XVIII.
Nim w ogóle mógł ruszyć się z miejsca minęło trochę czasu. Jednak jednego był pewien - miał dość tańca na resztę życia. Westchnąwszy zdjął niewygodną, złotą ozdobę i z niezadowoleniem rozczochrał swoje włosy w taki sposób, aby znów idealnie sterczały. Wystarczyło kilka godzin noszenia korony, aby zdołał ją znienawidzić. Ciężkie złoto i kamienie ozdobne nie tylko niszczyły mu fryzurę, ale też przyprawiały o pulsowanie w skroniach ilekroć je zdjął.
-W porządku?
Zadrżał i odszukał wzrokiem źródła upragnionego dźwięku. Kiedy tylko jego oczy spotkały się z pożądanym obiektem ruszył przed siebie, uprzednio odkładając przedmiot na biurko. Dopiero gdy oplótł ramiona wokół szczupłej talii i schował nos w zagłębieniu pachnących ubrań mógł w jakiś sposób odpocząć. Jakby nie było, tylko na to czekał przez cały ten czas.
-Teraz już tak.
Mruknął niewyraźnie, nie racząc wyłonić twarzy znad ciemnego materiału. Potrzebował dotyku i chwili spokoju, a nie kolejnych zbędnych wypytywań. Nie obchodziło go nawet jaki wyraz twarzy obecnie posiada Itachi, choć strzelał, że jest nieźle rozbawiony. I wcale mu się nie dziwił. W końcu nie ma to jak król, który zaraz po otrzymaniu korony ucieka gdzie pieprz rośnie tylko po to by uniknąć gratulacji i nareszcie odpocząć od głośnych rozmów i muzyki. Poczuł palce na swoim podbródku, po czym posłusznie uniósł wzrok, spotykając się z bliźniaczymi tęczówkami. Nie usłyszał od niego żadnych gratulacji, żadnych pytań dotyczących dalszych planów. I właśnie to w nim uwielbiał. To, że potrafił czasem porozumiewać się bez zbędnych słów i stereotypów tworzonych przez ludzi. Takie rzeczy sprawiały, że nie tylko czuł się w jego uścisku bezpiecznie, ale też zaczynał poważnie przywiązywać. Dać wiarę, że jeszcze jakiś czas temu nie dane było im w ogóle porozmawiać. I to przez kogo? Sasuke czuł, że z matką coś jest nie tak, ale nie pytał, z doświadczenia wiedząc, że nie warto. Prawda, był zaskoczony gdy dowiedział się o snutych intrygach, ale już dawno wyrósł z naiwnego płaczu wywołanego przez niewygodne sytuacje. Życie czasami potrafiło być wyjątkowo podłą dziwką i do tego wypadało się przyzwyczaić, jeśli miał pełnić powierzoną funkcję bez żalu do samego siebie.
-Nie myśl o tym.
Uśmiechnął się półgębkiem, podejmując decyzję w ułamku sekundy. Stanowczo przyciągnął do siebie twarz brata i nie myśląc już kompletnie o niczym wpił się w jego słodkie wargi. Nim przymknął z zadowoleniem powieki zdołał dostrzec zaskoczone mrugnięcia, a następnie usłyszał ciche westchnięcie, stłumione przez nakryte wargi. Serce nieznacznie przyśpieszyło, wprowadzając zdradzieckie ciepło na twarz i przyjemne mrowienie w miejsca, w których stykał się z nim ciałem. To było chore. Zapewne tak pomyślałaby większość społeczeństwa. Ale oni nią nie byli, nie byli tacy jak inni. I Sasuke był przekonany, że dopóki Itachiemu to nie przeszkadzało mógł za nim pójść nawet i na koniec świata. Szczerze to początkowo nie pomyślał nawet, czy będzie miał coś przeciwko temu pocałunkowi, czy też nie. Jak przez mgłę pamiętał podobne wydarzenie, co bezmyślnie popchnęło go do tego czynu. Może i się usprawiedliwiał, a może nie. Wiedział tylko, że cholernie tego potrzebował i że niczego nie żałował. Zwłaszcza że po oderwaniu się od siebie Itachi nie wyglądał na chociażby odrobinę wstrząśniętego tym co zrobił. Uniósł dłoń do jego policzka, zaciskając pulsujące od przyjemności wargi.
-Chyba powinniśmy już wracać.
Łasic odezwał się po kilku dobrych sekundach, wyplątując ciało z uścisku. I w tym momencie pomyślał, że zrobił coś źle. Autentycznie zmieszany skierował spojrzenie w stronę ozdoby na głowę i chcąc się czymś zająć sięgnął po nią, po czym podszedł do obszernego lustra, aby ją założyć. Itachi jak cień podążył za nim. Pochylił głowę i nieśpiesznie ułożył ją na ramieniu nowo wybranego króla. Sasuke nie poruszył się nawet o milimetr, wpatrując przez szkło w zamyślone oblicze długowłosego. Prawdę powiedziawszy wyglądał jakby miał zamiar oznajmić co najmniej, że podbije świat. Łasic przymrużywszy powieki przelotnie musnął jego rozgrzaną szyję, powstrzymując się przed zrobieniem w tamtym miejscu soczystej malinki. Źle by to wyglądało w oczach gości.
-Wieczorem Ci to wynagrodzę.
Szepnął cicho, po czym oderwał się od niego zmierzając w kierunku drzwi. Uśmiech na ustach Itachiego był dziwny. Dziwny, a zarazem zachęcający w równym stopniu, co jego wyciągnięta dłoń. Nie musiał nad tym rozmyślać. To był niejasny znak, którego nikt inny by nie zrozumiał. On jednak wiedział.
Znak będący zapowiedzią nie do końca niewinnej obietnicy.W taki też sposób reszta przyjęcia okazała się nie tak straszna jak podejrzewał. Pomimo gorących dyskusji i irytujących rad na przyszłość, uśmiechał się dzielnie, dziękując za każdą czynioną mu uwagę. Ponieważ wiedział, że ON na niego patrzy. Nie było go przy nim, czasami mignął mu przed oczami, ale wiedział, że śledzi go wzrokiem. Pilnuje przed zgubnym wpływem pewnych osobistości, które to pozwalały sobie na zbyt wiele. Ale to Sasuke tego wieczoru zaskakiwał. Nie dał sobą pomiatać, jednocześnie utrzymując powagę i wyidealizowaną grzeczność w stosunku do przyjezdnych. Choć w zasadzie myślał o czymś całkowicie innym. Albo raczej o kimś. Tak jak miało być to przyjęcie z okazji koronacji, tak czuł się jak na polowaniu. Wzajemnym polowaniu na siebie. Łasica próbowała złapać zwinnie wymykającego się jastrzębia, który to powracał chwilę potem, samemu przypuszczając atak na przygotowane do tego zwierze. I tak w kółko. Na zewnątrz opanowany, w środku aż go roznosiło. Takiego podniecenia nie czuł od momentu pierwszego pocałunku i już wiedział, że ten dzień wcale nie będzie taki zły jakim się zapowiadał. Zdecydowanie. Uniósł wzrok z nad kolejnej, żegnanej już osoby w idealnym momencie. Nieświadomy uśmieszek zwycięstwa sam wpłynął mu na usta, kiedy to oczy Itachiego odwróciły się do rozmówcy jakby nieco speszone. Tyle jak na zachętę tego, co być miało całkowicie mu wystarczyło. -Nikt ma mi dzisiaj nie przeszkadzać, nieważne co by się działo, zrozumiano? Przekaż to reszcie służby. Rzucił stanowczo do jakiegoś strażnika, po czym niespokojnym krokiem szybko przeniósł się w kierunku schodów, pokonywanych przez jego stopy w chaotycznym tempie. Nie domykając nawet drzwi zrzucił z siebie czerwoną, królewską pelerynę na podłogę i zaczerpnął głębszego oddechu. Dopiero w tym momencie całe to ciepło znalazło ujście na policzkach, piekąc jak skurczysyn. Nie miał jednak zbyt wielu alternatyw, więc musiał zadowolić się chłodem zdjętej korony. -Pierwszy raz miałem okazję zobaczyć cię w takim stanie. Przyznał z ociąganiem Itachi, leniwie odpinając guziki zapiętej pod samą szyję koszuli. Kusząco. Cholernie kusząco. Nogą idealnie trafił w drzwi, zmuszając je do głośnego trzaśnięcia. -Och nie gadaj już tylko działaj. Itachi, proszę.Warknął młodszy, dopadając do niego niczym spragnione zwierzę. Po raz kolejny samolubnie wykorzystał sytuację, nie dając czasu na żadną odpowiedź. Ale wyraźnie Itachi wcale go nie potrzebował, bo zaraz przejął inicjatywę, popychając rozochoconego Sasuke na dwuosobowe, wielkie łoże. To był jednakże dopiero początek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro