Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

# 4

Holly długo po wyjściu przystojnego gangstera nie mogła się pozbierać, dodatkowo jej przełożeni nie dawali jej spokoju i ciągle oczekiwali od niej przełomu w sprawie. Zastanawiała się, dlaczego agenci wybrali właśnie ją do tej całej maskarady i dlaczego wciąż jej grozili. Musiała się dowiedzieć czegoś więcej na ich temat, ale na razie, miała dużo nauki przed jutrzejszym wieczorem.

Siedziała w galerii do późna, przeglądając papiery i ucząc się nazw poszczególnych obrazów oraz ich historii. Nie mogła się jednak skupić, bo w jej głowie utkwił seksowny mężczyzna, który pachniał tak cudownie, że do tej pory czuła obok siebie jego obecność. Jego delikatny pocałunek na jej ustach i to spojrzenie.

— Stop! — upomniała samą siebie, uderzając się z otwartej dłoni w czoło. — Nie to nie możliwe, żeby taki facet był potworem i zabijał ludzi, a tym bardziej handlował narkotykami i bronią. Przecież z jego inteligencją i wyglądem, mógłby zrobić ogromną karierę wszędzie, po co mu gangsterka? — prowadziła ze sobą monolog, zadając sobie co chwilę to inne pytanie, na które niestety nie znała odpowiedzi.

Sama nie była w życiu święta i lubiła niebezpieczeństwo oraz adrenalinę, ale skończyła z tym raz na zawsze i teraz stała się prawowitą obywatelką swojego kraju, ale czy na pewno?

Zastanawiała się jaki sens ma służba w policji, kiedy nawet tu trafiają się takie kanalie jak Phil i jego przydupas Richard.

Declan Halle zafascynował młodą kobietę, ale nie chciała się przed sobą do tego przyznać, mało tego bała się ich kolejnego spotkania. Mężczyzna był cholernie przystojny i mógł mieć każdą kobietę, więc dlaczego zainteresował się nią? Może szukał kolejnej kobiety do zdobycia, a potem zmieni kierunek swoich poszukiwań i znajdzie sobie inną, ładniejszą?

— Wykonam zadanie i wracam do domu, do córeczki! — powtarzała sobie, spoglądając na stertę dokumentów. — Nie kurwa, ja tego się nigdy w życiu nie nauczę! Idiotka, w coś ty się wjebała?! Całe życie masz przejebane, to na koniec wylądujesz w jeziorze, jako pokarm dla rybek!

Nie mogła tak siedzieć bezczynnie i czekać, aż agenci, albo przystojny mafioso ja załatwią, musiała coś zrobić, więc nie wiele myśląc, zadzwoniła do swojego trenera boksu i serdecznego przyjaciela. Mężczyzna odebrał połączenie po drugim sygnale, serdecznie witając się z koleżanką.

— Cześć malutka, co tam u ciebie, jak nowi szefowie? Tęsknię tu za tobą i nie ma mi kto spuścić wpierdolu, także wracaj szybko do mnie kwiatuszku.

— Cześć Lucas — odpowiedziała, po czym w słuchawce nastała chwila ciszy.

— Holly, wszystko ok? — zapytał przejęty blondyn o pięknych zielonych oczach.

— Boję się Lucas — odpowiedziała na jednym wdechu i w tym samym momencie bardzo tego pożałowała.

— Ej! Co jest? Czego się boisz? — Holly na zawołanie potrzebowała wymyślić jakieś kłamstwo i niewiele myśląc, powiedziała.

— Boję się, że nie dam sobie rady z tą sprawą — Po drugiej stronie telefonu, wybuchł głośny śmiech policjanta.

— Zwariowałaś? Ty sobie nie poradzisz? Proszę cię, kto jak kto, ale ty?

— Lucas?

— Tak złociutka?

— Mógłbyś się czegoś dowiedzieć na temat moich nowych przełożonych? Są jacyś dziwni i nie mogę się z nimi dogadać. Tylko potrzebuję dyskrecji ok?

— No jasne, jak tylko będę miał chwilę, to poszperam i obiecuję, będę dyskretny jak cholera. Mała muszę kończyć, w razie czego dzwoń, kiedy będziesz potrzebowała męskiego wsparcia — mężczyzna zaśmiał się do słuchawki, poprawiając tym samym humor młodej agentce.

— Jasne, będę pamiętać zboczeńcu jeden. Pa

Młoda agentka miała nadzieję, że po tej rozmowie, przyjaciel nie będzie niczego podejrzewał i dyskretnie zdobędzie jakichś informacji na temat tych dwóch kanalii zwanych agentami.

Następnego dnia kobieta miała pełne ręce roboty, a jej galerię odwiedziło kilka osób, zainteresowanych kupnem kilku obrazów. Holly musiała być profesjonalna i sprostać swojemu zadaniu, by nikt niczego nie podejrzewał. O godzinie piętnastej miała już serdecznie wszystkiego dosyć, a czekało ją dziś przyjęcie u boku przystojnego mafioso. Licytacja, która miała się odbyć wieczorem u jednego z najbardziej wpływowych ludzi w mieście, nie polegała wyłącznie na sprzedaży obrazów i innych dzieł sztuki. Licytacja miała także dotyczyć okropnie drogiej biżuterii i różnego rodzaju drogich błyskotek. Holly jednak miała się zająć wyłącznie dziełami sztuki i do tego mocno się przygotowała.

Kobieta układała obrazy w porządku chronologicznym, kiedy do pomieszczenia wszedł kurier z ogromnym bukietem czerwonych róż.

— Dzień dobry, mam przesyłkę dla pani Holly Brown — powiedział młody mężczyzna, stawiając ogromny bukiet kwiatów na biurku kobiety. Holly zaskoczona, podeszła do kuriera, mówiąc.

— To chyba jakaś pomyłka proszę pana.

— Pani Holly Brown? — zapytał, zdejmując z nosa okulary przeciwsłoneczne.

— Yy... tak

— A więc żadnej pomyłki nie ma, to dla pani. Proszę tu pokwitować i już mnie nie ma — uśmiechnął się do niej, mrugając okiem.

— Dziękuję — wyszeptała, podpisując potwierdzenie odbioru.

— Miał gest, ale co się dziwić... Dla takiej pięknej kobiety pożyczyłbym pieniądze, żeby kupić takie kwiaty — Na słowa młodego mężczyzny Holly się zarumieniła, po czym spojrzała na ogromny przepiękny bukiet krwisto czerwonych róż, które tak pięknie i zmysłowo pachniały.

Mężczyzna pożegnał się z zakłopotaną kobietą, a Holly z całej siły zaciągnęła się aromatycznym zapachem kwiatów, przymykając na moment powieki. Ciekawa była, od kogo mógł być taki piękny prezent, ale jedyna osoba, która przychodziła kobiecie na myśl, to właśnie przystojny mafioso. Nie myliła się, bo kiedy otworzyła liścik, wsunięty pomiędzy płatki róż, oniemiała i momentalnie zrobiło jej się niewyobrażalnie gorąco.

Przez burzę twych włosów do ust się zakradam i skradam pocałunek, smakujący tak pysznie, wybornie, że tracę zmysły i pragnę więcej. Piękne kwiaty, dla jeszcze piękniejszej kobiety. Już nie mogę się doczekać dzisiejszego wieczoru, a ja ponownie posmakuję pani niebiańskich ust, dotknę pani skóry gorącej pożądaniem, włosów, które płyną jedwabiem, ust soczystych i obudzę w pani zmysły, błądząc dłońmi po zakątkach pani wspaniałego ciała„.

— Jestem w ciemnej dupie — powiedziała do siebie, siadając na swoim obrotowym krześle, załamując przy tym dłonie.

***

Declan tego dnia miał kilka spotkań biznesowych i pełne ręce roboty, ale nie zapomniał o pięknej kobiecie i smaku jej ust. Fascynowała go ta istota i była bardzo tajemnicza, co szatyn wprost uwielbiał w kobietach. Zapragnął ją zdobyć i posmakować jej wspaniałego ciała. Nie mógł się doczekać spotkania z nią i spędzenia kilku chwil sam na sam.

— Declan! — krzyknął Joshua, wchodząc do gabinetu szatyna. Mężczyzna podniósł wzrok na brata, po czym spojrzał ponownie w ekran swojego komputera, ignorując całkowicie obecność brata. Joshua przemierzył pomieszczenie, stając obok mężczyzny, po czym powiedział. — Słuchasz mnie?! Dlaczego mnie ignorujesz?

— Bracie, jestem zajęty, mógłbyś wyjść i zamknąć za sobą drzwi z drugiej strony? — odezwał się w końcu szatyn, obdarowując brata mętnym spojrzeniem.

— Nie, nie mógłbym, dopóki nie porozmawiamy! — odpowiedział brunet, zajmując miejsce w fotelu naprzeciwko biurka szatyna. Declan westchnął, zdjął okulary z nosa, po czym wstał ze swojego miejsca. Podszedł bliżej brata, nachylił się nad nim i zapytał.

— O czym chcesz ze mną rozmawiać?

— Chciałem cię przeprosić za tamto z Sergiejem, ale zobaczyłem fajną furę, kiedy do niego jechałem i tak jakoś wyszło — powiedział, uśmiechając się nieznacznie.

— Masz takich fur, jak ty to nazywasz kilka tutaj, które stoją w garażu i zarastają kurzem. Nie zdajesz sobie sprawy, że w tym, co robimy, musimy mieć oczy z tyłu głowy? Jeden mały błąd, a życie w luksusie z mnóstwem panienek pryska, jak bańka mydlana, bądź domek z kart. Idziesz do pierdla albo gorzej, do piachu, a na twoje miejsce wkracza gorsza menda i kanalia. Przez dziesięć lat staram się, jak mogę, byś miał wszystko, a ty zachowujesz się jak idiota i bęcwał. Masz w ogóle mózg? — zapytał z ironią w głosie, na co jego brat wstał z fotela, krzycząc

— Declan do cholery! Mamy wszystko, a żyjemy jak zwykli ludzie. Ja chcę czegoś więcej!— Declan wybuchł śmiechem, łapiąc się za brzuch.

— My nie żyjemy jak zwykli ludzie. Zwykli ludzie każdego dnia nie walczą z innymi gangami, strzelają, czy szmuglują narkotyki. Zwykli ludzie nie pławią się w luksusach jak ty i ciężko pracują, by powiązać koniec z końcem. Ty masz wszystko, władzę, pieniądze, panienki na każdą noc inną, a mimo wszystko ci mało. Nie będę więcej z tobą rozmawiał na ten temat, a jeśli twoje zachowanie się nie zmieni, to poproszę cię, abyś opuścił nasz dom i żył na własną rękę. Z rąk Sergieja cię uratowałem, ale z innych może nie pójść mi tak łatwo, a jeśli tobie nie zależy na życiu i chcesz skończyć jak nasz ojciec, proszę bardzo, droga wolna. Dziś jest bankiet u Roberta i chciałbym, żebyś się tam pojawił razem ze mną.

— A niby dlaczego? — zapytał, na co Declan westchnął głośno.

— Ponieważ mam zamiar zrobić z nim mały interes i chcę, abyś mi pomógł. Mogę liczyć na twoją pomoc, czy ponownie wpakujesz mnie w kłopoty?

— Masz rację. Przepraszam, pomogę ci, ale na Boga, proszę cię, nie bądź takim sztywnym fiutem, bo jesteś okropnie nudny. Wyluzuj trochę, bo żyłka ci pierdyknie — Szatyn parsknął śmiechem, po czym pokiwał głową, a następnie wrócił do swojej pracy.

Wieczorem, kiedy mężczyzna szykował się na bankiet, zadzwonił do niego telefon.

— Derek? — zapytał zdziwiony, poprawiając czarną, elegancką muszkę pod szyją.

— Szefie, mamy ogromny ładunek i wymyśliłem, jak to przetransportować do kraju! — krzyknął podekscytowany mężczyzna, a Declan uśmiechnął się pod nosem.

Derek miał głowę na karku i nieźle kombinował, by zawsze, ale to zawsze zapewnić transport narkotyków. Lubił z nim pracować, ponieważ był profesjonalistą, i czasem żałował, że Joshua nie jest taki, jak jego pracownik.

— Bardzo się cieszę, a jesteś pewien, że to się uda? — zapytał.

— Jasne, już mam wszystko załatwione, a psiarnia dostała fałszywy cynk, także wszystko się uda. Transport odbędzie się pojutrze, a co do miejsca, to skontaktuję się z panem.

— Oczywiście, w takim razie czekam na informację, a tymczasem muszę kończyć, mam interesy do załatwienia.

— Jasna sprawa szefie, do usłyszenia — Mężczyzna zakończył połączenie, a następnie szykował się na spotkanie z piękną Holly.

***

— Sto tysięcy po raz pierwszy — powiedziała dumnie agentka, prowadząc aukcję w eleganckiej i cholernie ekskluzywnej willi jednego biznesmena.

Kobieta stała w wielkiej sali bankietowej i czuła się jak księżniczka albo raczej, jak kopciuszek. Wszędzie panował przepych i niewyobrażalne bogactwo. Wszyscy goście elegancko ubrani, a kobiety aż kłuły po oczach biżuterią i szykownymi strojami. Holly także tego wieczoru wyglądała pięknie. Miała na sobie czerwoną obcisłą sukienkę na bardzo cieniutkich ramiączkach, bez pleców i z dużym dekoltem sięgającym jej aż do pępka. Materiał jej eleganckiej sukienki zakrywał wszystkie strategiczne miejsca na jej ciele, ale z drugiej strony jej kreacja była nad wyraz seksowna i zmysłowa, a spojrzenia mężczyzn niezwykle palące i dosłownie przeszywające, nieco onieśmielały młodą kobietę.

— Sto dwadzieścia — powiedział starszy mężczyzna z końca sali.

— Sto dwadzieścia, dla pana w bordowym smokingu — powtórzyła, uderzając młotkiem w okrągłą deseczkę.

— Sto pięćdziesiąt — krzyknęła starsza kobieta z burzą loków na głowie.

— Sto pięćdziesiąt, dla pani w pięknej fryzurze — uśmiechnęła się do kobiety, dostrzegając w oddali Declana Halle.

Mężczyzna wyglądał jak młody Bóg, jak zwykle elegancki i szykowny, prezentował się na tle tych wszystkich ludzi dosłownie powalająco. Jak zwykle w obecności swoich ochroniarzy, ale obok niego szedł równie przystojny mężczyzna i jak poznała ze zdjęć, które widziała, to był jego brat Joshua. Obaj mężczyźni wyróżniali się z całego tłumu gości, ponieważ biła od nich niezwykła siła i pewność siebie, a ich spojrzenia dosłownie miażdżyły. Kobieta wciągnęła mocniej powietrze do płuc, kiedy ich spojrzenia spotkały się ze sobą, a przystojny mafioso uśmiechnął się delikatnie do niej, po czym skinął głową na przywitanie.

— Sto pięćdziesiąt po raz pierwszy po raz drugi, po raz trzeci. Sprzedane! — uderzyła młotkiem, kończąc aukcję.

Jej dłonie drżały, a serce waliło niemiłosiernie, ale nie mogła dać po sobie poznać, że cholernie się boi, a jednocześnie, że jest bardzo podniecona.

— Drodzy państwo — wróciła się do wszystkich obecnych. — Ze swej strony bardzo państwu dziękuję, za wspaniałą licytację i za hojność z państwa strony. Nie przedłużając, oddaję głos organizatorowi tej aukcji i zaprosić państwa już za moment, do licytowania przepięknej biżuterii, która może być idealna dla waszych partnerek panowie — Wypowiadając ostatnie słowa, spojrzała po wszystkich mężczyznach, uśmiechając się nieznacznie, a następnie zeszła ze sceny, wpadając dosłownie na seksownego szatyna.

— Szampana? — zapytał szarmancko, chwytając jej delikatną dłoń i składając na niej delikatny pocałunek. Skinieniem głowy przywołał do siebie kelnera, a następnie wziął dwa kieliszki z musującym winem i podał jeden kobiecie.

— Dziękuję — odpowiedziała nieśmiało agentka, po czym zamoczyła usta z musującym trunku, a jej podniebienie właśnie dosięgało raju. Nigdy wcześniej nie miała okazji pić prawdziwego szampana, a ten smakował naprawdę wybornie. — Hmmm, pyszny — wymruczała, na co mężczyzna wciągnął głośno powietrze do płuc, bo w tym momencie wyobraził sobie ten dźwięk, w nieco innych okolicznościach. — Nie licytował pan — wyszeptała.

— Niestety, spóźniłem się, ale jest jeszcze jedna aukcja, która może mnie zainteresuje — odparł, oferując kobiecie swoje ramię. Holly złapała mężczyznę pod rękę, a następnie udali się bliżej sceny, gdzie tym razem prezentacje biżuterii prowadził starszy mężczyzna.

Holly nie mogła uwierzyć, że jest w takim miejscu, wśród bogactwa i przepychu. Na moment zapomniała o tym, że jest tu służbowo i ma zadanie do wykonania. Poddała się chwili i cieszyła z towarzystwa przystojnego mężczyzny, kiedy to on bacznie ją obserwował.

— Piękny — wyszeptała do Declana, widząc prezentowany właśnie naszyjnik wysadzany małymi diamentami.

— Podoba się pani? — zapytał, na co skinęła głową, a następnie powiedziała.

— Muszę się przewietrzyć, przeproszę pana na moment.

— Mogę pani towarzyszyć? — zapytał, jednak nie dał jej szans na sprzeciw, dodając. — Nalegam — Chwycił ją pod rękę, a skinieniem głowy dał znak jednemu ze swoich ludzi, by zajęli się licytacją owego naszyjnika.

Para wyszła na taras, siadając na huśtanej ławce, wśród pięknej zieleni. Na zewnątrz było ciepło, a noc piękna i gwiaździsta. Księżyc oświetlał ich twarze oraz kilka małych latarni ustawionych wokoło ogromnego tarasu. Z głośników grała nastrojowa muzyka, a inni goście przechadzali się po dużym pięknym i bogato urządzonym ogrodzie, delektując się ciepłym powietrzem.

— Duszno tam prawda? — zapytał, przejeżdżając opuszkiem palca, po jej odkrytym ramieniu, na co kobieta momentalnie zareagowała, a na jej ciele pojawiły się przyjemne dreszcze. Kobieta nie miała mężczyzny w swoim życiu, odkąd na świecie pojawiła się jej córka, a fakt, że teraz przebywała w obecności Boga seksu, nie ułatwiało to jej, tej patowej sytuacji.

— O tak i te emocje — wyszeptała, przełykając ogromną gulę w gardle.

— Może jeszcze szampana? — zaproponował, nawołując ruchem dłoni kelnera, który przechodził obok nich.

— Chyba nie powinnam, mam słabą głowę — uśmiechnęła się kokieteryjnie, przygryzając swą czerwoną wargę, na co mężczyzna od razu zbeształ kobietę.

— Proszę tak przy mnie nie robić, bo mogę przestać panować nad sobą, a nie chcę wyjść przed panią na zwykłego chama. Druga sprawa, proszę się nie martwić, nie chcę pani upić i wykorzystać — Wypowiadając ostatnie słowo, przybliżył się do jej odsłoniętej szyi, muskając ją ustami i szepcząc. — Wolę, kiedy kobieta odda mi się z własnej woli. — Słowa mężczyzny, wywołały w kobiecie wulkan podniecenia, a jej kobiecość w jednej chwili zalała się wilgocią.

Opanuj się!

Mężczyzna odsunął się nieznacznie od niej, sięgając po szampana, po czym podał kieliszek rozpalonej kobiecie i skinieniem głowy podziękował kelnerowi. Między nimi zapanowała niezręczna cisza, ale mężczyzna nie przejął się tym, bo już po chwili, porwał kobietę do tańca, przyciskając jej drobne ciało do swojego.

— Jest pan prawdziwym dżentelmenem, a ja nieprzyzwyczajona jestem do takiego traktowania przez mężczyznę — powiedziała, spoglądając w twarz szatyna. Był od niej sporo wyższy i musiała zadzierać głowę do góry, by dokładnie przyjrzeć się jego twarzy.

— To nie dobrze, bo taka kobieta jak pani zasługuje na wszystko, co najlepsze i nie powinna czuć się pani skrępowana — wyszeptał, całując jej zagłębienie szyi. — Pięknie pani pachnie — wymruczał, owiewając jej skórę gorącym powietrzem.

Kobieta, w ramionach przystojnego gangstera czuła się nad wyraz dobrze, a to był bardzo zły sygnał.

— Przejdziemy się? — zaproponowała, uwalniając się tym samym z jego palącego dotyku i elektryzującej bliskości.

— Wedle życzenia — Mężczyzna zaoferował kobiecie swoje ramię, a następnie udali się wolnym krokiem do ogrodu, spacerując po nim niewielkimi ścieżkami, wysypanymi drobnymi białymi kamyczkami.

— Ale ze mnie głupiutka gąska — zaśmiała się agentka.

— Dlaczegóż to pani tak surowo o sobie mówi?

— To nie był dobry pomysł na spacer po ogrodzie w wysokich szpilkach — odparła, czerwieniąc się przy tym niezmiernie.

— Nie widzę przeszkód, by to zmienić — Declan jednym zdecydowanym ruchem, wziął kobietę na ręce, kierując się na pobliską ławkę. Kobieta zaskoczona jego poczynaniami zapiszczała, a z jej ust wyrwało się przekleństwo.

Mężczyzna postawił ją na betonowej posadzce, po czym stanowczym ruchem dłoni, uderzył ją w pośladek, na co kobieta wydała z siebie zmysłowy dźwięk.

— Tak pięknej kobiecie, nie przystoi przeklinać i chcę, żeby pani wiedziała, że każde przekleństwo z tych ponętnych ust, będzie surowo przeze mnie karane — warknął, po czym nie czekając na jej reakcję, wpił się w jej pełne czerwone usta. Językiem przejechał po jej wargach, zlizując z nich krwistą czerwień, a jego dłonie powędrowały na jej pośladki, ściskając je mocno. Kobieta zaskoczona poczynaniami Declana, oddała pocałunek, uchylając lekko usta i wpuszczając do środka natarczywy język mężczyzny.

Szatyn przyciągnął kobietę jeszcze mocniej do siebie, a jego ręce teraz błądziły po całym jej wyrzeźbionym i wspaniałym ciele. Mężczyzna oderwał się od jej warg, w momencie, kiedy zabrakło mu tchu, po czym przeprosił za swoje zachowanie, dodając.

— Proszę mi wybaczyć, ale tracę przy pani panowanie nad sobą i wychodzi ze mnie cham i prostak — Kobieta nic nie odpowiedziała na jego słowa, bo w głowie jej dosłownie wirowało i z trudem powstrzymywała się, żeby tym razem, to ona nie rzuciła się na jego usta. Opuszkami palców przejechała po swoich spuchniętych od pocałunków ustach, a następnie głośno westchnęła. Declan ponownie porwał ją w swoje ramiona, a następnie spojrzał w jej czarne oczy, mówiąc.

— Ma pani najpiękniejsze oczy, jakie kiedykolwiek w życiu widziałem, a ich tajemniczość i głębia dosłownie mnie fascynują — Pocałował ją ponownie, ale tym razem pocałunek był delikatny, niczym dotyk motyla, powolny i cholernie zmysłowy. — Napijmy się jeszcze i wznieśmy toast za nasze spotkanie w teatrze i każde kolejne — wyszeptał w jej twarz, po czym poprowadził kobietę w stronę wejścia do sali bankietowej.

— Przeproszę pana na moment, pójdę poprawić makijaż — powiedziała do mężczyzny i na drżących nogach pobiegła do toalety.

— Boże co to ma być? — mówiła do siebie, oddychając jak parowóz. — Panuj nad sobą kretynko. Masz być profesjonalna, a tymczasem masz kisiel w majtkach! — Czym prędzej poprawiła rozmazaną szminkę i po chwili wróciła do mężczyzny, który czekał na nią obok tarasu z szampanem w dłoniach.

Para usiadła ponownie na ławce, a agenta postanowiła przejść do rzeczy i dowiedzieć się czegoś o mężczyźnie.

— Proszę mi o sobie opowiedzieć — powiedziała, upijając musujący trunek, który powoli uderzał kobiecie do głowy. Declan uśmiechnął się do niej, wypił zawartość kieliszka, po czym odpowiedział.

— Jestem biznesmenem i posiadam kilka restauracji oraz nocnych klubów. Mam trzydzieści sześć lat i jestem nudny jak flaki z olejem — zażartował, na co kobieta lekko się uśmiechnęła.

— Dlaczego pan tak sądzi?

— Mój brat tak twierdzi i każdego dnia mi to powtarza — odpowiedział, zakładając kobiecie kosmyk włosów za ucho, dotykając w tym samym momencie jej gładkiego policzka. — Chciałbym jutro zaprosić panią na obiad, jeśli znajdzie pani czas? — zaproponował, na co agentka zgodziła się z przyjemnością. — Pozwoli pani, że odwiozę panią do domu? Nie chciałbym, żeby takiej pięknej kobiecie stało się coś, podczas drogi do domu.

— To miłe z pana strony, dziękuję — wyszeptała, kompletnie zawstydzona.

Mężczyzna jak prawdziwy dżentelmen otworzył przed nią drzwi, zapraszając ją do eleganckiej i ekskluzywnej limuzyny. W drodze do domu, para nie rozmawiała ze sobą, ale cisza pomiędzy nimi nie była niezręczna, po prostu oboje poddali się nastrojowej muzyce, lecącej z głośników, a Declan opuszkami palców gładził odkryte uda Holly, powodując w jej ciele niesamowite odczucia. Kiedy samochód zatrzymał się pod domem agentki, mężczyzna wysiadł razem z kobietą, odprowadzając ją pod same drzwi.

Pocałował jej dłoń na pożegnanie, a z kieszeni marynarki wyjął czerwone aksamitne pudełko, wręczając je kobiecie.

— To taki mały prezent ode mnie — wyszeptał, uchylając wieko pudełka.

— Och nie! — powiedziała głośno, zakrywając dłonią usta. — Nie mogę tego przyjąć, to zbyt dużo kosztowało, a my się, prawie nie znamy. — Mężczyzna na jej słowa uśmiechnął się cwanie, zbliżył twarz do jej ust i wyszeptał.

— Nie przyjmuję odmowy. Odpowiadając na drugą część pani słów, to mam nadzieję, że się poznamy nieco lepiej, jestem o tym wręcz przekonany. — musnął ustami jej szyję, a następnie dodał. — Liczę, że zobaczę panią wyłącznie w tym pięknym naszyjniku.

— Och! — wyrwało się kobiecie, co momentalnie mężczyzna wykorzystał i nakrył jej wargi swoimi wygłodniałymi i pełnymi pożądania.

— Do zobaczenia jutro — wyszeptał, w jej usta, po czym wrócił do samochodu i odjechał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro