Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział dwudziesty

Zbliżały się święta, a Miranda nie miała za bardzo większych wieści o zdrowiu babci.

Jednakże powodowało to, że jeszcze bardziej się martwiła i nie mogła się doczekać, aż zobaczy się z nią w ferie świąteczne.

Miała nadzieję, że wydobrzeje, chociaż coraz bardziej się obawiała, że stanie się coś złego.

- Na pewno się jej uda wydobrzeć - rzekł Oliver, chcąc ją pocieszyć.

Przyjaciele byli przy niej, ale mimo wszystko to było niewystarczające.

Chciała wreszcie wrócić do domu i móc zobaczyć babcię na własne oczy.

I pogadać z nią.

Chociaż odnosiła czasami wrażenie, że to Mariane, Monica i Melinda są ulubionymi wnuczkami babci Morley, lecz mimo wszystko wiedziała, że ta kocha wszystkie swoje wnuki.

Pamiętała, jak babcia chętnie spędzała z nią czas, gdy Miranda jeszcze była mała. Czytała jej bajki, bawiła się z nią w różne gry.

Dziewczyna kochała swoją babcię i naprawdę się o nią martwiła.

Grudzień w Hogwarcie był miesiącem, kiedy zaczęły wisieć w nim różne świąteczne dekoracje  w Wielkiej Sali miała być postawiona choinka, oraz ponoć była bardzo przyjemna atmosfera.

Ponoć, bo w sumie Miranda nie miała okazji do spędzenia tych świąt w szkole. Zawsze wracała do domu.

Tak też było i tym razem.

Przez cały grudzień mierzyli się też z ogromną ilością nauki, gdyż nauczyciele zadawali jeszcze więcej na koniec semestru.

Szczególnie siódmemu rocznikowi, gdyż za kilka miesięcy mieli w końcu zdawać swój najważniejszy egzamin, Owutemy.

Powtarzano im to dosłownie na każdej lekcji.

Mieli już tego w sumie dosyć, gdyż naprawdę przecież wiedzieli, że mają te egzaminy.

W końcu jednak nadszedł dzień wyjazdu na święta. W dormitorium Gryfonek panował bałagan - wszędzie były porozrzucane rzeczy, gdyż z ich piątki poprzedniego dnia spakowały się właściwie tylko Maureen i Ophelia.

Także pozostała trójka jeszcze się kończyła pakować.

W końcu Miranda i Maureen wyszły z dormitorium, a w Pokoju Wspólnym zastały Olivera i Percy'ego.

- Czekaliśmy na was!

Chłopcy wydawali się patrzeć na nich z pretensjami. Obaj nie lubili się spóźniać - w końcu Oliver był kapitanem drużyny i wymagał dyscypliny, a Percy był Prefektem Naczelnym, uwielbiającym zasady.

Gryfonki parsknęły.

- Po pierwsze, nikt wam nie kazał na nas czekać - rzekła Miranda, po czym starała się poczochrać Oliverowi włosy. Nie były one jakieś gęste, ale i tak tego zbytnio nie lubił. - Mogliście iść sami.

- A po drugie, zdążymy, spokojnie - stwierdziła Maureen, klepiąc Percy'ego po plecach. - Pociąg odjeżdża dopiero za kilka godzin.

- Wiemy, że nie musieliśmy na was czekać - rzekł Oliver. - Ale chcieliśmy.

- Słodko - odparła Miranda z rozbawieniem.

- I lepiej być wcześniej niż się spóźnić - stwierdził Percy. - Poza tym... Jestem głodny.

- I wracamy do tego, że mogliście iść sami na to śniadanie - odparła Maureen, kręcąc głową. - Dobra, chodźmy. Też jestem głodna.

Poszli więc we czwórkę do Wielkiej Sali. Gdy do niej weszli, zobaczyli, że prószy w niej jakby śnieg, a na stołach pojawiają się małe pakunki z czymś.

Zdziwieni zdążyli usiąść przy stole Gryffindoru, gdy do Wielkiej Sali wbiegli Fred i George.

Po chwili słychać było:

- Wesołych świąt życzy drugie pokolenie Huncwotów!

Następnie śnieg zniknął.

- Co to miało być? - zapytała profesor McGonagall, siedząca przy stole nauczycielskim, wraz z kilkoma innymi profesorami.

Siódmoroczni, podobnie jak inni w w Wielkiej Sali, przypatrywali się temu wszystkiemu.

- Chcieliśmy tylko złożyć życzenia - rzekł jeden z bliźniaków. Razem z bratem stanęli wprost przed McGonagall.

- Świąteczne - dodał drugi z bliźniaków, jak gdyby ktoś miał co do tego wątpliwości.

- Co to niby ma być za prezent? - spytał poirytowany Snape. Nauczyciele również dostali prezenty, ale podczas gdy większość dostała cukierki, Severus znalazł małą buteleczkę z jakąś substancją.

- Szampon - rzekł Fred.

- Szlaban u mnie zaraz po świętach i odejmuję Gryffindorowi po dwadzieścia punktów od każdego z was!  - zarządził profesor eliksirów.

- Nie spodobał się panu prezent? Wolałby pan inny szampon? - zapytał George.

- Trzydzieści punktów od każdego z was! - rzekł Snape jeszcze bardziej zirytowany.

- Jak pan nie chce prezentu, to trudno - stwierdził Fred urażonym tonem.

- Może ktoś inny będzie chociaż zadowolony - dodał George.

Następnie bliźniacy swobodnie usiedli  przy stole Krukonów obok dwóch blondynek - Sophie, oraz drugiej, drugorocznej.

- Nie będę tego jadł - mruknął Percy, patrząc z niechęcią na pakunek. Potem z irytacją spojrzał w stronę braci.

- Nikt ci nie każe - stwierdziła Miranda, po czym wzięła się za jedzenie tosta.

- Imperiusa nikt tu na ciebie nie rzuca - dodała Maureen, a następnie zaczęła jeść kanapkę.

- Ani nie grozi walnięciem czymś w ciebie - rzekł Oliver, nakładając sobie sałatkę.

Percy prychnął.

- Nie mają co robić, tylko głupoty im w głowie - stwierdził. - Dobrze, że święta spędzimy osobno. Jadę do Penelopy, u niej będę miał spokój.

- Oho!

- Już cię rodzicom przedstawi? To ewidentnie zaawansowany związek - rzekła Maureen. - Ona twoich zna.

- Nie chcę dokładnie wiedzieć, co się tam będzie odbywać - stwierdziła Miranda.

- Będziemy uczyć się do Owutemów - powiedział stanowczo Percy.

- Jasne - odpowiedział Oliver, który załapał już o co chodzi przyjaciółkom. - A po każdym dobrze nauczonym rozdziale podręcznika namiętny pocałunek?

We trójkę zachichotali, kiedy rudowłosy poczerwieniał na twarzy.

- Po prostu będziemy się uczyli - powtórzył chłodno.

- Nie uwierzę, jak powiesz, że nic więcej się tam nie zadzieje - stwierdziła Maureen. - Święta spędzone z jej rodziną... A potem wieczorki pełne namiętności...

- Przestańcie! - burknął Percy. - Ona moich zna, bo Ginny się dowiedziała i powiedziała reszcie rodziny. Rodzice nalegali, żebym ją przedstawił, więc zajrzała do nas na kilka dni. A teraz chcemy razem się pouczyć.

- Tak, oczywiście.

- Jasne.

We trójkę trochę się z niego podśmiewywali, lecz mimo wszystko cieszyli się, że ma dziewczynę. Penelopa zdawała się dobrze na niego działać.

Gdy w końcu przyszła pora wsiąść do powozów, mających zawieźć ich do Hogesmeade, usiedli razem. Wkrótce znalazły ich też Penelopa z Luise, które się dołączyły.

W pociągu jednak Luise poszła sobie do innego przedziału, a Penelopa powiedziała:

- Ona umawia się z Edmundem Fillmore'em z naszego roku. Dlatego poszła go poszukać.

- Gratulujemy w takim razie - odparła Miranda.

Siedziała pomiędzy Oliverem i Maureen, podczas gdy Percy i Penelopa naprzeciwko nich.

- Przez święta będę musiał wymyślić nowe strategie - rzekł Oliver w trakcie jazdy. - Oczywiście już trochę ich mam, ale trzeba ulepszyć.

- Jak coś wymyślisz, to pisz do mnie - powiedziała Miranda. - Popatrzę, czy to ma sens.

- Oczywiście, że tak zrobię - stwierdził Oliver, szczerząc się do niej.

Wiedział, że zawsze miał w niej oparcie. Dużo mu pomagała, a on starał się to odwzajemniać.

Po jakimś czasie Percy i Penelopa poszli sobie w "poszukiwaniu przedziału Luise i Edmunda". Po ich wyjściu Maureen parsknęła.

- Założę się, że tak naprawdę poszli szukać pustego przedziału na całowanie się - stwierdziła szatynka. - Ale dobra, przynajmniej jest więcej miejsca.

Dziewczyna położyła się na siedzeniu naprzeciwko Mirandy i Olivera. Może nie było to zbyt wygodne, ale jej to zbytnio nie przeszkadzało.

- Oby tylko nie było takiej sytuacji jak we wrześniu, że pociąg nagle się zatrzymał, bo dementor w nim był. Bo wtedy byś spadła - stwierdziła Miranda, patrząc z rozbawieniem na przyjaciółkę.

- Może tak, może nie. Swoją drogą, o Blacku nic nie było mowy od jakichś dwóch miesięcy. Może uciekł za granicę? - zastanowiła się Maureen. W końcu to jego poszukiwał dementor w pociągu, gdy jechali do Hogwartu.

- Jak coś, to was obronię! - zadeklarował Oliver.

Dziewczyny parsknęły śmiechem.

- W to nie wątpię - odparła Miranda. - W końcu jesteś obrońcą.

- Jesteś nim w Quidditchu, więc w życiu też musisz być - rzekła Maureen.

- A jakże by inaczej - stwierdziła Ellis.

Miło spędzało im się czas.

Penelopa i Percy wrócili dopiero pod koniec podróży. W końcu pociąg dojechał do Londynu, a oni wzięli bagaże, by wyjść na peron.

Po pożegnaniu się z przyjaciółmi rozejrzała się za swoimi siostrami, które żegnały się jeszcze z Jasonem i kilkoma innymi osobami.

Do niej natomiast podszedł jej brat, Martin.

- Cześć Tin! - zawołała na jego widok.

- Hej Miri! - odparł, uśmiechając się trochę na widok siostry. Od razu ją przytulił, co ona odwzajemniła.

Był on niskim szatynem o zielonych oczach. Wydawał się by czymś zmartwiony, co dziewczyna po chwili zauważyła.

- Co się stało? Coś babci jest? - zapytała zaniepokojona.

Brat westchnął.

- Jest w domu. Ale po prostu ma dni, kiedy czuje się słabiej. Nie wiem, co będzie dalej - odparł Martin.

Wtedy podeszły do nich Mariane, Monica i Melinda. One również mocno przytuliły się do brata. Następnie w piątkę deportowali się z peronu teleportacją łączną.

Miranda zastanawiała się, co przyniosą te święta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro