Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Beverly Hils, California...

Declan siedział w swoim biurze w ekskluzywnej willi na obrzeżach Beverly Hills i jak co dzień pracował, robiąc interesy z Rosjanami, uzgadniając kolejny rzut nielegalnej broni, kiedy do gabinetu wszedł jego brat Joshua.

— Declan mamy zdrajcę — oznajmił, siadając na fotelu, obok jego biurka.

— Hmm... — Mężczyzna był tak zajęty konwersacją z Rosjaninem, że nawet nie zauważył obecności brata.

— Declan, mówię do ciebie — Joshua podniósł się z fotela, nachylając się nad otwartym laptopem brata.

— Серги, поговорим позже, я позвоню тебе. (Sergiej, porozmawiamy później, odezwę się do ciebie) — powiedział po rosyjsku do jednego ze swoich biznesowych partnerów, po czym zamknął laptopa, spoglądając na twarz brata.

Declan był bardzo inteligentnym i wykształconym człowiekiem, z ogromną kulturą osobistą i elokwencją. Na pierwszy rzut oka, nie wyglądał na bandziora, który każdego dnia zabijał ludzi i robił nielegalne interesy. Był zawsze spokojny i opanowany, a sposób, w jaki się wypowiadał, wzbudzał w ludziach podziw. Jego dobrą cechą było także to, że szanował kobiety i był prawdziwym dżentelmenem. Przystojny mężczyzna kochał płeć piękną i często, bardzo często zmieniał partnerki. Wysoki szatyn, z burzą gęstych włosów i ciemną oprawą oczu, a także śnieżnobiałym uśmiechem, podbijał serca wielu kobiet, jednak żadna nie gościła miejsca na dłużej przy jego boku. Declan był zbyt przystojny i zbyt pewny siebie, by pozostać przy jednej kobiecie. Korzystał ze swojej młodości i władzy, jaką posiadał, czerpiąc z życia na sto procent. Był jednak rozważny i jeśli chodziło o interesy, zawsze skrupulatnie dobierał sobie ludzi, z którymi pracował. Miał w kieszeni policjantów, polityków, sędziów i innych przedstawicieli władz, ale z drugiej strony, każdego dnia musiał stawiać czoła ludziom, tym mniej przekupnym.

To, czym się zajmował nie, wzbudzało w nim dumy, ale nawet jeśli on zaprzestałby swojej działalności, to na jego miejsce wskoczyłoby inne stado, psychopatycznych świrów, żądnych władzy i pieniędzy.

— Co mówiłeś bracie? — zapytał, zdejmując z nosa okulary, w których zawsze pracował.

Dwa lata młodszy brat Declana, trzydziestoczteroletni Joshua, westchnął głośno, mamrocząc coś pod nosem.

— Joshi, nie mamrocz pod nosem, tylko powiedz, po co przyszedłeś. — odparł wysoki szatyn, podnosząc się z wygodnego fotela, zapinając guziki w swojej jasnej eleganckiej i szytej na miarę marynarce.

— Mówiłem, że razem z chłopakami znaleźliśmy naszego małego chujka, który nas sprzedał psom — warknął w stronę brata, poprawiając skórzaną kurtkę, którą miał na sobie.

Jego młodszy brat miał zdecydowanie inny charakter i styl, niż on, a do tego był narwany i wybuchowy, co nie zawsze podobało się Declanowi. Szatyn pokręcił głową, cwaniacko cmokając ustami, po czym odezwał się do brata.

— Joshua, ile razy cię proszę, abyś nie przeklinał i zachowywał się jak człowiek, a nie zwierzę wypuszczone z klatki na wolność. Jesteś moją prawą ręką, a nie potrafisz się nawet stosownie ubrać. Mógłbyś czasem założyć na siebie coś innego niż ta sprana kurtka i spodnie z dziurami na kolanach. Nie, no owszem, nie będę ingerował w to, co nosisz na co dzień, ale czasem mógłbyś zmienić ciuchy, kiedy na przykład robimy interesy z naszymi ważnymi klientami. Błagam cię, jutro lecimy na Kubę, więc proszę cię, załóż na siebie jakiś porządny ciuch.

Młodsza kopia starszego brata, prychnął na jego słowa, mówiąc.

— Przyszedłem z tobą porozmawiać, o tym f... — Brunet ugryzł się w język, w momencie, kiedy chciał wypowiedzieć słowo fiut. — Co mamy zrobić z tym, no jak on ma? — zapytał, znudzony, przeczesując dłonią swoje lekko potargane włosy.

— Kellan. Kellan ma na imię, mój drogi bracie — oznajmił, spoglądając na niego, będąc już lekko zmęczonym ciągłą nieroztropnością i zapominalstwem swojego młodszego brata.

— No więc, co z tym całym pieprzonym Kellanem, bo się trochę spieszę — warknął podirytowany tym, że jego starszy brat zawsze, ale to zawsze potrafił zachować spokój i zimną krew, nawet w sytuacjach najbardziej kryzysowych. Podziwiał go za to, ale także czasem bardzo irytowało go jego zachowanie i sposób bycia. On należał do tej drugiej grupy ludzi, którzy nie analizowali wszystkiego i brali świat takim, jaki był, bez zbędnego myślenia, co dalej.

— Zamknijcie go w gościnnym, niech sobie trochę człowiek odpocznie. Ja nie mam dziś ochoty psuć sobie nastroju, patrząc na jego zdradziecką, parszywą facjatę — powiedział, spoglądając na swoje wypielęgnowane paznokcie.

Mówiąc gościnny, mężczyzna miał na myśli ciemną, wilgotną piwnicę, pełną szczurów i innych gryzoni.

— My naprawdę jesteśmy od jednej matki? — zapytał młodszy, kręcąc tylko głową.

— Zapewniam cię, że od jednej — uśmiechnął się, po czym poklepał brata po ramieniu.

— Tobie te prochy chyba już mózg wypaliły, bo gadasz od rzeczy — podsumował go Joshua, na co Declan, zmarszczył swoje gęste ciemne brwi.

— Nie rób ze mnie narkomana braciszku. Kupując towar, muszę wiedzieć, czy jest wart swojej ceny i czy zapewni mi wystarczający przypływ gotówki. Gdybyś się trochę zaangażował w nasz biznes, to nie musiałbym wszystkiego załatwiać sam. Wybacz, ale mam kilka spotkań biznesowych i muszę się odpowiednio przygotować. Zapewnijcie naszemu gościowi, odpowiednie warunki i nie pozwólcie, żeby był niezadowolony z naszej gościnności, ale błagam cię Joshi, tym razem załatw to po cichu tak, żeby matula się nie denerwowała — pogroził palcem bratu przed nosem, wychodząc z pomieszczenia, kierując się do swojej eleganckiej i bardzo przestronnej sypialni, by przyszykować się na wyjście do teatru.

Mężczyzna był wielkim fanem sztuki i uwielbiał różnego rodzaju spektakle teatralne, muzykę poważną, a także wyjścia do opery. Kochał sztukę i kolekcjonował ją w swoim domu bardzo namiętnie.

Garden Grove, California...

Holly Evans, młoda śliczna dwudziestopięcioletnia agentka FBI, która od niedawna zaczęła swoją karierę w policji, samotnie wychowywała swoją pięcioletnią córkę Stellę. W przeszłości nie zawsze była uczciwą obywatelką swojego kraju, a na swoim koncie posiadała kilka nielegalnych wyskoków, które za sprawą jej nieżyjącego już ojca policjanta, zostały dobrze ukryte, umożliwiając córce służbę w policji.

— Holly, do kurwy nędzy skup się! — krzyczał przystojny mężczyzna i jednocześnie trener młodej policjantki.

Młoda agentka od kilku lat trenowała boks, ucząc się przy tym samoobrony, która w jej pracy była bardzo potrzebna, by bronić się przed groźnymi przestępcami i najgorszymi szumowinami w swoim mieście.

— Lucas, nie mam siły — wysapała zmęczona blondynka, kładąc się na macie i oddychając jak parowóz. Przystojny umięśniony mężczyzna, usiadł obok kobiety, podając jej butelkę wody mineralnej, spojrzał na nią zaniepokojony.

— Holl, dzieje się coś? Ostatnio jesteś jakaś nieobecna i wystraszona.

Lucas sam był gliną i to jednym z najlepszych, potrafił odczytywać ludzkie emocje i był przyjacielem młodej agentki, która dopiero co wkraczała w wielki świat ciągłych pogoni za przestępcami, wiecznej niepewności i strachu o swoje życie i życie najbliższych.

— Nic się nie stało, po prostu ostatnio mało śpię i jestem trochę przemęczona, a to, że zaraz dostanę swoją pierwszą poważną sprawę, przyprawia mnie o zawroty głowy i potworne nudności — Blondynka kłamała, próbując odwrócić uwagę przyjaciela, by wcisnąć mu byle jaką historyjkę.

— Holl, nie pierdol! Znamy się długo i wiem, że to nie to, więc skończ pieprzyc i powiedz mi, o co chodzi — Lucas nie dawał za wygraną, a młoda agentka wiedziała, że z nim nie wygra i prędzej, czy później mężczyzna wszystko od niej wyciągnie.

— Na horyzoncie pojawił się mój były chłopak i nagle sobie przypomniał o córce, kiedy jej mama wstąpiła do policji — wyszeptała, spuszczając głowę na matę.

— Czego chce? — zapytał, gładząc dłonią jej nagie ramiona.

— A jak myślisz? To duże dziecko i w głowie mu tylko picie i ćpanie. Ostatnio odwiedził mnie, kiedy usypiałam małą i powiedział, że teraz, kiedy pracuje w psiarni i zrobiła się ze mnie prawowita obywatelka, a nie chcę, żeby moja przeszłość wypłynęła na światło dzienne, to mam mu dostarczać dragi i kasę.

— I co zrobiłaś? — zapytał.

— A jak myślisz? Przystawiłam mu do fiuta broń i kazałam spierdalać, ale jak go znam, to nie odpuści i jeszcze nabruździ mi w papierach. Byłam kretynką, że jako nastolatka zadawałam się z takim dupkiem — warknęła zła, na co mężczyzna wybuchł głośnym śmiechem.

— Mam się nim zająć? — zapytał, cmokając przelotnie jej mały nos.

— Co chcesz zrobić?

— Nie martw się, nie zabiję go, chociaż bardzo bym chciał — zaśmiał się, odpychając lekko od siebie śliczną młodą kobietę.

— Jesteś kochany, ale nie wiem, czy to dobry pomysł — odparła, kręcąc głową na boki.

Mężczyzna miał ochotę trochę rozładować nieprzyjemną atmosferę tej rozmowy i całym ciałem naparł na blondynkę, przygniatając ją do materaca, łaskocząc jej jędrne i wypracowane na siłowni seksowne mięsie całego ciała.

— Lucas, wariacie! — chichrała się młoda agentka, próbując się wydostać z żelaznego uścisku wielkiego mężczyzny.

— Kocham, kiedy się uśmiechasz — wyszeptał, próbując pocałować jej pełne malinowe usta.

Kobieta nie lubiła mieszać pracy, z życiem prywatnym i nie uważała związków w pracy, więc czym prędzej odwróciła głowę, nie pozwalając się pocałować.

Owszem mężczyzna bardzo się podobał kobiecie i dobrze się czuła w jego towarzystwie. Kiedyś nawet myślała, że może ich łączyć coś więcej niż tylko wspólne treningi, ale w końcu zdała sobie sprawę, że musi się skupić na pracy, a na dodatek zapewnić córce odpowiednie warunki i wychować ją jak najlepiej potrafi.

Przez chwilę para patrzyła sobie w oczy, a między nimi panowała niezmierna cisza. Mężczyzna skanował jej piękną twarz, a ona intensywnie wpatrywała się w jego cudowne zielone spojrzenie. Lucas, powoli, bardzo powoli nachylił się w jej kierunku, koniuszkiem języka przejechał po jej spierzchniętych wargach, kiedy do sali gimnastycznej weszło dwóch mężczyzn, których kobieta nigdy nie widziała na oczy. Para speszona, poderwała się z materaca, a Holly nerwowo poprawiała swoje rozczochrane blond włosy.

— Agentka Holly Evans? — zapytał jeden z mężczyzn, wyjmując z kieszeni marynarki swoją odznakę.

Kobieta skinęła głową, nie mogąc wykrztusić z siebie żadnego słowa.

— Witam, jestem Phil Bird, a to mój partner Richard Wilson. Od dziś pracuje pani dla nas, proszę za mną.

— Chwileczkę! — krzyknęła za mężczyznami, nie wiedząc, o co chodzi. — Moim szefem jest kapitan Mark Anderson.

Grubszy i starszy agent, zatrzymał się przy drzwiach, odwrócił się do kobiety, mówiąc.

— Od dziś ja jestem pani szefem, a kapitan Mark oddał nam panią w nasze ręce. Proszę się ubrać, czekamy na panią w czarnej furgonetce.

Mężczyźni opuścili pomieszczenie, a kobieta dziwnie spojrzała na swojego trenera i przyjaciela w jednym.

— O co tu chodzi?

— Nie mam pojęcia, ale nie podoba mi się ten stary gruby fiut — odparł, kładąc dłonie na jej ramionach, spoglądając w jej piękne czarne oczy.

— Muszę zadzwonić do Marka i zapytać, o co tu chodzi — odparła, po czym wspięła się na palce, składając na policzku mężczyzny delikatnego całusa.

— Uważaj na siebie i daj znać, co ci powiedział — wyszeptał w jej twarz, po czym pozwolił kobiecie opuścić pomieszczenie.

***

— Mark, nie rozumiem, miałam być pod twoją opieką, o co tu chodzi? — krzyknęła do słuchawki zła agentka.

— Posłuchaj mnie pszczółko. Nie miałem wyjścia, przyjechało do mnie do biura dwóch agentów i powiedzieli, że mają pozwolenie od góry, żeby zabrać cię na szkolenie, a potem na jakąś grubą akcję — tłumaczył się starszy mężczyzna, który traktował Holly jak swoją córkę.

Mężczyzna był dobrym przyjacielem ojca młodej agentki i obiecał mu przed śmiercią, że zaopiekuje się jego córką i poprowadzi ją na dobrą drogę.

— Jestem świeża i nie mam doświadczenia na takie akcje! Mark, o co tu chodzi?

— Nie wiem perełko, ale się dowiem, a ty rób, co ci każą i nie przynieś nam wstydu. Jesteś zdolną bestią i ze wszystkim dasz sobie radę — powiedział, po czym zakończył połączenie, a kobieta wystraszona nie wiedziała, co powinna zrobić.

Wzięła szybki prysznic po intensywnym treningu, po czym jeszcze raz pożegnała się z Lucasem i wyszła przed budynek, kierując swoje kroki do czarnej furgonetki, gdzie czekali na nią dwóch obleśnych agentów FBI.

— O to wszystkie dokumenty, z którymi się zapoznasz i nauczysz się na pamięć każdego szczegółu w nich zawartego, a potem czeka cię mnóstwo szkoleń i nauki, przed twoim zadaniem.

Kobieta zszokowana otworzyła białą teczkę, z której wysypały się zdjęcia i różnego rodzaju notatki. W dłoń wzięła jedną fotografię, na której był przystojny wysoki szatyn w towarzystwie pięciu innych mężczyzn. Wszyscy byli w średnim wieku i wyglądali mniej więcej na trzydzieści, trzydzieści kilka lat. Jeden z nich przykuł znaczną uwagę blondynki, a mianowicie ten wysoki szatyn w przeciwsłonecznych okularach, ubrany w jasny, dobrze skrojony garnitur. Prezentował się naprawdę dostojnie i dystyngowanie.

— Kim są ci mężczyźni? — zapytała, podnosząc wzrok na starszych agentów.

— Ten w środku w jasnym garniturze, to Declan Halle, po prawej jego brat Joshua, a pozostali, to jego przydupasy, duży Jacob Smith, Daniel Jackson, William White, Logan Jones. To jeden najgroźniejszy i najcięższy w schwytaniu skurwiel i mafioso, który chodzi po tej planecie, a twoim zadaniem będzie wniknąć do jego świata i wystawić go nam na złotej tacy. Ten człowiek handluje narkotykami i bronią na całym świecie, robiąc interesy z najgorszą szumowiną, a do tego jest przebiegły i nad wyraz inteligentny.

— Dlaczego ja? — wyszeptała, przełykając ogromną gulę w gardle.

— Znamy twoją przeszłość i jeśli chcesz zrobić karierę w policji, radzę się nam nie sprzeciwiać i robić to, co ci każemy.

— To jebany szantaż! — krzyknęła młoda agentka, totalnie wyprowadzona z równowagi, za co dostała w twarz od jednego z mężczyzn.

— Posłuchaj mała szmato. Nie jesteś tu niezastąpiona, nie pomożesz nam, to znajdziemy inną ścierkę, która zrobi to tak czy siak, a ty i twoja rodzinka pożegnacie się z życiem. Twoja córeczka... jak jej było? A tak, już pamiętam... Stella, śliczna dziewczynka po mamusi, chyba nie chcesz, żeby stała się jakaś krzywda, prawda? Twoja mama, też niczego sobie kobiecina i wolna do wzięcia. Więc jak? — Słowa mężczyzny wywołały w kobiecie zimny dreszcz, po czym spuścił jej dosłownie wiadro zimnej wody na głowę.

— Kim wy jesteście i o co wam tak naprawdę chodzi? — zapytała, a jej głos drżał niemiłosiernie.

— Im mniej wiesz, tym dłużej żyjesz, a teraz grzecznie wrócisz do domu i zaczniesz uczyć się informacji zawartych w tej teczce. Niedługo, któryś z naszych agentów, skontaktuje się z tobą i radzę bez żadnych numerów. Piśnij komukolwiek słowo, a będziesz odwiedzać córkę na cmentarzu.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro