II.
-Ojej. Znowu go wystraszyłeś.
-Nie przeginaj.
Upomniał go, niechętnie odsuwając się od okiennicy. Chociaż miał rację. Pain nie potrzebował nawet wstać z kanapy, na której to bezczelnie rozkładał swoje cztery litery, aby wiedzieć co się stało. Dowódca straży był przyjacielem starszego syna króla na tyle długo, że jako jeden z nielicznych potrafił rozpoznać znikome zmiany na wiecznie niewzruszonej twarzy, gdy zmieniał mu się humor. Itachi zaliczał się do osób nieprzewidywalnych, więc nawet mowa jego ciała normalnej osobie mówiła bardzo niewiele. Taki już był i nieważne z kim miał do czynienia, nigdy całkiem nie otwierał się na ludzi. Z tego względu Pain mógł uznawać siebie za niezłego szczęściarza. Głębokie westchnięcie wydobyło się z ust Rudego, kiedy tylko zerknął kątem oka na oblicze swojego zarówno podopiecznego jak i pana.
-Daj spokój. Przecież to tylko dzieciak.
Wzruszył ramionami, starając się przemówić mu do rozumu. Ale to nigdy nie działało. Jak Itachi sobie raz już coś postanowił, to za cholerę nie dawało się go od danego pomysłu odwieść. Próbował więc to zrobić jedynie z przyzwyczajenia. Nie widział powodu dla którego tak bardzo interesował się drugim potomkiem i nie chciał, aby przyjaciel narażał się zarówno swojej, jak i matce Sasuke. Jedna i druga miała niezrównoważoną psychikę i nawet on sam, nieustraszony dowódca z daleka schodził im z drogi.
-To aż mój młodszy brat. Chyba nie ma w tym nic dziwnego, że chcę się z nim spotkać, prawda?
No i zaczęło się.
-Macie inne matki. Po za tym, podobno jest rozpieszczony i posiada w sobie więcej pychy niż całe królestwo razem wzięte.
Pain dosyć często dyskutował z nim w taki sposób i uważał, że to nic złego, nawet jeśli odzywał się do królewskiego syna. Być może właśnie dlatego Itachi go zaakceptował i pozwolił do siebie dotrzeć. Jako jedyny miał prawo znać tę delikatniejszą, milszą stronę księcia. Chociaż dostrzegając ją za pierwszym razem był w niemałym szoku. Wcześniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że dwudziestotrzyletni facet potrafi tak idealnie grać niewzruszonego sukinsyna. Zawsze traktował go jak młodszego kumpla i starał się wspomagać doświadczeniem oraz radami, jednakże i to czasami bywało niewystarczające. Jego wzrok potwierdził, że nie ma ochoty na sprzeczki. Pain więc grzecznie odpuścił, komentując to kategorycznym pokręceniem głową. A miał nie pakować się w kłopoty. Wszystko zaczynało się komplikować wraz z upływającym czasem. Sasuke dorastał, a zainteresowanie brata bratem rosło. Długowłosy zdawał też sobie sprawę, że mimo zakazu zbliżania się do niego, nadanego przez matkę, prędzej czy później złamie to zaprzysiężenie. Ponieważ ciekawość kierowała człowiekiem od zawsze i to nigdy się nie zmieni. Chciał przynajmniej spróbować. Rudy, dostrzegając na jego twarzy oznaki determinacji poddał się całkowicie. Wstając z wygodnego posłania przeciągnął ciało i już wiedział, że obaj będą tego żałować, jeżeli tylko dożyją takowej chwili.
-W porządku. Postaram się zmajstrować Ci spotkanie, ale obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego.
Wolał sam to załatwić, aby ten idiota się nie narażał. Był nadzieją tego królestwa i nie mógł zginąć za tego młodzika bezsensowną śmiercią. Wargi Itachiego uniosły się delikatnie ku górze w imitacji podziękowania.
-Obiecuję.
***
Tymczasem młodszy z rodzeństwa, nie mając o niczym pojęcia postanowił przejść się na spacer. O tej porze nie mógł bez pozwolenia wybywać po za mury królestwa więc musiał ograniczyć się do jego terenów. Założywszy na siebie płaszcz z kapturem, ominął strażników górnego miasta, zakradając się w całkowicie inną stronę niż powinien. Członkom królewskiej rodziny nie wypadało przebywać wśród biedoty, dlatego wycieczki do dolnej części Konohy były organizowane tylko wtedy jeśli stawało się to koniecznością. Każdego z ich rodziny charakteryzował ciemny kolor włosów, chłodny odcień skóry, a przede wszystkim oczy z czarną, przyciągającą głębią. Nawet największy biedak mógłby go bez trudu rozpoznać. Wolał w takim wypadku ukryć głowę pod materiałem, dopóki nie dotarłby do domu przyjaciółki. No właśnie. Naruko była dziewczyną o uroczych bliznach na policzkach i długich, blond włosach. Sasuke zawsze przypominała urodą słońce, a charakterem diabła. I nieważne, że oboje ciągle się ze sobą kłócili. Lubił przebywać w jej towarzystwie, ponieważ nie była kimś z wyższych sfer i nie krytykowała go za rzeczy, które dla wysoko postawionych byłyby nie do zdzierżenia. W takim wypadku gdy tylko się u niej znalazł, zaczął opowiadać o wszystkim co mu ciążyło na duszy. Nie był tu od tygodnia więc siłą rzeczy nazbierało się sporo faktów, które chciał z nią omówić.
-I tam był taki śliczny chłopak. Mówię Ci! Gdyby tylko przechodził po mojej stronie ulicy...
Naruko paplała jak głupia, ciągle to wymyślając nowe tematy, a Sasuke niemalże za każdym razem wybuchał perlistym śmiechem.
-Przyznaj się, że to tylko wymówka. Nie zagadałaś, bo się wstydziłaś.
Uniósł brew ku górze, jak zawsze idealnie odgadując kierujące nią pobudki. Rumiane policzki nadęły się, a ich właścicielka zaraz naskoczyła na niego niczym lwica. I tak mu minęło popołudnie. Gdyby nie powolny zmrok, przypominający o konieczności powrotu, to byłby wniebowzięty. Pożegnawszy się, w o wiele lepszym humorze niż wcześniej wrócił do siebie, rzucając się na łóżko. Czegóż więcej do szczęścia było potrzeba...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro