Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

To taki speszyl speszylów, rozdział napisany przez ArtistLily !!! (Wszystkie pretensje do niej)
KATE
Przez ostatnie tygodnie obie grupy trenowały a nawet zwrócili nam pamięć, z czego tak naprawdę nie wszyscy byli zadowoleni. Ale ja byłam, bo dzięki temu przypomniałam sobie moich najlepszych przyjaciół - Holly, Newta i Minho.

Jak już wcześniej wspomniałam codziennie trenowaliśmy. Polegało to na przesiadywaniu w siłowni i na bieżni lekkoatletycznej. W wyścigach - tak skromnie i w tajemnicy wam powiem - byłam najlepsza. Chłopaki z grupy A i Holly śmiali się z Minho, bo wcześniej to on zawsze był "tym najlepszym". Tak na serio to im w to nie wierzyłam. Ale ta mina... Kiedy zobaczyłam jego minę po tym jak z nim wygrałam - taka smutna i zażenowana - chciało mi się śmiać. Tak, to cały czas ja wredna Kate

Ale przejdźmy do czasu teraźniejszego! Siedzę własnie z dziewczynami w naszym baraku i obmyślam plan ucieczki. Pewnie myślicie, że ja to wymyśliła i w ogóle, bo ja jestem taka porywcza i nam szalone pomysły... Otóż nie. Ja niechętnie przywlokłam się na to spotkanie. Nie chcę zostawiać przyjaciół na rzeź DRESZCZ'u. Wymyśliła to przywódczyni naszej grupy - Amelia, pusta blondyna - której szczerze nienawidzę. Ja jestem jej zastępczynią i zawsze odwalałam wszystko za nią.

No ale to brzydkie blond babsko ukradło mi posadę! Gdyby nie to, że ona trafiła do tej głupiej strefy i przekabaciła całą resztę na swoją stronę, to wyszłybyśmy z tego powalonego labiryntu kupę czasu wcześniej!

Jednakże postanowiłam nie słuchać tego, o czym one tam biadolą i się wyłączyłam. Odpłynęłam we wspomnienia... Jednak po kilku kilku minutach któraś z dziewczyn wyrwała mnie z mojego letargu.

- Halo! Kate! Jesteś tam?!

- Tak, jestem, nie drzyj mi się do ucha Lindsay! Ja jeszcze mam słuch!

- Kiedy uciekamy Kate? - zapytała z niewinną miną Amelia. Jaka z niej dobra aktorka... Tak świetna, że aż wcale.

- Róbcie sobie co chcecie, ja uciekam tylko dlatego, że chcę się z tąd wyrwać. Reszta mnie nie obchodzi - skłamałam. Tak naprawdę nie chciałam uciekać, ale bałam się utracić pozycję w grupie. Niewiadomo, czy by się nie pozabijały beze mnie. Nie chciałam uciekać, bo... Właśnie, coś oprócz Holls mnie tutaj trzymało i nie chciało puścić. Tylko nie wiedziałam co. - Zresztą to Amelia - jej imię wymuwiłam z jadem w głosie - jest przywódcą - zwróciłam się do reszty - A ja tylko zastępcą.

Potem po prostu wyszłam z baraku się przebiec. Stawiałam nogę za nogą w równym tempie.

Wdech i wydech.

Wdech i wydech.

Mało obchodziło mnie, że to zabronione, musiałam uciec od tych idiotek. Jedyne normalne streferki zginęły. Zgadniecie przez kogo?

Tak, przez Amelię, zgadłeś.

Biegłam coraz szybciej, chiałam się po prostu zdrowo zmęczyć a po powrocie pójsć spać, ale usłyszałam jakąś rozmowę niedaleko mnie. Spłoszona uciekłam sprintem z powrotem.

Zaaferowana swoimi przemyśleniami nawet nie zauważyłam, jak duży dystans przebiegłam. Wracając zmęczyłam się jeszcze bardziej - myślałam, że z moją kondycją jest o niebo lepiej. Wpadłam do jednego z pokoi - tego w którym spałam - i od razu rzuciłam się na łóżko. Mówiąc rzuciłam mówię całkiem dosłownie - po prostu padłam twarzą w pościel nawet nie fatygując się, aby pójść do łazienki i przebrać.

Brudne ciuchy?

A co mnie one obchodzą!

Brudna twarz?

A co za różnica?!

Zaczęłam z frustracji boksować poduszki. Z całej siły i nie zdziwiłabym się, gdyby się rozwaliły. Byłam taka bezsilna...

- Kate? - usłyszałam cichy, delikatny głosik. To Sophie, dwunastolatka, najmłodsza z nas. Nie wiem, jak DRESZCZ mógł ją wysłać do labiryntu, przecież to trauma di końca życia...

Z zaskoczeniem na twarzy podniosłam się i na nią spojrzałam. Co ona tutaj robi o tej godzinie?

- Sophie? Co się stało..?

- Amelia kazała mi przekazac, że w nocy, za kilka godzin uciekamy - odpowiedziała cicho kręcąc kosmyk włosów ja palcu wskazującym.

- A niech się wypcha - mruknęłam sama do siebie - A przyjdziesz po mnie wtedy? Chiałam się przespać...

- Tak, tak... To ja już pójdę, dobrze?

- Tak, idź - ziewnęłam przeciągle, a dziewczynka wyszła zamykając za sobą drzwi. Momentalnie znów zrobiło mi się jej szkoda. Ona ma jedenaście lat! Ludzie!

Z powrotem padlam na łóżko w duchu przeklinając DRESZCZ i Amelię...

***

Wydawałoby mi się, że odkąd zasnęłam minęło kilka minut, ale po spojrzeniu na zegarek moje wątpliwe zdolności odmierzania czasu stało się jeszcze bardziej wątpliwe - minęły cztery godziny - jestem beznadziejna.

Na korytarzu usłyszałam ciche rozmowy, więc wstałam jednocześnie zawiązując włosy w niechlujnego kucyka gumką z lewego nadgarstka. Pchnęłam ciężkie, metalowe drzwi i zobaczyłam małą Sophie i Alanę, jej straszą siostrę, o czym dowiedziały się po przywróceniu pamięci. I znowu poczułam ten niewyobrażalny smutek patrząc na nie. Miałam czasem wrażenie, że DRESZCZ nie zwrócił nam wszystkich wspomnień. Że może miałam rodzeństwo... Ale szybko wyrzuciłam tę myśl z głowy. Musiałam myśleć trzeźwo.

Ucieczka.

Wolność.

To dwa słowa, jedyne słowa, które motywowaly mnie do uciekania

Przyjaciele.
Bezpieczeństwo.

Te jednak trzymały mnie tutaj i nie chialy mnie puścić.

Jednak pragnienie bycia wolnym zwyciężyło.

Przecież to DRESZCZ nas tutaj zamknął...

Ruszyłam za resztą do wyjścia, w międzyczasie krzycząc, że kryje tyły.

Będę miała jeszcze szansę, żeby stchórzyć, zostać tutaj.

Po cichu przemykałyśmy korytarzami, tak aby nie zwrócić uwagi ewentualnego delikwenta patrolującego siedzibę.

Ale los chyba chciał, żebym je zostawiła i usłyszałam jakieś szybkie, głośne kroki z bocznego korytarzyka. Jak ostatnia idiotka odwróciłam się na pięcie i uciekłam.

Po prostu zwiałam, jak nie ja.

Pierwszy raz w swoim marnym życiu stchórzyłam.

A uciekłam do grupy A, bo wiedziałam, że tam mnie przyjmą, że tam mam przyjaciół.

Zdyszana zaczęłam walić pięściami w drzwi i otworzył mi Minho. Wyprzedzając wszystkie jego pytania wycharczałam:

- Dziewczyny zwiały.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro