Rozdział dwudziesty
Zbliżały się święta, a Miranda nie miała za bardzo większych wieści o zdrowiu babci.
Jednakże powodowało to, że jeszcze bardziej się martwiła i nie mogła się doczekać, aż zobaczy się z nią w ferie świąteczne.
Miała nadzieję, że wydobrzeje, chociaż coraz bardziej się obawiała, że stanie się coś złego.
- Na pewno się jej uda wydobrzeć - rzekł Oliver, chcąc ją pocieszyć.
Przyjaciele byli przy niej, ale mimo wszystko to było niewystarczające.
Chciała wreszcie wrócić do domu i móc zobaczyć babcię na własne oczy.
I pogadać z nią.
Chociaż odnosiła czasami wrażenie, że to Mariane, Monica i Melinda są ulubionymi wnuczkami babci Morley, lecz mimo wszystko wiedziała, że ta kocha wszystkie swoje wnuki.
Pamiętała, jak babcia chętnie spędzała z nią czas, gdy Miranda jeszcze była mała. Czytała jej bajki, bawiła się z nią w różne gry.
Dziewczyna kochała swoją babcię i naprawdę się o nią martwiła.
Grudzień w Hogwarcie był miesiącem, kiedy zaczęły wisieć w nim różne świąteczne dekoracje w Wielkiej Sali miała być postawiona choinka, oraz ponoć była bardzo przyjemna atmosfera.
Ponoć, bo w sumie Miranda nie miała okazji do spędzenia tych świąt w szkole. Zawsze wracała do domu.
Tak też było i tym razem.
Przez cały grudzień mierzyli się też z ogromną ilością nauki, gdyż nauczyciele zadawali jeszcze więcej na koniec semestru.
Szczególnie siódmemu rocznikowi, gdyż za kilka miesięcy mieli w końcu zdawać swój najważniejszy egzamin, Owutemy.
Powtarzano im to dosłownie na każdej lekcji.
Mieli już tego w sumie dosyć, gdyż naprawdę przecież wiedzieli, że mają te egzaminy.
W końcu jednak nadszedł dzień wyjazdu na święta. W dormitorium Gryfonek panował bałagan - wszędzie były porozrzucane rzeczy, gdyż z ich piątki poprzedniego dnia spakowały się właściwie tylko Maureen i Ophelia.
Także pozostała trójka jeszcze się kończyła pakować.
W końcu Miranda i Maureen wyszły z dormitorium, a w Pokoju Wspólnym zastały Olivera i Percy'ego.
- Czekaliśmy na was!
Chłopcy wydawali się patrzeć na nich z pretensjami. Obaj nie lubili się spóźniać - w końcu Oliver był kapitanem drużyny i wymagał dyscypliny, a Percy był Prefektem Naczelnym, uwielbiającym zasady.
Gryfonki parsknęły.
- Po pierwsze, nikt wam nie kazał na nas czekać - rzekła Miranda, po czym starała się poczochrać Oliverowi włosy. Nie były one jakieś gęste, ale i tak tego zbytnio nie lubił. - Mogliście iść sami.
- A po drugie, zdążymy, spokojnie - stwierdziła Maureen, klepiąc Percy'ego po plecach. - Pociąg odjeżdża dopiero za kilka godzin.
- Wiemy, że nie musieliśmy na was czekać - rzekł Oliver. - Ale chcieliśmy.
- Słodko - odparła Miranda z rozbawieniem.
- I lepiej być wcześniej niż się spóźnić - stwierdził Percy. - Poza tym... Jestem głodny.
- I wracamy do tego, że mogliście iść sami na to śniadanie - odparła Maureen, kręcąc głową. - Dobra, chodźmy. Też jestem głodna.
Poszli więc we czwórkę do Wielkiej Sali. Gdy do niej weszli, zobaczyli, że prószy w niej jakby śnieg, a na stołach pojawiają się małe pakunki z czymś.
Zdziwieni zdążyli usiąść przy stole Gryffindoru, gdy do Wielkiej Sali wbiegli Fred i George.
Po chwili słychać było:
- Wesołych świąt życzy drugie pokolenie Huncwotów!
Następnie śnieg zniknął.
- Co to miało być? - zapytała profesor McGonagall, siedząca przy stole nauczycielskim, wraz z kilkoma innymi profesorami.
Siódmoroczni, podobnie jak inni w w Wielkiej Sali, przypatrywali się temu wszystkiemu.
- Chcieliśmy tylko złożyć życzenia - rzekł jeden z bliźniaków. Razem z bratem stanęli wprost przed McGonagall.
- Świąteczne - dodał drugi z bliźniaków, jak gdyby ktoś miał co do tego wątpliwości.
- Co to niby ma być za prezent? - spytał poirytowany Snape. Nauczyciele również dostali prezenty, ale podczas gdy większość dostała cukierki, Severus znalazł małą buteleczkę z jakąś substancją.
- Szampon - rzekł Fred.
- Szlaban u mnie zaraz po świętach i odejmuję Gryffindorowi po dwadzieścia punktów od każdego z was! - zarządził profesor eliksirów.
- Nie spodobał się panu prezent? Wolałby pan inny szampon? - zapytał George.
- Trzydzieści punktów od każdego z was! - rzekł Snape jeszcze bardziej zirytowany.
- Jak pan nie chce prezentu, to trudno - stwierdził Fred urażonym tonem.
- Może ktoś inny będzie chociaż zadowolony - dodał George.
Następnie bliźniacy swobodnie usiedli przy stole Krukonów obok dwóch blondynek - Sophie, oraz drugiej, drugorocznej.
- Nie będę tego jadł - mruknął Percy, patrząc z niechęcią na pakunek. Potem z irytacją spojrzał w stronę braci.
- Nikt ci nie każe - stwierdziła Miranda, po czym wzięła się za jedzenie tosta.
- Imperiusa nikt tu na ciebie nie rzuca - dodała Maureen, a następnie zaczęła jeść kanapkę.
- Ani nie grozi walnięciem czymś w ciebie - rzekł Oliver, nakładając sobie sałatkę.
Percy prychnął.
- Nie mają co robić, tylko głupoty im w głowie - stwierdził. - Dobrze, że święta spędzimy osobno. Jadę do Penelopy, u niej będę miał spokój.
- Oho!
- Już cię rodzicom przedstawi? To ewidentnie zaawansowany związek - rzekła Maureen. - Ona twoich zna.
- Nie chcę dokładnie wiedzieć, co się tam będzie odbywać - stwierdziła Miranda.
- Będziemy uczyć się do Owutemów - powiedział stanowczo Percy.
- Jasne - odpowiedział Oliver, który załapał już o co chodzi przyjaciółkom. - A po każdym dobrze nauczonym rozdziale podręcznika namiętny pocałunek?
We trójkę zachichotali, kiedy rudowłosy poczerwieniał na twarzy.
- Po prostu będziemy się uczyli - powtórzył chłodno.
- Nie uwierzę, jak powiesz, że nic więcej się tam nie zadzieje - stwierdziła Maureen. - Święta spędzone z jej rodziną... A potem wieczorki pełne namiętności...
- Przestańcie! - burknął Percy. - Ona moich zna, bo Ginny się dowiedziała i powiedziała reszcie rodziny. Rodzice nalegali, żebym ją przedstawił, więc zajrzała do nas na kilka dni. A teraz chcemy razem się pouczyć.
- Tak, oczywiście.
- Jasne.
We trójkę trochę się z niego podśmiewywali, lecz mimo wszystko cieszyli się, że ma dziewczynę. Penelopa zdawała się dobrze na niego działać.
Gdy w końcu przyszła pora wsiąść do powozów, mających zawieźć ich do Hogesmeade, usiedli razem. Wkrótce znalazły ich też Penelopa z Luise, które się dołączyły.
W pociągu jednak Luise poszła sobie do innego przedziału, a Penelopa powiedziała:
- Ona umawia się z Edmundem Fillmore'em z naszego roku. Dlatego poszła go poszukać.
- Gratulujemy w takim razie - odparła Miranda.
Siedziała pomiędzy Oliverem i Maureen, podczas gdy Percy i Penelopa naprzeciwko nich.
- Przez święta będę musiał wymyślić nowe strategie - rzekł Oliver w trakcie jazdy. - Oczywiście już trochę ich mam, ale trzeba ulepszyć.
- Jak coś wymyślisz, to pisz do mnie - powiedziała Miranda. - Popatrzę, czy to ma sens.
- Oczywiście, że tak zrobię - stwierdził Oliver, szczerząc się do niej.
Wiedział, że zawsze miał w niej oparcie. Dużo mu pomagała, a on starał się to odwzajemniać.
Po jakimś czasie Percy i Penelopa poszli sobie w "poszukiwaniu przedziału Luise i Edmunda". Po ich wyjściu Maureen parsknęła.
- Założę się, że tak naprawdę poszli szukać pustego przedziału na całowanie się - stwierdziła szatynka. - Ale dobra, przynajmniej jest więcej miejsca.
Dziewczyna położyła się na siedzeniu naprzeciwko Mirandy i Olivera. Może nie było to zbyt wygodne, ale jej to zbytnio nie przeszkadzało.
- Oby tylko nie było takiej sytuacji jak we wrześniu, że pociąg nagle się zatrzymał, bo dementor w nim był. Bo wtedy byś spadła - stwierdziła Miranda, patrząc z rozbawieniem na przyjaciółkę.
- Może tak, może nie. Swoją drogą, o Blacku nic nie było mowy od jakichś dwóch miesięcy. Może uciekł za granicę? - zastanowiła się Maureen. W końcu to jego poszukiwał dementor w pociągu, gdy jechali do Hogwartu.
- Jak coś, to was obronię! - zadeklarował Oliver.
Dziewczyny parsknęły śmiechem.
- W to nie wątpię - odparła Miranda. - W końcu jesteś obrońcą.
- Jesteś nim w Quidditchu, więc w życiu też musisz być - rzekła Maureen.
- A jakże by inaczej - stwierdziła Ellis.
Miło spędzało im się czas.
Penelopa i Percy wrócili dopiero pod koniec podróży. W końcu pociąg dojechał do Londynu, a oni wzięli bagaże, by wyjść na peron.
Po pożegnaniu się z przyjaciółmi rozejrzała się za swoimi siostrami, które żegnały się jeszcze z Jasonem i kilkoma innymi osobami.
Do niej natomiast podszedł jej brat, Martin.
- Cześć Tin! - zawołała na jego widok.
- Hej Miri! - odparł, uśmiechając się trochę na widok siostry. Od razu ją przytulił, co ona odwzajemniła.
Był on niskim szatynem o zielonych oczach. Wydawał się by czymś zmartwiony, co dziewczyna po chwili zauważyła.
- Co się stało? Coś babci jest? - zapytała zaniepokojona.
Brat westchnął.
- Jest w domu. Ale po prostu ma dni, kiedy czuje się słabiej. Nie wiem, co będzie dalej - odparł Martin.
Wtedy podeszły do nich Mariane, Monica i Melinda. One również mocno przytuliły się do brata. Następnie w piątkę deportowali się z peronu teleportacją łączną.
Miranda zastanawiała się, co przyniosą te święta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro