Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13. Łzy sharingana

– To koniec. Sasuke wygrał. Itachi nie żyje, Izusu również.

Kakashi wstrzymał oddech. Strużka potu przecięła jego skroń i dotarła do rozgrzanego z emocji policzka. Wszyscy zastygli w przerażeniu, wpatrzeni w Zetsu z szeroko otwartymi oczami.

– S-sasuke... zabił Itachiego? – Sakura trzęsła się na ciele, lecz Kakashi ledwo to zauważył.

Jego nogi zmiękły, gardło zaschło, jakby przełknął garść piachu, a broń o mało nie wypadła mu z dłoni. Czuł dreszcze na plecach i chyba zachwiał się na moment, gdyż Yamato poderwał głowę w jego stronę.

– Senpai?

– Wszystko w porządku – odparł Kakashi. – Bądźcie czujni, nie wiemy, czy mówią prawdę.

Bardzo chciał, aby to wszystko okazało się kłamstwem. Byli tak blisko Sasuke, mieli go na wyciągnięcie ręki, lecz to nie świadomość, że zawiedli, ugodziła w Hatake najbardziej.

– Hej, chwaście! – wrzasnął Naruto, wyciągając palec wskazujący w stronę Zetsu. – Gdzie jest Sasuke? Mów mi, ale już!

– Nie prowokuj go, Naruto! – skarciła go Sakura i kątem oka zerknęła na mistrza.

Kakashi przełknął ślinę. Serce tłukło w piersi, jednak rozsądek podpowiadał, że Izusu nie mogła być martwa. Siedziała teraz w celi, w więzieniu Wioski Liścia głęboko pod ziemią. Ucieczka nie wchodziła w grę, wypuszczenie jej na wolność tym bardziej. Jej imię absolutnie nie powinno tutaj paść. Dlaczego więc je usłyszał wraz z wyrokiem, który o mało nie powalił go na kolana?

Zacisnął zęby. To musiał być jakiś podstęp, tylko, co miałby na celu? Czemu mógłby służyć?

– Nic tu po nas – oznajmił mężczyzna z pomarańczową maską na twarzy. Jego głos się zmienił, nabrał głębokiej barwy. Po głupkowatym zachowaniu nie było już śladu. – Dokończymy naszą potyczkę innym razem. Żegnajcie.

Zniknęli, pozostawiając po sobie tysiące myśli rozbrzmiewających na tle martwej ciszy.

Kakashi zareagował jako pierwszy. Odbił się od ziemi i wskoczył na czubek wysokiego drzewa.

– Musimy znaleźć Sasuke przed nimi! – krzyknął do towarzyszy. – Ruszamy!

Przeskakując między drzewami, próbował skupić się na celu. Przybyli tu po Sasuke, niemożliwe, że Izusu była w pobliżu. Tylko z pomocą Klonów Cienia mogłaby znaleźć się w dwóch miejscach naraz. W wiosce pojawiła się we własnej osobie – sam sprawdził to sharinganem.

Tak, Izusu była cała i zdrowa, na pewno. Żadne słowa – zwłaszcza te wypowiedziane przez wroga – nie powinny zasiać niepewności w jego sercu.

A jednak nawet tak silne przekonanie, że miał rację, nie uchroniło Kakashiego od strachu, iż wkrótce zobaczy ją martwą.

***

W głowie Sasuke panował chaos. Mieszanina myśli i uczuć uderzała w jego umysł, próbowała wyprzeć wszystko, co usłyszał o swoim bracie. Dopiero po kilku długich dniach udało mu się złożyć je w logiczną całość. I wtedy zrozumiał, że przez całe życie był oszukiwany – właśnie to próbował mu powiedzieć mężczyzna w masce, który przedstawił się jako Madara Uchiha.

Prawda.

To jedno słowo kryło historię, która odmieniła jego spojrzenie na świat. Świat pełen niesprawiedliwości, bólu i cierpienia. Sądził, że zdążył go poznać; że już nic go nie złamie po tym, jak na własne oczy ujrzał śmierć rodziców. Mylił się. Bardzo.

W głębi duszy Sasuke pragnął, aby to, co powiedział Madara, okazało się kłamstwem. Znacznie łatwiej byłoby zachować własną wizję masakry klanu Uchiha oraz wierzyć, że to Itachi był zły. Przeświadczenie, że zabicie swojego brata było najlepszym, co mógł zrobić, zniknęło gdzieś w morzu wylanych łez. Teraz serce Sasuke wypełniała ziejąca chłodem pustka.

– Zdecydowałeś, co teraz zrobisz?

Z cienia rzucanego przez wysoki budynek wyłonił się Madara. Aktywnym sharinganem obserwował jego z pozoru spokojną twarz. Sasuke rzucił mu krótkie spojrzenie. Często się zastanawiał, czemu miało służyć chowanie twarzy za maską? Prychnął. Mniejsza z tym.

– Nadal ci nie ufam, Madara.

Mężczyzna zmrużył oko, lecz nic nie powiedział. Sasuke kontynuował:

– Zastanawia mnie jedna rzecz. Dlaczego twierdzisz, że nikt oprócz ciebie i starszyzny nie zna prawdy? Oboje wiemy, że jest jeszcze jedna osoba, tu, w Akatsuki.

Sasuke nie odrywał od niego wzroku. Czyżby Madara sądził, że zapomniał o Izusu? To przecież oczywiste, że nie dołączyłaby do Itachiego w Akatsuki, gdyby nie wiedziała wszystkiego albo chociaż... prawie wszystkiego.

– Masz rację – przemówił Madara. – Izusu znała prawdę. Nie wspomniałem o niej, bo uznałem to za nieistotne, skoro nie żyje.

– Nie żyje? – Sasuke uniósł brew.

– Popełniła samobójstwo po tym, jak Itachi zginął.

– Gdzie jest jej ciało?

– Nie było nam do niczego potrzebne – odparł wymijająco Madara, co nie uszło uwadze młodemu Uchiha.

Sasuke milczał. Śmierć Izusu nie była mu na rękę, nie teraz, kiedy kobieta mogłaby potwierdzić wszystko, co powiedział Madara lub wszystkiemu... zaprzeczyć.

Samobójstwo, tak? Równie dobrze Akatsuki mogło w tym trochę „pomóc". Zapewne uznali Izusu za dłużej niepotrzebną i pozbyli się jej, zanim zdążyła opłakać męża. Nie była niczemu winna, jak do tej pory wierzył Sasuke, ale to już bez znaczenia. Westchnął.

– Podjąłem decyzję. – Skierował spojrzenie w stronę zachodzącego słońca. – Zwołaj moją drużynę. Spotkamy się nad urwiskiem za dziesięć minut. Tam wam wszystko przekażę.

***

Kakashi wszedł do budynku Hokage, przebierając w kieszeni metalowym breloczkiem od kluczy. Gdy jego dłonie zaczęły się pocić, wyjął je i przetarł o szorstki materiał spodni. Starał się oddychać spokojnie, lecz tak naprawdę z trudem opanowywał emocje.

Ile tak stał przed gabinetem Tsunade? Kilka minut na pewno. Za tymi drzwiami miało się wszystko wyjaśnić, a przekroczenie ich było jak największe wyzwanie w życiu.

Nie chciał tego. Za żadne skarby świata nie chciał, aby jego obawy się potwierdziły. Obawy, które próbował sklasyfikować jako niedorzeczne. Nie odnaleźli Sasuke ani Itachiego. W miejscu stoczonej przez nich bitwy zastali tylko gruz i krew. To uspokoiło nieco Kakashiego, który jako jedyny doszukiwał się w tym chaosie śladów obecności kogoś jeszcze.

Misja zakończyła się niepowodzeniem, ale nie to martwiło go najbardziej. Krótko przed powrotem do wioski wątpliwości się nasiliły. Kakashi doszedł do wniosku, że wrogowie nie mieli żadnych powodów, aby kłamać. Uchiha stoczyli walkę na śmierć i życie, czego efekty widzieli na własne oczy. Zatem co z Izusu? Według Zetsu była... ona...

Pokręcił głową, wyrzucając z myśli słowa najcięższego wyroku. Uniósł dłoń i zastukał w drzwi.

Koniec z domysłami. Przyszedł czas, aby skonfrontować się z prawdą.

*

Tsunade przerwała rozmowę z Fukasaku i zwróciła spojrzenie na drzwi. Jej donośny głos zezwolił na wejście. Gdy Kakashi stanął kilka kroków przed biurkiem, ukłonił się nisko.

– Dlaczego przyszedłeś sam, Hatake? – Oparła łokcie o blat i splotła palce przy ustach. – Wiesz, że to, co mamy do przekazania wraz z Fukasaku-sama jest niezwykle ważne dla całej drużyny. – Wskazała na ropuszego starca.

– Naruto, Sakura i Sai za chwilę tu będą. Jestem wcześniej, bo mam inną sprawę, Hokage-sama. – Wziął głęboki oddech. – Proszę o pozwolenie na spotkanie z więźniem numer 4185.

Uchiha!

Tsunade zwilżyła nerwowo wargi. Mogła się tego spodziewać. W raporcie Kakashiego widniała informacja o śmierci Izusu. Z całej drużyny tylko on wiedział o jej niedawnej wizycie w wiosce. Nie uwierzył słowom wroga, a jednak stanął przed Hokage, prosząc o widzenie z kobietą, która powinna być zamknięta w celach pod ziemią.

– Czemu chcesz się z nią widzieć?

– Itachi poległ w walce ze swoim bratem. Uważam, że Izusu powinna o tym wiedzieć.

Jasny szlag! I co teraz?

Nie trudno było przewidzieć, że Kakashi tu przyjdzie, prędzej czy później. Nawet gdyby Izusu nie zginęła, Hatake chciałby się z nią zobaczyć. Tsunade przygotowywała się na tę rozmowę, ale wtedy... do wioski dotarła wieść o śmierci Jiraiyi.

To był cios, na który nie była gotowa, a teraz miała go zadać Naruto oraz... Kakashiemu. Choć bardzo nie chciała, musiała powiedzieć prawdę, właśnie po to tutaj przyszedł.

– Nie możesz się z nią spotkać – odparła, uciekając spojrzeniem w bok. – Izusu... nie ma jej tu. Zbiegła z więzienia dzień po tym, jak wyruszyliście na misję.

– Jak to zbiegła?

– Strażnicy byli nieostrożni, uciekła przy pierwszej okazji.

Zapadła długa, męcząca cisza. Tsunade przygryzała dolną wargę. Spodziewała się dociekliwych pytań, mocnych słów, oskarżeń o brak kompetencji strażników więziennych, czegokolwiek. Przecież taka informacja musiała wywołać reakcję. Tymczasem Kakashi milczał, zupełnie jakby odebrano mu mowę, jakby coś w nim... umarło.

Czy to odpowiedni moment, aby przekazać mu ostatnie słowa Izusu?

„Gdy już będzie po wszystkim, przeproś ode mnie Kakashiego. Wiele dla mnie znaczył i chcę, aby wiedział, że do samego końca uważałam go za przyjaciela".

Tsunade ścisnęła dłoń w pięść, zbierając w sobie odwagę, aby spojrzeć Kakashiemu w twarz. Jego na wpół otwarte oko zionęło pustką, wypalone ze wszelkich emocji, które spodziewała się ujrzeć. Ten widok sprawił, że poczuła ucisk wokół gardła. Zanim zdążyła coś dodać, drzwi od gabinetu nagle się otworzyły. W progu stanęła drużyna siódma.

– Chciałaś się z nami widzieć, babuniu?

Naruto wszedł do środka, zakładając ręce za głowę. Zerknął ukradkiem na mistrza, który zdawał się nawet go nie zauważyć.

– Czy to jest uczeń Jiraiyi? – zapytał Fukasaku.

– Tak – odpowiedziała Tsunade. – To Uzumaki Naruto.

– Co to za stara ropucha?

– Zważaj na słowa, Naruto! To jeden z dwóch Wielkich Mędrców z Góry Myōboku.

Kakashi drgnął niczym wybudzony z letargu. Uniósł wzrok i zatrzymał go na Tsunade. Kiwnął jej głową.

– Proszę o wybaczenie, Hokage-sama, Fukasaku-sama, muszę się... przewietrzyć.

Opuścił gabinet, odprowadzany przez pytające spojrzenia uczniów.

– Kakashi-sensei? – Sakura odwróciła się za mistrzem, wyraźnie zaniepokojona jego zachowaniem.

– Zostawcie go – powiedziała Tsunade. – Fukasaku ma wam coś ważnego do przekazania.

***

Zatoczył trzecie kółko wokół wioski. Mieszkańcy zaczęli spoglądać w jego stronę, gdy po raz kolejny przechodził uliczkami z opuszczoną głową i wzrokiem wbitym w ziemię. Szedł coraz szybciej, choć tak po prawdzie Kakashi miał ochotę biec. Chciał rzucić się pościg za niewidzialnym celem i czekać aż zmęczenie powali go na kolana. Wierzył, że tylko w ten sposób przestałby odczuwać rozdzierającą serce rozpacz.

Izusu odeszła. Na zawsze. Już nigdy jej nie zobaczy, nie spojrzy w te duże, błękitne oczy, w których odnalazł zrozumienie. Już nigdy nie usłyszy jej szczerego śmiechu roztapiającego lód w jego sercu. A co najgorsze, nie będzie już miał okazji wyznać, ile dla niego znaczyła.

Życie – takie kruche, takie ulotne.

Kakashi był świadkiem śmierci wielu dzielnych shinobi. Począwszy od ojca, przez przyjaciół z drużyny, a skończywszy na swoim mistrzu. To ich odejście zamknęło go na świat, który otworzyła przed nim Izusu. To te doświadczenia utwierdziły go w przekonaniu, że nie chciał jej stracić. Poprzysiągł sobie chronić najbliższych nawet za cenę własnego życia. I zawiódł.

Zawiódł po raz kolejny. Obietnice nic nie znaczyły, jeśli nie potrafił ich wypełnić.

Gdzieś z oddali usłyszał głosy bawiących się w parku dzieci. Przez myśl mu przeszło, czy kiedykolwiek będzie w stanie się jeszcze uśmiechnąć, szczerze i prawdziwie, tak jak to robił tylko przy niej. A może kolejna szrama na jego sercu wypruje go z resztek człowieczeństwa, które odbudowywał latami?

Nie miał siły się nad tym zastanawiać. Sunął przed siebie, mijając przechodniów i nie patrząc nikomu w twarz. Ktoś krzyknął jego imię, ale nawet się nie odwrócił. Przyspieszył, wspominając ostatnie spotkanie z Izusu.

Chciała się widzieć z Hokage.

To była pierwsza myśl, która pojawiła się w jego głowie, gdy emocje nieco opadły.

Dlaczego chciała się widzieć z Hokage?

Dokładnie pamiętał moment, gdy ujrzał Izusu po latach. Nie była zaskoczona jego obecnością, jakby wiedziała, że wkrótce ją znajdzie. Nie miała również zamiaru uciekać. Może... czekała aż ktoś zaprowadzi ją do Tsunade? Tylko czego zdrajca miałby szukać u osoby, która w każdej chwili mogła wydać wyrok śmierci? I dlaczego tak właściwie wróciła do wioski?

Kakashi podejrzewał, że to zagrywka Akatsuki. Izusu mogła robić za przynętę, która miała odwrócić uwagę władz na czas ataku z zaskoczenia. Ale po jej pochwyceniu nie wykryto podejrzanych działań na terenie osady ani wokół niej.

A może szukała ratunku? Odwróciła się od wroga i chciała powrócić do wioski? W takim razie, czemu nie poprosiła go o pomoc? Musiała wiedzieć, że Kakashi by jej nie odtrącił, nigdy.

Cholera!

Kopnął leżący na środku drogi kamyk. Wszystkie teorie prowadziły donikąd. Izusu zbiegła z więzienia, a to nie tłumaczyło absolutnie niczego. Gdyby potrzebowała pomocy, Tsunade z pewnością by takowej udzieliła. Ucieczka oznaczała, że Izusu wróciła do Akatsuki. Niewątpliwie ktoś pomógł przy jej uwolnieniu. Niedługo później zginęła. W jaki sposób? Nie wiedział i prawdopodobnie nigdy się nie dowie.

To koniec. Koniec pewnego etapu w jego życiu. Izusu odeszła i Kakashi czuł, że to prawda. Nie miał już siły karmić się złudnymi nadziejami. Musiał przełknąć to bolesne przekonanie, że po ich relacji zostały tylko słodko-gorzkie wspomnienia.

„Byłeś kiedyś zakochany, Kakashi?".

Był. Nareszcie zrozumiał nie tylko, jak brzmiała odpowiedź, lecz także gdzie kryła się przez cały ten czas. Nie w głowie, w której szukał racjonalnego wyjaśnienia na swoje zachowanie, ale w sercu, bijącym szybciej za każdym razem, gdy Izusu znalazła się blisko.

I tak jak wtedy, gdy lata temu zadała mu to pytanie, tak dotąd Kakashi nie rozumiał swoich uczuć. Nie rozumiał tych wszystkich ciepłych myśli niej ani lekkich drgań wewnątrz na każdy jej uśmiech. Zmieniło się to z chwilą, w której dotarło do niego, że ją stracił, na zawsze.

Kochał ją, teraz to wiedział.

Kochał ją i oddałby wszystko, aby móc jej to wyznać.

Dlaczego... dlaczego świadomość zawsze przychodziła zbyt późno? Czemu strata otwierała oczy, lecz zamykała szansę na przyszłość?

– Izusu nie żyje – rzucił w stronę milczącego nagrobka. Nie miał pojęcia, kiedy nogi same zaprowadziły go na opustoszały cmentarz. Czuł jedynie, że musiał tu być. – Uznałem, że powinnaś wiedzieć, pani Moo. Proszę... opiekuj się nią, tak jak ja nie potrafiłem, gdy jeszcze tutaj była.

Wszystkie hamulce puściły. Mur oddzielający jego wnętrze od świata runął. Wraz z nim runęły ostatnie nadzieje na lepszą przyszłość.

Zacisnął powieki, szloch szarpał jego ciałem. Pierwsze łzy spadły na marmurową płytę, wyznaczając początek długiej i krętej drogi, którą Kakashi musiał przebyć sam.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro