ahito czuł, że nie był w stanie tego oglądać. Szmer szybko rozwijanego zwoju podrażnił jego słuch. Następne, co usłyszał to głośno wymawiana nazwa techniki.

Przeklęci shinobi! Bawią się ludzkim życiem, mordują bez krzty sumienia... Jasny szlag!

Wściekłość brała górę, jednak strach nie pozwolił Ahito drgnąć na milimetr. Myśl, że mógłby otworzyć zamek i uwolnić się z tego więzienia, dodawała mu odwagi, lecz w starciu nie miał żadnych szans. Padłby martwy, zanim zrobiłby pierwszy krok.

Postanowił zaczekać, zdać się na parszywy los, który wpakował go w tę chorą sytuację. Uda martwego, jeśli zajdzie taka potrzeba. Pojedna się z wrogiem, jeżeli to tylko pomoże. Cholera, zrobi wszystko, aby przeżyć!

A wtedy ucieknie daleko stąd, odnajdzie Izusu i zabierze ją z tego koszmaru. Z dala od świata shinobi, który za nic miał ludzkie cierpienie.

To była kolejna obietnica, którą poprzysiągł sobie dotrzymać.

***

Jeśli Itachi sądził, że po śmierci odnajdzie choć odrobinę spokoju, to grubo się mylił. Świat zrealizował najgorszy możliwy scenariusz. Dążył do zagłady zamiast do pokoju i to napawało go przerażeniem. I choć Uchiha pozostał spokojny, czuł wewnętrzny ból. Jego kłamstwa ciągnęły się sznurem konsekwencji aż do teraz. Nie tak to miało wszystko wyglądać. Nie tego chciał dla Sasuke, który zamiast rozpocząć nowe, lepsze życie, szedł starymi ścieżkami prowadzącymi ku samodestrukcji.

Stojący przed nim Naruto zdawał się podzielać to zdanie. Szok wymalowany w jego oczach ugasł, gdy zrozumiał, że to za sprawą techniki Edo-tensei miał przed sobą osoby, które dawno powinny być martwe.

Martwe... Tak, zarówno Itachi, jak i podparty na jego ramionach Nagato nigdy nie powinni wrócić do tego świata. A jednak stali tu, między żywymi, w milczeniu analizując wszystko, co powiedział im młody Uzumaki.

Wojna z każdą chwilą pochłaniała więcej ofiar. Jej wybuch tylko potwierdził, że to była kwestia czasu, zanim Madara wcieli w życie swoje plany. Itachi naprawdę wierzył, że shinobi Liścia będą w stanie go powstrzymać, zwłaszcza że w owym czasie Akatsuki traciło ludzi, jeden po drugim.

Ktoś musiał im pomóc, ktoś niezwykle potężny.

– Trzeba jak najszybciej zatrzymać Technikę Ożywienia – powiedział z przekonaniem, jednak jego myśli wciąż uciekały na inny tor.

Naruto coś odpowiedział, po chwili do rozmowy włączył się jego towarzysz. Ta krótka wymiana zdań umknęła gdzieś Itachiemu, który w tym momencie zastanawiał się tylko nad jednym.

Izusu.

Przymknął powieki, nabierając spory haust powietrza do płuc. Mógł o nią zapytać, ale nie sądził, aby Naruto wiedział zbyt wiele. Na pewno nie brała udziału w bitwie, a to oznaczało, że po jego śmierci urwała kontakt z Tsunade. Nic dziwnego skoro miała Akatsuki na karku oraz marne szanse na przeżycie. Hokage nie mogła podjąć takiego ryzyka, ale jeśli Kakashi poznał prawdę to dlaczego jej nie szukał? Przecież zależało mu na Izusu, nawet po latach od opuszczenia przez nią wioski. I chociaż Itachi do samego końca nie potrafił się z tym pogodzić, Hatake mógł być jej jedynym ratunkiem. Czemu więc...?

– Jest jeszcze jedna rzecz, o której musisz wiedzieć, Itachi. – Zmartwiony głos Naruto natychmiast sprowadził jego myśli z powrotem na ziemię. Chłopak zawahał się na ułamek sekundy, po czym dokończył: – Izusu nie żyje.

– Nie żyje... – powtórzył pod nosem, w sekundę rozumiejąc, że dostał odpowiedzi na swoje pytania. – Dlaczego tak uważasz?

– Madara potwierdził, że zginęła niedługo po tobie.

Madara, oczywiście. Nie chciał, aby ktokolwiek jej szukał. Bezbronna kobieta pogrążona w rozpaczy stanowiła łatwą zdobycz dla kogoś takiego jak on.

A jednak jej nie zabił. Dlaczego?

Itachi był bardziej niż pewien, że Izusu wciąż żyła. Odkąd znów stąpał po tym świecie, jego zmysły podrażniały ogromne pokłady chakry uwalniane ze wszystkich stron świata. Wojna toczyła się na wielu frontach i aby rozeznać się w sytuacji, posłał swoje kruki na zwiad. To one odkryły, że Izusu znajdowała się niedaleko stąd. Sasuke również tu był. Otoczony jeszcze mroczniejszą aurą niż podczas ich ostatniego spotkania.

Naruto nie kłamał. Jego braciszek planował odwet na wszystkim, co Itachi kochał i pragnął chronić za życia. Natomiast Izusu... mogła zarówno chcieć tego samego, co Sasuke, jak i zwyczajnie poddać się w walce o przyszłość. Tego nie mógł być pewien. Niegdyś sądził, że znał swoją żonę, jednak ostatnie dni jego życia dowiodły, że ona nadal potrafiła go zaskakiwać.

Prawda zmieniła Sasuke, pozwalając, aby emocje wzięły nad nim władzę. Co zrobiła z tobą, Izusu?

Odpowiedź nie miała nadejść zbyt prędko. Technika Ożywienia dała o sobie znać, a ten, kto ją kontrolował, nie zamierzał czekać. Dłonie Itachiego same złożyły się w pieczęć. Chakra okrążyła ciało, a Sharingan był już gotowy do walki.

Walki, której nikt z obecnych nie chciał stoczyć.

***

Po Sasuke nie było ani śladu. Zniknął, wręcz rozpłynął się w powietrzu, a jego trop urywał się tutaj – w opuszczonym miasteczku gdzieś na skraju lasu. Izusu do ostatniej chwili żywiła nadzieję, że uda jej się go dogonić, choć tak naprawdę... co by to dało? Nie miała zamiaru pomagać mu w zemście. Nie miała również dokąd pójść ani co ze sobą zrobić. Trwała wojna, a każda ze stron uważała ją za wroga.

To cud, że jeszcze żyła.

Zawiasy ciężkich, drewnianych drzwi skrzypnęły, gdy Izusu przekroczyła próg kolejnego domu. Cisza wypełniała jego brzegi, podobnie jak całą okolicę. Nie ostała się żywa dusza. Mieszkańcy, przerażeni toczącą się nieopodal bitwą, musieli opuścić to miejsce w popłochu, gdyż przedmioty codziennego użytku leżały na swoich miejscach. Równo zaścielone łóżka jakby czekały, aż ktoś ułoży na nich zmęczone ciało, pranie wywieszone w ogrodach już dawno wyschło, a kufle zostały opróżnione tylko do połowy.

Izusu chwyciła jeden z nich i pociągnęła solidny łyk. Skrzywiła się, gdy zabandażowane naprędce ramię zapiekło. Dopiero teraz, kiedy adrenalina całkowicie opadła, ból powrócił. Wraz z nim poczuła, jak bardzo była spragniona... i głodna.

Natychmiast rzuciła się w stronę kuchni, przeczesując każdą szafkę w poszukiwaniu jedzenia. Nie dbała o pozostawiony porządek. Wkrótce to miejsce i tak zostanie wywrócone do góry nogami. Jeśli nie za sprawą Madary, który dopilnuje, aby ich świat przestał istnieć, to na pewno zrobią to lokalni rabusie. Takie opuszczone miasteczko stanowiło żyłę złota dla tych, którzy żyli z kradzieży.

Mogło być też szansą dla Izusu.

Wyprostowała plecy, w garściach ściskając lekko czerstwy kawałek chleba i kilka kulek ryżowych. Jeszcze raz rozejrzała się po skromnie urządzonym mieszkaniu, zawieszając wzrok na dużym oknie, wychodzącym na główną ulicę.

Mogła znaleźć tu wszystko, co było potrzebne do dalekiej podróży – jedzenie, wodę, a jeśli dobrze poszuka, może natrafi na broń oraz pieniądze. Wystarczy zebrać najpotrzebniejsze rzeczy, spakować, a następnie uciec od tego świata. Świata shinobi, który krzywdził ją i ranił niemal przez całe życie.

Koniec z walką. Koniec z Uchiha Izusu. Zmieni nazwisko i zacznie wszystko od nowa. W końcu tego chciał od niej Itachi.

Poczuła ucisk w klatce piersiowej, wspominając list, który jej zostawił. Nigdy nie myślała o ucieczce zbyt poważnie. Wizja szczęśliwej przyszłości wydawała jej się niegdyś cholernie absurdalna. Była poszukiwana, ścigana niczym zwierzyna na polowaniu. Teraz jednak wszyscy, którzy pragnęli jej śmierci, walczyli na froncie. Miała okazję ulotnić się w cieniu wojny i zostawić przeszłość za sobą. Pozostawała tylko jedna kwestia do rozstrzygnięcia...

Czy ja naprawdę tego chcę?

Cholera, a co niby miała zrobić?! Pobiec na pole bitwy i zgrywać bohaterkę? Wrócić do Wioski Liścia i udawać, że nic się nie stało? Że nigdy nie dołączyła do organizacji przestępczej, która rozpętała całe to piekło i przez którą zginęło setki ludzi?

Miałaby tak po prostu się tam pojawić i spojrzeć w twarz Kakashiemu po tym wszystkim, co mu zrobiła?

Pamiętała ich spotkanie, jakby to było wczoraj. Cierpiał, widząc ją po stronie wroga. Cierpiał, trzymając ją na dystans z wycelowaną w serce bronią. Zapewne cierpiał jeszcze bardziej, gdy wyrzuciła mu w twarz, że nic już dla niej nie znaczył.

Zniszczyła wszystko, co kochała i nic już nie było w stanie tego naprawić.

Przełknęła gorzkie łzy, naprędce wpychając kulki ryżowe do ust. Zagryzła twardym chlebem i popiła podejrzliwej jakości napojem. Brudnym rękawem przejechała po zwilżonych wargach.

Najpierw znajdzie nowe ubrania, potem broń i mapę. Na koniec jedzenie oraz wodę, a jeśli szczęście dopisze, natrafi na zwoje pieczętujące. Wyruszy jutro, zanim brzask dosięgnie horyzontu. Odejdzie, po raz pierwszy nie oglądając się za siebie.

A wtedy Uchiha Izusu przestanie istnieć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro