5. Klub Science-fiction
Mlaśnięcia sportowych butów uderzających o mokrą powierzchnie odbijały się echem od ścian cuchnącego zaułka. Na jedną z głównych ulic wybiegła zdyszana nastolatka z skołtunionymi czarnymi włosami i różowymi pasemkami. Omal nie wpadła na przejeżdżającego obok rowerzystę, który gdy tylko zdołał ją wyminąć i ledwo nie upaść na chodnik, zaraz obrzucił ją tysiącem obelg. Ona jednak miała je głęboko w poważaniu. Przyglądała się każdemu pojazdowi, szukając wzrokiem czegoś podejrzanego w maszynach. Na własne oczy widziała, jak jeden z nich zmienia swój kształt. Transformował w pick-up i odjechał nim pozostała dwójka zdołała go zaatakować. Miała nieodparte wrażenie, że teraz każdy pojazd wręcz czyha na jej życie, przez co czego była świadkiem.
Ledwo udało jej się zbiec z lasu. Co prawda, gdyby nie ten wielki zielony robot oraz jego drobniejsza znajoma to niebieskie bydle zrobiłoby z niej miazgę. Oczekiwała wrażeń, ale kompletnie nie spodziewała się walki gigantycznych robotów. Kiedy tylko pomyślała, że mogła tam zginąć zebrało jej się na wymioty. Choć w głębi podobała jej się ta iskierka ekscytacji. Coś nowego co sprawiło, że ten dzień nie był taki jak setki poprzednich.
Przeszła o własnych siłach jeszcze kilka kroków i zatrzymała się przy szarym bloku, którego parterem był niewielki sklep z artykułami spożywczymi. Usiadła na schodkach prowadzących do wejścia tego sklepu, ciesząc się, że w końcu może odetchnąć. Jej oddech powoli wracał do normy, a suchość w gardle ustępowała, zalewając dziewczynę delikatną ulgą. Mięśnie nóg drżały od wysiłku, natomiast ciało było rozgrzane przez długi bieg.
Położyła łokcie na kolanach, a na dłoniach oparła głowę. Na chwile przymknęła oczy radując się chłodniejszym powiewem. Nie wiedziała ile czasu tam przesiedziała, ale zdążyło się już ściemnić. Nieliczni przechodnie rzucali jej zdziwione spojrzenia, ale żaden nie podszedł do dziewczyny obawiając się, że dziwne zachowanie oraz okropny wygląda był wynikiem spożycia nieodpowiednich środków.
I taki stan rzeczy był dla niej wielce zadowalający, miała w końcu chwilę spokoju na poukładanie sobie wszystkiego w głowie.
Huragan myśli nie chciał się jednak uspokoić. Co powinna zrobić teraz? Na moment jakby zapomniała po co biegła za kluczem odrzutowców. Jaki był jej cel? Wytężyła wszystkie szare komórki, żeby uświadomić sobie co zdobyła. Rzuciła się do swojej torby przerzucając w niej nieistotne, jak na tę chwilę książki, żeby w końcu musnąć palcami swój aparat, który zagnieździł się na samym dnie. Wyciągnęła go pośpiesznie i zaczęła przeglądać zrobione zdjęcia.
Jedno zdjęcie, gdzie roboty siłują się leżąc na sobie. Na drugim już zwróciły swoją uwagę na niej.
— Cholerny flesz — mruknęła oglądając dalej.
Następne już uwieczniło, jak ten niebieski gigant rzuca się w jej stronę, a jarzące się wściekłe, żółte optyki znów przeszyły ją na wylot. Mimowolnie przeszedł ją zimny dreszcz. Oderwała spojrzenie od aparatu i po raz drugi zlustrowała każdy pojazd. Nie czuła się bezpiecznie, wstała więc szybko zbierając swoje rzeczy i otrzepując się z kurzu. Co i tak nie pomogło jej wyglądowi. Ubranie miała całe poszarpane i wygniecione przez gałęzie, o które tyle razy zahaczyła podczas biegu. Natomiast jej twarz, dekolt jak i ręce były ozdobione zadrapaniami, a miejscami można dostrzec było nawet zaschniętą krew. Miała szczerą nadzieję, że uda jej się zakraść do swojego pokoju zanim ojciec zobaczy w jakim jest stanie.
Chwilę zajęło jej zanim dotarła do swojej dzielnicy, gdzie każdy dom nie różnił się za wiele od sąsiedniego. Białe piętrowe budynki o ciemnych dachówkach były ustawione po dwóch stronach ulicy w równych rzędach, niczym żołnierze stojący na baczność. Sztucznie idealne sąsiedztwo. Westchnęła pokonując ostatnie metry i stanęła przed swoim domem. Nastolatka patrzyła na budynek z obrzydzeniem. Widziała, że w oknach salonu świeci się delikatne światło. Przez moment dziewczyna była gotowa odwrócić się na pięcie i wrócić do lasu, z którego uciekła, w poszukiwaniu robota, by z chęcią rzucić mu się pod nogi z nadzieją, że zostanie zgnieciona. Potrząsnęła szybko głową odrzucając tę niedorzeczną myśl. Jednak dalej wahała się zrobić choć jeden krok. Zerknęła na aparat w swojej dłoni i przygryzła dolną wargę. Do jej głowy zakradła się myśl, przez którą dziewczyna niemal od razu się rozchmurzyła. Przecież życie podrzuciło jej pod nogi niepowtarzalną szansę na spełnienie marzeń. Dotarło do niej, że kiedy tylko udostępni zdjęcia w Internecie na swoim blogu ktoś na pewno ją odkryje. Byłaby to świetna szansa na wybicie się. Dobra jakość od razu oddzieliłaby jej pracę od obrazów UFO robionych mikrofalą. Ta myśl sprawiła, że na jej twarzy zagościł szeroki dziecięcy uśmiech. Taki sukces pomógłby jej w szybszym opuszczeniu znienawidzonego miasta. Od razu w głowie zasnuł się naiwny pomysł. Gdyby zrobiło się o niej głośniej może matka chciałaby odnowić z nią urwany kontakt. Oczy dziewczyny zaszkliły się, kiedy tylko o tym pomyślała.
Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk aktywującego się zraszacza nawadniającego trawnik. Krople zmoczyły całą ścieżkę wyłożoną płaskimi kamieniami, która ciągnęła się aż do samych drzwi białego budynku.
Dziewczyna nie czekając już na nic przeszła przez furtkę, czarnego, metalowego ogrodzenia wokół jej domu i poczłapała prosto do wejścia nie zważając na nasiąkające wodą buty. Najciszej jak się tylko dało otworzyła drzwi i wślizgnęła się do środka. Po omacku ściągnęła obuwie, początkowo wspomagała się ścianą by wyjść z przedsionka. Później już z niezwykłą ostrożnością stawiając każdy krok, modląc się w duchy by panele nie wydały żadnego niepożądanego dźwięku, doszła do schodów. Zerknęła tylko w stronę salonu, przez zaokrąglone przejście. Delikatnie światło telewizora wylewało się na korytarz. Możliwe, że jej ojciec zasnął w swoim ulubionym fotelu z butelką piwa w ręce, jak to miał w zwyczaju.
Haruo Nakadai był szanowanym chirurgiem. Jego córka nie rozumiała jakim cudem nikt jeszcze nie odkrył, że mężczyzna poważany przez większość sąsiedztwa jest alkoholikiem. Okrutna niesprawiedliwość, przecież mógł skrzywdzić swoich pacjentów przez uzależnienia. Jednak dla Haruo liczyły się tylko pieniądze. Zawsze powtarzał, że zbiera na studia dla Miko, ale ona nie wierzyła w jego dobre intencje, miała go za okrutnego człowieka.
W końcu dotarła do schodów, chwyciła się poręczy i już odrobinę pewniej zaczęła wspinać się na piętro, nie spuszczając z oczu wejścia do salonu. Kompletnie zignorowała przejście do kuchni, znajdujące się kilka metrów dalej oraz ciemną postać chwiejąca się w progu. Cały korytarz zaraz zalał się ciepłym blaskiem. Miko musiała przymknąć nieprzyzwyczajone do światła oczy, a gdy znów je otworzyła całą uwagę skupiła na swoim ojcu podpierającym się o framugę. Mężczyzna nie był wysoki, miał przerzedzające się, krótkie czarne włosy, a każdy kosmyk sterczał w inną stronę. Twarz zdobiły delikatne rumieńce, a z nosa zsuwały mu się okulary z zaokrąglonymi oprawkami.
— Gdzie byłaś? — wybełkotał rzucając jej niewyraźne przez alkohol spojrzenie.
Dziewczyna nic nie powiedziała. Chciała jedynie kląć i krzyczeć, po całym dniu wrażeń naprawdę wolała oszczędzić sobie konfrontacji z podchmielonym ojcem. Zerknęła wyżej dostrzegając zarys drzwi od swojego pokoju. Miała wielką ochotę rzucić się biegiem i schować w bezpiecznych czterech ścianach.
— Słyszysz co się do ciebie mówi?! — mężczyzna podniósł głos.
Wystraszona nagłą zmianą tonu wzdrygnęła się i spojrzała na ojca.
— Byłam na korepetycjach z matmy — wymyśliła na poczekaniu.
Po minie Haruo zauważyła, że nie uwierzył w jej kłamstwo.
— Twoja korepetytorka dzwoniła — czknął przybliżając się do schodów.
Miko uciekła od niego wzrokiem i nerwowo ścisnęła poręcz. W powietrzu czuła już nadciągającą kłótnie.
Mężczyzna przyjrzał się jej z bliska, dopiero teraz zorientował się w jakim jego córka jest stanie. Na twarzy Japończyka malowało się zdziwienie, ale szybko zaczęło ustępować złości.
— Jak ty wyglądasz — syknął łapiąc jednocześnie poręcz, gdy tylko jego ciało odrobinę przechyliło się w bok.
— To nie twój interes — burknęła nastolatka i odwróciła się od mężczyzny z zamiarem odejścia.
Ten jednak błyskawicznie chwycił jej rękę i szarpnął zbyt mocno. Noga dziewczyny ześlizgnęła się z jednego stopnia, na jej szczęście zacisnęła palce wolnej dłoni na poręczy co zabezpieczyło ją przed rychłym upadkiem. Jęknęła czując rwący ból w ramieniu i z nienawistnym spojrzeniem zwróciła się do swojego ojca. Mierzyli się tak wzrokiem w ciszy przez około minutę. Dopiero Haruo przerwał milczenie, przybliżył się do córki mówiąc:
— Codziennie wypruwam sobie żyły, haruję na twoją przyszłość, a ty nie umiesz się nawet przyłożyć w nauce.
Miko owionął smród alkoholu. Skrzywiła się i próbowała wyrwać z uścisku ojca, ale za wiele jej to nie dało.
Mężczyzna zwrócił swoją uwagę na aparat, który Miko trzymała w ręce. Wściekł się jeszcze bardziej. Nie akceptował tego, że jego córka chciała zmarnować życie na swoje wymysły. Zaplanował już jej przyszłość, dzięki której będzie wiodła dostatnie życie. Był święcie przekonany, że gdy tylko dojrzeje będzie mu wdzięczna. Chciał żeby skończyła ze swoim młodzieńczym buntem i zawodowo poszła w jego ślady. Nie rozumiał jej oporu.
Wyrwał jej aparat z dłoni. Zaskoczona Miko wyciągnęła rękę starając się odzyskać swoją własność. Szarpała się z ojcem jeszcze bardziej rozwścieczając pijanego mężczyznę. Haruo cisnął aparatem w kąt korytarza. Dziewczyna nie mogła wydusić z siebie słowa. Z szeroko otwartymi oczami patrzyła na urządzenie leżącą na ziemi, niczym zwykły śmieć. Z tego osłupienia wyrwał ją dopiero bolesny ucisk na ramionach. Mężczyzna wbijaj swoje palce w skórę dziewczyny i potrząsnął nią.
— Dość mam już tych twoich buntów. Robisz wszystko przeciwko mnie, jesteś niewdzięczną...
Urwał z głośnym sykiem, kiedy na szyi oraz policzku poczuł paznokcie dziewczyny. Miko wyswobodziła się i odskoczyła od ojca. Patrzyła na niego z nienawiścią w oczach. Był dla niej nikim, szczerze nie dziwiła się, że jej mama ich zostawiła.
— W dupę sobie wsadź swoje starania! — krzyknęła przez łzy.
Biegiem rzuciła się do swojego pokoju, nim mężczyzna zdołał odezwać się choć słowem, lub co gorsza rzucić się za nią z zamiarem zbicia dziewczyny. Kilka lat temu zdarzyło mu się podnieść na nią rękę, przez co zaczął wzbudzać w niej nie tylko pogardę, ale i strach.
Wbiegła do pomieszczenia o szarych oraz czerwonych ścianach i z trzaskiem zamknęła drzwi, natychmiast przekręcając zamek. Stanąwszy na środku pokoju obserwowała, jak wejście drga od ciągłych uderzeń jej ojca, który z krzykiem dobijał się do środka.
Otuliła się rękoma i cofnęła o jeden krok. Na skórze ciągle czuła uścisk palców ojca, przez co jej twarz wykrzywiła się delikatnie. Uparcie powstrzymywała łzy. Nie była pewna, jak długo uda jej się wytrzymać pod jednym dachem z alkoholikiem. Oczywiście mogła zgłosić przemoc domową. Ale czy by jej uwierzyli? W sąsiedztwie uchodzi za rozpuszczoną i roszczeniową nastolatkę, która prawdopodobnie skończyłaby marnie gdyby nie ułożony i odpowiedzialny ojciec. Gdyby jednak uwierzono jej to gdzie by się podziała? Dałaby sobie rękę uciąć, że jakiekolwiek zgłoszenie przysporzy problemów głównie jej. Po za tym, okropnie bałaby się, że Haruo mściłby się na niej w późniejszych latach. Strach zagłuszał logikę.
Łomot ucichł, a Miko odetchnęła ciesząc się z chwili spokoju. Przymykając oczy nabrała haust powietrza w płuca. Czuła jak powoli uspokaja się, łzy ustępują, tak jak nieznośny uścisk w żołądku wywołany stresem.
Spięła się jednak znowu, kiedy usłyszała hałas przy drzwiach wejściowych do swojego domu. Podeszła do okna, wychodzącego akurat na ulicę, delikatnie odchyliła firanę i wyjrzała na zewnątrz. Dzięki ulicznej latarni z łatwością dostrzegła chwiejącego się mężczyznę, który szybkim krokiem zbliżał się do srebrnego kubła na śmieci. Przycisnęła twarz do szyby i wytężyła wzrok jeszcze bardziej. Trochę jej zajęło zanim zrozumiała po co jej ojciec się tam udał. W dłoni trzymał jej aparat, który już chwilę później z trzaskiem wylądował w kuble. Miko wydała z siebie bliżej nieokreślony jęk. Mieszanka rozpaczy, zaskoczenia i gniewu, która mogłaby zranić uszy nawet najwytrwalszych osobników.
Wściekła obserwowała jak mężczyzna wraca do domu i z hukiem zamyka drzwi. Nie mogła zostawić tam swojej własności, głównie ze względu na jego zawartość. Te zdjęcia były jej przepustką na lepsze życie.
Odbiła się od okna i zmierzała już do wyjścia z pokoju, jednak szybko się zatrzymała. Przecież za drzwiami zapewne czeka ją kolejna kłótnia z ojcem. A po tym co mu zrobiła na pewno nie skończy się to dla niej najlepiej. Nie chciała maskować siniaków pod długimi rękawami czy makijażem, doświadczyła już tego raz i nie chciała nigdy więcej powtórki.
Nim pomyślała znalazła się przy oknie mocując się z jego ramą. Uniosła ją po chwili, a chłodne, nocne powietrze wtargnęło do pomieszczenia rozwiewając firanę oraz jej włosy. Wyjrzała na zewnątrz. Opustoszała okolica, nużyła spokojem i ciszą. Wszystko wydawało się ospałe, nawet uliczna latarnia z migającą żarówką, dawała wrażenie usypiającej na swojej warcie istoty.
Miko spojrzała w dół. Kilka metrów dzielących ją od trawnika nie wyglądały zachęcająco do ucieczki przez okno. Wycofała się do środka by obejrzeć pokój, w nadziei, że uda jej się znaleźć coś przydatnego. Jej wzrok zatrzymał się na wielkim zasłanym łóżku. Nie czekając na nic więcej, zerwała z łóżka prześcieradła i pościel. Z szafy wytargała jeszcze kilka koców. Patrzyła na stertę materiałów rzuconych na podłogę swojego pokoju z niedowierzeniem. Szczerze nie sądziła, że podejmie się tego.
— Szlag by to — warknęła i zabrała się za przewiązywania koców, pościeli i prześcieradeł.
Zajęło jej to może z piętnaście minut, a w zamian uzyskała lichej jakości linę dzięki, której może uda jej się dostać na dół.
Lub spaść i pogruchotać wszystkie kości.
Gdy skończyła mocować jeden koniec prowizorycznej liny do nogi łóżka, drugi koniec wyrzuciła na zewnątrz. Zaraz potem podbiegła do jednej z białych szaf, szybko otworzyła drzwiczki omal nie wyrywając ich z zawiasów. Kucnęła i zanurzyła dłonie w dolnych partiach szafy w poszukiwaniu butów. Dopiero gdy przesunęła swoją elektryczną gitarę i głośnik, udało jej się znaleźć nowe trampki w ciemnym odcieniu szarości i błyskawicznie założyła je na stopy.
Stojąc jeszcze w swoim pokoju chwyciła "sznur" i pociągnęła kilka razy wkładając w to całą swoją siłę. Łóżko drgnęło za trzecim razem, przez co dziewczynę zalała fala niepewności. Potarła czoło przyglądając się całej konstrukcji i zastanawiając się czy warto ryzykować.
— Kto nie ryzykuje, nie pije szampana — mruknęła ostatecznie sama do siebie. Podeszła do okna i pochwyciła linę, wskakując na parapet. Zaraz jednak rzuciła krzywiąc się. — Przecież ja nawet nie lubię szampana.
Ale nie miała zamiaru rezygnować. Ostrożnie wystawiła na zewnątrz jedną nogę, a następnie drugą. Stopy opierała o zewnętrzną ścianę. Niewielki problem stanowiły odrobinę spocone palce, które ześlizgiwały się z liny, przez co Azjatka omal nie wypuściła jej z dłoni. Na jej szczęście dała radę opuścić swój pokój bez większych utrudnień. Zostało tylko zejście po prowizorycznej linie na sam dół. Początkowo szło jej to dość sprawnie. Stawiała stopy niżej z niezwykłą ostrożnością, a pozwiązywanych koców trzymała się niezwykle uparcie.
Centymetr po centymetrze zbliżała się do ziemi, pewna, że wszystko pójdzie po jej myśli. Tak bardzo skupiona na swoim zajęciu, zignorowała brudnego od kurzu, granatowego pick-up'a, który przemknął przez ulicę łamiąc wszelkie zasady ruchu drogowego.
Gdy była już około dwóch metrów od trawnika, jeden z węzłów puścił, a zaskoczona takim obrotem spraw, dziewczyna runęła na ziemię z głuchym rumorem. Kość ogonowa zapłonęła okropnym bólem, przez co Miko nie mogła wydusić z siebie ani słowa, czy choć by się ruszyć. Sam oddech łapała z trudem. Przez moment bała się, że uszkodziła sobie kręgosłup. Leżała więc tak na trawniku, chłonąć chłód ziemi, co dawało delikatną ulgę. Ubranie zrobiło się wilgotne od rosy na trawie.
Dopiero po kilku minutach, podniosła się z jękiem, nie umiejąc powstrzymać łez. Nie mogła się wyprostować, więc zgarbiona poczłapała do kubła na śmieci. Odsłoniła pokrywę i z obrzydzeniem na twarzy zatopiła dłonie między worki na śmieci. Wzdrygnęła się z cichym westchnieniem, kiedy jej palce spotkały się z czymś o wodnistej konsystencji, ale nie myślała o przerwaniu poszukiwań. Buszowała między odpadkami krótką chwilę nim znalazła swój aparat. Uniosła go na wysokość twarzy oglądając uważnie każdy fragment urządzenia, które nasiąknęło smrodem śmieci. Zamarła kiedy dostrzegła pęknięty obiektyw. Miała ochotę płakać. Trochę minie zanim nazbiera na nowy.
Opuściła zrezygnowana ręce, unosząc głowę, a załzawione oczy wbiła w gwieździste niebo. Wzięła głęboki wdech, ale czuła, że nie mogła oddychać przez ciążącą na gardle gule. Urywane westchnienie wyrwało się z jej krtani.
Kiedy znów spojrzała na swój dom, w środku aż gotowała się z wściekłości. Nienawiść jaką czuła do tego miejsca, do całego miasta i swojego ojca przyćmiło głos rozsądku. Zarzuciła pasek aparatu na szyję i ruszyła wzdłuż nie przejmując się ani gniewem ojca, czy też kompletnie zapominając o strachu przed maszynami jaki dręczył ją niecałą godzinę wcześniej.
Wiedziała, że samotny spacer o tej porze nie był najlepszym pomysłem. Co prawda okolica była spokojna, ale wyobraźnia dziewczyny sprawiała, iż każdy cień zdawał się tylko czekać na odpowiedni moment by wciągnąć ją w najbliższe zarośla. Co chwilę uspokajała się, żeby zaraz potem jej serce doznawało nieprzyjemnych palpitacji spowodowanych najmniejszym szmerem. Kiedy tylko usłyszała szelest w żywopłocie jednego z sąsiadów, omal nie skręciła sobie karku, gdy błyskawicznie przekręciła głowę, żeby spojrzeć w tamte stronę. Przyspieszyła kroku omijając miejsce hałasu, nie mogła więc zobaczyć, że źródłem dźwięku był bezdomny kot.
Ale mimo tych nieprzyjemnych doświadczeń wolała przemaszerować tak całą noc, niż wrócić do domu. Wydawało jej się lepiej już chyba spędzić noc w zaułku pełnym bezdomnych ludzi. Może trafiłaby na przyjaźnie nastawionych, którzy nie pogardziliby jej towarzystwem, albo chętnie opowiadali o swoim życiu. Lepsze to niż spędzenie nocy pod jednym dachem z nie panującym nad sobą ojcem alkoholikiem.
Oddając się rozmyślaniom na moment nie zwracała uwagi na szmery w okolicy.
Zerknęła kątem oka na aparat, odbijający się od jej tułowia. Miała proste zadanie, zgrać zdjęcia i udostępnić je na swoim blogu. Dlaczego jak zwykle nic nie szło po jej myśli? Nerwowo uderzała dłonią o udo, starając się tłumić swoją frustrację. Na domiar złego od kilku chwil czuła się, jakby ktoś wlepiał w nią swoje ślepia. Dreszcze na karku nie były spowodowane niską temperaturą jaka panowała wokół, była wręcz przekonana, że jest obserwowana, ale poza kilkoma autami nie widziała ani jednej żywej duszy. Zatrzymała wzrok na rodzinnym samochodzie należącym do jednego z sąsiadów i dopiero wtedy wszelkie fakty uderzyły w nią z ogromną siłą, omal nie zwalając z nóg. Była sama, w nocy, zdana tylko na siebie, wystawiona na środku pustej dzielnicy. Strach przed tym, że może stanowić cel gigantycznych robotów, które dziś spotkała znów powrócił, przez co jej płuca momentalnie zaczęły swój bunt. Trudno jej było złapać oddech. Myślała żeby zawrócić i spędzić noc w szopie na narzędzia za swoim domem, ale nie umiała się zatrzymać. Nogi niosły ją same, a cisza panującą wokół wwiercała się w uszy.
Dopiero dźwięk dzwoniącego telefonu niczym grom przerwał spokój, omal nie doprowadzając dziewczyny do zawału serca. Błyskawicznie wydobyła telefon z kieszeni i spojrzała na ekran. Nieznany numer przyprawił ją o kolejne obawy, ale po kilku sekundach, które zdawały się być wiecznością odebrała połączenie i przyłożyła telefon do ucha. Naprawdę obawiała się, że lada moment usłyszy głos tego niebieskiego giganta i zemdleje z nerwów. Nie spodziewała się jednak usłyszeć głosu swojego znajomego ze szkoły.
— Halo Miko? To ja Sam.
Kompletnie zapomniała, że byli w lesie razem z nią. Zrobiło jej się głupio. Zostawiła ich i uciekła jak najgorszy tchórz. Przecież mogli tam zginąć, a ona byłaby ostatnią osobą, która ich widziała. Co powiedziałaby ich rodzinie, gdyby zaginęli bez śladu?
— Witwicky? — wydusiła upewniając się, że ma do czynienia właśnie z nim.
Szczerze zastanawiała się, jak udało im się uciec. A może wcale nie dotarli na pole walki? Nie zauważyła ich, ale w końcu ciężko byłoby zwrócić uwagę na znacznie mniejszych ludzi wśród gigantycznych robotów.
— Słuchaj, chciałem pogadać o tym co dzisiaj się stało — powiedział, a ton jego głosu z słowa na słowo stawał się mniej pewny siebie. Zupełnie jakby ktoś nad nim stał i pilnował, żeby chłopak nie powiedział czegoś nieodpowiedniego.
Zmarszczyła brwi, ta propozycja wydała jej się bardzo dziwna, dość śmiała. To oznaczałoby, że Sam i Daniel widzieli całe zajście. Była ciekawa jak udało im się zbiec. Jednak zaraz do głowy uderzyła myśl ociekająca obawami.
— Co jeśli im się nie udało? — pomyślała
Zamarła kiedy usłyszała w słuchawce przytłumiony, głęboki i zarazem załamany głos:
— Primusie najdroższy...
— Kto tam z tobą jest? — spytała od razu.
Zaczęła podejrzewać jakiś spisek.
— Nikogo ze mną nie ma. Znaczy — bąknął chłopak ewidentnie zakłopotany. — To tylko mój tata.
Powiedział to tak jakby sam nie wierzył w swoje słowa. Upewnił tym dziewczynę, że coś jest na rzeczy. Łącząc kilka punktów wysnuła teorie, jakoby jej znajomi zostali przynęta. Musiała poważnie zajść za skórę robotom przez te kilka zdjęć. Zapewne starali się teraz ją dorwać. Chłodny dreszcz przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa, a cień wyrzutów sumienia opanował jej umysł. Czuła się winna, mimo że nie kazała im za sobą biec. Chciała temu jakoś zaradzić, ale szczerze co mogła zrobić w pojedynkę?
— A więc? — głos Sama żywo wybrzmiał z słuchawki przez co dziewczyna szybko porzuciła swoje przemyślenia. - Możemy spotkać się gdzieś niedaleko twojego domu. Chyba obok jest niewielki park? Co nie?
Dziewczyna milczała jeszcze chwilę nie wiedząc czy zgodzić się na prośby chłopaka. Ewidentnie coś wisiało w powietrzu. Po co za nią biegli? Teraz prawdopodobnie byli na łasce nieznanego pochodzenia istot. Zastanawiała się też skąd się urwały. Wydawały się naprawdę rozwinięte. Przypomniała sobie jak czerwona robotka oraz jej szary towarzysz byli w potrzasku. Widziała jak żywo gestykulują i jak zawzięcie główkują nad planem. Zauważyła też ból na twarzach zielonego i granatowego kiedy okładali się po szczękach. Nad wyraz rozwinięci.
— Ewidentnie z Japonii — pomyślała.
— To jak? — chłopak przedłużył każdą samogłoskę.
— Sam, wszystko w porządku? — wypaliła nagle dziewczyna.
Miała nadzieję, że chłopak rzuci jakimś szyfrem, dzięki któremu będzie mogła zrozumieć czy rzeczywiście coś się szykuje.
— Mogłabyś odpowiedzieć na choćby jedno moje pytanie? — chłopak był już odrobinę podirytowany co wybiło dziewczynę z tropu.
Czy gdyby był w niebezpieczeństwie zachowywałby się podobnie?
— Jasne! — sarknęła — Odpowiedź na powyższe brzmi: nie!
Usłyszała jego niezadowolone westchnienie i dziwny szmer w tle. Jakby ktoś szeptem mówił w zupełnie nieznanym jej języku.
— Miko, błagam.
— Nie ma mnie teraz w domu — rzuciła obojętnie kontynuując spacer.
Cisza po drugiej stronie odrobinę ją zdziwiła.
— Jak to nie ma cię w domu — powiedział słabo. — To gdzie jesteś?
Miko pokręciła niezadowolona głową. Dlaczego był aż tak dociekliwy?
— Mów mi zaraz co jest grane — warknęła wściekła.
— Miko natychmiast wracaj do swojego domu, albo idź w stronę tego parku niedaleko. Błagam cię — wyrzucał z siebie słowa jak karabin pociski.
Wprowadziło to dziewczynę w osłupienie, jednak zaraz otrząsnęła się z szoku i zawładnęła nią złość. Nie miała zamiaru wracać do swojego domu. Gdy tylko pomyślała o tym miejscu i o swoim ojcu cała troska jaka narodziła się w niej po tym, gdy tylko pomyślała że Witwicky'im grozi niebezpieczne, wyparowała.
— Słuchaj no narwany kretynie! — krzyknęła czerwieniąc się od emocji. — Dzwonisz żądając ode mnie żebym łaziła jak pies, tam gdzie mi każesz, a kiedy tylko o coś zapytam starasz się wymigać.
— To nie jest najlepszy moment na kłótnie — błagalny ton Sama nie uspokoił dziewczyny.
— Ale kto tu się kłóci? — rzuciła z przekąsem.
— MIKO!
Chciała wykrzyczeć mu co jej ślina na język przyniesie, ale zagłuszył ją ryk silnika dobiegający tuż za nią. Ryk, który już tego dnia słyszała. Zamarła, a głos ugrzązł w jej gardle. Kolejny nieprzyjemny dreszcz wstrząsnął jej szczupłym ciałem. Wzdrygnęła się kiedy lampy auta rozbłysły i oświetliły jej sylwetkę.
— Miko? — Sam zaczął odrobinę panikować.
Dziewczyna nie odpowiedziała mu. Uporczywie wbijała swój wzrok w własny cień, mając nadzieję, że chwila moment i zniknie, tak jak światła oraz auto stojące kilkanaście metrów za nią.
Kiedy silnik znów zaryczał, Japonka podskoczyła z cichym piskiem, alarmując tym samym Witwicky'ego o problemie.
— Miko co się dzieje?!
Odwróciła się powoli w stronę granatowego pick-up'a. Musiała przymknąć oczy, przez mocne światła, ale to nie przeszkodziło jej w zobaczeniu zarysu potężnego pojazdu.
—Chyba mnie znalazł — wydusiła słabo. Sama nie wiedziała jakim cudem trzyma się na własnych nogach.
— Kto cię znalazł?!
Jego głos docierał do niej z opóźnieniem. Była tak przerażona, ale jednocześnie w środku kłębiło się inne uczucie, to samo, które czuła zaraz po tym, kiedy zobaczyła po raz pierwszy na własne oczy gigantyczne roboty. Ekscytacja, nasiąknięta adrenaliną i kłębiący się w środku strach napędzający to koło szaleństwa.
Granatowy RAM 1500 TRX podjechał bliżej dziewczyny, a ryk jego silnika rozrywał ciszę i bębenki uszne każdego stworzenia w całej okolicy. Instynkt podpowiadał Miko, że powinna uciekać, jednak gdy próbowała się wycofać jej nogi w panice zaplątały się o siebie i dziewczyna runęła na obolałe od poprzedniego upadku plecy.
Dalej przyciskała telefon do ucha, ale kompletnie nie kodowała tego co mówi, a raczej krzyczy do niej Sam.
Pick-up natomiast zaczął się podnosić, części maski, drzwi dzieliły się na mniejsze części i przemieszczały formując człekokształtną postać w oparach dymu. Zawisł nad nią potężnej postury robot. Dziewczyna nikła w jego cieniu.
Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, dopóki mech nie wykrzywił swoich metalowych warg w obrzydzeniu i nie powiedział ochrypłym głosem:
— I na co ci to było worku mięsa.
Azjatka głucha na wszystkie bodźce wpatrywała się z drobnymi, szeroko otworzonymi ustami, w jarzące się żółte optyki. Już wcześniej nie mogła oderwać wzroku od ogromnych istot, ale teraz miała jednego z nich niemal na wyciągnięcie ręki. Chociaż nie chciała by jej dłoń spotkała się z metalem jego ciała, tym samym upewniając się czy granatowy gigant nie jest jedynie wymysłem jej zmęczonego umysłu. Gdyby okazało się, że jest prawdziwy, pewnie straciłaby kończynę, ale nie chciałaby też żeby zniknął. W końcu nie myślała o rutynie, która drążyła na co dzień w jej ciele swoje tunele. Czuła coś nowego, coś co mimo przerażenia napełniało jej drobne ciało życiem.
Zapragnęła uwiecznić ten moment, więc podświadomie sięgnęła po swój uszkodzony aparat fotograficzny i nie myśląc już o niczym innym wykonała jedno zdjęcie. Światło flesz rozbłysło rozpraszając oraz jednocześnie rozwścieczając Decepticona. Przymknął optyki i w gniewie uderzył pięścią w chodnik, niespełna metr od nastolatki.
To wydarzenie sprowadziło Miko na ziemię. W końcu usłyszała, jak Sam krzyczy do niej by uciekała, a gdy zdała sobie sprawę, że wrogo nastawiony robot przymierza się do kolejnego ciosu, odczołgała się na czworaka i niezdarnie wstała na równe nogi. Pędziła przed siebie na złamanie karku. Nie zważała na ból w nogach, który dopadł ją chwilę później, w jej głowie tylko odbijał się odgłos ciężkich kroków. Na swoje nieszczęście zmierzała w tę część dzielnicy, gdzie domy nie stały już tak blisko siebie, a kilka kilometrów dalej zaczynał się rzadki las. Jeśli nie zmieniłaby kierunku sama wpędziłaby się w mogiłę.
Chciała skręcić i przeskoczyć ogrodzenie mijanego domu, ale uścisk jaki poczuła na swoim ciele przekreślił wszystkie plany. Nagle znalazła się ponad sześć metrów nad ziemią. Wrzasnęła przerażona, czując jak żółć podchodzimy jej do gardła.
Spojrzała na mecha i spotkała się tylko z obojętnym wzrokiem. Nie chciała umierać, zwłaszcza, że dopiero co odkryła nowe barwy życia. Nacisk zmógł się i pewnie dłoń robota zmieniła by się w prasę hydrauliczną, gdyby nie interwencja rozpędzonego do granic możliwości Lamborghini Centenario o żółto-pomarańczowym lakierze oraz zdobieniach płomieni na masce i charakterystycznym jaskrawym spoilerze.
Wjechał od tyłu w nogę Decepticona, wywracając go tym samym. Granatowy mech rozłożył się na asfalcie, wypuszczając dziewczynę, która poszybowała kilka metrów w górę. Jej pisk przeszył całą okolicę. Wszystkie wnętrzności podeszły jej do gardła. Była pewna, że lada moment zderzy się z jezdnią i zostanie z niej tylko krwawa plama. Jednak ku jej zaskoczeniu nic takiego nie miało miejsca. Lamborghini szybko transformowało, odbiło się od ziemi i z niezwykłą zręcznością jak i ostrożnością pochwyciło dziewczynę. Robot nie krył zadowolenia ze swojego powodzenia, na jego twarzy rozkwitł zadziorny uśmieszek. Wylądował orając asfalt stopami, po czym znów transformował zważając żeby nastolatka nie utknęła między jego częściami. Gdy był już w swojej formie alternatywnej wystrzelił niczym z torpedy i mknął już ulicą w kierunku centrum miasta.
Do Japonki nie docierało co właściwie się wydarzyło. Znieruchomiała, wbijając palce w siedzenie auta. Prędkość z jaką się poruszali nie robiła na niej wrażenia, ponieważ zdawać by się mogło, że jej umysł jest kompletnie odcięty od reszty ciała i nie reaguje na bodźce zewnętrzne. Nie zwróciła również uwagi kiedy znaleźli się w centrum Detroit. Wzdrygnęła się dopiero kiedy z głośników wydobył się odrobinę rozgniewany kobiecy głos:
— Miało być bez transformacji!
— Nie miałem innego wyjścia — kolejny głos wydobył się z głośników, jednak tym razem panel sterowania rozbłysnął przy każdym słowie na niebiesko.
Dziewczyna wbiła wzrok w rozświetlone ikony. Możliwe, że zaczynało do niej docierać w jakiej sytuacji obecnie się znajduje.
Kobieta westchnęła zrezygnowana i już odrobinę spokojniej odpowiedziała:
— Znajdź odpowiednie miejsce gdzie będziesz mógł poprosić o Most i zabieraj dziewczynę do bazy.
Na te słowa Miko momentalnie oprzytomniała. Chcieli zabrać ją do bazy, pewnie w celu odstrzelenia jej bez zbędnych światków. Tylko jedno jej się nie zgadzało. Skoro mieliby chcieć się jej pozbyć dlaczego nie dali wolnej ręki pick-up'owi?
Nie chciała się jednak tego dowiadywać. Czuła się jak zwierzę złapane w pułapkę. Instynkt podpowiadał jej żeby uciekać. Szarpnęła więc kilka razy za klamkę, ale drzwi auta ani drgnęły. Odrobinę spanikowała w skutek czego była już gotowa do wybicia szyby. Przymierzała się do zbicia jej łokciem, jednak cały plan spalił na panewce, kiedy pas bezpieczeństwa owinął się wokół niej, przygwożdżając tym samym nastolatkę do siedzenia.
— Tak to się bawić nie będziemy — mruknęło Lamborghini.
— Wypuść mnie! — syknęła okładając wnętrze auta nogami.
— Hej! Przestań! Ej! — wykrzykiwał rozgniewany.
Ale dziewczyna nie słuchała jego próśb. Wzmogła tylko swoją ofensywę.
— Hot Rod, masz ogon — z głośników znów wybrzmiał kobiecy głos.
Miko zamarła i spojrzała w boczne lusterka. Dostrzegła w nim, jak kilkanaście metrów za nimi pędził granatowy pick-up.
Lamborghini zaklął w ojczystym języku i docisnął gazu. Sprawnie wyprzedzał auta jadące na dwupasmówce, ale to nie pozwoliło mu zgubić natręta. Dopiero gdy zjechał w boczne uliczki miasta na moment udało się pozbyć ścigającego go Decepticona. Jednak nie na długo. Gdy przejeżdżał przez skrzyżowanie, nie wiadomo skąd granatowy ciężarowiec dopadł go i znów zawzięcie ścigał. Była między nimi spora odległość, co dawało Hot Rod'owi nadzieję na zgubienie przeciwnika. Ale bez pomocy się nie obejdzie.
— Chromia, jesteś w pobliżu? — spytał podenerwowany mech.
— Centralnie za wami — odparła od razu.
— Nie wiem czy uda mi się go zgubić. Zajmiesz go czymś?
Nic więcej nie mówiła. Zaraz niebieski Jaguar XFR - S wyprzedził pick-up'a zagradzając mu drogę. Gdy Decepticon starał się ją wyminąć, Botka zręcznie zagradzała mu przejazd, powoli zwalniając.
— Zjeżdżaj stąd Hot Rod!
Pomarańczowy Autobot zostawił ich w tyle. Był spokojny o Chromię, w końcu była jedną z najlepszych wojowników Caminus. Nieliczni dorównywali jej w walce, więc już powoli zaczął współczuć Breakdown'owi.
Niespełna trzy minuty później Hot Rod znów znalazł się na głównych ulicach Detroit, będąc w głębi Iskry wdzięczny za nieduży, jak na to miasto ruch. Chciał znaleźć jakiś obskurny zaułek, w którym nie zastałby żadnego człowieka. Wysłaliby mu wtedy Most Ziemny i już bez żadnych problemów dostarczyłby dziewczynę do bazy. Niby proste zadanie, ale tyle komplikacji. Dodatkowo szarpiąca się na siedzeniu nastolatka zaczynała powoli go męczyć. Wszelkie próby wytłumaczenia, że nie jest jej wrogiem nic nie wniosły. Dziewczyna wolała go przekrzykiwać niż wysłuchać.
— Jeśli trafi do bazy zmotywuje Ratcheta do ulepszenia Mostu Ziemnego. Wtedy będzie mógł ją wysłać na Marsa — ta myśl zawitała w jego procesorze po zapoznaniu się z młodą Japonką.
Po około dziesięciu minutach krążenia po mieście Hot Rod dalej nie mógł znaleźć odpowiedniego miejsca. Myślał nawet o tym, żeby opuścić centrum miasta, ale obawiał się trafić na Breakdown'a. Może Conowi udało się jakoś wymknąć Chromii.
Zawzięcie trzymał się więc centrum. Mknął przez mosty drogowe, szerokie oraz te mniejsze jezdnie, przy których wznosiły się najróżniejszej konstrukcji drapacze chmur. Ilekroć przejeżdżał przez Detroit, był pod wrażeniem w jaki sposób miasto rozrosło się przez te wszystkie lata. Kiedy przybył na Ziemię z własną misją w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, miasto nie wyglądało tak zachwycająco. Rozwinęło się dzięki temu, że Isaac Sumdac sprawnie wykorzystał wiedzę Transformerów na korzyść innych ludzi, jak i swojej firmy.
Hot Rod, jak i większość Autobotów nie miał nic przeciwko działaniom Sumdac'a. Mężczyzna obiecał im, że nigdy nie użyje ich technologii w celach wojennych. I swojej obietnicy dotrzymywał przez ponad sześćdziesiąt lat. Kiedy podupadł na zdrowiu, jego córki Sari oraz Nancy wraz z mężem Irving'iem Witwickym przejęli firmę i kontynuowali dzieło ojca. Sumdac Systems działało w różnych dziedzinach od przemysłu kosmicznego po medycynę.
Autoboty cieszyły się, że ich technologia posłużyła ludziom takim jak Sumdac i Witwicky w dobrych celach. No może nie wszyscy wykazywali zadowolenie, jednak ci, którzy mieli jakiekolwiek przeciwskazania z czasem zmienili swoje zdanie albo zwyczajnie pogodzili się z faktem, iż ludzie żerowali na ich odkryciach. Zbrojmistrz Autobotów był tego najlepszym przykładem. Zaraz po tym kiedy Hot Rod dotarł na Ziemię w bazie Botów zapanowała dość specyficzna atmosfera.
Prime widząc zainteresowanie Isaac'a ich rasą oraz znacznie lepiej rozwiniętą technologią, chciał podzielić się wiedzą jego gatunku z człowiekiem. Co prawda miał obawy co do konfliktu między Stanami Zjednoczonymi, a ZSRR, jednak Iskra mówiła mu, iż nie będzie to błąd. Przez tę sprawę żarli się z Hide'em niemal każdego dnia. Zbrojmistrz zaszedł liderowi wtedy za pancerz do tego stopnia, że jedna z ich kłótni prawie skończyła się bójką tej dwójki.
Ostatecznie przeczucie Optimusa sprawdziło się i wyszło na jego. Był usatysfakcjonowany i mimowolnie zapominał się do tego stopnia, że duma oraz cwaniactwo, które dominowały w jego starym życiu silnie dawały się we znaki i doprowadzały zbrojmistrza do białej gorączki.
Sprzeczki tej dwójki i przyjacielskie pstryczki w nos były wręcz codziennością. Ale później na Ziemię dotarła Chromia, niosąc złe wieści i żałoba zmieniła Prime'a. Hot Rod zawsze podczas patrolów przyłapywał się na rozmyślaniu nad tym. Tęsknił za starymi czasami.
Teraz jednak irytacja tłumiła wszelką tęsknotę. Jednomiarowe uderzenia i delikatny ból po kopnięciach dziewczyny powoli wyprowadzały go z równowagi. A jak wiadomo rozproszenie na misji może zabić.
— Przestaniesz? — rzucił z wyrzutem.
Miko jedynie wściekle spojrzała na rozświetlający się panel i na złość kopnęła mecha jeden ostatni raz wkładając w to swoje resztki sił. Autobot cieszył się, że nastolatka nie widzi jego skrzywionej miny.
Nagle i bez żadnego ostrzeżenia skręcił w uliczkę między dwoma wieżowcami. Dziewczyną zarzuciło i gdyby nie ciasno trzymające ją na miejscu pasy, zapewne przeleciałaby po wnętrzu auta i uderzyła o coś solidnie głową.
Manewr ten na moment uspokoił Azjatkę. Siedziała spięta, dzięki czemu Hot Rod znów mógł skupić się na szukaniu bezpiecznej pozycji, gdzie będą mogli wysłać mu Most bez żadnych komplikacji.
Ostatecznie znalazł obskurny i pusty zaułek z o dziwo ciekawym widokiem na wysokie i oświetlone budynki. Ale nie widoki były teraz najważniejsze, przeczekał jeszcze chwilę by upewnić się, czy w okolicy rzeczywiście nie ma żywej duszy. A kiedy był już w stu procentach pewny skontaktował się z bazą, z prośbą o Most.
— Kochaniutki musisz chwilkę poczekać. Lada moment i wszystko będzie działać, daje ci moje słowo! — wyrzucała z siebie Nautica nienaturalnie piskliwym głosem.
— Mówiłaś, że się na tym znasz! — zdenerwowany głos medyka rozbrzmiał w komunikatorze.
— Oczywiście, że się znam! — fuknęła. — Ale ciężko się skupić jak ciągle mi tu zrzędzisz — burknęła ciszej i połączenie urwało się.
Hot Rod westchnął ociężale. Czy chociaż raz coś może iść zgodnie z planem? Wyłączył silnik i w ciszy czekał na sygnał z bazy. Czujnie obserwował okolicę zważając na każde przejeżdżające nieopodal auto. Nie był pewny czy Breakdown miał wsparcie, więc wolał, jak to mówią ludzie, dmuchać na zimne.
Po chwili swoją uwagę zwrócił na dziewczynę w okropnym stanie. Poobijana z poszarpanymi i wilgotnymi ubraniami. Widział jak co chwilę jej ciało wstrząsa dreszcz. Litując się nad nią włączył ogrzewanie. Co prawda porządnie go irytowała, ale było mu też jej żal. Zupełnie nowa sytuacja przed jaką została postawiona usprawiedliwiała jej zachowanie, przynajmniej starał tak sobie wmówić.
Widać było, że jego postępowanie skołowało dziewczynę. W jednej chwili gigantyczne roboty chcą ją zmiażdżyć, a już w drugiej dbają o to żeby nie odmroziła sobie czterech liter. Nastolatka opadła zrezygnowana na fotel. Zastanawiała się czy cały ten dzisiejszy dzień nie jest tylko wymysłem jej wyobraźni. Może tak naprawdę leży w lesie bo uderzyła się w głowę, gdy potknęła się o korzenie, a wszystko co teraz doświadczała to zwykły sen.
— Ja zwariowałam — wymamrotała, co nie ubiegło uwadze Lamborghini.
Lusterko wsteczne nastawiło się centralnie w jej stronę. Azjatka odsunęła się na tyle ile dały jej pasy i patrzyła w swoje odbicie z niesmakiem. Trochę bawiło to Hot Rod'a. Przypomniała mu się dość podobna reakcja Carli, gdy spotkali się po raz pierwszy i dopadła go nostalgia. Naprawdę nie chciał teraz rozmyślać o starych czasach, ale momentami było to silniejsze od niego.
— Nie wydaje mi się żebyś oszalała — powiedział spokojnie, po czym poluzował ucisk pasów. — Słuchaj, naprawdę nie chcę zrobić ci krzywdy, nie po to tu jestem. Uspokój się i uwierz mi, w tej sytuacji jestem po twojej stronie.
Dziewczyna zamrugała tępo powiekami. Jeszcze chwilę wcześniej wydawało jej się, że doskonale wie w jakiej sytuacji się znajduje. Była przekonana, iż grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo, została uprowadzona przez zmieniającego kształt robota, który lada moment przetransportuje ją do swojej siedziby i przepadnie na zawsze. A tu proszę, miła odmiana, jej porywacz był skory do rozmowy. Poczuła się jak bohater beznadziejnego fanfiction. Była zbita z tropu, kompletnie zaskoczona i do tego stopnia zgłupiała, że gdy tylko ta specyficzna część rozumu wręcz zachęcała ją do wypytania Lamborghini o wszystko co jej ślina na język przyniesie, omal na to nie przystała.
Pasy poluźniły się dając nastolatce swobodę ruchu, ale nie ruszyły się ze swojego miejsca. Zupełnie jak Miko. Bądź co bądź nie rozumiała już niczego, a taki stan rzeczy pobudzał ogromne pokłady frustracji. Chciała wiedzieć w co ostatecznie wpakowała się przez swoją ciekawość i upartość, początkowo miała zamiar zacząć spokojnie, jednak buzujące emocje, które zdążyły nazbierać się w niej przeobraziły się w eksplozje słowotoku.
— Co to wszystko ma znaczyć?! — wykrzyknęła dziewczyna zaskakując tą nagłą reakcją Lamborghini. Domyśliła się tego po rozbłyśnięciu kontrolek, ale szybko zignorowała ten fakt. — Kim wy do cholery jesteście, co ze mną zrobicie i czy to wszystko przez te zdjęcia? Na początku myślałam, że chcecie mnie zabić, ale tu nic nie składa się w całość! Dlaczego miałbyś w takim razie zdobywać moje zaufanie? Znacznie łatwiej byłoby ci mnie zostawić z tamtym! Dodatkowo co Sam i Daniel mają z wami wspólnego? Przetrzymujecie ich?— wyrzuciła z siebie jednym tchem
— Hej! Hej! Spokojnie, rozumiem, że sytuacja do przyjemnych nie należy, ale wszystko się jakoś ułoży. Wszystkiego dokładnie dowiesz się jak już będziemy na miejscu.
Miko pokręciła zrezygnowana głową.
— Co się ze mną stanie?
— Teraz skupimy się na odstawieniu cię w bezpieczne miejsce, tam przeczekasz aż Breakdown na dobre opuści miasto, a później Prime wytłumaczy ci wszystko.
Na twarzy dziewczyny wyrósł zbolały uśmiech. Chciała zapytać o kogo dokładnie mu chodzi, ale przerwał jej szum w głośnikach.
— Przysięgam, jak tylko go dorwę przerobię tę jego pomarańczową gębę na parę śrubek — warkniecie Chromii rozniosło się po wnętrzu auta.
— Bez nerwów — odezwał się lider spokojnym głosem.
— Hot Rod — spytała starając się opanować swój ton, marnie jej to wychodziło, niemniej starała się. — Gdzie jesteś?
— W centrum Detroit — odparł bez zwlekania. — Czekam na Most.
— W rdzę, miej optykę wokół głowy. Wymknął mi się.
— Optimus do bazy. Co tam się u was dzieje?
Szmer mącił ciszę, w tle dało się słyszeć tylko przytłumioną sprzeczkę. Dopiero po chwili Jazz odpowiedział na pytanie lidera.
— No słuchaj szefuńciu, mamy mały problem, ale wszystko wskazuje na to, że chwila moment i temu zaradzimy — optymizm Jazza mógłby sprawić, że każdy uwierzyłby w jego słowa, ale nasilające się krzyki wicelidera w tle rujnowały cały efekt. — Chyba.
— Co tym razem nawaliło? — wtrąciła Chromia.
— Ratch obstawia rury z energonem, Hide mówi, że może to być problem z zasilaniem i próbuje nakłonić Jolt'a do ożywienia naszego złomu, a z kolei Jolt i Nautica właśnie patroszą Most Ziemny. Młodemu coś nie pasowało, więc zaczął przeglądać przewód do przewodzie.
— Pilnuj żeby się tam nie pozabijali — powiedział Prime, na co Jazz parsknął śmiechem. — Prowl razem z Wreckerami jedziecie teraz do centrum miasta. Za wszelką cenę znajdźcie Breakdown'a i przepędźcie go z Detroit — rozkazał strategowi. — A ty Hot Rod pilnuj dziewczyny.
— Czy ja wyglądam jak dziecko potrzebujące niańki? — mruknęła niezadowolona Miko.
— Wybacz, jednak w tej sytuacja, jak najbardziej potrzebujesz naszej opieki — odparł spokojnie Optimus, wywołując tym samym delikatny rumieniec zażenowania na twarzy nastolatki.
— Podaj mi swoje współrzędne Hot Rod — powiedziała stanowczo Chromia. — W razie potrzeby będę nieopodal.
Hot Rod wykonał jej prośbę i na tym skończyła się ta szybka wymiana zdań. Nie pozostało mu nic innego jak dalej czekać na Most.
— Naprawdę tyle zamieszania przez te zdjęcia? — Miko przerwała ciszę.
— Chodzi o to, że jeśli pewni ludzie zorientowaliby się, gdzie zdjęcia zostały zrobione mielibyśmy poważne problemy — zaczął Hot Rod i dodał zaraz kiedy zobaczył niezrozumienie na twarzy Japonki. — Pewna organizacja obrała nas sobie za cel. Od kilku lat polują na nas i chcą wybić co do jednego.
Ciche „och" wyrwało się dziewczynie. Co prawda nadal nie rozumiała wielu rzeczy, ale zaczynała współczuć robotowi. Sama była ścigana i musi przyznać, że do przyjemnych to nie należy. Z jednej strony ekscytujące, jednak i męczące. Zapewniało oderwanie od rutyny, ale na dłuższą metę mogło być uciążliwe.
— Współczuję — wymamrotała.
Położyła palce na aparacie. Cieszyła się, że nie został jeszcze bardziej zniszczony, ale fakt, który zaraz w nią uderzył wywołał dziwny zawód. Zapewne będzie musiała pożegnać się ze zrobionymi wcześniej zdjęciami, jak i kilkoma marzeniami. Może i takie myślenie było egoistyczne, jednak czy postawienie siebie na pierwszym miejscu było aż takie złe?
— Hot Rod, nadal tam czekasz? — rozbrzmiał podenerwowany głos Chromii.
— Tak, jeszcze nie wiadomo co z Mostem.
— Wydaje mi się, że Breakdown mignął mi gdzieś przed optykami, bądź czuj... — urwała nagle, zaniepokoiła tym samym Hot Rod'a. — Cholera, widzę go. Jedzie w twoją stronę.
Rzeczywiście, chwilę później, ulicą przed zaułkiem, w którym krył się Hot Rod, wśród mknących aut, dość wolno przejechał granatowy pick-up. Pomarańczowy mech cofnął się w głąb uliczki, a jego Iskra przyśpieszyła swoje funkcjonowanie przez stres. Słowami nie umiałby opisać ulgi jaką poczuł, gdy tylko Breakdown zniknął z zasięgu jego wzroku. Jednak nie minął moment, a usłyszał chór klaksonów innych pojazdów, od razu wiedział, że nie zwiastuje to niczego dobrego. Decepticon zawracając stanął maska z maską, z lamborghini. Zamrugał do niego długimi światłami, jakby kpiąc. Hot Rod wiedział, że jeszcze chwila i bez transformacji się nie obędzie, a wtedy wszystkie plany i starania poszłyby na marne.
— Jak tam Most? — nie krył swojego zdenerwowania.
— Dwa nanocykle i w bazie jesteś! — wykrzyknęła Nautica z drugiego końca sali.
— Minęły! — Hot Rod mimowolnie podniósł swój głos, widząc jak Breakdown zaczyna podjeżdżać w jego kierunku. Sam zaczął się jeszcze bardziej wycofywać i głęboko w Iskrze błagać o jakiś cud lub nagłe olśnienie.
Na jego szczęście modlitwy te zostały wysłuchane i z pomocą przybył mu zgniłozielony Ford Ranger Raptor, który z rozpędu wjechał w bok Pick-up'a. Bulk nie próżnował i włożył w ten cios całą swoją siłę. Breakdown przez to uderzenie przetoczył się na bok zaraz później dachując. Żeby nie utknąć na środku ulicy podwoziem do góry, jak bezradny żółw, Decepticon zmienił nieznacznie swój kształt, tak by ludzie w okolicy nie zwrócili na to uwagi i dzięki czemu równie szybko wylądował na czterech oponach. Cały manewr wzniecił lawinę klaksonów, a zaraz w tle rozległ się dźwięk syreny policyjnej. Autoboty były spokojne, doskonale wiedząc, że w tym wypadku nie zwiastuje to gniewu ludzkich stróży prawa. Breakdown jednak nie skojarzył, że altmodem stratega Autobotów jest właśnie wóz policyjny. Odjechał stamtąd błyskawicznie z piskiem opon.
— JUŻ DZIAŁA! — wykrzyknęła triumfalnie Nautica i zaraz za Hot Rod'em przestrzeń rozdarł cyjankowy wir.
— Zabieraj się stąd młody, ja przepędzę Decepta z miasta — odezwał się Bulk, nad wyraz opanowany.
— Nogi ci polerować będę, lakier mi uratowałeś — w głosie młodego mecha ewidentnie czuć było ulgę, na co Wrecker zareagował szczerym śmiechem. — Postaraj się nie zhaftować mi na tapicerkę — zwrócił się do dziewczyny i błyskawicznie wycofał prosto w wir.
Miko nie zdążyła w żaden sposób zareagować. Kiedy Hot Rod wjechał w portal poczuła jakby każda jej komórka wywróciła się na drugą stronę, oddalały się od siebie i zbijały, wywołując mdłości. Pobladła, a przed oczami zaczęły pojawiać się mroczki, dopiero gdy potrząsnęła głową wszystko zaczynało wracać na swoje miejsce. Niestety pomarańczowy mech, z głośnym okrzykiem zaskoczenia, odbił nagle w prawo i dziewczyną zarzuciło do tego stopnia, że mdłości tylko nasiliły się, a w gardle zebrała się gorzka żółć. Była tak skoncentrowana na opanowaniu swojego ciała, że nie zwróciła uwagi na to co dzieję się na zewnątrz.
Mianowicie Hot Rod wjeżdżając tyłem do bazy, wpierw starał się ominą dziurę przed Mostem, powstałą po podniesionej płycie, z której wyciągnięto mnóstwo przewodów. Przez to omal nie wjechał na Nautice, która wręcz stała się jednością z Mostem Ziemnym. Fioletowa femme zaplątana w przewody portalu utrzymywała się na jednej nodze, w dłoniach trzymając dwa dość grube kable, stykając je ze sobą przyciętymi końcówkami. Gdy tylko zauważyła pomarańczowego Autobota, chciała jak najszybciej usunąć mu się z drogi. Nieporadnie odskoczyła jednocześnie tracąc równowagę. Ciche „Oj" wyrwało się jej, kiedy zaczęła się przechylać na bok. Przed rychłym upadkiem uratował ją Jolt, który dzięki szybkiej reakcji, błyskawicznie znalazł się obok i podtrzymał femme. Ugiął się odrobinę oraz sapnął pod ciężarem większej od niego Autobotki, ale starał się zachować pozory.
— Dziękuję Jolty — wyszczerzyła się zakłopotana.
— Nie ma problemu — odparł ciężko, pomagając jej zachować równowagę.
W tym samym czasie Most znów otworzył się i do bazy z przesadną prędkością wjechał zabłocony, niebieski Jaguar XFR - S. Chromia nie zdążywszy wyhamować przed podniesioną płytą, zmuszona była do transformacji i przeskoczenia dziury. W skutek czego mogłaby wylądować na ciągłe nieprzetransformowanym Hot Rod'dzie, który zajęty był pocieszeniem rozchorowanej Miko. Niebieska femme wyszła z tego problemu z niezwykłą zręcznością. Po przeskoczeniu włazu z wypatroszonymi przewodami, zrobiła przewrót w powietrzu, odbiła się dłońmi niedaleko od Hot Rod'a, przeskakując go, po czym wylądowała odrobinę dalej na lekko zgiętych nogach.
— No to się nazywa talent! — wykrzyknął Jazz z nieudawanym podziwem.
Chromia spojrzała skołowana wpierw na niego, później na znudzoną Arcee, naburmuszonego Ratcheta i równie podenerwowanego Hide'a, by w końcu zatrzymać wzrok na Joltym i Nautice zaplątanej w kable.
Optyka niebieskiej femme omal nie wyszła z orbit.
— Co tu się dzieje? — wymamrotała słabiej. — Remontu w bazie wam się zachciało? — brodą wskazała cały bałagan przed Mostem Ziemnym.
— No koloru tu by się przydało, to na pewno — zaczął żartobliwie Jazz. — Już trułem o tym Optimusowi.
— Może jeszcze jakieś solidne panele walniemy, a tam nad konsolami powiesimy wspólną fotografie — rzuciła Arcee ze sztucznym uśmieszkiem.
— HA! Ty to masz łeb! — wyszczerzył się srebrny mech. — Niby stworzyli cię do roli stróża prawa, a tu proszę, dusza artysty. W głębi Iskry czuję, że nadajesz się na projektantkę wnętrz — widząc jak czerwona femme wyrzuca optyki ku górze nie mógł powstrzymać chichotu.
— Pseudo fotografa już mamy — powiedział oschle Ironhide. — Hot Rod, co jest? Padła ci tam?
— Nie, nie, bez obaw. Jest w lekkim szoku po teleportacji.
— Kto powiedział, że mam jakieś obawy — mruknął wicelider.
— Nautica wytrzymasz jeszcze chwilę? — zwrócił się do niej medyk — Postaram się ściągnąć resztę do bazy najszybciej jak się da.
— Nic jej się nie stanie? — spytała Chromia z troską o swoją przyjaciółkę.
— Spokojnie, elektryka prąd nie tyka — zapewniła rozbawiona Nautica. — Masz coś kochana na głowie — zmieniła temat widząc niezadowolenie na twarzy przyjaciółki.
Chromia sięgnęła do rozłożystej blaszki na swojej głowie i zdjęła z niej obślizgłą roślinę. Skrzywiła się z obrzydzeniem patrząc na oślizgłe piękno ziemskiej natury.
— Co ci się właściwie stało? — spytała zaciekawiona Arcee, mierząc optyką ubłoconą femmbotkę.
— Kąpiel z przymusu — warknęła Chromia. — Decept wpakował mnie do jakiegoś stawu i spieprzył do miasta zanim się stamtąd wynurzyłam. Szczerze, byłam już prawie gotowa za nim biec, ale Optimus w porę mnie powstrzymał.
— Jestem pewny, że gdybyś znów go dorwała nie mógłby transformować się przez najbliższy cykl orbitalny — stwierdził pocieszająco Hide.
Chromia zmierzyła go przymrużoną optyką.
— Nie podlizuj mi się, dalej jestem na ciebie wściekła — syknęła.
— Dalej chcesz to ciągnąć? — niewiele trzeba było żeby słyszalna troska w głosie czarnego mecha wyparowała.
— Naprawdę myślałeś, że bez słowa zostawię całą sprawę? Okłamałeś mnie!
— Nie przesadzaj — warknął Hide.
Energon zagotował się Chromii. Niby od niechcenia machnęła ręką, w której trzymała obślizgłą roślinę. Organiczny pocisk z cichym plaśnięciem zatrzymał się na policzku wicelidera, wprawiając go tym samym w osłupienie. Dopiero parsknięcie zadowolonej z siebie, niebieskiej femme ściągnęło go na ziemię.
— Do reszty oszalałaś — syknął z obrzydzeniem, kiedy ściągał ze swojej twarzy wodnistą roślinę.
— Idę to z siebie zmyć i osuszyć się. Wystarczających wrażeń mam już z tobą, nie chcę do kompletu rdzy — rzuciła na odchodne ignorując jego ciche przekleństwa.
Jej kroki zagłuszył otwierający się Most. Do bazy przeteleportowana została pierwsza partia Autobotów z Optimusem na czele, a zaraz za nim Bumblebee, Flare-up, Tailgate, Crosshairs oraz Smokescreen.
Szybko zauważyli bajzel jaki panował przed mostem i z łatwością udało im się wyminąć problem bez żadnych komplikacji. Dopiero po transformacji lider zerknął w stronę Nautici z uniesionym łukiem optycznym.
— Lepiej nie pytaj — usłyszał za sobą zmęczony głos medyka.
— Szczerze, nie zamierzałem — odparł nad wyraz spokojnie. Lata znajomości z inżynierką z Caminus przyzwyczaiły go do jednej zasady, nie ważne, że coś prezentuje się beznadziejnie, ważne że działa. A skoro Most Ziemny funkcjonował dzięki specyficznym metodom femmbotki wszelkie pytania, czy uwagi były zbędne.
Skory do wyrażenia swojej opinii był natomiast Cross, który od razu po transformacji niemal skulił się ze śmiechu. Gdy ledwo udało mu się opanować, wytarł oleistą łzę i wydusił zdyszany od swojego rechotu:
— To już się nazywa desperacja Jolty. Wiążesz laskę żeby ci przypadkiem nie spierniczyła? — na nowo wybuchł śmiechem.
— Żeby ciebie ktoś któregoś dnia nie związał i zakneblował — burknęła Nautica.
— Przynajmniej w bazie byłby na jakiś czas spokój — przytaknął jej Smokescreen.
Ich słowa prawdopodobnie nie dotarły nawet do audioreceptorów Crosshairs'a, jego głośny śmiech niósł się po całej bazie. Jolt rzucił mu nienawistne spojrzenie. Przez głupie żarty Cross'a każdy ukradkiem zerkał na niego przez co poczuł się jeszcze bardziej zakłopotany. Miał wrażenie jakby cofnął się o kilkaset gwiezdnych cykli i znów stał przed wyśmiewającym go prosto w twarz dowódcą jego oddziału. Miał jednak świadomość, że teraz, gdy tylko sprzeciwiłby się, nie czekałaby na niego żadna kara. Poza optykami, które na nim zawisły, poczuł również chęć odegrania się za złośliwości zielonego mecha. Cichy głosik z tyłu głowy podpowiadał „zrób to" i zdawać by się mogło że pokusa tylko wzrastała, jakby ktoś stał niemal nad nim i wręcz wymuszał by zawalczył o swoje. Wyciągnął rękę i położył swoje trójczęściowe szczypce na ramieniu Crosshairs'a, na co Autobot zwrócił uwagę z opóźnieniem. Nim zdążył jakoś zareagować Jolt poraził go ładunkiem elektrycznym, nie był na tyle mocny by Cross padł na ziemię pół żywy, jedynie odskoczył od młodego mecha, a z jego przetwornika mowy wydobył się bliżej nieokreślony, wysoki dźwięk. Odwrócił się zaraz i spojrzał z szokiem na zadowolonego z siebie Jolta. Energon w nim zawrzał, na widok pewnego siebie uśmieszku młodego Bota.
— Pieprzone wynaturzenie! — wykrzyknął, a jego ciałem wstrząsnął dreszcz po wcześniejszym porażeniu.
— Działaj mi na nerwy dalej, a któregoś dnia przypalę ci procesor. Chociaż ciężko przepalić coś czego istnienie stoi pod znakiem zapytania — prychnął Jolt.
— Nie ważcie mi się wszczynać awantur! — warknął poirytowany Optimus
Obaj spojrzeli na niego zaciskając szczęki ze złości i tylko w optyce Jolta dało się zobaczyć niewielką skruchę. Zaraz zerknął na Cross'a, który skrzywiony mruknął, gdy emocje opadły:
— Tak ci pysk za to spiorę, że sam Primus cię w Wszechiskrze nie rozpozna.
— Zobaczymy — fuknął Jolt.
— Powiedziałem coś! — lider podniósł głos, przenosząc optykę z jednego Autobota na drugiego. Westchnął zaraz, starając się uspokoi stargane nerwy. — Co z resztą? — zwrócił się do Ratcheta.
— Prowl miał zakomunikować czy udało im się przegonić Breakdown'a, później wyznaczę im miejsce, w które wyślę Most.
Optimus kiwnął głową i zwrócił wzrok na ciągłe nieprzetransformowanego Hot Rod'a. Początkowo miał obawy, że coś stało się młodemu mechowi podczas pościgu i ten ma problem z transformacją.
— Wszystko w porządku Hot Rod?
Lamborghini zaczęło się podnosić oraz transformować i po kilku sekundach Autobot stanął na dwóch nogach trzymając w jednej ręce ciężko dyszącą Miko, która przyciskała dłonie do swoich ust. Zamglonym wzrokiem, zawzięcie przyglądała się podłodze bazy.
— Ze mną jak najlepiej, ale znajoma mi się rozchorowała — powiedział Hot Rod kończąc nerwowym śmiechem.
— Jak zacznie wymiotować, przysięgam sama zwrócę swoją dzisiejszą porcje energonu — skrzywiła się Arcee.
— Myślałem, że takie rzeczy cię nie ruszają — powiedział Tailgate nie kryjąc swojego zdziwienia.
— Zwyczajnie nie, ale momentami ludzie mnie obrzydzają — stwierdziła, wzruszając ramionami.
— Nie jest z dziewczyną tak źle, przynajmniej nie odleciała — dorzucił pocieszająco Bee.
— Były takie przypadki? — spytał zaciekawiony Smoke.
— A żeby to jeden! — wtrącił Jazz. — Raz to nam się chłopak prawie zatrzymał. Trochę zamieszania było.
— Więcej zamieszania było po odratowaniu go — burknęła Arcee.
Smoke spojrzał niezrozumiale na Jazza i Bee. Srebrny Bot jedynie wciągnął nagle powietrze, zaciskając usta w prostą linię, a żółty pokręcił tylko głową, żeby przypadkiem Smokescreen nie zadawał następnych pytań. Ten kiwnął porozumiewawczo, od razu wyczuwszy temat, który mógłby porównać z polem minowym. Chłodny wyraz twarzy Arcee też mówił wiele sam za siebie. Dopiero gdy Tailgate poklepał ją pocieszająco po ramieniu, jej grymas znikł.
— Sari mogłabyś przyjść? — Optimus skontaktował się z Sumdac. — Tak, udało się. Wydaje mi się, że dobrze byłoby jakby zobaczyła tu ludzi. — Spojrzał na dziewczynę z współczuciem.
— Jak się czujesz? — spytał z niemałą troską Hot Rod, palcem delikatnie szturchając Azjatkę.
— Zjeżdżaj mi z tym — bąknęła słabo, starając się odepchnąć palec Autobota.
— Zdrowieje — sarknął z przekąsem mech.
W tym samym czasie drzwi windy otworzyły się i na platformie stanęła ubrana w szary dres Sari, która wyglądała jakby dopiero co ją obudzono. Zaraz za nią podążali Sam i Daniel. Kobieta podkrążonymi oczami zmierzyła dziewczynę w okropnym stanie.
— Przynajmniej jest w jednym kawałku — mruknęła bardziej sama do siebie. — Dawaj ją tutaj — zwróciła się do mecha o jaskrawym lakierze.
— Nie czepiaj się, była już w takim stanie jak ją znalazłem — powiedział Hot Rod odstawiając Miko na platformę.
Nastolatka gdy tylko poczuła grunt pod nogami miała nadzieję, że zdoła ustać, ale momentalnie kolana się pod nią ugięły. Na jej szczęście Sari podtrzymała ją z niezwykła lekkością, jakby ta nie ważyła prawie nic i poprowadziła do kanapy. Dziewczyna opadła na skórzany mebel z sapnięciem, a ruch ten przypomniał jej o siniakach jakie zdobyła tego dnia. Mroczki i zawroty głowy na jej szczęście nie przybrały na siłę, a zdawać by się mogło, że nawet odpuszczają.
— Powinnaś się położyć — poradziła jej Sari, na co dziewczyna pokręciła tylko głową. Kobieta westchnęła i usiadła koło nastolatki. — Połóż łokcie na udach, głowa pochylona, o tak. Oddychaj głęboko kochanie. — Mówiła dość czule, głaszcząc ją po plecach.
Pomogło to dziewczynie. Niepożądane skutki uboczne teleportacji zaczęły ustępować, zniknęły mroczki przed oczami, a wraz z nimi mdłości.
— Trzeba ci to opatrzeć — mruknęła Sari i machnęła na chłopców stojących obok.
Miko kątem oka spojrzała na kobietę siedząca koło niej. Wydawało jej się, że skądś ją zna. Zwróciła do nie swoją twarz i przypatrywała się kobiecie dłuższą chwilę z zmrużonymi oczami.
Była pewna, że już ją widziała.
Dostrzegła, iż inny człowiek zbliża się do niej. Był to Sam, którego wcześniej Sari do siebie przywołała. Podał kobiecie apteczkę i wtedy dziewczyna dostrzegła jego twarz. Zamarła z szeroko rozwartymi ustami. Ostatecznie wyszło na to, że nie za wiele się pomyliła. Witwicky rzeczywiście coś kręcił, ale nie dlatego, że był w niebezpieczeństwie, a współpracował z nimi z własnej, nieprzymuszonej woli. Poczuła jak w jej wnętrzu rozpala się iskierka gniewu, jej twarz zapłonęła czerwienią. Przez ten cały czas bawił się z nią w podchody. Zrozumiała też , dlaczego chłopcy pobiegli za nią tego dnia do lasu. Myślała, że złości się na nich dlatego, że nie ostrzegli jej przed niebezpieczeństwem, ale prawda była zupełnie inna. Zwyczajnie zazdrościła im tajemnicy jaką ukrywali przez ten czas oraz podwójnego życia. Jednak nie dopuszczała tej myśli do siebie, tak jak tego, że to jedno przeżycie sprawiło, iż skrycie zaczęła łaknąć adrenaliny, zupełnie jakby była to najważniejsza potrzeba fizjologiczna, istotniejsza nawet od jedzenia czy picia.
Syknęła kiedy Sari przyłożyła jej do rozcięcia na dekolcie nasączony wacik.
— Ty... ty wiedziałeś o wszystkim od samego początku — sapnęła, nie odrywając od niego oczu.
Ten zerknął na nią niepewnie, a później przeniósł wzrok na swoją ciotkę, w nadziei, że jakoś wybawi go od gniewu znajomej. Jednak ta zajęta była opatrywaniem ran dziewczyny i nie zaszczyciła chłopaka wzrokiem. Samuel odetchnął zrezygnowany i rozłożył ramiona mówiąc:
— Jakoś tak wyszło.
Zdenerwowana Miko zacisnęła usta w prostą linią. Gdy spostrzegła stojącego za brunetem Daniela, odwróciła od kuzynów głowę z cichym fuknięciem. Na nerwy działał jej też to, że znalazła się w niezręcznej sytuacji. Serce waliło jej jak oszalałe. W głębi dusiła swoją ekscytację pod grubym płaszczem niepewności i nieufności. Z drugiej strony czuła się jak atrakcja w zoo. Kątem oka widziała, jak niektóre roboty zerkają na nią, inne bardziej śmielej wlepiają się w nią. Była zażenowana ciszą, którą mącił tylko szept największego z robotycznych istot oraz limonkowego Bota. Z faktem, że nikt nie chce zrobić jej tu krzywdy chyba zdążyła się już oswoić, co dawało jej wielką ulgę. Nie chciała żegnać się przedwcześnie z życiem. Natomiast uderzyła w nią myśl, iż pożegnać będzie musiała się z czymś innym. Przebywanie wśród znacznie większych i zmechanizowanych istot było czymś niesamowitym, ale czy to odpowiednia cena żeby zrezygnowała z planu, który być może doprowadzić ją do upragnionego spotkania z matką? Zacisnęła obie dłonie na swoim aparacie, jakby w nadziei, że właśnie w ten sposób zdoła obronić to niewielkie marzenie jakie iskrzyło w jej wnętrzu i napędzało dotychczas do działania. Zauważyła to Sari i z kamiennym wyrazem twarzy wyprostowała się skończywszy opatrywać dziewczynę. Nienaturalnie jasne oczy kobiety zatrzymały się na urządzeniu Azjatki, dopiero po chwili od niechcenia podniosła wzrok na twarz nastolatki, której grymas wręcz mówił, że będą musieli się postarać, żeby odebrać jej własność po dobroci. Walczyły tak chwilę na spojrzenia bez słów. Tę ciszę skąpaną w napięciu przerwał szum otwierającego się Mostu Ziemnego, co sprawiło, że dziewczyna zerwała kontakt wzrokowy z Sumdac i skupiła się na nowo przybyłych.
Do bazy z w pełni normalną dla siebie prędkością wjechał Blurr. Niebieska smuga, którą za sobą zostawiał oraz błyskawiczny sposób poruszania się zrobił na Miko wielkie wrażenie. Dopiero co Most się otworzył a mech stał już przy Bee oraz Smoke'u tępo wbijając optykę w bajzel panujący we wnętrzu Arki. Chwilę za nim wjechała reszta, w tym odrobinę poobijani, ale za to uradowani Wreckerzy.
— Gdybyście widzieli jak Decept palił opony przy odwrocie — wykrzyczała niemal od razu po swojej transformacji Moonracer. — Pewnie ze szlochem łączył się ze swoimi i podkoloryzował całą akcję - teatralnie przyłożyła jedną rękę do komory iskier, a drugą do czoła i oparła się tyłem o rozbawionego Wheeljack'a. — Przyślijcie Most jak najszybciej, zostałem otoczony przez cały oddział Autobotów — specjalnie obniżyła swój głos udając Breakdowna, czym jeszcze bardziej rozśmieszyła białego mecha. Zaraz wyprostowała się i wybuchła śmiechem razem z Wheeljack'em.
— Wielkie dzięki stary za pomoc, gdyby nie ty, cały plan poszedł by na marne — Hot Rod, niewiadomo kiedy, podszedł do Bulkhead'a i poklepał go z wdzięcznością po ramieniu.
— Nie ma sprawy młody — odparł odwzajemniając gest, jednak włożył w niego zbyt wiele siły przez to, że od razu po znalezieniu się w bazie skupił się na ich nowym gościu. Gdy usłyszał przytłumione sapniecie Hot Rod'a dopiero skierował na niego optykę, po czym jak opatrzony oderwał od niego rękę. — Przepraszam! Nic ci nie jest? — wręcz pisnął, a kiedy młody mech z obolałą miną podniósł kciuk odetchnął nieznacznie.
— Breakdown przepędzony — zameldował Prowl przechodząc obok dziury w podłodze. — Było trochę gorąco, ale wydaje mi się, że nikt nie powinien powiązać tego incydentu z nami.
— Jeżeli w Internecie pojawiają się jakieś nieciekawe artykuły na ten temat można puścić plotkę z fake kont o ulicznych porachunkach — zaproponował Bee. — Jak ładnie to podkoloryzujemy każdy łyknie.
Prime zgodził się z nim skinieniem głowy, a strateg Autobotów zaoferował się do wymyślenia jakiejś wiarygodnej historyjki na te okazję.
— Już Nautica, zostaw te przewody — rzucił Ratchet podchodząc do niej z zamiarem pomocy w wyswobodzenie Botki z kabli. Od razu przyłączył się do niego Jolt.
— Co tym razem nawaliło? — spytał Prowl.
— Poprzepalały się nam łącza w Moście. Dobrze, że młodego olśniło i zaczął działać, ale cała instalacja do wymiany — wyjaśnił szybko Hide.
— Dobra robota Jolt. — Pochwalił go Optimus. Młody mech starał się nie okazywać po sobie jak wielką przyjemność dawały mu te słowa uznania, ale zdradzały go dumnie nastroszone fragmenty na ramionach. — Tobie Nautico również należą się pochwały.
Botka trzymając ręce w górze, ułatwiając medykom prace nad jej uwolnieniem, uniosła kciuki i wyszczerzyła się pogodnie.
— Optimusie — odkaszlnęła Sari, zwracając tym samym uwagę lidera na podenerwowanej nastolatce.
Prime podszedł bliżej platformy i niemal od razu dostrzegł, że dziewczyna nie martwi się o siebie, tak jak o aparat, który mocno przyciskała do swojego ciała. Zerknęła na niego spod byka, ale kiedy ten nawiązał z nią kontakt wzrokowy ta od razu uciekła spojrzeniem w bok.
Miał wrażenie, że nakłonienie jej do współpracy może do łatwych zadań nie należeć, a ból w skroniach jaki męczył go tego dnia mógł jeszcze podkopać filar cierpliwości oraz spokoju, na którym wolał opierać swoje działania.
— Jak się czujesz? — spytał z nieudawaną troską.
— Jak w marnym filmie science-fiction — odpowiedziała opryskliwie.
Prime uniósł łuk optyczny, zdziwiony tym porównaniem. Zaraz jednak opanował się i przeszedł do konkretów.
— Wybacz, że musieliśmy cię tu sprowadzić w taki sposób, ale naprawdę gonił nas czas — odezwał się łagodnym tonem. — Jestem Optimus Prime, lider Autobotów, a ty Miko Nakadai, masz coś na czym bardzo nam zależy. — W niezwykły sposób podkreślił jej imię, zupełnie jakby doskonale znał dziewczynę jak i każdy jej sekret. Zabieg psychologiczny stosowany dość często przez Sentinela Prime'a. Zawsze gdy starszy brat Optimusa zwracał się do niego w ten sposób zdawać by się mogło jakby ten dokładnie wiedział co chodziło mu po głowie. Optimus nie darzył swojego rodzeństwa sympatią (poza jednym wyjątkiem), jednak przebywając z nim mógł się wiele nauczyć.
Nastolatka spojrzała na niego, a przez jej twarz przemknął cień strachu. Bardziej zależało mu na sprawieniu, że do dziewczyny dotrze, iż nie ma sensu kłamać podczas rozmowy z nim, niż na wystraszeniu jej. Ten ton zazwyczaj właśnie tak na niego działał, i miał nadzieję, że sprawdzi się tu tak samo.
— Masz moje słowo, nie musisz się nas obawiać — dodał pośpiesznie.
— Słuchaj — zaczęła Sari. — To co dziś zobaczyłaś nie może ujrzeć światła dziennego. Każdy z nas byłby w wielkim niebezpieczeństwie
— Chodzi o organizację, o której wcześniej ci wspominałem — wyjaśnił pokrótce Hot Rod.
Kobieta kiwnęła głową.
— Ci ludzie są zdolni do wszystkiego. Dlatego zdjęcia, które dziś zrobiłaś muszą zostać usunięte — powiedział stanowczo lider.
Nastolatka zaczęła bitwę ze swoimi myślami. Świadomość, że lada moment pożegna się ze swoim małym marzeniem, które zdążyło zasiać w niej ziarno nadziei na lepszą przyszłość była bolesna. Ale co innego miała uczynić. W tej sytuacji nie miała swobodnego pola do manewru. Żadnego innego wyjścia, jednak był jeden plus. Czuła, iż jej życie zmieni się nie do poznania. Koniec z rutyną. W końcu kto jeszcze mógł poszczycić się znajomością z... Właśnie, z kim?
— Kim wy jesteście? I kto was stworzył? — spytała niekoniecznie pewna czy w ogóle powinna się odzywać. Wnioskując po niezadowolonych minach jakie zaraz ujrzała, jej drugie pytanie nie spodobało się większości.
— Na pewno nie człowiek — odburknał na jej pytanie Ratchet skończywszy wyswabadzanie Nautici z ostatniego przewodu.
Optimus widząc jej skołowanie zrozumiała, że musi zacząć od początku.
— Pochodzimy z planety Cybertron, która została zniszczona przez wojnę domową. Nasza planeta zgasła wieki temu, a naszą ostatnią nadzieją na uratowanie jej była Kość, która miała w sobie czystą energię naszego stwórcy — odparł Optimus. — Zlokalizowaliśmy artefakt na waszej planecie, ale nasz statek rozbił się tutaj sto ziemskich lat temu. Utknęliśmy tu, a tuż za nami przybyła wroga nam frakcja, z którą walczymy teraz na Ziemi. Na domiar złego, ze względu na naszą technologie poluje na nas organizacja zwąca się MECH.
— Kosmici? — spytała zdziwiona.
— Nazywaj nas Autobotami — poprawił ją lider.
Dziewczyna pokiwała głową, jak w transie. Wiadomość, że ma do czynienia z kosmitami, wróć, Autobotami, wprowadziła ją w niewyobrażalny stan ekscytacji. Szerzej otwarte oczy wręcz błyszczały, kiedy patrzyła na Optimusa. Dyskretnie uszczypnęła się w ramie by upewnić się czy, naprawdę nie leży jednak pod jakimś drzewem w lesie, a wszystko czego teraz doświadczała było snem. Ten drobny gest został dostrzeżony przez wicelidera, opierającego się o konsole. Wywrócił optyką, nie kryjąc swojego zażenowania.
— Co do zdjęć — zaczął Prime.
Miko odruchowo ścisnęła mocniej aparat, co tym razem zauważyła znaczna większość Autobotów.
— Zrozum, że jeżeli MECH dowie się gdzie miała miejsce ostatnia akcja, będziemy mieć poważne problemy — zaczęła Arcee oszczędzając sobie udawanej sympatii. — Gorzej będzie tylko jeśli dowie się o nas wasz rząd.
— Dlaczego miałabym się tym martwić? — zapytała, gdy otrząsnęła się niejako z szoku.
Zmierzyła arogancko czerwoną femme. Jedno zdanie wystarczyło by wprowadzić wszystkich zebranych w osłupienie. Tego nikt się nie spodziewał, co prawda część zauważyła, że nawiązanie współpracy z dziewczyną może być problematyczne, jednak taki obrót spraw wywołał niemałe poruszenie w bazie.
— To jest jakiś żart? — spytał retoryczne Prowl, ledwo hamując swój gniew.
Wicelider nie miał natomiast zamiaru patyczkować się z nastolatką i jej egoistycznymi zapędami. Chłodną optyką zmierzył dziewczynę. Nie zamierzał udawać, że dziewczyna jest mile widziana w bazie.
— Wiesz dlaczego zachowanie naszego istnienia w tajemnicy jest od dzisiaj też i twoim zmartwieniem? — powiedział zniżając swój ton głosu.
Miko przymrużyła oczy, złowrogo wbijając spojrzenie w czarnego mecha.
— Oświeć mnie — rzuciła od niechcenia.
Swoją ignorancją doprowadzała znaczną część Autobotów do szewskiej pasji. Energon gotował się w przewodach niektórych Botów, z kolei inni byli na tyle w szoku, że nie potrafili zmusić własnego przetwornika mowy do wydania choćby jednego, najcichszego dźwięku. Zażenowany Hot Rod zatopił twarz w dłoniach. Znał Azjatkę niespełna godzinę, a po powrocie do bazy był wręcz przekonany, iż narobi sobie wrogów. Nie sądził jednak, że ten moment nadejdzie tak szybko i osobą, przeciwko której zadecyduje się wojować będzie akurat Hide. Zaczynał jej współczuć, w końcu Ironhide nie przebiera w słowach. Nie wiedział jednak, jak bardzo upartym i zawziętym stworzeniem jest Miko.
— Niejednokrotnie broniliśmy waszej planety przed Decepticonami. Przywódca Conów w wydechu ma czy ludzkość przetrwa, czy nie i już kilka razy zagrażał waszej planecie, ale udało nam się go powstrzymać! Tyle energonu przelaliśmy w walce za wasz gatunek, więc okaż odrobinę szacunku i usuń te pieprzone zdjęcia! — warknął zaciskając szczękę ze złości.
— Twoja złość na niewiele się teraz zda Hide — Prime położył ostrożnie dłoń na lewym ramieniu przyjaciela i zerkając na dziewczynę dodał głosem wypłowiałym z emocji. — Tylko nieliczni ludzie wiedzą ile ryzykujemy na co dzień.
Miko nie spodobał się ton lidera. Ani to, że w tym momencie uchodziła za ignorantkę. Dopiero co ich poznała więc skąd mogła nagle wiedzieć o ich poświęceniu? Początkowo chciała się wybielić w ich oczach, ale gdy spostrzegła z jaką niechęcią zaczyna być traktowana, obudziła się w niej złośliwość, którą według jej ojca, wyssała z mlekiem matki. Złośliwość nad którą nie umiała zapanować, gdy tylko popuściła jej wodzę. Z nieszczerym uśmieszkiem podeszła do barierek, z rozplanowanym w głowie wywodem jaki miała zamiar zaprezentować lada moment.
— Duży ma rację — powiedziała śmiało, wskazując kciukiem na lidera, wprowadzając go tym samym w konsternację. — Wasza wojna to nie jest coś o czym na co dzień mówią w wiadomościach, więc nie miej do mnie pretensji, że nie słyszałam wcześniej o waszym poświęceniu. Żeby jeszcze było się czym tak szczycić — dodała spokojniej.
— Ty jesteś bezczelna — podsumował Blurr krzywiąc się.
— Ja? No wybacz, ale ja nie przechwalam się, że bronie innego gatunku przed wojną, którą sama sprowadziłam — parsknęła lekceważąco śmiechem.
Z rękoma skrzyżowanymi na piersi lustrowała każdego zdębiałego Autobota. Na chwilę zatrzymała wzrok na Hot Rodzie, który zerkał na nią szeroko rozwartą optyką spomiędzy rozsuniętych palców. Uniosła brew, a jej twarz przybrała wyraz, jakby nie widziała niczego złego w wcześniej wypowiedzianych słowach. Po części rozumiała, że były okrutne, ale nie chciała pozwolić wejść sobie na głowę. Zwróciła spojrzenie na lidera, którego mimika wyrażała w tym momencie więcej niż tysiąc słów. Wyobrażała sobie, że Optimus musi teraz toczyć w procesorze wewnętrzny monolog.
I za wiele się nie pomyliła. Po złośliwej uwadze nastolatki, granatowo-czerwony mech poczuł się mentalnie spoliczkowany. A dobijał go tylko fakt, że konsekwencje swojego poprzedniego rozkazu poczuł tak szybko. Że też dziewczyna, którą wprowadzili do swojego świata, musiała mieć akurat ten specyficzny zestaw cech charakteru. Cech, które tak bardzo upodabniały ją do jego zastępcy. Nieznośny ból znów zakuł go w skronie. Przejechał palcami jednej dłoni po powiekach, a gdy znów zerknął na dziewczynę spostrzegł, że ta morduje się wzrokiem z zbrojmistrzem. Czy los lubił z niego aż tak kpić i zwyczajnie podrzucił mu pod nogi mniejszą wersję Hide'a? Albo może za szybko ocenił złośliwą zagrywkę dziewczyny i pomylił się co do niej? Przypomniawszy sobie wszystkie chwile, w których pozostali Prime'owie byli gotowi niemal odstrzelić czarnego mecha na miejscu, w głębi Iskry zaczął modlić się, żeby druga opcja okazała się poprawną. Ale nie tylko on zauważył to specyficzne podobieństwo.
— No, dzieciak to charakterkiem prawie tobie dorównuje Hide — stwierdziła znudzona Sari podpierając głowę na dłoniach.
Mech zmarszczył łuk optyczny, łupiąc na kobietę. Górna warga mecha o czarnym lakierze, wykrzywiła się jedynie i może gdyby nie silny uścisk na prawym ramieniu posypałyby się obelgi.
— Już, już spokój — powiedziała bez większych emocji Chromia, która wróciwszy dopiero z łaźni została świadkiem nieciekawej wymiany zdań. — Nie ma się co wściekać, Sari ma odrobinę racji — dodała zaszczycając go jedynie złośliwym uśmieszkiem.
Wywołało to tylko lawinę pomruknięć i warknięć gburowatego Transformera.
— Primusie najdroższy — westchnął Optimus znów masując swoje obolałe skronie, po czym zwrócił się do nastolatki. — Zrozum, chcemy dobrze dla ciebie, jak i dla twojego gatunku. I tak, zdajemy sobie sprawę, że ta wojna nie należy do was, dlatego też staramy się, jak tylko możemy, trzymać ludzi zdała od niej. Niestety nie zawsze nam się to udaje. Dlatego prosimy cię byś nie utrudniała nam tego zadania.
Wbił wzrok w dziewczynę, uporczywie ignorując niechęć do niej, jaką wywołała pierwsza interakcja. Z doświadczenia wiedział, że pierwsze wrażenie, mimo iż istotne, potrafi być mylne.
Miko chyba dopiero pod wpływem surowego spojrzenia, jakim zaszczycił ją lider, zrozumiała, że denerwowanie znacznie silniejszych od siebie robotów nie było najlepszym posunięciem. Była w końcu na ich łasce. Ale usilnie maskowała swoje zwątpienie, jak i to, iż powoli cała jej pewność siebie zaczęła wyparowywać.
Dziewczyna usłyszała obok siebie czyjeś kroki, a gdy tylko odwróciła się w tamte stronę, musiała delikatnie zadrzeć głowę by zerknąć na wyższą od siebie Sari, która stała podpierając się jedną ręką o swój bok, a drugą wyciągnęła do nastolatki oczekując jej ruchu. Miko już wcześniej wiedziała, że nie zdziała za wiele i będzie zmuszona pogrzebać to jedno marzenie. Zmierzyła kobietę z niechęcią dalej walcząc z własnymi myślami. Ale nie ważne ile czasu spędziłaby główkując, nie zdoła nic wymyśleć.
— Nawet jeśli twoje zdjęcia trafiłyby do sieci nic tym nie zyskasz. Uwierz mi, nie chcesz poznać ludzi, którzy się nimi interesują — powiedziała Sari wskazując głową na Autoboty. — A tylko tacy zwrócą na ciebie uwagę. To gnidy pozbawione moralności, własnych się pozbędą jeśli coś przełożonym się nie spodoba. Więc jak myślisz, czy pozbycie się nastolatki, która wtrąca nos w nieswoje sprawy ich wzruszy?
Miko spojrzała na nią z niechęcią. Założyła, że kobieta sądzi, iż chodzi jej o zyski w postaci pieniędzy. Zmarszczyła tylko nos w gniewie i szybko ściągnęła z szyi pasek od aparatu i podała go ciotce Daniela oraz Sama.
— Nie martw się, odzyskasz aparat, jak tylko usunę te zdjęcia — powiedziała już łagodniej Sari.
— Mogłam zrobić to sama — odburkneła nastolatka.
— Tak, ale nie ufam ci w pełni — odparła kobieta skupiając się na moment na aparacie.
— I vice versa — rzuciła naburmuszona Miko.
— Wybacz kochana, ale w tej sytuacji nie masz za wiele do gadania — rzekła spokojnie Sari. — To pęknięcie było tu już wcześniej? — dodała wskazując na obiektyw aparatu.
Dziewczyna zacisnęła mocniej szczękę nie odpowiadając kobiecie od razu.
— Musiało się to stać podczas ucieczki — skłamała odwracając wzrok.
Sumdac przymrużyła delikatnie powieki, ale ostatecznie kiwnęła tylko głową, po czym spojrzała na Optimusa i dodała:
— Tu kończy się moja robota, reszta należy do was — mówiąc to udała się w stronę windy, jednak przed wejściem do maszyny odwróciła się do nastolatki. — Jeśli chcesz możesz zostać na noc tutaj, chłopcy pokażą ci pokój gościnny, znajdziesz tam też coś na przebranie. Rodzicom powiesz, że z rana szybciej wyszłaś do szkoły.
Dziewczyna tylko przytaknęła jej skinieniem głowy. Co by nie kłamać na rękę było jej zostanie. Nie chciała wrócić i zaryzykować tym samym kolejnego spotkania z podchmielonym ojcem. Właściwie zakładała, że przez wcześniejszą kłótnie, będzie musiała omijać go przez najbliższy tydzień. Z resztą ojciec pewnie teraz spał i nie wiedział, że nie ma jej w domu.
— Świetnie — podsumowała kobieta wchodząc do windy, a nim ta zamknęła się przed nią z wymuszonym przez zmęczenie uśmiechem dodała głośniej — Dobranoc!
Gdy Sari zniknęła Miko odwróciła się w stronę Autobotów. Wywnioskowanie, że czeka ją jeszcze coś nie było trudne, dlatego tez wyczekująco spojrzała na lidera.
— Więc co? Oficjalny chrzest i należę do ekipy? — zapytała z przesłodzonym uśmieszkiem na twarzy.
Prime powstrzymywał się od zbędnych komentarzy. Westchnął ciężko i odparł:
— Musimy wyznaczyć ci tylko opiekuna.
— Opiekuna? — powtórzyła. — Czy może bardziej strażnika, który będzie pilnował mnie na każdym kroku i sprawdzał czy przypadkiem nie spiskuje?
— Mów na to jak ci wygodniej — Optimus odwdzięczył jej się równie przesłodzonym uśmieszkiem.
Dziewczyna wydęła wargi i z niezadowoleniem zmrużyła powieki.
— Każdy człowiek dostaje swoją mechaniczną niańkę? Czy tylko mnie kopnął ten zaszczyt?
— My też mamy swoich opiekunów — zaczął Sam. — Ale w twoim wypadku jest troszkę inaczej.
Miko uniosła brew i spojrzała zaraz na lidera, żadna wyjaśnień.
— Decepticony nie wiedzą o tym, że Samuel i Daniel są pod naszą opieką, jednak o tobie wie Breakdown, więc możesz znów stać się celem naszych wrogów — wyjaśnił Optimus, oszczędzając dziewczynie szczegółów z tego co może wydarzyć się kiedy właśnie w łapska Decepticona.
— Cudnie — podsumowała, zaciskając usta w wąską linię. Zaraz jednak skrzywiła się i zwróciła do kuzynów. — Chwila to tamci nie wiedzieli o was, a wy postanowiliście pchać się im pod nogi ryzykując, że was zobaczą?
— Chcieliśmy cię odciągnąć od niebiezpieczenstwa — powiedział Sam z nutką dumy w głosie.
Daniel zmierzył bruneta z niedowierzeniem.
— Cóż wcześniej miałam cię za kreatyna, teraz tym bardziej obstaje przy tym — rzuciła kpiąco Miko, przez co Danielowi i Crosshairs'owi wyrwał się głośniejszy chichot.
Prime wywrócił optyką, skrycie ciesząc się z tego, że dziewczyna przygasiła choć odrobinę zapał Samuela. Mech zwrócił się do reszty Autobotów i przeleciał spojrzeniem po wszystkich zebranych. Zastanawiał się komu wyznaczyć pilnowanie nastolatki. Od razu wykluczył Hot Rod'a i Bee ze względu na to, że swoich podopiecznych już mają. Z uwagi na świeże rany po nieudanej współpracy z ludźmi sprzed kilku lat ominął też Arcee, Flare-up oraz Hide'a. Ratcheta odrzucił ponieważ nie chciał jeszcze bardziej podkopać nerwów swoich, jak i medyka.
— Zgłaszam się na ochotnika — powiedział głośno Bulkhead zapobiegając tym samym niezręcznej ciszy, jaka zapanowałaby lada moment.
— Masochista — cichy głos Smokescreen'a potoczył się po bazie.
Lider spojrzał na mecha o zgniłozielonym lakierze, nie kryjąc swojego zaskoczenia. Domyślał się, że podjął tę „heroiczną" decyzję przez ciągle dręczące go poczucie winy. Obawiał się też dania człowieka pod opiekę Wreckera, nawet jeśli tym człowiekiem była Miko.
— Nie jestem co do tego przekonany — odparł spokojnie Prime.
— Optimusie czuję się to winny drużynie, w końcu to mnie zrobiono zdjęcia — nie ustępował Bulk.
Prime widząc zawzięcie na twarzy swojego żołnierza nie chciał mu odmawiać. Zamyślił się przez chwilę. Co prawda Bulk był czasami niezdarny, a w codzienne czynności wkładał zbyt wiele siły, niszcząc tym samym sprzęt w bazie, co niezwykle denerwowało Ratcheta, jednak nikt nie śmiał zaprzeczać temu, że mech ten miał wielką Iskrę. Optimus i tym razem postanowił zaufać swojej intuicji. Zerknął na dziewczynę, która mierzyła wzrokiem Autobota o zgniłozielonym lakierze.
— Niech będzie — oświadczył w końcu.
— I to tyle z całej ceremonii? — sarknęła nastolatka. — Oficjalnie należę już do klubu Science-fiction? — dodała ignorując kilka mordujących ją spojrzeń.
— Ciesz się, że tym razem obyło się bez kłótni. Po kilku nieciekawych sytuacjach z poprzednimi podopiecznymi zakładałem, że odpowiedzialność za ciebie będą przerzucać między sobą i potrwa to znacznie dłużej — skwitował Daniel.
Miko tylko parskneła śmiechem.
— Nie bądź chamski — upomniał go Hot Rod, na co nastolatek wzruszył ramionami.
— Wycieczkę po siedzibie też mi załatwicie? — rzuciła prowokacyjnie Miko.
Na te słowa wicelider zawrzał. Z nozdrzy mecha uleciały niewielkie kłębki pary, a z przetwornika mowy wydobył się gardłowy pomruk. Zauważywszy to Prowl tylko zerknął na chłopców, a gdy złapał kontakt wzrokowy z Danielem pokręcił niezauważalnie głową. Blondyn szturchnał swojego kuzyna i wskazał mu dtskretnie brodą policjanta. Biało-szary mech delikatnym machnięciem ręki kazał im zabierać się stąd nim wybuchnie kolejna afera. Brunet nie zwlekając, chwycił dziewczynę za ramiona, na co ta spiorunowała go wzrokiem.
— Wiesz Miko, to był dzień pełen wrażeń. Jest już dość późno, wycieczkę po bazie przełożymy na inny termin — powiedział, marnie maskując swoje zdenerwowanie i siłą pokierował dziewczynę w stronę windy.
— Trzymam cię za słowo — obdarowała go sztucznym uśmieszkiem.
Daniel zanim udał się za nimi spojrzał jeszcze na wściekłego Hide'a i zmęczonego Optimusa. Lider bezgłośnie podziękował chłopcu za to, że ratują sytuację, na co blondyn pokiwał głową i podreptał do windy.
Kiedy Dan stanął wewnątrz maszyny, tuż obok niezwykle zadowolonej Miko, najpierw machnął na pożegnanie do Hot Rod'a, a później powiedział:
— Witaj w klubie Science-fiction.
Japonka przeniosła swoje spojrzenie z szesnastolatka na nerwowego mecha.
— Ale ze mnie szczęściara — rzekła ciszej, po czym wyciągnęła rękę żeby pomachać do gromady Botów — Dobrej nocy! — wykrzyczyała z przesłodzonym uśmieszkiem na ustach nim winda się zamknęła.
Cisza wręcz piszczała w audioreceptorach nim przerwał ją warkot rozdygotanej od nerwów Arcee.
— Co za bachor — wysyczała czerwona femme.
— Ratch sprawdź czy jakiegoś Decepticona nie ma w pobliżu, może zgodzi się na szybką adopcje — burknął Hide.
— Nawet nie kuś — odparł mu medyk tupiąc gniewnie stopą o podłoże.
— Co... Co jest z wami — zająknął się lider. — Nigdzie nie wyślemy dziewczyny, opanujcie się.
— Jesteś w stu procentach pewny? — drążył dalej Hide. — Widać, że młoda też ci na nerwy działa, powieka znów ci lata
— Błagam cię, nie zaczynaj — burknął Prime.
Wicelider usilnie walczył z złośliwym uśmieszkiem, który chciał wkraść się na jego twarz.
— Męczyć się z mniejszą wersją Hide'a? Na to się nie pisałem — mruknął Prowl, co niestety usłyszał czarny mech.
— A ci jebnę — warknął posyłając policjantowi piorunujące spojrzenie.
Strateg jedynie przekrzywił głowę i uniósł łuk optyczny.
— Takie realia Hide — zawtórowała Arcee.
— Realia są też takie, że przyciągasz ludzi, jak żywy metal Scrapleta i czy ja ci to wypominam? — wicelider założył ręce na biodra, zerkając krzywo na czerwoną femme.
— Realia są też takie, że jesteś upierdliwą mendą i trzeba ci to wypominać bo byś się zapominał — odparła czerwona femme krzyżując ręce na komorze iskr.
— Już dosyć na dzisiaj! — powiedział stanowczo Prime.
— Byłbym wdzięczny, gdybyście zabrali się już stąd — odezwał się naburmuszony medyk. — Tego mi jeszcze brakowało! Ogarnianie całego bajzlu i wysłuchiwanie waszych dziecinnych sprzeczek.
— Ciesz się, że nie będziesz tego sprzątał sam — zaznaczyła Nautica.
— Cieszył się będę dopiero jak doprowadzimy bazę do porządku — obruszył się Ratchet. — No dalej bo nas nowy dzień zastanie.
Nautica podreptała za nim do otworzonej klapy przedrzeźniając pod nosem medyka. Prime widząc to wyrzucił optyki ku górze i pokręcił głową. Jolt machnął na resztę rękoma, dając im jasno do zrozumienia, że powinni zabierać swoje zderzaki z centrum bazy. Niemal od razu większość się ulotniła. Został tylko Prime, który podszedł do pierwszego oficera medycznego. Hide również chciał tam podejść, głównie by rozmówić się z Optimusem i wyrzucić z siebie swoje zwątpienia nagromadzone tego dnia. Jednak nie dane mu to było. Poczuł silny uścisk na swojej dłoni, a gdy odwrócił głowę, zastał Chromie, która z zawziętą miną ciągnęła go już przez jeden z korytarzy w kierunku pokojów Botów.
— Musimy poważnie porozmawiać — syknęła. — Mam wrażenie, że nasza ostatnia rozmowa kompletnie wyleciała ci z procesora.
Ironhide westchnął męczenniczo i zerknął ostatni raz za siebie na odchodzącego gdzieś Prime.
— Daj mi tylko chwilę — powiedział zatrzymując się na środku korytarza.
Chromia również przystanęła. Odwróciwszy się do Conjunx Endury spiorunowała go wzrokiem. Wicelider wywrócił na to optyką, co podenerwowało tylko femme.
— Ostatnio mam wrażenie, że nie traktujesz mnie poważnie — poskarżyła się.
— Dobrze wiesz, że to nie prawda — mech zmarszczył łuk optyczny.
— Na obecną chwilę? Nie — obruszyła się puszczając jego dłoń i krzyżując rękę na komorze iskier.
— Mówiłem ci już, nic mi nie jest. Naprawdę niepotrzebnie się martwisz.
— Martwię się bo masz gdzieś swoje zdrowie. Zachowujesz się ostatnio jakby na rękę było ci zgasnąć — opuściły ją wszelkie oznaki gniewu, zastąpił je tylko smutek. — Opanuj się póki czas, naprawdę nie chcę stracić jeszcze ciebie.
Zbrojmistrz zdębiał przez te słowa. Nie mógł zaprzeczyć, że przez obojętność jaka nim zawładnęła w ostatnim czasie, w swoich działaniach na froncie był zbyt lekkomyślny. Co prawda zachowywał ostrożność, jednak nie w takim stopniu jak kiedyś. Widząc ból na twarzy ukochanego, poczuł ukłucie wyrzutów sumienia. Wściekł się na siebie, jak i na tę przeklętą wojnę. Przyciągnął ją do siebie, obejmując czule.
— Obiecuję, że popracuję nad tym — uścisnął ją mocnej.
Femme z westchnieniem oparła głowę o ramię mecha.
— Już to słyszałam. Nawet kilka razy.
— Przepraszam cię — powiedział ze słyszalną skruchą w głosie.
Chromia odsunęła się od niego, zadzierając odrobinę głowę by spojrzeć Conjunx Endurze prosto w optykę. Po chwili, stanąwszy „na palcach", pochwyciła jego twarz w swoje dłonie.
— Może masz rację, przełóżmy tę dyskusję. Jestem zmęczona tym dniem — musnęła wargami policzek Hide'a. — Idź już, widzę że zależy ci na wygarnięciu czegoś Optimusowi.
— Nie bardziej niż na rozmowie z tobą — zaczął od razu. — Jeżeli chcesz...
— Dajmy już sobie dzisiaj z tym spokój — przerwała, posyłając mu smutny uśmiech.
Zdjał jej dłonie z swoich policzków i złożył na nich delikatny pocałunek, mówiąc:
— Jeszcze raz cię przepraszam.
Chromia pokiwała tylko głową. Zaraz rozłączyli swoje dłonie i femme pokierowała się prosto do swojego pokoju.
— Dobranoc — powiedziała na odchodne.
Wicelider odmruknął jej i jeszcze chwilę stał w miejscu wściekając się na siebie oraz przeklinając w myślach co popadnie. Później odszedł na poszukiwanie swojego przełożonego. W centrum niestety już go nie było, natknął się tam tylko na Ratcheta ślęczącego nad klapą Mostu. Nautica nawet nie patrząc na mecha o czarnym lakierze wskazała palcem przejście na lewo od konsol. Hide nie odzywając się ani słowem, kiwnął tylko głową w geście podziękowania i udał się w wskazanym przez inżynierkę kierunku.
Kroki mecha odbijały się w przyciemnionym korytarzu. Nie musiał długo zastanawiać się gdzie mógłby znaleźć Prime'a. Szybko znalazł się w skrzydle medycznym i tak jak myślał zastał tam swojego przyjaciela przeszukującego szafki z medykamentami. Optimus spojrzał na swojego zastępcę wyczuwając w powietrzu burzliwy nastrój. I nie pomylił się. Złość co jakiś czas wstrząsała Hide'em, a w optyce iskrzył się chłodny i zarazem gniewny błysk.
— Bez wygarnięć dzisiaj by się nie obyło? — granatowo- czerwony mech wyciągnął z jednej z wiszących szafek walcowate pojemniki z lekami, odłożył je na stojące pod ścianą meble, o które chwilę potem oparł się. Z założonymi na komorze rękoma zwrócił się w stronę swojego zastępcy.
— A jakże — odparł mu Hide, który z kolei oparł się o ścianę przy wejściu.
Mierzyli się przez moment niechętnie, dopóki mech o czarnym lakierze nie przerwał milczenia.
— Do reszty cię pojebało?
— Twojego lamentowanie potrzebuje dzisiaj jak rdzy — mruknął Prime.
— Puszczę to mimo audioreceptorów — warknął Hide. — Co ci strzeliło do głowy żeby dawać za opiekuna temu szczeniakowi Bulkhead'a?
— Intuicja — odparł krótko lider. — Ostatnim razem zadziałała — dodał nieszczedzac sobie złośliwości.
— Nie wkurwiaj mnie!
— Bulk da sobie radę, choć trochę mu współczuję — Optimus zmienił temat i zaraz skupił się na lekach stojących obok.
— Jak wyjedziesz mi tu, że dziewczyna przypomina mnie, to nie ręczę za siebie — zagroził wicelider.
— Jest wyszczekana, ale nie mogę jeszcze stwierdzić, czy jest mniejszą wersją ciebie — widząc uniesiony łuk brwiowy przyjaciela nie mógł się powstrzymać i kontynuował — Jako punk odniesienia potrzebowałbym Sentinela, pozostałych Prime'ów i przynajmniej dziesięciu wysoko postawionych Cybertrończyków. Jeśli postanowi zmieszać z błotem mojego brata przy całej tej zgrai, będę nawet w stanie uwierzyć, że ludzie z MECH-u jakimś cudem zdobyli twój kod genetyczny i stworzyli dziewczynę jako twoją ludzką wersję — zakończył Optimus odrobinę podnosząc głos pod koniec swojego wywodu.
— Po pierwsze przesadzasz, po drugie należało mu się — skwitował Hide.
— Nie zaprzeczę — mruknął po chwili spokojniej Prime. — Co do twoich obaw, nie masz się o co martwić. Zaufaj mi, Bulk ma wielką Iskrę, może uda mu się zmienić jej charakter.
— Widzę, że pokładasz w tym duże nadzieje — sarknął zbrojmistrz.
— Jeżeli tak bardzo moje decyzje ci nie odpowiadają, zawsze możesz wycelować do mnie. Jak to się mawia, do trzech razy sztuka. Może tym razem trafisz — lider posłał swojemu rozmówcy przesłodzony uśmieszek.
— Zawsze mi to będziesz wypominał, prawda? — burknął. — Ohh... nawet nie wiesz jak bardzo się teraz o to prosisz — warknął ciszej Hide i zaraz dodał złośliwie. — Nie dopuszczaj wewnętrznęgo Oriona Paxa do głosu, źle na tym wychodzisz jako Prime.
Uśmieszek Optimusa rozmazał się na jego twarzy, tak jak świeżo nałożona farba na deszczu, gdy tylko usłyszał Ironhide'a cytującego Nova Prime'a. Drugi brat Optimusa, był butny i potrafił irytować lidera, jak nikt inny. A najgorsze były jego zaczepki odnoszące się do starego trybu życia oraz poprzedniego imienia.
Obaj mordowali się przez chwilę wzrokiem, dopóki Optimus nie odpuścił sobie tej walki. Z westchnieniem przetarł swoją twarz dłonią i zaczął:
— A ty co byś zrobił na moim miejscu?
— Powierzyłbym dziewczynę jakiemuś kompetentniejszemu Botowi — odpowiedział mu od razu. — Arcee, Prowl, Chromia...
— Gdyby nastolatka trafiła pod opiekę Prowl'a, nie wiem czy nadążyłbyś ze spawaniem stołów do podłoża. Z Arcee sprawa ma się podobnie jak w twoim przypadku.
— Co sugerujesz? — Ironhide zmarszczył łuk optyczny mierząc lidera.
Prime uniósł optykę ku górze wzdychając przeciągle. Nie wiedział czy jego zastępca udaje, czy naprawdę nie rozumie dlaczego starał się odsunąć ciężar opieki nad kolejnym człowiekiem od Botów, które swoje już przeszły i na współpracy z ludźmi wyszły najgorzej z całej jego drużyny.
— O to ci chodzi — odparł po chwili wicelider, a na jego twarzy zagościła pustka, na której widok Iskra bolała. Marazm ten jednak wsiąkł pod maskę gniewu. — Tym bardziej dziwisz się mojemu podejściu do ludzi? Waller zmienił front i postanowił kroić nas z tymi pasożytami z MECH-u. Darby? Ukradł pancerz, wykorzystał zaufanie Arcee, przez niego Cliff i Turner nie żyją, a Banes skończył na wózku, o co do dziś obwinia się Flare-up. Dalej dziwisz mi się dlaczego czarno widzę współpracę z innymi ludźmi?
— Hide, Miko jest tylko dzieckiem — powiedział już nie tak pewnie Optimus.
— Oboje wychowaliśmy się na ulicach biedy Iaconu i oboje wiemy do czego zwykłe dzieci są zdolne — dodał ściszonym głosem zbrojmistrz.
Jego słowa wywołały na Optimusie niemałe wrażenie. Retrospekcja wspomnień z młodych lat lidera ciągnęła się w jego procesorze z nieubłaganą prędkością. Dni kiedy to nie wiedział, iż należy do rodu Prime'ów zdawały się tak odległe, wręcz zakopane pod piaskiem innych chwil, a przecież obiecywał sobie, że nigdy o nich nie zapomni, co więcej to te wspomnienia miały go kierować do polepszenia stanu na Cybertronie. Z sekundy na sekundę wyraz jego twarzy zmieniał się. Podniósł wzrok na swojego zastępcę i w końcu odparł nad wyraz spokojnie:
— Masz rację
— Czy ty nie rozumiesz, że ten świat nie jest już taki sam, jak w momencie kiedy tu... — wykrzyczał niemal od razu zbrojmistrz, jednak urwał nie spodziewając się, że Prime tak szybko mu ustąpi. — Przesłyszałem się?
— Błagam cię — mech o granatowo-czerwonym lakierze wywrócił optyką. — Masz rację, mamy wystarczający problem z przeciekami jak na te chwilę — dodał rozmasowując obolałą skroń.
Zdanie te wydało się wiceliderowi dość dziwne. Skrzywił się próbując zrozumieć jego sens jeszcze raz.
— Przeciekami?
— Mam kilka informacji, nie spodobają ci się. — Hide zachęcił Optimusa do kontynuowania gestykulujac ręką. — Ratchet mówił, że przed wysłaniem Arcee i reszty na dzisiejszą misje namierzył tam silny sygnał, za silny nawet jak na takie złoże energonu.
— To mogła być pułapka — wtrącił mech o czarnym lakierze. — Ale energon był też w połowie w formie zdatnej do sporzycia, to znaczy, że ktoś go podłożył, a nie, że został przetopiony przez Decepticony.
— Rozważałem opcje podrzucenia nam nadajnika, ale zauważono by coś przy kryształach czy nawet w kostkach.
— O dziwo jedyną niespodziewaną osobą, która się tam pojawiła była Miko. Myślisz, że mogła mieć coś z tym wspólnego.
Optimus wzruszył ramionami na to pytanie.
— Przeglądałem raporty z ostatniego cyklu orbitalnego —zaczął Prime. — Dziwnym trafem, dość często na misjach wydobycia energonu, spotykamy się z aktywnością MECH-u.
Hide zasępił się. Sytuacja mogła świadczyć tylko o jednym.
— Mamy szpiega — mruknął złowrogo.
Optimus kiwnął mu na to tylko głową.
— Niech ta informacja na ten moment zostanie między nami — oznajmił lider.
Ironhide kiwnął głową, jednak zdawał się w ogóle nie słuchać Prime'a. Myślami był już zupełnie gdzie indziej. Dryfował wśród bolesnych wspomnień. Gdy ostatnim razem znaleźli w swoich szeregach szpiega Chromia omal nie przepłaciła tego życiem. Najgorsze w tym wszystkim, było to że atak nastąpił od osoby bliskiej jego Iskrze.
— Korzystając z tego, że będziesz przebywał obecnie na chorobowym, chciałbym żebyś obserwował poniektórych, łącznie z dziewczyną.
— Tym razem dorwiemy sukinsyna nim komukolwiek stanie się krzywda — zapewnił wicelider.
Ta obietnica zawisła między nimi i spoczęła na ich barkach. Nie mieli zamiaru dać się zwieść po raz drugi.
UFFF w przerwach na uczenie się do egzaminów udało mi się dokończyć ten rozdział. Mam nadzieję, że ucieszy was długość tego rozdziału, taka nagroda za wyczekiwanie czy coś. Miałam zamiar dodać go na mikołajki, ale jak zwykle mi to nie wyszło, bo to egzaminy próbne, matury próbne (do których tak się przygotowywałam, a i tak ich nie napisałam bo na kwarantannie z wirusem siedziałam XD) czy to inne projekty, nie projekty i zaliczenia. Ponad cztery miesiące jechałam na melisie żeby się nie wkurwiać i na kawie żeby nie usnąć na stojąco. I tak oto jest. Mam nadzieję, że następny będzie znacznie szybciej.
Także no mam nadzieję, że się spodobało i do następnego 💗
Spadam przygotowywać się mentalnie do, właściwie dzisiejszych egzaminów... heeeh.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro