Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XII.

  Upajał się każdą, nawet najmniejszą chwilą, którą mogli wspólnie spędzić. Pomimo iż sytuacje znacząco odbiegały od wyimaginowanych przez niego wyobrażeń, to nie widział żadnego problemu, dopóki mógł wpatrywać się w rozradowane oblicze nastolatka. I nawet w pewnym momencie następujące po sobie problemy nie miały większego znaczenia, jakby czas starał się dać im drugą szansę, trochę wspólnych, zapamiętanych chwil. Tylko że spokój nigdy nie trwał wiecznie. Coś jak zawsze musiało się popsuć, mącąc solidność królestwa. Chociaż nic jeszcze na to nie wskazywało, bracia mieli dowiedzieć się wszystkiego w najbliższej przyszłości. Sasuke przeszedł przez pomieszczenie, zasiadając przy wielkim stole, naprzeciwko starszego brata. Król siedział po środku, a jego życzeniem było posiadać obu synów po swoich stronach. Z tego też powodu matki zostały posadzone nieco dalej, aczkolwiek każda po stronie syna. Być może dla innych to w jaki sposób siedzieli nie miało większego znaczenia, aczkolwiek tak się tylko wydawało. Nie przez przypadek Vivien zdecydowała się ustąpić miejsca synowi, tuż przy boku swojego byłego męża, co raczej było dosyć rzadkim zjawiskiem. Rozmowa pomiędzy synami, a rodzicielem raczej się nie kleiła. Obaj rzadko spotykali się z ojcem, czego efekty było widać gołym okiem. W pewnym momencie został podłapany temat polowań i jazdy konnej, co przynajmniej przez chwilę wypełniło komnatę przyjemnymi dla uszu głosami. Bowiem jak przystało na mężczyzn z rodziny Uchiha - każdy z nich posiadał niczego sobie ton, na który nie jedna kobieta by poleciała. O dziwo, po płytkich, aczkolwiek całkiem przyjemnych rozmowach wyszło na jaw, że Fugaku nie jest takim sztywniakiem, jakby wypadało się tego spodziewać po królu. Być może tylko sprawiał takie wrażenie, albo nie chciał wypaść źle przed synami, jednak zaczynało robić się całkiem ciekawie, czego nie omieszkał stwierdzić zarówno jeden jak i drugi z braci. Tyle że niewerbalnie. Zwracanie się do ojca w mniej dostojny sposób, zwłaszcza, że nie byli sami, byłoby czynnością co najmniej nie na miejscu.
-Powinniście częściej mnie odwiedzać.
Stwierdził w końcu Fugaku, drapiąc się po podbródku. Wprawdzie powiedziawszy sam władca nie podejrzewał, że tak mało wie na temat swoich dzieci i chciał to zmienić. Trochę późno, zważywszy na to, że od niedawna obaj byli już pełnoletni, ale w sumie tak było nawet lepiej. Dorosły mężczyzna więcej rozumie, niż nastoletnie dziecko, pogrążone w świecie własnych, czasami zbyt nierealnych pragnień.
-Wypijmy za nasze zdrowie.
Zaproponował chwilę później, unosząc w górę złoty kielich z czerwonym winem. To samo zrobiła pozostała czwórka zebranych, a Viven patrzyła na wszystko z pewnym błyskiem w oczach. Po pomieszczeniu rozniósł się echem dźwięk stuknięcia kielichami, a następnie każdy zajął się piciem swojej cieczy.
-Tak więc...
Zaczął ponownie król, tyle że nie dane było mu skończyć. Skrzywiwszy się, złapał obolałą głowę, a następnie zmrużył powieki, starając się wstać z nagle bardzo niewygodnego miejsca.
-Ojcze!
Krzyknął Itachi, nim mężczyzna zatoczył się i upadłby na podłogę nieprzytomny, gdyby nie silne ręce syna. Do komnaty właśnie weszła służba z kolejnymi daniami, a jedna z wielkich tac niesionych przez służkę spadła z ogromnym hałasem na podłogę.
-Na co się gapicie? Biegiem po medyka!
Rozkazał, starając się zachować spokój. Poklepał wpierw Uchihę po policzkach, dążąc do jego ocucenia, tyle że nie przewidział kolejnego czarnego scenariusza.
-Ita... chi.
Tyle zdołał wypowiedzieć młodszy z braci, nim sam zatoczył się, lądując na podłodze. Ale tam dobiec długowłosy nie zdołał. Chłopak uderzywszy głową o posadzkę, stracił przytomność, a obok niego w szybkim tempie powstawała wielka kałuża czerwonej krwi. Całe opanowanie starszego szlag trafił. Nie miał pojęcia, czy wpierw zajmować się ojcem, czy raczej pobiec na ratunek Sasuke, zwłaszcza, że plama na posadzce z sekundy na sekundę zaczynała się powiększać. Na szczęście nie podjął wyboru, bo po chwili do pomieszczenia wpadły odpowiednie osoby, zajmując się tym co było potrzebne, z Painem na czele. Wszystko stało się tak szybko, że mogło się zdawać, iż sytuacja wcale nie miała miejsca. Przerażone głosy ucichły, pomimo iż serce mężczyzny dalej waliło zdecydowanie za szybko. Czuł tylko przerażenie, zmieszanie i dziwne uczucie, że niedawny spokój nie wróci tak szybko, jakby tego potrzebował.
-Uspokój się. Nic im nie będzie.
Polecił Rudy, układając dłoń na ramieniu przyjaciela. Widział jak Itachi blednie i nim również się niepokoił. Po za tym cała sytuacja wydawała się zbyt niesamowita, aby mogła być prawdziwa. Zmarszczywszy brwi wziął jeden z na wpół opróżnionych kielichów poszkodowanych, a następnie zaciągnął się zapachem trunku.
-Trucizna.
Szepnął cicho, jednakże na tyle słyszalnie, że długowłosy jako jedyny mógł go usłyszeć. Po wymienieniu ze sobą porozumiewawczych spojrzeń, wiadomo było, że ta sprawa nie zostanie puszczona płazem. Zwłaszcza, że ktoś o mało co nie doprowadził do rozpadu rodziny królewskiej. Pozostawało pytanie, dlaczego trzy kolejne osoby w środku nie zostały otrute.
-Chodźmy. Być może ty też masz to świństwo w sobie.
Odezwał się jednak, chcąc mieć całkowitą pewność, że przyjaciel nie skończy tak samo jak dopiero co wyniesione stąd osoby. A Itachi zgodził się bez większych protestów. Ponieważ musiał przy okazji dowiedzieć się czegoś na temat stanu Sasuke.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro