Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział osiemnasty

W dzień meczu Krukonów z Puchonami było zimno, zresztą nic dziwnego - był w końcu listopad, a zaraz niemalże grudzień. Jednak i tak w przeciwieństwie do meczu Gryffindoru z Hufflepuffem na początku listopada, dzisiaj nie padało.

Miranda wraz z przyjaciółmi zamierzała kibicować Krukonom, gdyż przegrana Puchonów dawała szansę na dalszą możliwość walki o Puchar Quidditcha Gryfonom. Oczywiście Oliver wraz z drużyną będą musieli pokonać zarówno Ravenclaw, jak i Slytherin, i to najlepiej z jak największą ilością punktów, jednak wierzyła, że dadzą sobie radę.

Oliver przy śniadaniu i tak się stresował, chociaż tego dnia nie grał.

- A co jeśli Puchoni wygrają? Wtedy nie będziemy mieli już szans na Puchar! - powiedział Oliver, siedząc przed nietkniętą kanapką.

- Ale może przegrają. Jeszcze nic nie jest przesądzone - stwierdziła Miranda, klepiąc go po plecach. - I zjedz coś w końcu!

- Właśnie, musisz mieć siłę. Według poradnika zdrowego odżywiania... - zaczął Percy, siedzący po drugiej stronie przyjaciela.

- Z pewnością będzie dobrze - rzekła Maureen, przerywając rudowłosemu. - I naprawdę zjedz coś!

Wood w końcu niechętnie zaczął przeżuwać kanapkę. Rzeczywiście może niepotrzebnie stresował się czymś, na co nie miał wpływu. Jednak po prostu bardzo mu zależało na Pucharze. Zwłaszcza, że to był jego ostatni rok.

Przyjaciele po śniadaniu zobaczyli się z Penelopą i jej przyjaciółką Luise, by wraz z nimi udać się na trybuny Ravenclawu. Niektórzy posyłali zdziwione spojrzenia Oliverowi, który w końcu miał być ich następnym rywalem. Jednak ten nawet nie zwracał na nie uwagi, zbyt przejęty meczem.

Usiedli też zarazem w innym sektorze niż pozostała część drużyny Gryffindoru, gdzie zapewne Percy nie miałby znowu ochoty siedzieć w pobliżu braci.

Miranda już naprawdę miała wrażenie, że to bywa czasami zbyt przesadne. Mieli różne relacje, jednak żeby aż takie rzeczy odstawiać?

Jednak nic na to nie mogła poradzić, bo w końcu to nie była jej sprawa. Sami musieli dojść do zgody.

Usiadła pomiędzy Oliverem, a Maureen. Przed nimi natomiast znaleźli się Percy, Penelopa i Luise. Penelopa w pewnym momencie wzięła swojego chłopaka za rękę, a ten jej nie odtrącił. Było to w sumie urocze.

I chyba miała na niego jakiś minimalny wpływ.

W końcu zaczął się mecz, który komentował jak zwykle Lee Jordan.

- Proszę państwa, oto nasi zawodnicy! Davies i Diggory patrzą na siebie groźnie, jak zresztą pozostali zawodnicy również! Podają sobie ręce i zaczyna się!

Słychać było, że jest podekscytowany.

- Stretton ma kafla, podaje do Daviesa... Teraz przejmuje go Macavoy, ale na szczęście Page dobrze broni i nie przepuścił kafla! Teraz kafla ma Jones i podaje do Macavoy... Obok nich jest Preece, ale... ale teraz kafla ma Davies i zaraz strzeli gola. Czy strzeli? Tak, udało się! Fleet nie potrafi bronić...

- Jordan! - rozległ się karcący głos profesor McGonagall.

- Przepraszam! Oczywiście chodziło o to, że jest dziesięć do zera dla Ravenclaw! Oby tak dalej, a może Puchoni przegrają! Znaczy teraz Rickett odbija tłuczek, który teraz kieruje się w stronę Samuelsa, ale ten go zauważył i odbija! - Lee cały czas komentował mecz, czasami wtrącając coś na temat zawodników.

- Może rzeczywiście Krukoni wygrają? - zastanawiał się Oliver, widząc, że Krukoni mają coraz większą przewagę. - Oby tylko Chang złapała tego znicza.

- Do radę, zobaczysz - odparła Miranda, chcąc go uspokoić. Liczyła, że tak będzie.

W pewnym momencie nadszedł decydujący moment.

- Teraz Chang i Diggory ścigają się w znalezieniu złotego znicza! Przypominam, jest aktualnie sześćdziesiąt do pięćdziesięciu dla Krukonów, a więc wygra ten, kto złapie znicz.

Jednak w momencie, gdy Chang łapała już znicza, Rickett nagle odbił tłuczek w stronę widowni Gryfonów, a ten następnie uderzył prosto w jakąś dziewczynę.

Wszyscy nagle zamarli ze zdziwienia.

- Co za gnojek, chciał przerwać mecz! - powiedział Oliver.

- Sfaulować chciał! - rzekła Miranda. - Wiedział, że przegrywają, to sfaulował!

- Ale Chang zdążyła już złapać znicza chwilę przed tym - stwierdził Wood.

- Ta dziewczyna was za bardzo nie obchodzi, jak mniemam? - zapytała Maureen, patrząc na przyjaciół.

- Nauczyciele już się nią zajmują - powiedział Oliver.

Była co prawda daleko, ale zdążyli zauważyć, że ma czarne włosy. Gdy nauczyciele wzięli ją do Skrzydła Szpitalnego, za nimi poszła jakaś blondynka - prawdopodobnie jej przyjaciółka - oraz młodszy, czarnowłosy chłopak.

Miranda wraz z Oliverem, Maureen, Percym, Penelopą i Luise zeszli po chwili z trybun, podobnie zresztą jak reszta osób.

Rudowłosy wydawał się jednak trochę roztrzęsiony.

- Ona siedziała niedaleko mich - powiedział w końcu. A przez nich domyślili się, że chodzi mu o Gryfońską drużynę Quidditcha, w tym jego braci.

Naprawdę on miał zmienne humory.

- Czyli jednak się o nich martwisz? - zapytała Maureen.

- Tak. Znaczy nie - burknął Percy.

Penelopa poklepała go po ramieniu.

- Mój chłopak miewa takie humorki. Ale wiem, jak go uspokoić - powiedziała, po czym spojrzała porozumiewawczo na pozostałe dziewczyny.

Weasley się zaczerwienił, a Oliver spytał:

- W jaki sposób?

- Później ci wytłumaczymy Ollie - stwierdziła Miranda, klepiąc go po ramieniu.

Poszli razem w stronę zamku, gdzie w końcu podeszli do Angeliny, Alicji, Katie, Freda i George'a, którzy skończyli właśnie rozmawiać z blondynką, którą Miranda rozpoznała jako Sophie.

Piątoroczna Krukonka poszła razem z jakimś czarnowłosym chłopakiem (chyba jej bratem) w stronę Skrzydła Szpitalnego, natomiast drużyna odwróciła się w ich stronę.

- Krukoni wygrali, mamy szansę wygrać, jak się przyłożymy! - powiedział z entuzjazmem Wood, za co został szturchnięty przez stojącą obok Mirandę.

- Przykro nam, że waszej koleżance coś się stało - rzekła Maureen, która najwyraźniej postanowiła być tą taktowną osobą w ich gronie.

Cała trójką stali z przodu, a za nimi Penelopa i Luise, które po prostu przyszły z nimi, oraz Percy, który wyglądał, jakby chciał się za nimi schować.

- Naszą koleżanką? Jasne - powiedziała Alicja sarkastycznym tonem.

- Też się cieszymy, że Krukoni tym razem wygrali - rzekła Angelina, ignorując kwestię Fletcher.

- Następnym razem my wygramy - stwierdziła Katie.

Ewidentnie nie lubiły brunetki.

- I cieszymy się, że wam nic nie jest - powiedziała Miranda.

- Właśnie, kiepsko by było, gdyby coś wam się stało - dodał Oliver, a Miranda cieszyła się, że przynajmniej tylko tyle powiedział.

- To najważniejsze. I ona na pewno z tego wyjdzie - powiedziała Maureen.

- Ależ miło nam, że tak się o nas martwicie - rzekł Fred.

- A przynajmniej kapitan, kapitanowa oraz ich przyjaciółka - stwierdził George, po czym obaj wymownie spojrzeli na swojego brata, ukrywającego się za swoją dziewczyną.

Miranda uniosła brew na to określenie. Kapitanowa? Serio?

Ale w sumie bliźniacy lubili gadać różne rzeczy, więc chyba nie powinno jej to dziwić.

- Nam też jest przykro, że ktoś został walnięty tłuczkiem. Szczególnie, że to osoba z naszego domu - odezwała się Penelopa.

- Jednak cieszymy się z wygranej Ravenclawu. I nie śpieszcie się tak ze stwierdzeniem, że na pewno wygracie - rzekła Luise. - Jeszcze nic niewiadomo.

Oliver prychnął, jednak Miranda położyła mu rękę na ramieniu, na znak, żeby nie zaczynał dyskusji o tym.

Bliźniacy natomiast ciągle patrzyli w stronę brata, jakby zastanawiając się, czy ten coś powie.

- To było bardzo nieczyste zagranie ze strony Ricketta. Mam nadzieję, że nauczyciele wyznaczą mu słuszną karę za tą próbę sfaulowania - powiedział w końcu oficjalnym tonem Percy. 

- Nasz braciszek chyba nigdy nie powie nic normalnie, co? - spytał Fred.

- Najwyraźniej umie mówić tylko w języku oficjalnym - dodał George.

- Czasami mówić w innym. Ale pewne rzeczy nie są dostępne dla niepełnoletnich  - stwierdziła Penelopa, po czym wzięła swojego chłopaka za rękę. - Do zobaczenia! Ja z Percym i Luise idziemy do Krukonów.

Po chwili ruszyła razem ze skołowanym Percym i przyjaciółką w stronę Wieży Ravenclawu.

- Nie dla dzieci? - zapytał Fred. - Ona nas obraziła.

- Wypraszamy sobie takie coś! - dodał George.

- Po prostu broni swojego chłopaka jak widać - stwierdziła Angelina.

- Czemu McGonagall zawsze po meczu daje mi reprymendę, że niby stronniczo komentuję? - zapytał Lee, który akurat do nich podszedł. - Coś przerwałem? I cześć wam.

- Nie, właśnie czekaliśmy na ciebie - rzekła Alicja.

- Właśnie - dodała Katie.

- I hej - powiedziała Miranda, a po chwili Maureen i Oliver również się przywitali.

Następnie szóstka młodszych Gryfonów poszła w stronę Wieży Gryffindoru, a oni we trójkę zostali już praktycznie sami. Większość innych uczniów bowiem już sobie poszła.

- To o jakie sposoby chodziło Penelopie? - spytał Oliver po kilku minutach.

- O całowanie, przytulanie. Takie tam związkowe sprawy - odparła Miranda.

Westchnęła. Cieszyła się, że ten mecz potoczył się w dużej części po ich myśli, chociaż szkoda, że kosztem czyjegoś zdrowia. Może i nie darzyła brunetki zbytnio sympatią, jednak właściwie jej nie zbytnio nie znała.

Oj to był emocjonujący dzień.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro