Rozdział trzynasty
- Czy naprawdę my musimy całą paczką łazić za Potterem?
To pytanie zadała Maureen, gdy w przeddzień meczu na praktycznie każdej przerwie szukali Harry'ego.
- Muszę mu dać wskazówki przed jutrzejszym meczem! - powiedział Oliver.
- A ja muszę pilnować Harry'ego na polecenie mamy - rzekł Percy.
- Także znasz odpowiedź - stwierdziła Miranda.
Oliver chciał przekazać swojej drużynie jak najwięcej wskazówek, a szczególnie Harry'emu, którego zadaniem było złapanie znicza, zapewniającego wygraną. Dlatego przybiegał do niego na każdej przerwie, by coś jeszcze mu powiedzieć. Zdążył też już mu pokazać Cedrika Diggory'ego, który był szukającym Puchonów.
Na dodatek nie zapowiadało się również, by poprawiły się warunki pogodowe - tego dnia nawałnica łomotała wściekle w okna. Nie spodziewali się, żeby jutro mogło być lepiej.
Tak właśnie zszedł im praktycznie cały dzień, bo bynajmniej nie mieli głowy do myślenia o czymkolwiek innym, niż o jutrzejszym meczu.
~
Niestety, przewidywania pogodowe się sprawdziły - Miranda obudziła się, słysząc zza okna głośny szum wiatru i deszcz. Pogoda była fatalna.
Mimo wszystko jednak dziewczyna miała odrobinę nadziei, że jakoś dadzą radę. W końcu Puchoni też ledwo się o tym dowiedzieli, że będą grać, oraz pogoda nikomu nie sprzyjała.
Wstała, a następnie poszła do łazienki. Gdy z niej wyszła, zobaczyła, że pozostałe dziewczyny też już zaczęły się budzić.
- Kiepska ta pogoda, ale na pewno jakoś będzie - stwierdziła Maureen, po czym podeszła do przyjaciółki i poklepała ją po ramieniu.
- Właśnie, dadzą radę sobie jakoś - powiedziała Olga, czesąc swoje włosy.
- Zrobiłyśmy nawet plakat z napisem "Do boju, Gryfoni" - rzekła Ophelia, posyłając słaby uśmiech.
- Ale raczej wywiesimy go innym razem, bo teraz mógłby się zniszczyć. Jednak i tak będziemy im kibicować - stwierdziła Juliet, po czym pokazała swój szalik Gryffindoru.
Miranda westchnęła.
- Z takim wsparciem to powinni już dawno wygrać. Ale uwierzcie, że też mam taką nadzieję - rzekła.
Chciała, żeby Gryfoni wygrali Puchar, jednak zarazem też myślała o tym, że to marzenie jej przyjaciela. Oliver od dawna chciał to zrobić, a to w końcu był jego ostatni rok.
W końcu dziewczyny wyszły z dormitorium, w piątkę ubrane w żółto-czerwone barwy. W Pokoju Wspólnym natknęły się na drużynę Gryffindoru, Percy'ego i kilkoro innych Gryfonów, którzy razem z nimi ruszyli do Wielkiej Sali.
Miranda, Percy i Maureen usiedli obok Olivera, a naprzeciwko nich reszta drużyny. Wszyscy przejęci byli meczem, dlatego Percy tym razem nie dąsał się na widok bliźniaków, a oni mu nie dogryzali.
- Będzie ciężko - powiedział Wood, który nawet nie tknął jedzenia.
- Jakoś dacie radę - powiedziała siedząca obok niego Miranda, chociaż sama trochę w to wątpiła. Nie chciała jednak go dołować.
- Właśnie, taki deszczyk to dla nas pestka - rzekła Alicja.
Jednakże to nic nie dało.
W końcu wszyscy ruszyli na boisko. Oczywiście widzowie ubrani byli w płaszcze przeciwdeszczowe, natomiast zawodnicy mieli iść do szatni.
- Poradzisz sobie Ollie - rzekła Miranda, gdy byli już koło wyjścia. Gdy ten popatrzył na nią smutno, ona przytuliła go.
Był to krótki, przyjacielski uścisk, jednak mimo wszystko trochę go tym zaskoczyła.
- Dzięki - powiedział Wood, jednak ona po chwili poklepała go po ramieniu i zniknęła w tłumie.
Naprawdę chciał wygrać. I miał nadzieję, że mu się to uda, jednak była ona coraz mniejsza.
Ellis w tym czasie razem z Maureen i Percym poszli na trybuny, po drodze znajdując także Penelopę, Luise, Olgę, Ophelię i Juliet. Było dużo ludzi, oraz bardzo mocno lało, jednak gdzieś w tłumie przemknęły jej siostry - wszystkie trzy mające coś czerwono-złotego, tak jak im kazała. Może i były Krukonami, ale musiała je zaangażować do kibicowania Gryfonom. Jak skończy Hogwart, to będą mogły sobie robić co chciały, ale teraz niech jej posłuchają.
W końcu drużyny wyszły na boisko, jednak ciężko było cokolwiek zobaczyć. Wkrótce przez szum wiatru słychać było gwizdek pani Hooch - a zatem mecz się rozpoczął.
- Do boju, Gryfoni!
- Dacie radę!
Starano się kibicować drużynie, chociaż wątpliwe było, żeby ci cokolwiek usłyszeli. Nic kompletnie nie było widać.
W pewnym momencie została zarządzona przerwa - Miranda postarała się w miarę szybko zejść z trybun, by razem z drużyną stłoczyć się pod wielkim parasolem w rogu boiska.
- Jaki wynik? - zapytał Harry, przecierając okulary rękawem szaty.
- Mamy pięćdziesiąt punktów przewagi - powiedział Wood. - Ale jeśli szybko nie złapiesz znicza, będziemy grać w nocy.
- Z tym nie mam szansy - stwierdził z rozpaczą Harry, wskazując swoje okulary. Pozostali również byli zmartwieni i zastanawiali się, co zrobić.
W tym momencie pojawiła się przy nich Hermiona Granger, przyjaciółka Harry'ego; pelerynę zarzuconą miała na głowę i - co było bardzo zaskakujące - wyglądała na rozradowaną.
- Wpadłam na pomysł, Harry! Daj mi te okulary, szybko!
Harry podał jej okulary, a ta po chwili stuknęła w nie różdżką i powiedziała:
- Impervius!
Następnie oddała je Harry'emu ze słowami:
- Masz! Będą odpychały krople deszczu!
- To świetny pomysł! - przyznała Miranda.
- Genialny! - zachwycił się Wood, podczas gdy Hermiona już zniknęła w tłumie.
- Tylko jej nie całuj za to, co? - stwierdziła Miranda, co jednak chłopak zignorował.
- Okej, drużyno, do dzieła!
Miranda wróciła na trybuny, gdzie opowiedziała wszystko Maureen i Percy'emu. Oboje przyznali, że to naprawdę dobry pomysł.
Miranda miała nadzieję, że przynajmniej nikomu nic się nie stanie. Nagle błysnęło, a następnie rozległ się ogłuszający grzmot. Robiło się coraz głośniej.
Oby Potter szybko złapał znicza.
Nie było kompletnie nic widać, więc trudno było ocenić, kto jest kim.
- Nie chcę, żeby coś im się stało - rzekł Percy jakby do siebie. Dziewczyny jednak nie dosłyszały, gdyż było naprawdę głośno.
- Co? - zapytała Maureen, jednak ten nie odpowiedział.
Wszyscy zwrócili natomiast uwagę na Pottera, który nagle zarrzymał się w powietrzu, a potem zaczął spadać. Zrobiło się także przeraźliwie zimno.
Na boisko szybko wbiegł Dumbledore, po czym machnął różdżką i Harry'ego przyhamowało, nim uderzył o ziemię. Następnie machnął różdżką w stronę dementorów i przegonił je czymś srebrnym. Natychmiast opuścili stadion. Wyglądał na wściekłego, że weszli na teren szkoły.
W międzyczasie Diggory złapał znicza, a zatem Puchoni wygrali.
Cedrik stwierdził, że zaszło to w niezbyt dobrych okolicznościach i powinni powtórzyć mecz. Jednak zostało uznane, że wygrali uczciwie.
Teraz należało zająć się Harrym, który ewidentnie miał "szczęście" do zostawania rannym podczaa meczu.
Miranda natomiast wiedziała, że musi iść pocieszyć przyjaciela.
Jej też było smutno z powodu przegranej, jednak wiedziała, że dla niego jeszcze bardziej. W końcu jego marzeniem było wygranie Pucharu Quidditcha przez Gryffindor, a ten mecz ich od tego oddalił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro