Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXX.

  Takim oto sposobem dobrnęliśmy do końca "Tronu". Na tą chwilę najdłuższego i najbardziej złożonego opowiadania, które przyszło mi stworzyć. Wszystkim wytrwałym serdecznie dziękuję. Także za komentarze i słowa otuchy, gdy ich potrzebowałam. Nie przedłużając - oddaję ostatni rozdział.  

-Gotowy? -Zapytał, w końcu przerywając najdłuższą chwilę w ich życiu. Kciukiem uspokajająco masował wierzch dłoni brata, patrząc jednak tylko i wyłącznie przed siebie. Mieli jeszcze czas. Nie było ich zbyt krótko, aby ktoś zainteresował się i zaczął szukać. Itachi sądził, że Sasuke będzie potrzebował więcej czasu aby pomyśleć, ale i tym razem się pomylił.

-Tak. -Oświadczył cicho, w końcu puszczając gorącą dłoń. Powoli sięgnął do kieszeni długiego płaszcza w celu odnalezienia kartonowego pudełka. Powoli wysunął zawartość i wyjął ze środka jedną zapałkę, natychmiast pozwalając jej zapłonąć. Jednym spojrzeniem uciszył Itachiego, który już otwierał usta, chcąc zaproponować przejęcie odpowiedzialności za to, co mieli zamiar właśnie zrobić. Reszta należała do Sasuke. Zmrużył powieki. Nie zawahał się. Rzucił przed siebie patyczek, który zaraz po zetknięciu z drewnianą podłogą rozciągnął czerwone płomyki po całej jej długości. Wystarczyło kilka chwil aby cała stodoła zapłonęła.

-Pora na nas. -Ponaglił, chwytając go ponownie za rękę. Ruszył do wyjścia, nie odwracając się w stronę życia, które wiedli. Które właśnie porzucili. Szedł w ciszy, wsłuchując się w nierównomierny oddech Sasuke, gdy wchodzili pod górkę. Powtórzył jego czynności, zakładając na głowę spory kaptur. Byli zakamuflowani na wiele różnych sposobów, ale ostrożności nigdy za wiele.

-Zmykajcie. Spotkamy się za parę dni w umówionym miejscu. -Szepnął Pain, skryty w cieniu jednego z drzew. To on, jako królewski strażnik pełnił najważniejszą rolę w całym planie. Był filarem, od którego zależało, czy wszystko się powiedzie.

-Nie wiem jak ci dziękować. -Rzucił Itachi, nagle rozczulony postawą przyjaciela. Nie sądził aby ktokolwiek był w stanie zrobić dla niego równie dużo co on. Rudy jednak tylko machnął ręką, uśmiechając się lekko w kąciku ust. Jemu cała sytuacja nie wydawała się ani przygnębiająca, ani stresująca. Miał jedynie udawać przed całym królestwem, że zarówno król, jak i jego brat zostali porwani i spaleni żywcem w tej małej stodole. Nic prostszego. Przez pewien czas z pewnością na świecie będzie panował zamęt, ale w końcu wszystko się uspokoi. Morderca nigdy nie zostanie odnaleziony, ponieważ nie będzie istniał.

-Idźże już. Jeżeli ktoś was tu teraz znajdzie, to niestety, ale cały wysiłek pójdzie do diabła. -Mruknął, pokręciwszy głową. Z oddali dało się dosłyszeć pierwsze dzwony na alarm. W mieście już wiedzieli, że wybuchł pożar. Nie mieli za wiele czasu. Ostatni raz spojrzał na rudego przyjaciela, jakby nie mieli się spotkać za parę dni, a to było ich pożegnanie, po czym mocniej zacisnął palce na dłoni Sasuke i ruszył w stronę lasu, gdzie w oddali czekał w gotowości mały, skromny powóz. Od dziś bowiem takie właśnie życie mieli wieść. Ciche, bez przepychu.

-Wskakujcie. Jestem pewien, że nie było żadnych gapiów, ale lepiej nie ryzykować. -Bąknął Suigetsu, przyciągając zaskoczony wzrok Sasuke. Wyszczerzył się do niego w swój typowy sposób, po czym poklepał konia po grzbiecie.

-No co? Sądziłeś, że się nie przyłączę? Chyba pogorszyły ci się zmysły. Wszystkie ryzykowne akcje to moje drugie imię. -Parsknął, najwyraźniej zadowolony, że w końcu udało mu się wywołać jakieś ciekawe emocje na twarzy Uchihy. Nie dorzucił już jednak nic więcej, bo bracia zniknęli w środku powozu. Nie przedłużał. Ruszył natychmiastowo, kierując konia na jeden z najmniej uczęszczanych szlaków. Czekała ich długa podróż.

***

Sasuke pamiętał już wszystko jak przez mgłę. Od chwili ucieczki minęło kilka miesięcy, a był wtedy na tyle skupiony, że gdy emocje opadły pierwszą rzeczą, którą zrobiła jego głowa, było wyparcie ich z pamięci. Co jednak najważniejsze - wszystko się udało. Pierwsze tygodnie były męczarnią. Czekali na jakiekolwiek wieści od Paina, Naruko czy nawet Suigetsu odnośnie sytuacji w państwie. Czego się spodziewał? Wykrycia? Chyba tak. Mimo iż było to praktycznie niemożliwe. Miejsce w którym aktualnie żyli znajdowało się po drugiej stronie świata. Nawet władcy nie mieli prawa ich rozpoznać. Podźwignął się na ramieniu, po czym delikatnie przesunął palcami po policzku Itachiego. Jego śpiąca twarz wyglądała bardziej niż pociągająco. Nie mógł się powstrzymać aby nie zahaczyć o uchylone wargi, napuchnięte od wczorajszych pocałunków. Skupił się na tym tak bardzo, że nawet nie zauważył kiedy ręka brata odszukała jego nagi tors i tam też się zatrzymała.

-Jak długo nie śpisz? -Zapytał poniekąd zmieszany przyłapaniem na gorącym uczynku. Byli ze sobą długo, ale niespodziewane akcje Itachiego nadal potrafiły doprowadzić go do czerwoności. Wszystkim ta umiejętność wydawała się niezwykła.

-W zasadzie od chwili w której mruknąłeś moje imię i zacząłeś dręczyć dotykiem. Nawet nie wiesz jak ciężko jest się na ciebie nie rzucić. -O ile to było możliwe, twarz młodszego Uchihy zapłonęła jeszcze bardziej, natychmiastowo prowokując Itachiego do zrealizowania swoich ostatnich słów.

-Itachi, nie. Nie możemy. -Oświadczył cicho, mimo iż nie miał ochoty go powstrzymywać.

-Nie możemy, ponieważ? -Zapytał zaskoczony, przechylając głowę w bok, w najbardziej pociągający sposób jaki Sasuke widział.

-Kaguya. Pamiętasz? -Itachi skrzywił się ledwo widocznie, rozbawiając tym samym młodszego. Wiedział, że tym razem zapomniał o spotkaniu, mimo iż sam ją zaprosił. W końcu to miało być pożegnanie z władczynią. Musieli się do tego przygotować.

-Co mi strzeliło do głowy, żeby się zgadzać. -Szepnął jakby sam do siebie, rozbawiając go doszczętnie. Mieli wobec kobiety dług. Oczywiście, plan dzięki któremu mogli teraz żyć wolni i tylko dla siebie, miał obustronne korzyści. Oni prowadzili życie jakie zawsze chcieli mieć. Z dala od intryg i niewygodnych obowiązków, związanych z dodatkową odpowiedzialnością za poddanych. Kaguya zaś znalazła sposób aby pogodzić swoich wnuków. Królestwo którym rządziła od dawien dawna miało być powiem przeznaczone dla Indry. Młodszy mimo iż nie narzekał nigdy na decyzję babki, pozostawał więc z niczym. Itachi proponujący kobiecie królestwo, którego następcą tronu miałby być Asura, spadł jej z nieba. Niezbyt często zdarza się bowiem, aby ktoś tak po prostu oddał królestwo. I to tylko i wyłącznie ze względu na osobiste szczęście. Nie wnikała w to zbyt głęboko. Zgodziła się, przekonana że dzięki temu uniknie podziału rodziny, jednocześnie wychodząc na tym najkorzystniej.

-Mnie nie pytaj. To ty oddałeś jej tron. -Sasuke wzruszył ramionami i symbolicznie udał, że umywa ręce. Jego triumf nie trwał długo. Itachi rzucił się na niego z udawaną, karcącą miną i w trybie natychmiastowym rozpoczął tortury w postaci potoku łaskotek. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro