VI
Yeah I think about the end just way too much,
But it's fun to fantasize,
On my enemies I wouldn't wish who I was,
But it's fun to fantasize.
Otworzyłam drzwi i cicho weszłam do domu.
-Gdzie byłaś? - usłyszałam znajome burknięcie.
-Na spacerze - teoretycznie to nie było kłamstwo. Może nie cała prawda, ale również nie kłamstwo.
Podszedł do mnie.
-Pozwoliłem ci wychodzić? - zapytał. Nie odpowiedziałam. Ścisnął moją twarz, unosząc ją do góry. - Pozwoliłem?
Pokręciłam przecząco głową.
-Wspaniałe. Zbieraj się, wychodzimy.
-Gdzie?
-Gdzieś. Co cię to kurwa obchodzi?
Złapał mnie za rękę i wyszliśmy z domu.
Praktycznie wepchnął mnie do samochodu. Zapięłam pas, biorąc głęboki oddech. Chris siadł po drugiej stronie.
Drogę przebyliśmy w milczeniu. Kiedy samochód zatrzymał się na parkingu przy opuszczonej fabryce, odetchnęłam cicho z ulgą. Byli tutaj jego koledzy, więc miałam choć chwilę spokoju.
Wyszliśmy z pojazdu. Chris podszedł do kolegów, a ja oparłam się o samochód, przyglądając się im. Byli już lekko wstawieni, jednak nie widzieli żadnej przeszkody w dalszym piciu. Nawet ich chęć zrobienia nielegalnych wyścigów nie psuła ich planów w nachlaniu się.
Wcisnęli Chrisowi puszkę z piwem, którą on opróżnił w kilka sekund. Nie oszukujmy się, miał w tym niezłą wprawę po tylu nocach spędzonych w klubie.
Grupa rozeszła się do swoich samochodów. Już wiedziałam, co to oznacza.
-Wsiadaj mała - powiedział, siadając na miejscu kierowcy. Zrobiłam to, co mi kazał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro