Płomienie i śmierć
Heros biegł na oślep między płonącymi szczątkami. Wszędzie wokół widział trupy, żołnierzy i cywilów, a ponad trzask walących się budynków przebijały się wrzaski gwałconych kobiet. Nie miał jednak czasu by teraz o tym myśleć, liczyło się tylko by odnaleźć księżniczkę.
***
Agamemnon wraz z kilkoma żołnierzami wszedł do królewskiej świątyni. Dobrze wiedział, że to właśnie tam zastanie Priama i nie pomylił się. Władca stał pod posągiem Zeusa, bez broni.
- I po co ci był ten upór? Twoje miasto i tak upada. Twoje dzieci już nie żyją, lub zginą za kilka chwil. Wszystko o co walczyłeś, przepadło.
Priam nie odpowiedział. Odwrócił się jedynie i spojrzał na wroga z przerażającym wręcz spokojem.
- Nic nie powiesz? Dobrze. Możesz umrzeć w milczeniu, jeśli tak wolisz- skinął na jednego z żołnierzy, który wyciągnął miecz.
- Nie!- jednak było za późno. Ostrze przebiło ciało starego króla, który osunął się na ziemię- Nie, ojcze!- Artemia przerażona podbiegła do niego, padając przy nim na kolana- Ojcze...- nie mogła zrobić nic by mu pomóc. Przybyła za późno, ta świadomość przeszywała jej serce w niezwykle bolesny sposób.
W następnej chwili poczuła uścisk na swoim karku i została podniesiona do pionu przez Agamemnona. Król spojrzał w jej oczy z okrutnym uśmiechem
- Pomyśleć, że prawie przegrałem tę wojnę przez twoje miłostki...- jego wzrok powoli zjechał niżej- Nareszcie, zakosztuję tego czego próbował Achilles. Zabiorę cię do Mykken jako moją nagrodę. Trojańska księżniczka będzie szorowała moje podłogi, a nocą...- zaśmiał się w okropny sposób. Po chwili jednak uśmiech zastąpił śmiertelny grymas.
- Nigdy- warknęła, wbijając sztylet w jego szyję, przy jej złączeniu z barkiem- I nie łudź się. Choćbyś nie wiem jak się starał, nigdy mu nie dorównasz- wyciągnęła ostrze i patrzyła jak ciało tyrana osuwa się na posadzkę.
Jeden z żołnierzy chwycił dziewczynę, a drugi wycelował w nią mieczem. Szarpała się mocno, ale nie miała szans by się uratować. W myślach powierzała się opiece Artemidy, ale nie poczuła bólu. Obaj żołnierze byli martwi już kilka sekund później, a jasnowłosy Grek stał przed nią, z zakrwawionym mieczem w dłoni.
- Achillesie...
- Później, Artemio. Musimy iść- ukląkł przy niej by pomóc jej wstać. Księżniczka za późno dostrzegła brata, celującego do blondyna z łuku.
- Parysie, nie!- rozległ się trzask puszczanej cięciwy i strzała przebiła piętę herosa- Nie!- przerażona położyła dłonie na jego policzkach, bezsilnie patrząc jak jego piękną twarz wykrzywia grymas bólu.
Z trudem wstał, a wtedy druga strzała przebiła jego tors. Po chwili dołączyła do niej kolejna.
- Nie! Parysie, przestań!- krzyczała załamana dziewczyna. Czwarta strzała sprawiła, że Grek znów osunął się na kolana- Achillesie...- spojrzała mu w oczy zapłakana. Poczuła jego silną dłoń na swoim policzku.
- Nie płacz. Już w porządku, słyszysz? W porządku.
Rozpaczliwie pokręciła głową, wyraźnie widząc jak światło w jego oczach gaśnie.
- Achillesie, błagam cię, nie...
Uśmiechnął się lekko, patrząc na nią uważnie, jakby chciał wryć sobie w pamięć każdy szczegół jej twarzy.
- Musisz iść, najdroższa. Miasto upada.
- Nie, nigdzie nie pójdę bez ciebie...
Uciszył ją, przesuwając kciukiem po jej wargach, które tak kochał całować. Patrząc na nie, wyraźnie czuł ich dotyk na swoich ustach, odtwarzając w pamięci każdy pocałunek.
- Dałaś mi pokój, w życiu wypełnionym wojną, Artemio- wyszeptał w jej usta, łącząc ich wargi w delikatnym pocałunku. Rozpaczliwie oddała ten gest, przyciągając go bliżej, jakby w ten sposób mogła sprawić, że nie odejdzie.
- Artemio, musimy iść- głos brata dotarł do niej przytłumiony, jakby słuchała spod wody. Nic innego się nie liczyło, tylko ukochany mężczyzna, właśnie umierający w jej ramionach. Patrzyła na jego twarz, odgarniając z niej wilgotne od potu kosmyki jasnych włosów. Ostatnie iskry życia w jego niebieskich tęczówkach znikały.
- Błagam cię, nie zostawiaj mnie...- powiedziała cicho. Łzy spłynęły po jej brudnych policzkach, tworząc na nich białe ślady.
- Zawsze będę przy tobie, najdroższa- zapewnił ją- Na zawsze zapamiętam twoje piękne oczy- pozwolił by jedna, jedyna łza spłynęła po jego policzku, gdy pocałował ją ostatni raz. A potem uścisk ręki na jej talii zelżał i martwe ciało Achillesa spoczęło na posadzce u stóp posągu Artemidy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro