Rozdział siódmy
Z dosyć ciepłego września wkrótce zrobił się chłodny październik. Miranda nadal się martwiła, lecz liczyła, że będzie dobrze. Starała się więc poświęcić czas wymyślaniu strategii razem z Oliverem, oraz pomaganiu w treningach drużyny.
Poza tym mimo tego, że nauką aż tak się nie przejmowała, to trochę przeglądała książki i starała się coś zapamiętać.
Tego dnia jak zwykle we czwórkę przyszli do Wielkiej Sali na śniadanie, gdy zobaczyli, że praktycznie przy każdym stole ktoś wymachiwał rękoma, miał włosy w barwie Gryffindoru, lub coś śpiewał.
- To pewnie znowu moi bracia coś wyprawiają - burknął Percy, po czym ze złością spojrzał na Freda i George'a, siedzących już przy stole Gryffindoru ze swoimi przyjaciółmi i śmiejących się z sytuacji na Sali.
- Zamiast się złościć, pomyśl o tym, że mogłeś przyjść tu wcześniej i paść ofiarą ich żartu. A tak to cię ominęła ta niespodzianka - odparła Miranda, gdy usiedli przy stole. Co prawda nie byli pewni, czy w ogóle mogą coś tu zjeść, ale i tak czekali na rozwój wydarzeń.
Z jednej strony sama będąc w wielodzietnej rodzinie wiedziała trochę, jak to jest mieć czasami dosyć rodzeństwa i kłócić się z nim. Ale z drugiej strony żarty bliźniaków często były naprawdę dobre. A poza tym można było odnieść wrażenie, że on tylko na nich narzeka. Ona potrafiła mówić dobre rzeczy o swoim rodzeństwie, nawet jeśli zdarzało jej się na nich też denerwować.
- Jak mama się dowie... - zaczął Percy, jakby w ogóle nie słuchając, co mówi przyjaciółka.
- Znowu zamierzasz jej poskarżyć? Który to już raz w tym roku? - zapytał Oliver.
- Właśnie, czemu ciągle tylko na nich narzekasz? - spytała Maureen.
Percy nie odpowiedział, natomiast po chwili zaczęli obserwować akcję dziejącą się kilkanaście metrów dalej.
- To wasza sprawka, Weasley! - krzyknął Snape, podchodząc do bliźniaków.
Chociaż byli dosyć daleko, to jednak i tak wszystko słyszeli, szczególnie siedząc przy jednym stole.
- Który Weasley? - zapytał głośno jeden z bliźniaków.
- Właśnie, jest nas tu pięcioro - dodał drugi.
Po chwili interweniowali także Dumbledore i McGonagall, podczas gdy osoby, które padły ofiarą ich żartu, powoli traciły efekty.
- Ja się do nich nie przyznaję - mruknął cicho Percy, na co pozostała trójka westchnęła. Znowu to samo.
- Nie przesadzasz trochę? - zapytała Miranda.
- Właśnie, mimo wszystko jesteście rodziną - rzekł Oliver.
- I w trudnych chwilach na pewno byście się wzajemnie wspierali - dodała Maureen.
Rudowłosy jednak nie był zbytnio zadowolony z obrotu tej rozmowy.
- Akurat ty Miranda to chyba nie powinnaś się wypowiadać o tym. A kto na naszym pierwszym roku powiedział, że nie przyznaje się do jednego brata, bo ten nie chciał zabrać cię do Hogsmeade, a do drugiego, bo ten nie pozwolił ci zabrać jego miotły do polatania, a obaj ci obiecali? - zapytał Percy.
- Miałam jedenaście lat! A nie siedemnaście! - oburzyła się dziewczyna. Poza tym to była zupełnie inna sprawa!
- Oliver ty nie masz rodzeństwa, to nie wiesz jak trudno jest czasami z nim wytrzymać - rzekł Percy. Nie odniósł się jednak do argumentu Maureen.
- Drużyna jest dla mnie jak rodzina! - rzekł Oliver niespodziewanie.
- Na którą ciągle krzyczysz - wtrąciła Anderson.
Miranda wiedziała, że mimo wszystko jest jakaś prawda w tym, co powiedział. W końcu skład tej drużyny od kilku lat był niemalże niezmienny i naprawdę mocno się zżyli ze sobą.
- A poza tym to nieładnie tak to wykorzystywać przeciwko nam. Jasne, wiem dobrze, jak to jest dorastać w rodzinie z dużą ilością rodzeństwa. Ale ja chociaż mówię też o nich dobre rzeczy. A ty tylko narzekasz i narzekasz na Freda i George'a. Chyba więcej niż na pozostałą czwórkę razem wziętą - powiedziała Miranda. Starali się nie poruszać tego tematu jakoś często, ale gdy już o tym rozmawiali, to nie kończyło się to zbyt dobrze.
- Nieprawda - burknął Percy.
- W takim razie powiedz o nich coś miłego - powiedziała Maureen. Rudowłosy zwlekał dłuższą chwilę, zanim pod wpływem spojrzeń przyjaciół odparł:
- Quidditch. Są dobrzy w Quidditcha.
- Są najlepsi! Ale im tego nie mówcie, jako kapitan muszę wyciskać z nich jak najwięcej. Nie mogą popaść w zbytnie samouwielbienie - odezwał się Oliver. Oczywiście, słowo Qudditch podziałało na Wooda tak bardzo, że ten od razu podjął temat.
- Cóż, to prawda, są świetnymi pałkarzami - powiedziała Miranda. Sama również była fanką tego sportu, lecz zarazem zdziwiło ją, że to jedyna rzecz, jaką wymienił. To było dosyć przykre, że nic więcej nie powiedział dobrego o nich.
- Ale coś więcej powiesz? - zapytała Maureen.
Percy nagle wstał i stwierdził:
- Zaraz lekcje, musimy się pośpieszyć!
Pozostała trójka Gryfonów westchnęła. Cóż, w końcu nawet nie zjedli - z obawy przed padnięciem ofiarą żartu, ale też zajęli się rozmową. Jednak rudowłosy ewidentnie wolał unikać tematu swoich młodszych braci.
O ile o starszych wypowiadał się nawet pozytywnie, to o młodszych mniej. A właściwie to najmniej lubił się z bliźniakami, bo Rona wręcz przeciwnie, wydawało się, że całkiem darzył go sympatią.
Natomiast Ginny była jedyną siostrą, w skutek czego od razu stała się też ulubioną siostrą.
- Unikasz pytania? Nieładnie - stwierdziła Miranda, gdy szli we czwórkę szybko za nim w kierunku sali od Obrony Przed Czarną Magią.
- Właśnie, odpowiedz nam! - stwierdził Oliver.
- Nawet, jak się teraz wymówisz, to i tak wrócimy do tej rozmowy. Nawet za pięć lat - dodała Miranda.
Percy jednak nie odpowiadał, dopóki nie stanęli pod salą, która jeszcze nie była otwarta, ku jego niezadowoleniu.
- Nie mam wam nic do powiedzenia. Nie chcę drążyć tego tematu - burknął rudowłosy.
- Naprawdę nie rozumiem twojego podejścia. Znam ich z treningów i trochę poza nimi. W końcu jak powiedziałem, drużyna jest dla mnie jak rodzina - powiedział Wood.
Może i był wymagający, ale naprawdę lubił osoby ze swojej drużyny. I mimo tych wszystkich haseł, jakie wygłaszał, to nie chciał, żeby doszło do wygranej "po trupach".
- A Miranda? Przecież ona nie jest w drużynie, a tylko ci pomaga - zauważyła Maureen.
- Ona jest jak moja partnerka - rzekł, na co wszyscy popatrzyli na niego zszokowani. Ten dopiero zorientował się, jak to zabrzmiało, po czym powiedział:
- Chodziło mi o to, że jest jak wspólniczka. Bo razem wymyślamy strategie i trenujemy. O takie bycie partnerami mi chodziło, przecież nie o bycie parą.
Nie zmieniało to jednak faktu, że zabrzmiało to dwuznacznie. I że Miranda poczuła się jakoś dziwnie, gdy to usłyszała.
Zganiła to jednak na fakt, że po prostu dziwnie było jej myśleć o nim jako o kimś więcej niż przyjacielu. Byli w końcu przyjaciółmi od dawna. Niby dlaczego mieliby zostać parą?
Czemu w ogóle o tym pomyślała?
Byli świetnymi przyjaciółmi i tak miało pozostać.
Z sytuacji wybawił ich Lupin, który wezwał ich już do sali lekcyjnej.
Ten poranek był bardzo dziwny.
Najpierw dosyć skomplikowane relacje w rodzinie Weasleyów, a teraz ta dziwna sugestia. Jednak uznała, że jakoś to będzie w obu przypadkach. Może Percy w końcu dogada się kiedyś z braćmi.
A co do tego drugiego, to rzeczywiście byli ze sobą bardzo zżyci i tyle. Nie znaczyło to jednak, że miało być między nimi coś więcej.
Przecież znali się od dziecka. To naturalne, że wiele o sobie wiedzieli i dobrze się ze sobą czuli.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro