Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nowy początek

Po długiej podróży, w końcu dopłynęli do Tesalii. Artemia zeszła ze statku, rozglądając się nieco niepewnie. Pierwszy raz była tak daleko od swojej ojczyzny. Jedynym pocieszeniem dla niej w tej sytuacji była bliskość ukochanego, który również właśnie schodził z pokładu.

Achilles wydał odpowiednie rozkazy swoim żołnierzom i podążył za dziewczyną. Od razu dostrzegł jak jej księżycowe oczy rozglądają się z zaciekawieniem po nowym lądzie.
Wzięła głęboki oddech, zamykając na moment oczy.

- Nawet powietrze jest tutaj inne

Podszedł do niej i objął ją ramieniem.

- Przyzwyczaisz się, moja droga. Teraz chodź, chcę byś poznała moją matkę.

Chwycił ja delikatnie za dłoń, dosiedli siwego konia, który czekał na nich i wierzchem opuścili przystań. Artemia, siedząca przed Achillesem, oparła się o jego tors, rozkoszując się uściskiem jego silnych ramion.

Podróż wierzchowcem dała dziewczynie możliwość dalszego podziwiania nieznanej okolicy. Musiała przyznać, że było tam naprawdę pięknie, choć zupełnie inaczej niż w jej rodzinnych stronach.

Tetyda została już powiadomiona, że jej syn powrócił i oczekiwała na niego.  Achilles poczuł pewną ulgę, gdy znalazł się w domu. Już z daleka widział jak jego matka wyczekuje ich na dziedzińcu przez budynkiem mieszkalnym.

Kobieta podeszła do niego gdy tylko zsiadł z konia.

- Mój synu- uściskała go mocno. Ona również poczuła ogromną ulgę, mając swoje jedyne dziecko znów przy sobie.

-Matko. - blondwłosy odwzajemnił uścisk, czując delikatny zapach morskiej bryzy, który tak kochał, gdy był małym chłopcem. Po chwili odsunął się na krok, wyciągając dłoń do Artemii - Matko, oto Artemia, córka Priama. To dzięki niej żyję i mogłem wrócić do domu.

Brunetka uśmiechnęła się do niego lekko, chwytając jego dłoń, po czym spojrzała na kobietę, skłaniając lekko głowę.

- To dla mnie ogromny zaszczyt

Kobieta odwzajemniła jej uśmiech.

- To dla mnie ogromne szczęście, wreszcie ujrzeć mego syna szczęśliwego. Witaj w domu, moje dziecko. Śmiało, wejdźcie do środka, rozgośćcie się. Musicie być zmęczeni po tak długiej podróży.

Późnym południem młody wojownik wyciągnął swą ukochaną na spacer by ukazać jej piękno Tesalli. Cieszył się, że jego matka zaakceptowała trojańską księżniczkę, było to dla niego bardzo ważne. Razem z Artemią zwiedzali łąki, lasy, zabrał ją na do małej zatoczki, gdzie Tetyda zbierała muszle przed jego wyjazdem. Widział jednak po swojej ukochanej, że pomimo szczęścia z nim wciąż jej serce tęskni za domem oraz braćmi.

W zatoczce dziewczyna usiadła na jednym z głazów, zanurzając stopy w wodzie. Od razu przypomniało jej się jezioro, nad które którejś nocy zabrała Achillesa, gdy jeszcze byli w Troi.

- Moja droga. - mężczyzna usiadł obok niej - Widzę, że coś cię trapi.

Westchnęła cicho, wpatrzona w wodę.

- Po prostu...czuję się jakbym zaledwie wczoraj była nastoletnią dziewczynką, która z murów wypatrywała okrętów. Nie mogę uwierzyć jak wiele się zmieniło od tamtej chwili

- Artemio, rozumiem co czujesz. Nie smuć się, proszę, moje serce się kraje. Wiem, że to wielka zmiana, ale przywykniesz, jestem tu by ci pomóc. Twoi bracia żyją i zajmą się waszym krajem.

- Tak, wiem- spojrzała na niego- Nie martw się, nic mi nie będzie. Po prostu muszę się z tym oswoić

Wojownik westchnął i przyciągnął ją do siebie. Wciąż był wściekły na młodszego z braci jego ukochanej, za zabicie go. Lecz miał na uwadze, że jego konflikt z Parysem może źle oddziałać na Artemię. Przed odejściem z tego świata słyszał ostatnią ich rozmowę, ale wiedział, że dziewczyna dalej kocha swojego brata oraz, że prędzej czy później się pogodzą. Chcąc poprawić humor i rozweselić brunetkę, schylił się, chlapiąc ją wodą.

Dziewczyna pisnęła i zaśmiała się, również go chlapiąc. Ich zabawa nie trwała jednak długo, gdyż nadleciał dostojny jastrząb, przysiadajac niedaleko nich na skale, a przy jego nóżce przywiązany rulonik pergaminu.

- To jastrząb Hektora- od razu podeszła do ptaka i wzięła od niego papier. Achilles widział jak dziewczyna rozwija rulon i czyta wiadomość od brata. Jej twarz na początku wyrażała skupienie, a potem rozjaśnił ją uśmiech.

- Są bezpieczni. Ocalali z zagłady Troi
założyli wioskę i tam zamieszkali, Hektor im przewodzi.

- Mówiłem ci, że na pewno mają się dobrze- pocałował ją w policzek- Lepiej już wracajmy, zaczyna się ściemniać.

Wieczorem Tetyda wydała ucztę z okazji powrotu swego syna z wyprawy. Przybyli wszyscy Myrmidoni, jak również pozostali mieszkańcy Tesalii, by świętować i witać herosa. Artemia doskonale się bawiła, wiadomość od brata zdecydowanie poprawiła jej humor

Późno w nocy księżniczka wraz z Achillesem wróciła do komnaty. Padła jak długa na łóżko, nawet nie trudząc się zdejmowaniem ubrań

Mężczyzna zaśmiał się na ten widok, po czym sam się przebrał w koszule nocną i ułożył się obok dziewczyny. Dłonią odsunął zabłąkany pukiel włosów za ucho Artemii i pogłaskał jej policzek.

- Może jednak się przebierzesz, a nie będziesz spać z spoconej sukni?

- Nie mam siły- przewróciła się na bok, spoglądając mu w oczy z lekkim uśmiechem- Jedno muszę przyznać, wy, Grecy, wiecie jak się bawić

Achilles ponownie zachichotał i potarł jej nosem swoim, po czym, nie mogąc się powstrzymać, pocałował jej usta, smakujące sokiem z winogron, który uprzednio piła. Dziewczyna z czułością oddała pocałunek, kładąc dłoń na jego karku i przyciągając go jeszcze bliżej siebie.

Ich pocałunek z każdą minutą nabierał namiętności. Achilles poniesiony chwilą zawisł nad ukochaną, zaczął rękoma wodzić po jej ciele. Powoli zdejmował z niej suknię, a gdy dziewczyna czekała na dalszy ciąg miłosnych uniesień, mężczyzna przerwał pocałunek i zszedł z niej.

- Teraz to już musisz się przebrać.

Jęknęła rozczarowana, wstając z łóżka.

- Jesteś po prostu okropny.

- Ou, cios prosto w serce- przyłożył dłoń do klatki piersiowej, gdzie mieściło się jego bijące serce, po czym upadł na łoże udając martwego

Księżniczka tylko prychnęła rozbawiona.

- Nie licz na przeprosiny, sam jesteś sobie winien- założyła na siebie koszulę nocną i znów położyła się do łóżka.

- Oj już się nie obrażaj skarbie, przecież musiałem cię jakoś zmusić. - powiedział podnosząc się. Objął dziewczynę, przyciągając ją do siebie. Widząc, że nie zwraca na niego uwagi, odchylił ramiączko koszuli i zaczął składać mokre pocałunki.

Przymknęła oczy z cichym pomrukiem. Mężczyzna zbyt dobrze ją znał, doskonale wiedział jak skłonić ją do uległości, jej ciało reagowało na niego zbyt mocno

- Oboje wiemy, że nie potrafię się na ciebie gniewać.

- I bardzo mnie to cieszy. -  rzekł odrywając się od jej szyi. Pociągnął ją ze sobą i razem wtuleni w siebie szykowali się do snu. - Miłych snów ukochana.

- Dobranoc, najdroższy- zamknęła oczy i już po chwili zasnęła spokojnie, wsłuchana w równe bicie jego serca.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro