Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział siódmy

Z dosyć ciepłego września wkrótce zrobił się chłodny październik. Miranda nadal się martwiła, lecz liczyła, że będzie dobrze. Starała się więc poświęcić czas wymyślaniu strategii razem z Oliverem, oraz pomaganiu w treningach drużyny.

Poza tym mimo tego, że nauką aż tak się nie przejmowała, to trochę przeglądała książki i starała się coś zapamiętać.

Tego dnia jak zwykle we czwórkę przyszli do Wielkiej Sali na śniadanie, gdy zobaczyli, że praktycznie przy każdym stole ktoś wymachiwał rękoma, miał włosy w barwie Gryffindoru, lub coś śpiewał.

- To pewnie znowu moi bracia coś wyprawiają - burknął Percy, po czym ze złością spojrzał na Freda i George'a, siedzących już przy stole Gryffindoru ze swoimi przyjaciółmi i śmiejących się z sytuacji na Sali.

- Zamiast się złościć, pomyśl o tym, że mogłeś przyjść tu wcześniej i paść ofiarą ich żartu. A tak to cię ominęła ta niespodzianka - odparła Miranda, gdy usiedli przy stole. Co prawda nie byli pewni, czy w ogóle mogą coś tu zjeść, ale i tak czekali na rozwój wydarzeń.

Z jednej strony sama będąc w wielodzietnej rodzinie wiedziała trochę, jak to jest mieć czasami dosyć rodzeństwa i kłócić się z nim. Ale z drugiej strony żarty bliźniaków często były naprawdę dobre. A poza tym można było odnieść wrażenie, że on tylko na nich narzeka. Ona potrafiła mówić dobre rzeczy o swoim rodzeństwie, nawet jeśli zdarzało jej się na nich też denerwować.

- Jak mama się dowie... - zaczął Percy, jakby w ogóle nie słuchając, co mówi przyjaciółka.

- Znowu zamierzasz jej poskarżyć? Który to już raz w tym roku? - zapytał Oliver.

- Właśnie, czemu ciągle tylko na nich narzekasz? - spytała Maureen.

Percy nie odpowiedział, natomiast po chwili zaczęli obserwować akcję dziejącą się kilkanaście metrów dalej.

- To wasza sprawka, Weasley! - krzyknął Snape, podchodząc do bliźniaków.

Chociaż byli dosyć daleko, to jednak i tak wszystko słyszeli, szczególnie siedząc przy jednym stole.

- Który Weasley? - zapytał głośno jeden z bliźniaków.

- Właśnie, jest nas tu pięcioro - dodał drugi.

Po chwili interweniowali także Dumbledore i McGonagall, podczas gdy osoby, które padły ofiarą ich żartu, powoli traciły efekty.

- Ja się do nich nie przyznaję - mruknął cicho Percy, na co pozostała trójka westchnęła. Znowu to samo.

- Nie przesadzasz trochę? - zapytała Miranda.

- Właśnie, mimo wszystko jesteście rodziną - rzekł Oliver.

- I w trudnych chwilach na pewno byście się wzajemnie wspierali - dodała Maureen.

Rudowłosy jednak nie był zbytnio zadowolony z obrotu tej rozmowy.

- Akurat ty Miranda to chyba nie powinnaś się wypowiadać o tym. A kto na naszym pierwszym roku powiedział, że nie przyznaje się do jednego brata, bo ten nie chciał zabrać cię do Hogsmeade, a do drugiego, bo ten nie pozwolił ci zabrać jego miotły do polatania, a obaj ci obiecali? - zapytał Percy.

- Miałam jedenaście lat! A nie siedemnaście! - oburzyła się dziewczyna. Poza tym to była zupełnie inna sprawa!

- Oliver ty nie masz rodzeństwa, to nie wiesz jak trudno jest czasami z nim wytrzymać - rzekł Percy. Nie odniósł się jednak do argumentu Maureen.

- Drużyna jest dla mnie jak rodzina! - rzekł Oliver niespodziewanie.

- Na którą ciągle krzyczysz - wtrąciła Anderson.

Miranda wiedziała, że mimo wszystko jest jakaś prawda w tym, co powiedział. W końcu skład tej drużyny od kilku lat był niemalże niezmienny i naprawdę mocno się zżyli ze sobą.

- A poza tym to nieładnie tak to wykorzystywać przeciwko nam. Jasne, wiem dobrze, jak to jest dorastać w rodzinie z dużą ilością rodzeństwa. Ale ja chociaż mówię też o nich dobre rzeczy. A ty tylko narzekasz i narzekasz na Freda i George'a. Chyba więcej niż na pozostałą czwórkę razem wziętą - powiedziała Miranda. Starali się nie poruszać tego tematu jakoś często, ale gdy już o tym rozmawiali, to nie kończyło się to zbyt dobrze.

- Nieprawda - burknął Percy.

- W takim razie powiedz o nich coś miłego - powiedziała Maureen. Rudowłosy zwlekał dłuższą chwilę, zanim pod wpływem spojrzeń przyjaciół odparł:

- Quidditch. Są dobrzy w Quidditcha.

- Są najlepsi! Ale im tego nie mówcie, jako kapitan muszę wyciskać z nich jak najwięcej. Nie mogą popaść w zbytnie samouwielbienie - odezwał się Oliver. Oczywiście, słowo Qudditch podziałało na Wooda tak bardzo, że ten od razu podjął temat.

- Cóż, to prawda, są świetnymi pałkarzami - powiedziała Miranda. Sama również była fanką tego sportu, lecz zarazem zdziwiło ją, że to jedyna rzecz, jaką wymienił. To było dosyć przykre, że nic więcej nie powiedział dobrego o nich.

- Ale coś więcej powiesz? - zapytała Maureen.

Percy nagle wstał i stwierdził:

- Zaraz lekcje, musimy się pośpieszyć!

Pozostała trójka Gryfonów westchnęła. Cóż, w końcu nawet nie zjedli - z obawy przed padnięciem ofiarą żartu, ale też zajęli się rozmową. Jednak rudowłosy ewidentnie wolał unikać tematu swoich młodszych braci.

O ile o starszych wypowiadał się nawet pozytywnie, to o młodszych mniej. A właściwie to najmniej lubił się z bliźniakami, bo Rona wręcz przeciwnie, wydawało się, że całkiem darzył go sympatią.

Natomiast Ginny była jedyną siostrą, w skutek czego od razu stała się też ulubioną siostrą.

- Unikasz pytania? Nieładnie - stwierdziła Miranda, gdy szli we czwórkę szybko za nim w kierunku sali od Obrony Przed Czarną Magią.

- Właśnie, odpowiedz nam! - stwierdził Oliver.

- Nawet, jak się teraz wymówisz, to i tak wrócimy do tej rozmowy. Nawet za pięć lat - dodała Miranda.

Percy jednak nie odpowiadał, dopóki nie stanęli pod salą, która jeszcze nie była otwarta, ku jego niezadowoleniu.

- Nie mam wam nic do powiedzenia. Nie chcę drążyć tego tematu - burknął rudowłosy.

- Naprawdę nie rozumiem twojego podejścia. Znam ich z treningów i trochę poza nimi. W końcu jak powiedziałem, drużyna jest dla mnie jak rodzina - powiedział Wood.

Może i był wymagający, ale naprawdę lubił osoby ze swojej drużyny. I mimo tych wszystkich haseł, jakie wygłaszał, to nie chciał, żeby doszło do wygranej "po trupach".

- A Miranda? Przecież ona nie jest w drużynie, a tylko ci pomaga - zauważyła Maureen.

- Ona jest jak moja partnerka - rzekł, na co wszyscy popatrzyli na niego zszokowani. Ten dopiero zorientował się, jak to zabrzmiało, po czym powiedział:

- Chodziło mi o to, że jest jak wspólniczka. Bo razem wymyślamy strategie i trenujemy. O takie bycie partnerami mi chodziło, przecież nie o bycie parą.

Nie zmieniało to jednak faktu, że zabrzmiało to dwuznacznie. I że Miranda poczuła się jakoś dziwnie, gdy to usłyszała.

Zganiła to jednak na fakt, że po prostu dziwnie było jej myśleć o nim jako o kimś więcej niż przyjacielu. Byli w końcu przyjaciółmi od dawna. Niby dlaczego mieliby zostać parą?

Czemu w ogóle o tym pomyślała?

Byli świetnymi przyjaciółmi i tak miało pozostać.

Z sytuacji wybawił ich Lupin, który wezwał ich już do sali lekcyjnej.

Ten poranek był bardzo dziwny.

Najpierw dosyć skomplikowane relacje w rodzinie Weasleyów, a teraz ta dziwna sugestia. Jednak uznała, że jakoś to będzie w obu przypadkach. Może Percy w końcu dogada się kiedyś z braćmi.

A co do tego drugiego, to rzeczywiście byli ze sobą bardzo zżyci i tyle. Nie znaczyło to jednak, że miało być między nimi coś więcej.

Przecież znali się od dziecka. To naturalne, że wiele o sobie wiedzieli i dobrze się ze sobą czuli.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro