Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Two

3.os. p.o.v.

- Wiem co zrobić byśmy, chociaż trochę przypominali ludzi!

Wszyscy w pokoju tak jakby nagle zastygli i można było wyraźnie wyczuć napiętą atmosferę. Trzy pary oczu zwróciły się ku dorosłemu mężczyźnie, który w ręku dzierżył jakąś kartkę. Na początku niepewnie, jednak później z śmiałością odchrząknął i zaczął czytać to, co było napisane na kawałku papieru.

- Otóż.. - Chwila zwątpienia, po czym ponowne zaciągnięcie się powietrzem, co za tym dalej idzie, kontynuacja swojej wypowiedzi. - Przeszukując jakieś stare papiery, znalazłem ciekawy tomik, w którym to z kolei przypadkowo natknąłem się na pewny spis kamieni.. - Zaczął energicznie machać danym skrawkiem drobnej karteczki w powietrzu, ale już po chwili zaprzestał. - Kamieni o magicznych właściwościach! - Wykrzyknął nagle uradowany.

- No i co w tym związku? - Odpowiedział Stanley, który już najwyraźniej w połowie wypowiedzi zdecydował się na nie zwracanie mniejszej uwagi na brata.

- A to, że w tym spisie...

- Znajduje się pewnie kamień, który pozwala na przebranie ludzkiej postaci.. - Dokończył za niego Dipper, który jak zahipnotyzowany w przeciwieństwie do jednego z swoich wujków, słuchał starszego bez przerwy.

- W pewnym sensie, ale tak, zgadłeś! - Odkrzyknął uradowany mężczyzna, tym samym sprawiając, że inni domownicy (Oprócz Dippera) zaczęli wiwatować. Nagle w uszach młodszego aż zadzwoniło. Przykrywając je, dał znak domownikom, że zachowują się po prostu za głośno i nie może przez to zebrać myśli. Ci jak za dotykiem jakiejś czarodziejskiej różdżki, od razu zaprzestali swoich działań i podeszli do chłopaka, by dodać temu otuchy.

- N-no.. - Odezwał się nagle Dipper, któremu nadal cichutkie dźwięki grały w uszach, jakby symfonię. - Mimo wszystko..! - Zerwał się nagle i wyprostował. - Co z tymi kamieniami?

- No właśnie.. kamienie.. - Przerwał nagle cicho Ford. Spojrzał gdzieś głęboko w dal, tak jakby miał nadzieję, że znajdzie w niej odpowiedź na pytanie, które aktualnie go nurtowało i nie chciało mu dać spokoju. - Z tego co tutaj wyczytałem. - Zaczął przewracać i manewrować kartką w swoich rękach tak, żeby z tej można było coś odczytać. - ,,Kamień iluzji pozwala na odszukanie zmysłu wzroku innych, co z tym idzie, jest w stanie ukazać uprzednio zaplanowaną postać tego, co tym czymś nie jest.."

Mabel i Stanek zwrócili swoje twarze ku sobie, by dać do zrozumienia, że nic z tej całej paplaniny nie zrozumieli. Jedynie mały Dipper zdołał wyłapać pojedyńcze fragmenty tekstu i sklecić z nich jedną, i sensowną całość. Miał już podzielić się swoimi przemyśleniami, jednak nieoczekiwanie jeden z dorosłych zaczął dialog.

- A można by było prościej wyłożyć to, co tam przed chwilą brzęczałeś?

Stanford na te słowa lekko się wzdrygnął i zdenerwowany kontynuował swoją wcześniejszą wypowiedź.

- To znaczy, że możemy oszukać zmysł wzroku ludzi. - Wskazał dany kryształ, którego zdjęcie było zaraz obok wcześniej zacytowanego tekstu. -  Dzięki temu tutaj minerałowi, będziemy mogli pozostać pod naszą aktualną postacią, ale ludzie, będą postrzegali nas jako jedni ze swojego gatunku! - Krzyknął uradowany, podkreślając ostatnie słowo w zdaniu i dość dziwnie je przedłużając.

Mimo wszystko przeliczył się. Inteligencja jego rodziny nie była na tyle wysoka, by ci zdołali wyłapać, o czym ten aktualnie mówi. Zrezygnowany już, miał zacząć tłumaczyć im to w najprostszy sposób jaki umiał (Tak żeby nawet trzyletnie dziecko to pojęło), ale nagle wyrwał się Dipper, który od dłuższego czasu siedział o wiele za cicho.

- Chodzi o to, że dzięki tym kryształom będziemy dla człowieka wyglądać jak normalna, ludzka rodzina. - Powiedział uradowany nastolatek, który z widocznym na twarzy uśmiechem, wygłosił swoje przemyślenia. Pozostała dwójka tym razem zdołała wyczuć sens jego wypowiedzi i teraz tylko oboje siedzieli z otwartymi buziami i powtarzali jedną literę: ,,Aaaaaaaa..".

***

Po dłuższym namyśle, wszyscy z rodziny doszli do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie to, iż na wyprawę po kamienie pójdą wujkowie. Z początku bali się zostawić dwójkę dzieci, w tym jedna z nich to syrena, a drugi to pół-człowiek, pół-jeleń, ale po dłuższych rozważaniach, stwierdzili że tak będzie najlepiej. Podróż po minerały miała zająć im nie dłużej już cały dzisiejszy dzień, dorośli mieli wyjść kilka minut po południu, a wrócić późno w nocy (ewentualnie na następny dzień). Niby można się niczym nie martwić, w końcu mają już te naście lat i raczej nie spalą domu, jednak.. Jednak nadal pozostaje kwestia tego, że ktoś niespodziewanie może złożyć im wizytę. Przed wyjściem zdecydowali się na obdzwonienie wszystkich prawdopodobnych gości, którzy byli w stanie dzisiaj do nich przyjść, na przykład na kawę, czy herbatę. Kiedy już to zrobili ucałowali swoich podopiecznych na pożegnanie i wyposażeni w ekwipunek, oraz obładowani różnorakimi rzeczami, wyruszyli na wyprawę.

Dzieciaki z początku się nudziły, nie można temu zaprzeczyć. W końcu co można zrobić w prawie pustym domu oprócz zniszczenia czegoś niechcący i oglądania telewizji? Wujkowie co prawda zostawili im trochę pieniędzy, ale zdecydowali, że nawet jeśli mieliby wyjść do sklepu, muszą to zrobić wieczorem. Obawiali się, że gdyby teraz postanowili zaczerpnąć trochę świeżego powietrza, to ktoś mógłby ich zobaczyć.

- Co robimy? - Zapytała Mabel, której obecność była nadzwyczaj nikła. Zazwyczaj wszędzie jej pełno, ale od czasu gdy wujkowie zdecydowali się na opuszczenie ich, czas jakby zwolnił i niemiłosiernie zaczął się im dłużyć.

- Bo ja wiem.. - Wymamrotał chłopak, którego twarz była przykryta książka. Nie chciało mu się jej czytać, czuł się tak jakby wszystkie tematy w niej zamieszczone, były już mu doskonale znane.

Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi. Poskutkowało to natychmiastowym zrywem syrenki, jak i jelonka. Nie spodziewali się gości, tym bardziej o tej porze dnia. Jeśli miałby to być jeden z ich potworzych przyjaciół, na pewno nie wybierałby tej godziny, na złożenie im wizyty. Poza tym, dzisiaj była sobota grubo po południu, pora dnia kiedy to zaciekawieni światem turyści wciskają swoje nosy nawet tam, gdzie nie powinni. 

- K-kto to..? - Wydukał tylko Dipper, którego na myśl o samym dźwięku przechodziły dreszcze. Ciągle w uszach słyszał ten okropny odgłos, który nadal nie chciał ustać.

- N... - Nie udało się jej dokończyć. Walenie w drzwi z każdą chwilą stawało się coraz to głośniejsze, przez co teraz, nie tylko jeden z bliźniaków dostawał natychmiastowych przysłowiowych "ciarek" na plecach. Można by rzec, że zachowywali się teraz jak wujek Stanek, gdy temu zastały się nogi, które z kolei były z kamienia.

Chłopak niepewnie pomógł się siostrze dostać na swój grzbiet, po czym wyszedł z salonu. Jego kroki za każdym razem gdy zbliżał się do drzwi stawały się niczym z waty, a on sam czuł się tak jakby zaraz miałby zemdleć. Bał się jak cholera, nawet nie starał się tego ukryć. Gdy zbliżyli się do kawałka drewna wyjrzeli uprzednio za szybę, żeby w razie czego nie otworzyć ich jakimś nieznajomym. Dobrze zrobili, bo za oknem (które o dziwo JESZCZE nie zostało wybite) dostrzegli kilkoro ludzi. Wszyscy z aparatami, wszyscy żądni przygód i wszyscy zaciekawienie co skrywa tytułowa ,,Tajemnicza Chata". Bliźniaki tylko lekko wzdrygnęły się na samą myśl o tym, że Ci osobnicy mogliby odkryć ich prawdziwą tożsamość, więc po prostu czym prędzej pogasili wszystkie światła i pognali razem na górę, by obserwować dalsze poczynania swoich "napastników", z góry.

***

Wcześniej zaistniała sytuacja, tak jak szybko przyszła, tak i szybko przeszła. Turystom, (bo to właśnie nimi byli) najwidoczniej zachciało się stanąć twarzą twarz z przygodą, więc doszli do wniosku, że po prostu zapukają do czyjegoś domu, bo ten może skrywać jakieś tajemnice. Nie mylili się, w jego wnętrzu zazwyczaj poruszała się potworza rodzinka, która tętniła własnym życiem, ale dopiero o późnych godzinach i tylko wtedy gdy ludzi nie było w pobliżu.

Mimo wszystko zaraz po chwili sobie stąd odeszli, a uradowane dzieciaki mogły odetchnąć z ulgą. Gdy ludzie odchodzili można było usłyszeć ich zrezygnowane głosy, które tylko narzekały na to, że mogłoby się tutaj coś znajdować, np. Sklep z antykami, czy coś, ale dalszej części wypowiedzi już nie można było usłyszeć, bo rozmówcy, najzwyczajniej w świecie sobie poszli.

Resztę dnia Dipper i Mabel spędzili raczej spokojnie. Wszędzie ich było pełno, a to zdecydowali się na podglądanie telewizora, albo też zawędrowali do swojego pokoju i dokończyli partyjkę golfa, tym razem nie tłukąc niczego. Gdy zdali sobie sprawę, że jest dość późno, z początku zaczęli się martwić. Po kilku chwilach jednak, ochłonęli i dali się oddać w objęcia Morfeusza, tym samym zasypiając.

Obudzili się nad ranem, gdy to Dipper schodził ze schodów wraz z swoją siostrą. Niespodziewanie zastali w kuchni swoich wujków, którzy to trzymali w ręku kubek z jakąś cieczą. Jeden z nich w dodatku dzeirżył niedojedzony suchar, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Obydwoje szybkim ruchem rzucili się na swoich opiekunów i dali im prezent w postaci ogromnych i czułych uścisków, złożonych na ich brzuchu, i plecach.

***

- Chwila wujku, więc mówisz, że znalazłeś nie tylko te kamienie, ale także i inne? - Zapytała z ciekawością Mabel, która to manewrowała w rękach jednym z kamieni, które o udało się zdobyć bracią podczas ich nieobecności.

- Tak, dokładnie. - Stwierdził nadal nie wzruszony Stanley, który nie odgrywał wzroku od swojej gazety. Wiedział, że nie było go w domu raptem parę godzin, jednak świadomość tego, że nie czytał przez cały ten czas jak to u jego kochanej konkurencji, nie dawała mu większego spokoju.

- O ja Cię, Dipper, spojrz na ten! - Uniosła nagle jeden z różowych minerałów i dała go do ręki bratu. Kryształ był wprost cudowny, w świetle, które dawała lampa mienił się również na różnorakie odcienie fioletu i błękitu.

- Wspaniały.. - Westchnął tylko rozmarzony chłopak i zaczął się przyglądać, ów obiektowi. - Wujku, a czy ten ma jakieś magiczne właściwości? - Wyrwał się nagle, przerywając tym samym mężczyźnie, który aktualnie studiował pewną kartkę.

- Nie wiem, młody. - Przerwał swoją aktualnie wykonywaną czynność, po czym odpowiedział na pytanie. - Nie wiem, czy w ogóle jakieś ma. - Dodał po chwili. Chłopak tylko cicho przełknął ślinę, dając tym samym znak na to, że jest zakłopotany.

- Jak to.. Nie wiesz..? - Zapytał z wyraźnie słyszalną nutką zwątpienia w głosie. Jego siostra nadal wyjmowała coraz to nowsze kamienie z pudełka, w którym się znajdowały i tak jakby zatapiała w nich swój wzrok.

- Nie wszystkie kamienie, które udało nam się stamtąd zabrać, są tutaj opisane. - Wskazał na wyraźny ślad który dawał do myślenia, że ktoś, albo coś zrobiło to naumyślnie. - Zobacz.. - Po tych słowach podsunął skrawek papieru pod nos swojego podopiecznego i wskazał mu ten, który służył do magii iluzji. - Ten, który aktualnie trzyma Mabel służy do okłamania ludzkich oczu.. - Wskazał na kryształ, który dzierżyła Mabel, tym samym zwracając jej uwagę na siebie. - Ale ten, który Ty trzymasz.. - Jego wzrok zaczął błądzić  gdzieś to po wszystkich w pomieszczeniu, a to po samym pokoju. - Cóż, ten który ty trzymasz, nie znajduję się w spisie.

- R-rozumiem.. - Stwierdził krótko młody jeleń, którego siostra nadal siedziała na jego grzbiecie. Chciał odejść i tym samym dać sobie chwilę czasu ma przemyślenie tego wszystkiego, jednak się powstrzymał. Nie chciał zabierać swojej bliźniaczce radości z dotykania coraz to nowszych błyskotek, których to zastosowanie jest niewiadome. Zdecydował się więc na zostanie w swojej pozycji, tym samym rezygnując z wcześniej upatrzonego kawałka ciastka, który najwyraźniej kupili wujkowie jeszcze dzisiaj rano.

______

Yyyyyytyhhhh.. Wiem, że to mówiłem/am, ale błagam, zabijcie mnie ;-;

Rozdział miał być o normalniejszej godzinie, jednak wyszłem/am z baciakiem na dwór, bo zachciało mu się lepić bałwana.

Teraz bolą mnie wszystkie moje kończyny, nawet te górne ;_;

Status: Nie sprawdzone

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro