Rozdział szósty
Odpowiedzi od braci w końcu nadeszły. Nie mogła się ich doczekać, gdyż chciała dowiedzieć się, co dokładnie dzieje się z babcią.
Była ona już coraz starsza i dziewczyna bała się, że mogłoby jej zabraknąć. Poza tym babcia Morley bardzo przeżyła śmierć Marcellusa Ellisa - swojego męża, a dziadka Mirandy i jej rodzeństwa. Zginął on podczas wojny czarodziejów, która zakończyła się kilkanaście lat temu. I chociaż minęło już wiele czasu, wpłynęło to też dosyć mocno na jej zdrowie.
Dlatego tym bardziej martwiła się, że mogłoby coś się jej stać.
Kochała swoją rodzinę i naprawdę nie wyobrażała sobie, że kogoś mogłoby nie być. Nawet jeśli czasami się denerwowała na kogoś, czy kłóciła, to jednak nie chciała nikogo stracić.
Chociaż dostała je przy śniadaniu, to jednak czuła, że woli zaczekać z ich otworzeniem, aż będzie sama.
Przyjaciele starali się ją jakoś pocieszać, chociaż ona wolałaby o tym przestać myśleć chociaż na trochę.
- Może to tylko coś chwilowego? Będzie jeszcze dobrze na pewno - powiedziała Maureen, obejmując lewym ramieniem przyjaciółkę, gdy szli na lekcje.
Oliver i Percy podążali tuż za nimi - mieli mieć we czwórkę zaraz lekcję zaklęć. Dziewczyna wiedziała, że ciężko będzie jej się skupić.
- Z pewnością sobie poradzi. Szczególnie, jeśli jest taka uparta, jak ty - rzekł Oliver, który przyśpieszył kroku i szedł teraz z jej lewej strony.
- Prawda, jesteś bardzo upartą osobą - poparł go z tyły Percy.
Miranda naprawdę doceniała ich starania, jednak nie zmieniało to faktu, że się denerwowała.
W końcu dotarli do sali, a chwilę później zaczęła się lekcja. Mieli ją tylko ze Slytherinem, z tego względu, że Sumy z tego przedmiotu zdało dużo osób i powstały dwie grupy.
- Witajcie, mam nadzieję, że jesteście gotowi na małą powtórkę. W końcu niedługo Owutemy, musicie dobrze się przygotować - powiedział Flitwick na wstępie, na co większość klasy jęknęła. Nikomu nie chciało się odpowiadać na pytania, szczególnie z rana, gdy byli jeszcze niewyspani.
A Miranda w ogóle nie miała humoru, żeby się tym zajmować. Co prawda rzadko się przejmowała nauką, ale ostatnio szczególnie nie miała ochoty.
Najbardziej chętny do odpowiadania wydawał się Percy, zresztą jak zwykle. On zawsze był do wszystkiego przygotowany.
Profesor jednak chyba postanowił zapytać kogoś innego.
- To może panna Hancock odpowie nam, jak działa zaklęcie Colloportus? Niedawno omawiałem to zaklęcie z waszymi kolegami i koleżankami z piątego roku - rzekł Filius, a spojrzenia większości klasy zwróciły się ku Debby - dziewczynie o niebieskich oczach i czarnych, kręcących się włosach, która siedziała sama w końcu sali.
- To jest zaklęcie powodujące zamykanie czegoś, na przykład pudełka lub drzwi - odparła Debby.
Flitwick pokiwał głową.
- Zgadza się. A czy mogłabyś je zaprezentować? - powiedział, po czym skierował różdżkę w stronę drzwi.
- Alohomora!
Debby wyjęła swoją różdżkę, a następnie skierowała ją na drzwi i rzekła:
- Colloportus!
- Gratuluję, panno Hancock. Zdobywa pani pięć punktów za to!
Następnie zajął się odpytywaniem innych, a Miranda liczyła, że dla niej nie starczy czasu.
Niestety, przeliczyła się.
- A panna Ellis może odpowie mi na pytanie, jakie zaklęcie przywołuje stado ptaków? - zapytał Flitwick, a ona nagle poczuła, że ma pustkę w głowie.
Wiedziała, że było takie przywołujące stado fruwających ptaków, ale teraz zupełnie nie mogła sobie przypomnieć.
- Eee... Accio stado ptaków? - zapytała, co spotkało się z chichotem kilku osób, oraz Weasleyem łapiącym się za głowę.
- Cóż panno Ellis, chodziło mi konkretnie o zaklęcie Avis. Czy umiałaby panna chociaż pokazać, jaki ruch różdżką należy wykonać? - zapytał profesor łagodnie.
Mimo wszystko nauczyciel zaklęć był naprawdę miły, szczególnie w porównaniu ze Snape'em, czy nawet McGonagall, chociaż ta była przecież opiekunką jej domu.
- Jakoś tak? - zapytała Miranda, po czym wykonała ruch, który wydawał się jej poprawny.
- Cóż, jest całkiem dobrze. Zdaję sobie sprawę, że może akurat to zaklęcie nie było ci znane, więc nie odejmuję punktów, a jedynie uprzedzam, by następnym razem być lepiej przygotowanym. Radzę też uważnie słuchać siebie nawzajem, gdy odpowiadacie, by móc to zapamiętać - powiedział Filius, a ona odetchnęła z ulgą.
Na szczęście już więcej jej nie spytał, a ona mogła dalej pogrążać się w swoich myślach.
By zająć się czymś innym, zaczęła wymyślać, co można by jeszcze zrobić, by taktyka przeciwko Ślizgonom w najbliższym meczu była jak najlepsza.
W końcu trzeba było ich pokonać, tak samo zresztą jak inne domy. Gryfoni chcieli zdobyć w końcu Puchar Quidditcha, a szczególnie ich rocznik, który już kończył szkołę. Chociaż Oliver jako kapitan zdecydowanie najbardziej się tym przejmował, to jednak wszyscy chcieli tej wygranej.
Kolejne lekcje wydawały się wlec godzina za godziną i wręcz nie chciały się skończyć. Oczywiście wszyscy nauczyciele mówili o Owutemach i o tym, jakie są ważne.
Po skończonych zajęciach Miranda, Maureen i Oliver zaszyli się w jednym z kątów Pokoju Wspólnego, by dziewczyna mogła w spokoju przeczytać listy. Percy musiał iść na nadzorowanie jakiegoś szlabanu, więc miał przyjść dopiero później.
Wiedziała, że cokolwiek tam jest napisane, Oliver i Maureen są przy niej. Mogła na nich liczyć.
Cześć Miri,
Cóż, rodzeństwo lubiło mówić do niej zdrobnieniami.
Odpowiadając na twoje pytania - tak, byłem zobaczyć się z babcią w Szpitalu. Żyje i na razie jest stabilnie. Jednak ponoć ma jakieś kłopoty z sercem, oraz musi pobyć tam jeszcze trochę.
Ale spokojnie, przeżyje. Jednak Uzdrowiciele mówią, że jej załamanie po śmierci dziadka nadal ma swoje konsekwencje. Wtedy się załamała, potem trochę się podniosła, lecz najbardziej pomagała jej obecność w donu nas, wnuków, bo miała czym się zająć. Po tym, jak Monica, Melinda i Mariane wyjechały do Hogwartu, w domu była przez większość dnia sama i znowu pogrążyła się we wspomnieniach.
Ja, Myrek i rodzice zastanawiamy się nad tym, by każde z nas po kolei wzięło urlop, tak by zawsze był ktoś w domu, gdy już wróci.
Wiem, że może rodzice nie powiedzieli ci za dużo. Ale uwierz, że nam też bardzo nie chcieli, ale sami poszliśmy i się dowiedzieliśmy.
Ale mimo wszystko może jeszcze jakoś się to ułoży.
Mam nadzieję siostra, że jakoś się trzymasz,
Twój brat Tin
Cóż, nie tylko ona była nazywana czasami zdrobnieniami. Jednak to nie było teraz ważne.
Miranda dała przyjaciołom list do przeczytania, podczas gdy sama zaczęła rozmyślać nad jego treścią.
Niby znała historię swoich dziadków i chociaż praktycznie nie znała ojca swojego taty, to i tak było dla niej przykre. Jednak babcia zazwyczaj starała się nie okazywać tego, jak bardzo nadal przeżywa żałobę po nim.
Najwyraźniej nie chciała ich martwić czymś, na co nie mieli wpływu.
Chociaż dziewczyna urodziła się jeszcze w czasie wojny, to była zbyt mała, by coś pamiętać. Zakończyła się ona, gdy Miranda miała pięć lat i głównie przypominała sobie przebłyski rozmów o jakichś atakach śmierciożerców, oraz wielki entuzjazm rodziców, gdy Voldemort został pokonany.
Jej bracia wiedzieli niewiele więcej, szczególnie, że raczej starano się nie mówić takich rzeczy przy dzieciach i ich trójka słyszała to częściej z podsłuchanych rozmów, niż rzeczywiście przeprowadzanych przy nich.
Dlatego też o tym, z czym wiąże się ten straszny czas, wiedziała tylko z tego, co jej powiedziano.
Strach. Cierpienie. Ból. Nieustanna walka. Strata.
Z tym wiązała się wojna, o czym została uświadomiona. Jednak miała nadzieję, że nie będzie musiała tego zaznać.
Nie wyobrażała sobie stracić kogokolwiek z rodziny, czy przyjaciół.
Nie chciała żyć w świecie, w jakim wychowali się jej rodzice, i w którym się urodziła, chociaż tego na szczęście zbytnio nie pamiętała.
Nim przyjaciele zdążyli coś powiedzieć, zaczęła czytać list od Myrona. Jednak nie zawierał on żadnych nowych informacji.
- To jest przerażające, jak bardzo wydarzenia z przeszłości wpływają na późniejsze życie - powiedziała Miranda w końcu, a jej przyjaciele pokiwali głowami.
- To jest wręcz okropne. Nie wyobrażam sobie stracić kogokolwiek bliskiego, a zwłaszcza ukochanej osoby. A ona żyje z tym tyle lat - rzekła Maureen smutno.
- Prawda, to bardzo przykre - zgodził się z nimi Oliver.
- Myślicie, że kiedyś się jej polepszy? - zapytała Miranda.
- Na pewno, coś się wymyśli. Jej stan jest w końcu stabilny, a jak wróci do domu, to ktoś zawsze będzie przy niej. Ułoży się jakoś, zobaczysz - powiedział Oliver, po czym poklepał ją po plecach.
- Może chcesz w coś pograć dla zajęcia się czymś innym? - zaproponował.
Dziewczyna wiedziała, że to jest chyba najlepsze wyjście z tej sytuacji. Nie mogła w końcu za wiele zrobić w sprawie zdrowia babci, a potrzebowała czegoś, żeby trochę poprawić sobie humor.
Pochowała więc listy, po czym zaczęli grać w Eksplodującego Durnia. Obecność przyjaciół jej pomagała.
Mogła na nich liczyć i to było najważniejsze.
Percy przyszedł później, jednak gdy zobaczył, że zajmują się czymś innym i nie chcą już wracać do tematu listów, poszedł się uczyć.
~
Wreszcie napisałam rozdział, heh
Bardzo przepraszam, że tak długo nie było tu rozdziału :/ Ogólnie to starałam się zakończyć Deception i robiłam tam maraton, ale ta książka była szczególnie zaniedbana, wiem.
Dzisiaj w sumie jest też ostatni dzień świąt, więc mam nadzieję, że miło je spędziliście!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro