Rozdział 7
Ludziki! Zamierzam zmienić nazwę użytkownika. Będę nadal podpisywać się cukrojadek! 🤓❤️ To [zmiana nazwy] z powodu odkrycia, że polski jutjub jest kiepski, a brytyjski genialny
Górolot czekał na nas w jednym z hangarów. Weszliśmy do niego i usiedliśmy przy wielkim stole. Prawie nie poczułam gdy maszyna oderwała się od ziemi. Skrzyżowałam ręce.
-Tłumaczcie się-wycedziłam. Spojrzałam na Newta wzrokiem, który teoretycznie powinien go zabić.
-Eeee, więc-zaczął Luke. Collin przerwał mu.
-Chodzi o to, że zniszczyliśmy DRESZCZ, a przynajmniej mocno osłabiliśmy. Nie ma już Zmiennych. Jesteście jak zwykłe dzieciaki. Zanim polecimy do miejsca docelowego, zatrzymamy się w Denver u takiego jednego faceta, który usunie wam różne świństwa DRESZCZU.
-Po pierwsze jakie świństwa? Po drugie czemu nie mówiliście?- zapytałam, powoli rozluźniając się. Powoli zaczynałam przestawać gniewać się na moich przyjaciół. Żadne moje fochy nie zmienią naszej sytuacji, mogą ją nawet pogorszyć, a ja będę mieć wyrzuty sumienia.
-Holly, my się o ciebie martwiliśmy...-powiedział Newt, znowu patrząc mi w oczy. Dobra kit z tym; jesteśmy bezpieczni, zdrowi, żywi. Nie wytrzymam tego, że teraz, i tak załamany psychicznie Newt bedzie się dodatkowo obwiniał. Wstałam i obeszłam stół dookoła. Objęłam chłopaka i uścisnęłam.
-Nie obwiniaj się- szepnęłam mu do ucha. Wróciłam na swoje miejsce.
-Nie zastanawiało was to, że nikt nawet nie wspomniał o grupie B? - spytała Kate, przerywając ciszę. Ej, dobre pytanie.
-Spokojnie, uciekły jako pierwsze, a w DRESZCZ'u ukrywano przed wami chaos, który panował po ich ucieczce- Collin poklepał Kate po plecach.
-Dobra nie będę wnikać w wasze chore plany. Jeszcze tylko dwie sprawy. Po pierwsze gdybym uciekła z nimi, to mam rozumieć, że siedziałabym sobie spokojnie z nimi w Denver. A po drugie mamy coś do żarcia, nie jadłam nic od śniadania- moja przyjaciółka zrobiła smutną minkę i poklepała się po brzuchu.
-Ej śniadanie było pół godziny temu!-zauważył Minho [ pięćdziesiąt punktów dla Gryffindoru, za spostrzegawczość] kiedy kończyliśmy pałaszować naleśniki, które cudem znaleźliśmy w koszach z jedzeniem. Nie wiem jak się tam znalazły, ale podejrzewam, że Collin miał wtyki w stołówce.
Kilka godzin później lądowaliśmy. Jezu, dostać się do Denver to tak jak, jak patrzeć na Newta i się nie ślinić. Dobra złe porównanie. Tego nie było. Wracając, żeby wejść do miasta trzeba być zdrowym. Wtedy zaczęły się nasze problemy.
-Wpuśćcie nas, jesteśmy odporni- nawoływał do kamerki Minho. Collin nie miał tak wesołej miny. Chyba nie pomyślał o tym jak wejść do miasta skoro wszyscy jesteśmy zarażeni, ale odporni. Pewnie nie chcą nas wpuścić bo nie wierzą w naszą odporność i boją się, że zaczniemy się rzucać jako ci dzicy Poparzeńcy- pomyślałam.
-Tylko dww-iee osooby nie są zarażone- powiedział ochroniarz, przez dziwny szeleszczący głośnik-Dziewczyna w kitce i chłopak w okularach.
Popatrzyliśmy po sobie. Ja- oczywiście, oraz Sam.
-Dobra, idziecie- zadecydował Newt- Ściągacie tu Hansa z maszynerią i dziewczyny, a my zaczekamy w górolocie.
Szybko poszło. Collin kiwnął głową na zgodę, a pozostali tylko wzruszyli ramionami. Pomachałam do kamery. Światełko na małych drzwiach błysnęło na zielono, a my szybko weszliśmy.
Miasto było prawie całkowicie puste. Nieliczni chodzili po ulicach, większość siedziała w domu bojąc się zarażenia. Na szczęście Hans mieszkał niedaleko od wejścia do miasta więc szybko znaleźliśmy jego mieszkanie.
-Usunięcie wam tego świństwa zajmie chwileczkę- powiedział Hans sadzając nas na dwóch leżankach, takich samych jak te w organizacji. Kazał nam się położyć i zrelaksować. Na moment straciłam świadomość, a chwilę później znów wiedziałam wszystko. Pamiętałam moją rodzinę. Po tylu latach znów ich pamiętam.
-Sam?-zapytałam przyjaciela- Czy ty też znów wszystko pamiętasz?
-Tak. Najgorszy błąd życia. Pozwoliłem sobie przywrócić pamięć- oczy mu się zaszkliły.
-Dzieciaki, rozumiem, że jesteście roztrzęsione, ale musimy szybko znaleźć dziewczęta z grupy B i iść do pozostałych, ponieważ DRESZCZ nadal może ich kontrolować.
-Skąd pan to wie?-zapytałam przytulając Sama. Czułam przez jego koszulkę, że serce powoli zaczyna mu się uspokajać.
-Pracowałem w DRESZCZU, dopóki nie powiedziałem co sądzę o ich działaniach. Poza tym komunikowałem się z Collinem. Przecież wiedziałem o waszym przyjściu. No nie?
Przez chwilę staliśmy w ciszy patrząc się na siebie. Zakręciło mi się w głowie. Pamiętam mój dom. On był na przedmieściach dużego miasta. Miasta, które przetrwało. Denver. Mam okazję znów spotkać rodzinę. Może nawet ich uratować. Zabrać na pokład górolotu i odlecieć jak najdalej od tych chorych wydarzeń.
-Możemy po drodze odwiedzić jedno miejsce?- zapytałam i uśmiechnęłam się sama do siebie.
*************************************
Kochani! Przeszła mi faza na TMR, więc to ff powoli zbliża się do końca. Jeszcze 7 rozdziałów takich treściwych, a później tylko jak mnie wena złapie będę dodawać krótkie epilogi. Dzisiejszy rozdział fujowy, ale od miesiąca oglądam takich brytyjskich youtouberów [Danisnotonfire, Amazingphil i Kickthepj] A tak poza tym to zmiana w obsadzie. Zmienił się Collin, ponieważ Eddie był troszkę za stary do tej roli, jak to dłużej przemyślałam. I teraz PJ Liguori jest Collinem. Zmieniłam już w rozdziale z obsadą ale rzucę jeszcze tu kilka zdjęć PJ'a.
Peej+ukulele=👌
Ten kubek. Potrzebujem go.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro