4. "Pierwszy raz widzę, żeby glina planował porwanie"
Piosenka wyżej tak cholernie pasuje mi do tego rozdziału, głównie przez refren XD
Co prawda może i mem z He-man'em jakoś lepiej by odzwierciedlał ten cyrk w rozdziale, ale oryginał ma jakiś taki urok
Odgłos szpilek uderzających o betonowe podłoże niósł się po całym pomieszczeniu, wwiercając się w audioreceptory wysokiego mecha, o dość proporcjonalnej sylwetce i niebiesko-czerwonym lakierze, przyozdabianym w niektórych miejscach wzorami płomieni. Nieznośny dźwięk przyprawiał go o kolejne ataki bólu w okolicach skroni. Jeszcze więcej cierpień przysparzał mu mętlik, jaki panował w procesorze. Możliwe, że ogrom problemów, który zawisł nad jego drużyną niczym najgorsza mara, docierał do niego z opóźnieniem.
Atmosfera w bazie nie sprzyjała planowaniu. Musieli w końcu opanować sytuację, a jedyne z czym udało im się uporać to uciszenie na moment Crosshairs'a, który wyrzucając z siebie swoje złośliwe uwagi, niczym karabin pociski, podnosił innym ciśnienie.
Optimus spojrzeniem wodził za starszą kobietą o hinduskiej urodzie, chodzącej w kółko przed dwójką nastoletnich chłopców. Trzęsące się od gniewu ręce przycisnęła do piersi, usiłując opanować w ten sposób ich drżenie. W końcu zatrzymała się i podniosła wzrok pełen złości na wnuków jej siostry. Uporczywy stukot, przypominający tykającą bombę ustał, a lider Autobotów niemal był gotów paść na kolana z zamiarem dziękowania. Drażniący dźwięk był jak najgorsza tortura.
— Czy wam naprawdę śpieszy się na tamten świat? — Wycedziła przez zęby Sari.
Młodszy z chłopców wzdrygnął się przez ton swojej ciotki. Starszy nerwowo uderzał palcami o swoje uda. Żaden z nich nie chciał nawet spojrzeć na zebranych. Błądzili spojrzeniem po ogromnej sali w jakiej znajdowała się cała drużyna.
Razem z ciotką stali na betonowej platformie zawieszonej około sześć metrów nad ziemią. Platforma ta była miejscem, gdzie ludzie mogli bezpiecznie spędzić czas wśród Botów bez zagrożenia skończenia pod czyjąś podeszwą.
Niczym kącik dla dzieci, ta strefa była wyposażona dla komfortu dwójki nastolatków. Skórzana czarna kanapa, telewizor z podpiętą konsolą, podłużny stolik z ciemnego drewna, czy niewielka zamrażarka wypełniona przekąskami. Prawie wszystko zostało urządzone przez młodych zaraz po oswojeniu się z myślą, że pod domem ich pradziadka znajduje się ogromny statek kosmiczny, który wbił się w wzgórze na obrzeżach miasta podczas awaryjnego lądowania, kilkaset lat temu. Zniszczona i niezdatna do podróżowania Arka, dzięki naprawionym urządzeniom maskującym sygnały Botów oraz pomocy Isaaca Sumdac'a i zmarłego już Archibalda Witwickiego stała się dobrze ukrytą podziemną bazą. A wykupienie przez Isaaca ziemi, w które statek się wbił, uniemożliwiło przypadkowym poszukiwaczom znalezienia go.
Arka była w stanie pomieścić trzystuosobową załogę, niestety wojna zebrała swoje żniwo, więc Teraz stanowiła dom dla zaledwie dwudziestu Transformerów. Świecący pustkami statek mógł niejednego wprawić w podły nastrój, zwłaszcza kiedy procesor pobudzał wspomnienia o tłoczących i przepychających się żołnierzach. Czasami niejeden z Autobotów przechadzając się chłodnymi korytarzami Arki miał wrażenie, jakby widział duchy przeszłości. Zanoszących się śmiechem i przechwalających młodzików, którzy pewni siebie opowiadali pozostałym ich pierwsze brawurowe akcje, pieśni przepełnione fałszem śpiewane przez zagorzałych patriotów, a nawet te marne zapewnienia, że wojna skończy się tak nagle, jak się zaczęła. Nikt wtedy nie sądził jak drastycznie się mylili. Pokładali nadzieję w Prime'ach, ale jedyne co dostali to bolesny zawód, co zresztą nie było czymś nowym.
Z racji tego, że Arka już więcej nie wzniesie się w powietrze, niektóre miejsca zostały przemeblowane, tak by bardziej sprawdzała się ona jako podziemna siedziba. Sporej wielkości, owalne pomieszczenie służyło za serce bazy. Centrum pokoju stanowił okrągły stół z wygrawerowaną insygnia Autobotów. Jedną czwartą tego pokoju zajmowały konsole i ogromne ekrany przymocowane do mateliczno-pomarańczowych ścian. Na prawo od komputerów stał Most Ziemny, miniaturowa wersja Mostu Kosmicznego, która ułatwiała Autobotom poruszanie się po kuli ziemskiej, teleportując w wybrane miejsce misji. Niejednokrotnie jednak maszyna ta doprowadzała drużynę Prime'a do białej gorączki przez liczne błędy. Ale czego można się spodziewać po ledwo trzymającej się konstrukcji z zebranego złomu. Mimo tego dobrze się sprawdzała i Boty nie musiały korzystać z statków nowoprzybyłych członków zespołu, narażając się tym samym bardziej ludziom. Natomiast na lewo od konsol postawiono betonową platformę składającej się z dwóch półek złączonych metalowymi schodami. Na niższej półce umieszczony został cały sprzęt dla ludzi, natomiast na wyższej w kształcie połówki elipsy znajdowało się winda, prowadząca do ukrytego przejścia w domu Isaaca. Niższa konstrukcja miała również zejście w formie schodów przytwierdzonych do ścian sali, a krawędzie platformy były zabezpieczone czarnymi barierkami.
Pomiędzy tymi trzema obiektami znajdowały się przejścia, prowadzące przez ogromne korytarze do innych pomieszczeń, czy to magazynu, skrzydła medycznego, miejsc gdzie Boty w spokoju mogły spędzić swój wolny czas, czy też tunelu z wyjazdem ukrytym w wielkim garażu Isaaca.
— Ciociu, błagam zrozum — Sam starł się bronić jednak, kiedy tylko odezwał się, większość Botów zaszczyciła go wymownym spojrzeniem, przez co początkowo pewny siebie ton głosu chłopaka zmienił się w niepewne mruknięcie. — Chcieliśmy po prostu trzymać tę dziewczynę z dala od problemów.
— No trzeba wam przyznać, zajebiście się spisaliście — parsknął z pogardą Cross. Siedział rozłożony na jednym z krzeseł trzymając nogi na stole. Był podenerwowany całą sytuacją, zupełnie jak każdy z Autobotów, jednak ten mech miał w zwyczaju, odreagowywać na otaczających go osobach będąc uszczypliwą mendą. Cóż, właściwie to dogryzał nawet kiedy miał dobry humor, jednak nie w takim stopniu, jak w tamtym momencie.
— Ktoś cię pytał? — burknął Sam
— Dla własnego dobra, zamilcz już — surowy ton głosu Autobotki o niebieskim lakierze od razu sprawił, że ostatnie pokłady pewności siebie bruneta wyparowały. Spojrzał na nią z miną zbitego szczeniaka. Femme miała około sześć metrów wysokości, szerokie biodra oraz ramiona, zza których wystawały dwa koła jej alternatywnej wersji, pozostałe dwa koła znajdowały się przy kolanach Botki. Wysoka i rozłożysta blaszka wyrastała z boków i tyłu hełmu, przypominając na pierwszy rzut oka koronę, a na policzki i nos narastały kanciaste fragmenty. — Optimus wyznaczył wam opiekunów dla waszego dobra, a wy utrudniacie prace Hot Rod'owi i Bee. Szukali was po całym Detroit, kiedy wy uznaliście, że zabawa w pseudo bohaterów to świetny pomysł. Dlaczego nie powiadomiliście ich o problemie? — Dodała Chromia zakładając dłonie na biodra oraz lustrując z oburzeniem chłopców. Pod naciskiem wzroku Fembotki kuzyni zdawali się maleć w oczach.
Daniel i Sam niechętnie zerknęli na swoich strażników. Bumblebee, około pięciometrowy mech o żółtej zbroi z czarnymi wstawkami przeszywał podopiecznego swoimi wielkimi, niebieskimi optykami na wylot. Drzwi alternatywnej formy, umieszczone na plecach Bota, wyglądające jak skrzydła, co chwilę unosiły się i opadały przez targające nim emocje. Miał owalny hełm z wachlarzem przechodzącym przez środek głowy i dwiema ruchomymi częściami po boku, które nastroszyły się od gniewu. Brunet z całych sił starał się nie złapać ze swoim przyjacielem kontaktu wzrokowego, co jeszcze bardziej denerwowało młodego Autobota. Nad emocjami odrobinę lepiej panował Hot Rod, mech o czerwono-pomarańczowej zbroi, z zdobieniami w kształcie płomieni na komorze stworzonej z maski auta. Na ramionach miał umieszczone koła alternatywnej wersji, a zza pleców wyrastały mu szpiczaste i zagięte skrzydełka, będące tak naprawdę spoilerem samochodowym. Czerwony hełm swoją budową odrobinę przypominał nakrycie głowy Bumblebee'go, głównie przez podobny wachlarz. Nie posiadał on jednak żadnych innych odstających elementów, nie licząc wypukłych, okrągłych pokryw audioreceptorów. Daniel od razu zauważył w optyce opiekuna zawód. Zrobiło mu się niewyobrażalnie głupio. Nie umiał wytrzymać siły tego spojrzenia, wbił więc wzrok w podłogę.
— Dobre pytanie. Dlaczego nie wezwaliśmy pomocy? — Mruknął z przekąsem, kierując te słowa do kuzyna.
Nie uzyskał odpowiedzi, spotkał się tylko z cichym prychnięciem Sama.
— Ja ci zaraz prychnę smarkaczu jeden — wysyczała wściekła Sari, a jej dłoń wystrzeliła prosto w tył głowy chłopaka. Ciche plaśnięcie rozniosło się po bazie, a zaraz po nim jęk bruneta.
— Sari, to nie było konieczne — oburzył się Prime.
— Może jak pieprzniesz mu odrobinę mocniej chłopak zacznie rozumieć co się do niego mówi — zaproponował z nieudawaną powagą Ironhide, przez co Optimus rzucił mu wymowne spojrzenie.
Sari zacisnęła dłonie w pięści, wzięła głęboki oddech i na pięcie odwróciła się twarzą do lidera i jego zastępcy. Uniosła palec niechybnej groźby, a jej nienaturalnie jasne oczy zdawać by się mogły spopielić dwójkę znacznie większych od niej mechów.
— Wy to się lepiej zajmijcie planowaniem i zapobiegnięciem nadciągającej katastrofy, a sprawy między mną, a moją rodziną zostawcie mnie — wycedziła przez zęby, poprawiając swoje czarne włosy.
Wściekły Hide zerknął na zakłopotanego Prime'a. Niemal ręce mu opadły, kiedy zauważył u przyjaciela zbolały wyraz twarzy zwiastujący niewielki kryzys egzystencjalny. Oczywiście każdemu zdarzały się złe i jeszcze gorsze dni, ale w przypadku lidera Autobotów, występowanie takowych było już, według większości jego przyjaciół, grubą przesadą. Czarny mech wywrócił optykami i zaklął w rodzimym języku.
— Więc Sari, dopilnuj żeby twoja rodzina już więcej nie narażała nas na ujawnienie innym ludziom — warknął zerkając na przybitego Daniela i Sama masującego obolałą, od uderzenia ciotki, głowę.
— Jak takie zastrzeżenia masz do mojej rodziny to proszę zbierać manatki i wypieprzać spod mojego domu! — urażona kobieta odwróciła głowę.
— Ten idiotyzm to chyba u was rodzinny — mruknął zrezygnowany Hide.
Poczuł zaraz delikatne szturchnięcie w lewą rękę co i tak wywołało niemały ból w ramieniu. Skrzywił się nieznacznie i spojrzał zaraz na Chromię. Nie ubiegło to jej uwadze, a w procesorze zaiskrzyła niewielka lampka. Zmierzyła go podejrzliwie, ale nie spytała o tę reakcję.
— Wstrzymaj przetwornik mowy czasem — upomniała go ciszej.
W pomieszczeniu zapanowała działająca na nerwy cisza. Sari przejechała dłońmi po odrobinę spuchniętej od zmęczenia twarz. Kiedy tylko jej wzrok zatrzymywał się na chłopcach miała wielką ochotę ich rozszarpać za wcześniejszy wyczyn. Spodziewała się po nich odrobiny więcej rozumu. Zwłaszcza, że jeszcze niespełna dwa dni wcześniej Samuel dostał porządną reprymendę, po tym gdy zauważyła, jak chłopak omal nie przekonał Bumblebee'ego, żeby ten zabrał go na misję, nie mówiąc o tym nikomu. Niby zwykły zwiad w obrębie miasta, ale po co ryzykować. Gdyby tylko mogła porozmawiałaby z rodzicami Samuela, może i surowy ojciec nastawiłby chłopca do pionu, ale Ron jak i jego żona nie wiedzieli kogo Isaac ukrywa pod swoim domem. I naprawdę wolała, żeby tak zostało, więc nici z poważnej rozmowy o problemach jakie stwarza Sam. Został chyba tylko wyjazd chłopca. Spojrzała zaraz na Daniela, który wciąż nie podniósł wzroku z podłogi. Nie rozumiała dlaczego blondyn tak uparcie podążał na starszym kuzynem, nawet jeśli wiedział jakie to niesie za sobą ryzyko. Rozumiała, że mieli dobre intencje, ale wykonanie wołało o pomstę do nieba. Naprawdę nie chciała zmuszać wnuka siostry do wyjazdu, ale powoli traciła nadzieję na jakąkolwiek zmianę.
Szczerze, Prime chciał wierzyć, że kilka wykładów jakie zapewnił dwójce nastolatków na samym początku ich znajomości, choć odrobinę powstrzymają chłopców od ingerowania oraz dzięki nim będą trzymać się z dala od podobnych problemów. I początkowo wydawało mu się, że tyle wystarczy, ale ostatnimi czasy Samuel wykazywał zbyt wielką inicjatywę, a Daniel podążał za kuzynem, jak cień, tym samym narażając się.
Patrząc na Samuela i Daniela widział w nich wręcz odbicia ich rodziców z dawnych czasów. Sam był bardzo podobny do swojego ojca Rona oraz stryjka Sebastiana. Natomiast Daniel odziedziczył delikatną urodę po swojej matce. Czasami miał wrażenie, jakby zamiast z chłopcami rozmawiał właśnie z starymi przyjaciółmi, choć Danielowi brakowało odrobiny zadziorności Carly. Nie wybaczyłby sobie, gdyby chłopcom coś się stało.
Oczywiście widział ich błąd. Pchali się prosto w paszcze lwa, ale przecież mógł się tego spodziewać. Widział już podobne zachowania w młodych żołnierzach rzucających się w wir walki, pewnych, że to właśnie oni przyczynią się do zakończenia wojny, że to oni staną się bohaterami, o których powstaną legendy. Podświadomie wiedział, że był świadkiem podobnego zachowania od najwcześniejszych lat życia. Ambicje oraz przekonania o staniu się nadzieją uciśnionych, które ostatecznie przerastają każdego i stają się przyczyną upadku. Doskonale pamiętał te dzikie pobłyski w optykach, gasnące razem z ich Iskrami. Zdawał się widywać podobne u Samuela, co napawało go obawami. Dlatego też, jakiś czas temu podrzucił Sari pomysł wyjazdu nastolatka, gdy tylko zauważył jak chłopiec niejednokrotnie już chciał zabrać się z Bee na zwiad czy pozornie zwyczajną wyprawę po zapasy energonu. Nie chciał żeby sytuacja sprzed lat się powtórzyła. Już wiele razy zawodził na wielu płaszczyznach. Jako dowódca, jako Prime oraz jako przyjaciel, jednak nie mógł przestać się starać. Ostatnie czego teraz potrzebowali to niesprawny do działania lider.
Czuł gniew. Starał się go tłumić, z doświadczenia wiedząc, że działanie pod wpływem nagromadzonych emocji nie przynosi oczekiwanych skutków. Jednak ci, którzy znali go znacznie dłużej z łatwością dostrzegali pierwsze oznaki wściekłości, czy to nerwowe ruchy, czy już bardziej rzucające się w oczy drgania części przy prawej, dolnej powiece.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że jego zastępca oraz niezawodny strateg wbijają w niego swoje uporczywe spojrzenia, co jeszcze bardziej go irytowało. Dobrze rozumiał, że powinien działać natychmiastowo, ale chciał przemyśleć wszystko nim ogłosi swoje stanowisko. Dodatkowo chciał też zwalczyć to zawahanie, które kłębiło się w nim od dłuższego czasu
Przysiągł sobie, że będzie starał się uniknąć ujawnienia ich rasy, jednak sytuacja w jakiej został postawiony kompletnie zmieniła postać rzeczy. Szczerze mimo całej wiedzy, jaką posiadał nie był pewny co powinien zrobić. Choć pozostałych Prime'ów darzył szczególną niechęcia w tej chwili nie pogardziłby radą jednego ze członków rodu Primy, bądź innych wysoko postawionych Transformerów. Jednak wszystko wskazywało, że został już tylko on. Westchnął i zmęczonym wzrokiem rozejrzał się po zebranych żołnierzach.
Właściwie to zaraz po tym jak przedstawiono mu raport z dzisiejszej misji przeczuwał co powinien zrobić. Dziewczyna znalazła się w poważnym niebezpieczeństwie, a odkąd tylko pamiętał jego priorytetem było bronienie innych. Czasami można było mu zarzucić to, że dbał bardziej o dobro ludzi niż własnego gatunku, jednak nie miał na celu budowania sobie takiego wizerunku. Zwyczajnie znał swoich żołnierzy i zdawał sobie sprawę, iż potrafią o siebie świetnie zadbać. Oczywiście też się o nich martwił, w końcu po tylu latach wspólnych walk niektórych zaczął traktować, jak najbliższą rodzinę. W ludziach również widział coś niezwykłego, ale zwyczajnie byli dla niego kruchymi istotami wymagającymi opieki kogoś silniejszego. Tę chęć stania na straży ludzkiej rasy wzmogło przedziwne uczucie w głębi Iskry. Gdy tylko znalazł się na Ziemi miał nieodparte wrażenie, że ochrona ludzi i tej planety jest jego obowiązkiem. Nie umiał z tym walczyć.
Doskonale wiedział, że nie każdy się z nim zgodzi, jednak co innego mogli zrobić?
— Niestety, ale na obecną chwilę chyba pozostaje nam jedna opcja i wątpię, żeby wszyscy ją poparli. Chyba nie mamy innego wyboru. Dodatkowo musimy zwiększyć naszą ostrożność, by więcej podobne sytuacje się nie powtórzyły. Ograniczyć działalność w obrębach miast...
— Mam pomysł, jak możemy zaradzić następnej takiej sytuacji! Po prostu nie puszczajmy Arcee na misje — wtrącił się Cross.
— Czy mógłbyś się w końcu odpieprzyć? — Warknęła czerwona femme niemal ciskając z optyk piorunami w kierunku zielonego mecha. Odkąd wrócili do bazy, Arcee musiała mierzyć się z licznymi uwagami, co doprowadzało ją do szewskiej pasji. Jednak nic nie wyprowadza jej z równowagi, tak jak TO spojrzenie Prime'a. Wzrok kryjący w sobie żal z powodu prześladującego ją pecha i czyste współczucie. Z racji burzliwej przeszłości, jaką dzielili przyznawanie mu się do błędów czy komentowanie jej niepowodzeń w jego towarzystwie było czystym upokorzeniem.
— Crosshairs, nawet nie zaczynaj — westchnął Optimus ledwo powstrzymując odruch wywrócenia optykami.
— Cross, jesteś gorszy niż rdza na zderzaku — burknęła Flare-up, młoda femme o prostej fioletowej zbroi z czarnymi wstawkami. Z jej łopatek wystawały koła alternatywnej formy. Miała skromnie ozdobiony, czarny hełm z kanciastym, purpurowym wachlarzem przechodzącym przez środek głowy. Złote płytki twarzy wyróżniały się na tle jej lakieru o chłodnych barwach.
— Jak chcesz porozmawiać o zderzakach to zgłoś się później. To nie najlepszy czas i miejsce. — Posłał jej zbereźny uśmieszek na co femme zareagowała niemal od razy zdegustowanym jękiem.
— Albo się opanujesz szczeniaku, albo przy najbliższej okazji przerobię cię na żywą tarczę strzelniczą — warknął Ironhide obrzucając zielonego mecha zimnym spojrzeniem. Cross odkaszlnął starając się nie okazywać swojego zakłopotania.
— No i zbroja pełna — dodał Jazz nieudolnie powstrzymując chichot. Zamilkł dopiero kiedy ponad sześciometrowy Bot o poważniej twarzy i limonkowym lakierze, uderzył go dłonią w tył głowy. Medyk był zajęty oglądaniem nieciekawie wyglądających ran porucznika, a drgawki od nagłego śmiechu utrudniały mu pracę. Jazz początkowo spojrzał na Ratcheta z wyrzutem, ale kiedy spostrzegł niebezpieczny błysk w jego optyce, szybko posłał mu nerwowy uśmiech i wydusił szybkie przeprosiny. Wicelider już zdołał tego dnia porządnie wytrącić starszego Bota z równowagi i idiotycznym pomysłem było jeszcze bardziej go podirytować.
— Hide, błagam — jęknął Prime.
Zbrojmistrz spojrzał na swojego przełożonego z uniesionym łukiem optycznym, przechylając dodatkowo głowę i udając, że nie rozumie w czym problem. Czasami Optimus zapominał, że jego przyjaciel pełni szczególną funkcję, w którą wkładał całą swoją Iskrę. Flare-up była jedną z Iskrzeń, które Hide wraz Chromią przygarnęli, po tym jak Cybertron został ogarnięty wojną, nikogo więc nie dziwiła reakcja czarnego mecha. Optimus i tak był pod wrażeniem, że przyjaciel nie odstrzelił na miejscu Crosshairs'a, gdy tylko usłyszał ten niskich lotów tekst.
— Przynajmniej w bazie zaczęłoby być znośnie — rzucił z pogardą Hot Rod.
Optimus i młodemu Botowi posłał karcące spojrzenie. Nie potrzebowali bezsensownych kłótni tylko dobrego planu działania. Jednak Hot Rod nie zwrócił uwagi na Prime'a, był zbyt zajęty mordowaniem się wzrokiem z zielonym mechem. Optimus już otwierał usta żeby upomnieć podopiecznego, ale od razu zagłuszył go zbulwersowany Cross.
— Pieprz się! A czy ja źle mówię? — Oburzony, kompletnie zmienił temat, zostawiając swoje przekomarzania z Flare-up bez dalszych komentarzy. — Kilka pięknych lat mieliśmy względny spokój od ludzi i co się stało? Ta dwójka idiotów przypadkowo nakryły Arcee, korzystającą z przejścia w garażu. Nie będę już nawet wspominać wydarzeń sprzed ponad dziesięciu ziemskich lat.
— Zabawne, że akurat ty wyzywasz kogoś od idiotów — mruknął młody szeroki w komorze mech o niebieskiej zbroi z licznymi, odstającymi częściami na ramionach i plecach. Miał smukłą twarz i podłużną czarno-niebieską głowę. — Po za tym, gdybyś mnie nie ignorował, Arcee nie musiałaby sprawdzać pobliskiego sygnału Energonu za ciebie. Możliwe, że wtedy to ty przyprowadziłbyś Daniela i Sama do naszej bazy — założył ręce na piersi i z niechęcia patrzył na swojego rozmówcę.
— Jakie szczęście, że miałem cię głęboko w wydechu Jolty. Zacznę to praktykować częściej — lekceważący ton głosu Crosshairs'a sprawił, że iskry zatańczyły na odstających częściach pancerza Jolta.
Młody mech nienawidził kiedy pozostali zbywali go zwykłym machnięciem ręki. Z nieznośnym uczuciem ignorowania miał do czynienia od dnia stworzenia, na szczęście po trafieniu pod skrzydła najlepszego medyna Autobotów jego sytuacja zmieniła się diametralnie. Dawano mu się wypowiedzieć, mimo wieku i masy, jak to niejednokrotnie stwierdził Ratchet, narwanych pomysłów. W głębi Iskry cieszył się, że już nikt nie dyskryminował go z powodu okaleczonych dłoni oraz nienaturalnej dla zwykłego Transformera zdolności. Oczywiście nie licząc Crosshairs'a, jednak był on nasiąknięty złośliwością, przez co niejednokrotnie Boty w jego towarzystwie miały ochotę ukręcić mu łeb.
— Crosshairs, twoje uwagi nie pomagają — Prime rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie, które na moment uciszyło zielonego macha. — A ty Jolt, panuj nad sobą, nie potrzebujemy teraz dodatkowych problemów z elektrycznością w bazie.
Młodszy mech zgarbił się odrobinę i odwrócił wzrok, rzucając krótkie ,,Tak jest".
— Wszelkie spory odłóżmy na obecną chwilę na inny tor — zaczął Optimus. — Przejdźmy do sprawy z dziewczyną. Jak dobrze wiemy Decepticony nie interesują się ludźmi, chyba że ci zaczynają stanowić pewne zagrożenie. Zdjęcia, które zdobyła nastolatka z pewnością jeszcze dziś znajdą się w sieci — kiedy Prime wspomniał tylko o zdjęciach Bulkhead skrzywił się nieznacznie. — Nie sądzę żeby stanowiło to dla nich większe zagrożenie. Statek Decepticonów ciągle się przemieszcza. Ta sytuacja przysporzy najwięcej problemów nam.
— Nie możemy po prostu tego zostawić bez żadnej interwencji? — Zapytał Smokescreen starając się ukryć swoją niepewność, kiedy zmierzył się ze zdumionymi spojrzeniami pozostałych. Smoke był młodym mechem, szerokim w komorze i barkach. Miał biały lakier z niebieskimi elementami na piersi, ramionach oraz łydkach. Z pleców Autobota sterczały drzwi alternatywnej formy. Miał pociągłą twarz oraz prosty hełm z rogiem nachodzącym na czoło Bota. Z nasady rogu wyrastały dwie czerwone blaszki ciągnące się wzdłuż czubka głowy. — Wiem, że nie jestem na Ziemi specjalnie długo, ale zdążyłem już zauważyć, jak większość ludzi reaguje na historie o życiu pozaziemskim. Zazwyczaj zapominają po jakimś czasie — Dodał wzruszając ramionami.
— Nie o to chodzi młody — Ironhide przestał na moment mordować wzrokiem dwóch nastolatków, by spojrzeć na młodego Autobota i szybko rozwiać jego naiwne nadzieję. — Może i miałbyś rację, gdyby nie fakt, że co po niektórzy ludzie na nas polują. Kiedy tylko odkryją gdzie zdjęcia zostały zrobione, nim się obejrzymy, a całe Detroit będzie pełne węszących agentów z MECH-u.
Prime zgodził się z nim szybkim skinieniem głowy. Smoke przeanalizował sprawę jeszcze raz by ostatecznie przytaknąć starszym Autobotom. Często zdarzało mu się zapomnieć o problemie w postaci polujących na Cybertrończyków ludzi. Nie robił tego celowo, zwyczajnie nie miał jeszcze do czynienia z tą instytucją i jedynym problemem z jakim borykała się jego młoda, paląca się do walki Iskra, były starcia z innymi Transformerami.
— Myślisz, że Megatron wyśle swoich, żeby zajęli się dziewczyną? — Spytała Flare-up zerkając na lidera.
Optimus miał kilka przypuszczeń. Lord Decepriconów mógł równie dobrze kompletnie nic nie zrobić z tą sytuacją. Traktował ludzi jak robactwo, których życie nie miało żadnego znaczenia. Ale dobrze też wiedział, że ujawnienie się ludzkości nie jest korzystne dla jego planów. Zdjęcia nie doprowadzą MECH-u prosto na Nemesis, więc po co miałby sobie zaprzątać głowę nastolatką? Nie wykluczał też tego, że Megatron może chcieć wykorzystać dziewczynę do zlikwidowania kilku wrogów. Wystarczyłoby tylko zlokalizować miejsce jej zamieszkania, zastawić pułapkę i w cierpliwości czekać aż Boty się zjawią. Ostatnia opcja zaniepokoiła lidera.
— Nie wydaje mi się, że Megatron wie o tym co się dziś wydarzyło — odezwał się jeden z Botów, który dotychczas milczał. Wheeljack, niegrzeszący wzrostem mech o białym lakierze z zielono-czerwonymi wstawkami na piersi, przedramionach i łydkach. Miał masywne ramiona złożone z błotników i kół jego alternatywnej wersji, a na plecach zamocowane dwie katany. Z boków hełmu Autobota wyrastały dwa podłużne elementy, natomiast przez czubek głowy ciągnął się gruby i kanciasty wachlarz narastający odrobinę na czoło. — Ja, Bulk i Moon znamy Breakdown'a nie od dziś. Jest zbyt dumny żeby przyznać się do błędu. Możliwe, że będzie się starał załatwić sprawę na własną rękę.
-— Jesteś tego pewny? — spytał Blurr nieprzekonany do słów Wreckera.
— Dzięki wam, Breakdown nie położył łapsk na Energonie, pewnie już z tego powodu nie miał lekko, kiedy wrócił na Nemesis. Powrót z pustymi rękoma to czyste narażanie się pozostałym. Niepowodzenie jest oznaką słabości, a jak wiadomo Cony cenią sobie siłę, są po prostu lojalni ideom Megatrona. Po co więc miałby się przyznawać do tego, że został nakryty przez człowieka i dodatkowo nie udało się mu zlikwidować niepotrzebnego świadka? — Niebieski mech z zbroją przypominającą ubiór samuraja oraz złotymi płytkami na smukłej twarzy poparł Wheeljacka. Odrobinę zamyślony pogładził się po szpiczastej bródce składającej się z kilku sprężynek. — To niehonorowe, ale wielu ma na uwadze swoje zdrowie oraz rangę.
— Gdyby Decepticony były takie lojalne, nie byłoby cię tu z nami Drift — Cross wyszczerzył się obserwując reakcję samuraja, którego zdradziła delikatnie drgająca powieka. Wypominanie przeszłości do przyjemnych nie należało, zwłaszcza, że w dawnych czasach Drift był Decepticonem rozpoznawalnym dzięki umiejętności mordowania, nie szczycił się tym specjalnie. Był szybki, skuteczny i szanowany wśród Conów, jednak po kilkuset latach wojny zdecydował się o zmianie stron.
— Przysięgam, jeszcze chwila, a zaspawam ci usta — Ratchet oderwał się od spawania pękniętej blachy na ramionach i plecach Jazza, zwrócił się na moment w stronę zielonego mecha mierząc w niego dłonią przetransformowaną w spawarkę — Skończ irytować kogo popadnie — warknął marszcząc łuk optyczny.
— Popatrz no Drift, jaki ci się dzielny Rycerz Cybertronu* trafił — żachnął dość cicho Crosshairs nie spodziewając się, że medyk go usłyszy.
Ratchetowi często dogryzano z powodu wieku, jak to kiedyś żartobliwie stwierdził Jazz ,,Chłop w młodości zbijał piątki z Primusem", jednak ocenianie przez pryzmat liczby przeżytych lat było zgubne, nie jeden już się na tym przejechał. Medyk miał świetny słuch, wzrok oraz tężyznę fizyczną, a odrobinę nerwowy charakter w połączeniu z tymi cechami było mieszanką wybuchową. Nim ktokolwiek zdołał zareagować, jeden z kluczy należących do Ratcheta dostając skrzydeł, poszybował przez połowę bazy i z precyzją godną strzelca zawodowego, trafił prosto w głowę Crossa. Zielony mech pod wpływem uderzenia zachwiał się na krześle. Starał się w ostatniej chwili przytrzymać stołu, jednak jego palce ześliznęły się tylko z metalowej płyty. Padł na ziemie, na jego twarzy wymalowany był czysty szok. Sam nie wiedział czy był bardziej zaskoczony nagłym atakiem, czy upadkiem i bólem w ciele.
Zrezygnowany Prime obserwując ten teatrzyk, czuł jak ostatnie strzępki sił opuszczają go. W skronie uderzył potworny ból, przez który na moment świat stracił ostrość. Przetarł dłońmi twarz, mamrocząc pod nosem. Gdy już odrobinkę oprzytomniał zmierzył medyka spojrzeniem z mieszanką gniewu i szoku, kompletnie ignorując tłumione śmiechy poniektórych Botów. Ratchet zdawał się w ogóle nie zwracać uwagi na lidera, a sam dalej wpatrywał się z czystą satysfakcją na obolałego Crosshairs'a.
— Nie wierzę jakim cudem nie pozabijaliście się do tej pory — Sari przyłożyła złożone dłonie do twarzy i głęboko odetchnęła. Niby podobne zachowanie Autobotów powinno być dla niej wręcz normą, jednak ciągle potrafili ją zaskoczyć.
— Po prostu nas nie doceniasz — powiedział Bee ledwo powstrzymując swój śmiech.
— Mam wrażenie, że i nawet przeceniam —odparła kobieta zakładając dłonie na biodra. Nie umiała nie odwzajemnić uśmiechu przyjaciela.
— WYSTARCZY! — Nagłe podniesienie tonu głosu Optimusa sprawiło, że poniektóre Boty wzdrygnęły się. Prime podszedł do Cross'a, który zdążył podnieść się do siadu, chwycił go za ramiona i nie będąc przy tym ani odrobinę delikatnym postawił na równe nogi. — Potrzebujemy dobrego planu, nie waszego przekomarzania się. Czas nas goni. Jeżeli dziewczyna udostępni te zdjęcia będziemy mieli jeszcze większy problem. Oczekuję od ciebie postawy godnej żołnierza, nie rozpieszczonego Iskrzenia — odczekał chwilę aż jego słowa dotrą do Cross'a, jak i pozostałych, po czym zwrócił się do Wheeljack'a. — Więc? Co twoim zdaniem zrobi Breakdown?
Biały mech przestąpił z nogi na nogę, uderzając palcem w brodę. Szybko przeanalizował możliwe scenariusze skupiając się ostatecznie na tym najbardziej prawdopodobnym.
— Wydaje mi się, że emocje wezmą w górę. Zawsze był nadpobudliwy. Możliwe, że postara się sam zlikwidować problem zanim ktoś się zorientuje.
— Znalezienie dziewczyny nie jest żadnym problemem — stwierdził biało-szary mech z odstającymi z pleców drzwiami ozdobionymi napisem ,,Police". Autobot ten był odrobinę wyższy od Jazza. Oderwał zmęczone optyki od ekranów, zwracając się do pozostałych. — Namierzyłem jej adres. Mieszka w jednej z najzamożniejszych dzielnic w Detroit. Trudno będzie coś tam zdziałać pozostając niezauważonym — dodał Prowl i znów odwrócił się do ekranów, analizując jedna z map.
— Optimusie, pozwól mi się tym zająć — Bulkhead zwrócił się do lidera z wyrzutem w optyce. Nie przejmował się drobnymi obrażeniami z poprzedniego starcia, bardziej dręczyło go poczucie winy. — Czuję się odpowiedzialny, bo gdybym był bardziej uważniejszy dziewczyna nie zrobiłaby tych zdjęć.
— Szefie wyślij całą naszą trójkę — wtrącił Wheeljack wskazując kciukiem siebie oraz Moonracer. — Załatwimy to, jak na Wreckerów przystało.
Nim Prime zdołał choć otworzyć usta i przedstawić swoje zwątpienie co do tego pomysłu, uprzedziła go ponad pięciometrowa, szeroka w ramionach femme o fioletowym lakierze z żółtymi wstawkami. Praktycznie całą tę szopkę przemilczała, siedząc na stole, obserwując towarzyszy, jednak jedno zdanie Wheeljack'a sprawiło, że Nautica ożywiła się. Wyciągnęła przed siebie dłoń, dzierżąc w niej swój ukochany klucz, pomachała nim w powietrzu, mierząc dodatkowo białego mecha zmrużonymi optykami, schowanymi za przezroczystą szybką.
— Zgłaszam kategoryczny sprzeciw — wyrzuciła po chwili mamrotania do samej siebie. — Ostatnio kiedy dano im wolną rękę niemal zniszczyli Gravitona. Nawet nie wiem czy uda mi się go naprawić, silnik i napęd szlag trafił, a był to nasz najlepszy statek!
-— Mamy jeszcze Jackhammer'a i Skyroller'a — Wheeljack wzruszył ramionami kompletnie nie rozumiejąc zdenerwowania Nautici. — Zresztą nie mowa teraz o statkach, tylko o misji przechwycenia kilku zdjęć.
— Skyroller został uszkodzony kiedy wchodził w ziemską atmosferę. Tak to już jest, kiedy ktoś zbyt porywczy woli zwinąć statek i pędzić przez pół Wszechświata niż poczekać na rozkazy - mówiąc to, Nautica rzuciła Hot Rod'owi przelotne spojrzenie i nim młody mech zdążyłby choć wydusić z siebie najmniejszy dźwięk starając się usprawiedliwić, femme zaraz kontynuowała wymianę zdań z Wheeljack'iem. — A co do Jackhammer'a, nikt o zdrowych zmysłach nie wsiądzie na ten statek, zwłaszcza po twoich ostatnich ,,ulepszeniach" — kończąc, palcami zrobiła w powietrzu cudzysłów.
— Żartujesz? Kiedy tylko skończę, mój statek będzie niezastąpiony. Gdy tylko dojdzie do bitwy powietrznej zwycięstwo będzie nasze. Kto wie może i dzięki mojej ciężkiej pracy wojna szybciej się skończy — zakończył z wyrzutem patrząc na femme.
— Jeżeli zakończenie wojny rozumiesz jako prawdopodobne wysadzenie bazy, w której znajdują się możliwe i ostatnie żyjące Autoboty. To tak, to definitywnie byłby koniec — podsumował Prowl podpierając się o jedną z konsol i przyglądając się samozwańczemu inżynierowi z udawanym podziwem. — Sześć alarmów przeciwpożarowych w ciągu cyklu orbitalnego** i to pięć z twojej winy.
Naburmuszony Wheeljack szczerze nie wiedział, jak odeprzeć ten atak. Podrygującą stopą uderzał w podłoże starając się wymyślić ripostę ratującą go z tej sytuacji. Jednak najwyraźniej procesor nie współgrał z nim tego dnia. Na jego szczęście co poniektórzy szybko chcieli porzucić obecny temat dyskusji.
— Może przełóżmy omawianie niepowodzeń Wheeljack'a na później — wtrąciła Arcee. — Zajmijmy się dziewczyną. Nautica ma racje, puszczenie was do dzielnicy pełnej ludzi, po której prawdopodobnie będzie się kręcił Breakdown to najgorszy pomysł na jaki można było wpaść. Równie dobrze można się transformować na środku ulicy w biały dzień, trzymając tabliczkę ,,Darmowa cybertrońska technologia''.
Kończąc spojrzała znacząco na Bulkhead'a, który pod naporem jej niebieskich optyk z różowymi obwódkami, zacisnął mocniej szczękę i wyprostował jak struna. Tym razem dość szybko zrozumiał, że femme nadal jest wściekła za spartaczenie planu Jazza. Cóż dotarło to do niego co prawda dopiero po powrocie do bazy, kiedy to Arcee ledwo co powstrzymując krzyk, powiedziała to co cisnęło jej się na przetwornik mowy. Może i nie była najdelikatniejsza, ale dała trochę Bulk'owi do zrozumienia. Za każdym razem kiedy na drodze byłego budowlańca stawał Breakdown, zielony mech działał bez najmniejszego namysłu. W jego procesorze wszelkie trybiki i mechanizmy przełączały się na ,,Bulk zły, Bulk niszczyć". Jednak nie ma się co dziwić, każda zdrada, a zwłaszcza zdrada bliskiego przyjaciela potrafi zaboleć, czy też przyćmić umysł gniewem. Obiecał sobie, że będzie się bardziej kontrolować. Ale co z tego wyjdzie jest niewiadomą. Mimo to był wdzięczny Arcee za to chłodne i ocucający "prysznic" . Widział, że femme stara się dbać o Boty, choć często mogła wydawać się opryskliwa i zdawać by się mogło, że wszędzie widzi problem, w głębi Iskry bywała po prostu nadopiekuńcza, a nerwowość z którą się urodziła nie pomagała ocieplić jej wizerunku.
— W pełni zgodzę się z Arcee — Prime zbliżył się odrobinę do Wreckerów. — Po za tym trzeba również w dość bezpieczny sposób sprowadzić dziewczynę do bazy nie narażając jej znów na spotkanie z Decepticonami.
— Zaraz, chwila, moment! Prime siadło ci na dekiel? — wykrzyknął Ironhide. — Sprowadzić dziewczynę do bazy? — twarz czarnego mecha wykrzywił grymas niezadowolenia.
— Widzisz inne wyjście? — Optimus rozumiał po części obawy przyjaciela, jak wiadomo historia lubi się powtarzać. Przecież kilka lat wcześniej wszelkie problemy zaczęły się od sprowadzenia przypadkowego dzieciaka do bazy, a skończyło się na zniszczeniu części Detroit. Widział jak wściekły Hide stara się jednocześnie główkować nad szybkim planem zapobiegnięcia wprowadzania kolejnego człowieka do ich świata oraz opanować drżenie odstających części ramion. Prime westchnął i odezwał się po chwili wywołując u czarnego mecha nerwowe warknięcie. - Wiem, że nie wszystkim się to podoba. Uwierzcie, mi również nie, ale jeżeli zostawimy tę nastolatkę samą z tym co dzisiaj zobaczyła, ściągnie kolejne niebezpieczeństwo na siebie i na nas.
— Co więc chcecie zrobić? — Spytała Sari lustrując każdego po kolei wzrokiem. — Zamierzacie włamać się do jej ogródka, z nadzieją, że sąsiedzi, jak i rodzice niczego nie zauważą, wyburzycie ścianę i będziecie ją błagać na kolanach żeby nie udostępniała zdjęć? A potem co? Któryś chwyci ją i poprosi o Most do bazy? — Nie kontrolowała już tego, że mówi odrobinę szybciej niż zwykle. — Przecież dziewczyna zejdzie na zawał.
— Byłby to jeden problem z głowy — burknął Ratchet kończąc oglądać ramię Jazza.
— Zgadzam się, można to uznać za plan ,,A" o ile nie wymyśli się lepszego — Przytaknął medykowi Hide i dodał odrobinę ciszej — A szczerze wątpię, żeby znalazł się lepszy.
— Mamy już na miejscu przerośnięte Iskrzenia, ściąganie sobie na głowę dodatkowo ludzi to proszenie się o więcej kłopotów — zakończył Ratchet.
— Czy to naprawdę jest jedyna sytuacja, w której się ze sobą zgadzacie? — Zapytał zrezygnowany Optimus.
— A jeszcze przed chwilą byli gotowi się nawzajem stłuc — rzuciła Chromia przyglądając się im. Na twarzach obojga zagościł pełen niezadowolenia grymas.
—To będzie nasz plan ,,Z". ,,Za wszystkie kolonie Trzynastu Prime'ów nie wdrażać w życie" — wtrącił Prowl.
— Wyślijmy tam ciebie — rzucił Jazz. — Ogarniemy ci nakaz aresztowania, pod przykrywką zgarniasz dziewczynę i wracasz do bazy.
Prowl patrzył niepewnie na wyszczerzonego Jazza. Właściwie jakby dopieścić ten plan, Prowl korzystając z swojej alternatywnej formy rzeczywiście mógłby ściągnąć dziewczynę do bazy. Zastanawiał się tylko, jak wyciągnąć nastolatkę z domu oraz jak uniknąć jej spotkania z Breakdown'em. Rozmyślał nad tym tak zawzięcie, że nawet nie zorientował się kiedy zaczął głośno mamrotać analizując wszelkie za i przeciw. Reszta Autobotów przyzwyczajona do podobnego zachowania stratega po prostu milczała, czekając na nagłe olśnienie byłego policjanta.
— Właściwie to mam coś lepszego. Dobra, wiem, jak ściągnąć tu tę nastolatkę. Ale będę potrzebował pomocy Wreckerów.
Moonracer, Wheeljack i Bulkhead spojrzeli na stratega nie ukrywając swojego zainteresowania.
— Nie wierzę, że to mówię — jęknął Prowl. — Ale na tej misji będziecie mogli się w pełni wykazać. Nikt was nie będzie ograniczać prócz jednej zasady. Zakaz transformowania w mieście.
— Jolt cię przypadkowo ładunkiem elektrycznym popieścił, czy co? — warknęła Sari krzyżując ręce na piersi. Przez jej ton dwójka na nastolatków stojąca za nią wzdrygnęła się.
Pozostali również nie dowierzali swoim audioreceptorom.
— Przedstaw nam cały swój plan — Optimus przerwał ciszę.
— Sam i Danny skontaktują się z tą dziewczyną. Musicie wyciągnąć ją z domu. — Zaczął Prowl. — W tym czasie Wreckerzy zajmą się odciąganiem Breakdown'a. — Zwrócił się teraz do wcześniej wspomnianej trójki Botów. — Bez transformacji macie go tylko przegonić. Mogę się przydać z racji tego, że moją alternatywną wersją jest samochód policyjny. Jeśli będzie to wyglądało na pościg, ludzie nie będą chcieli się w to mieszać, a że Detroit to sporej wielkości miasto nikogo nie powinien taki pościg specjalnie zdziwić.
— Co jeżeli Breakdown nie będzie sam? — spytała Moonracer.
— Kilku z nas może patrolować pobliską okolicę — dorzucił Tailgate, na co Prowl przystał od razu.
— Co po tym, jak dziewczyna znajdzie się na zewnątrz? — spytał Blurr
— Hot Rod lub Bee mają czekać niedaleko. Skoro Nakadai chodzi razem z chłopcami do szkoły powinna skojarzyć ich w wersji aut. Pewnie pomyśli, że Sam lub Daniel podjechali pod nią. Gdy podejdzie, do któregoś z was, zabieracie ją i w bezpiecznym miejscu prosicie o Most. Nie możemy ryzykować tym, że jakiś Con będzie was śledził, a wy zaprowadzicie go prosto do naszej bazy.
— Pierwszy raz widzę, żeby glina planował porwanie — parsknął Jazz, na co Prowl nie mógł powtrzymać się od wywrócenia optykami. Dwie czerwone, szpiczaste blaski przymocowane do przodu hełmu byłego policjanta zawibrowały delikatnie.
— Co jeżeli Most znowu nawali? — spytał Bee.
— Mogę zostać w bazie — zaoferowała Nautica. — Jakiś czas temu udało mi się poduczyć tego i owego o Mostach Kosmicznych. Ta dziecinka nie będzie miała przede mną żadnych tajemnic — dodała podchodząc do maszyny i klepiąc ją, na co konstrukcja delikatnie drgnęła.
— A co jeżeli Miko nie da się na to nabrać? — spytał Sam.
— Nie zapeszaj — wtrąciła Arcee.
— Chodzi mi tylko o to, że gdyby zobaczyła mnie lub Dana nie byłaby taka podejrzliwa — brunet starał się zachować panowanie nad głosem.
Daniel spojrzał na kuzyna jak na osobę niespełna rozumu. Czy nie miał już przypadkiem dość krzyków i pouczeń, jak na jeden dzień? I dlaczego do cholery mieszał go w swój plan. Blondyn miał szczerą ochotę uderzyć kuzyna.
— Sam — zaczął powoli Prime.
— Wiesz to dla pewności, że misja się powiedzie — dodał z nerwowym uśmiechem.
— Sam! — Powiedział twardo Optimus. — Wystarczyłaby chwila zamieszania, a moglibyście się znaleźć w niebezpieczeństwie. Znowu! Decepticony mogłyby też poznać waszą tożsamość. Wasza rodzina i tak już może być podejrzana o współpracę z nami.
— Przez wasz wcześniejszy wygłup, mogliby powiązać was z nami już dziś — wyrzucił Blurr. — Dobrze, że to ja na was wpadłem, a nie jeden z klonów. Chociaż i tak nie wiemy czy przypadkiem jeden z nich was nie zauważył.
— Tym razem możemy użyć pancerzy — zaczął nieśmiało Sam.
— Dobrze możesz też użyć swojego mózgu — burknął Prowl.
Już szmat czasu nie polegali na pancerzach. Były one opracowane przez Kevina i Jolt'a oraz dopracowane przez Ratcheta. Za sprawą badań przeprowadzonych przez MECH oraz już wcześniej zebranej wiedzy Autobotów, odkryli, że kod źródłowy Cybertrończyków potrafi współgrać z ciałem człowieka, polepszając jego sprawność fizyczną. Kiedyś korzystali z nich często, dawały człowiekowi szansę podczas walki i zapewniały anonimowość, dzięki czemu Decepticony, ani MECH nie mogły zagrozić ludziom współpracującym z Autobotami. Oczywiście do pewnego czasu. Przez zbytnią pewność siebie i nieostrożność Botów wrogowie dowiedzieli się o tożsamości Wallera co przyczyniło się tylko do większych problemów. Teraz mieszkańcy Arki starali się pozostać znacznie czujniejsi i wszelkie działania na terenie Detroit ograniczyć do minimum by nie przyciągać uwagi. Zniszczenie Wszechiskry w mieście początkowo ściągnęło masę ludzi z MECH-u, jednak nie zostali oni na długo, a co dziwniejsze, nie wyglądało na to żeby powiązali Sumdac'a z Autobotami. W końcu Isaac starał się zatuszować obecność obcych i przyjąć szkody na swoje konto przez co ucierpiał jego biznes. Mimo to MECH nie zbliżył się do jego rodziny. Udało im się tylko zwerbować Wallera, a dwa lata później dotarła do nich wieść o śmierci mężczyzny. Wraz z Kevinem przepadł jego pancerz, jeden został skradziony przez jednego z podopiecznych Autobotów zaraz potem, dlatego też pozostałe pięć znajdowały się pod czujnym okiem Sari.
— Nawet nie umiecie z nich korzystać — dorzucił Jolt krzyżując ręce na piersi.
— Żadnych pancerzy — powiedział twardo Optimus. — Zdamy się na plan Prowl'a. Nautica i Ratchet zostają w bazie, Jazz również ze względu na swoje obrażenia, a reszta rusza w teren. Prowl wyznaczysz wszystkim ich stanowiska, zaczynamy za...
— Wybacz Optimusie, ale jako wasz medyk nie zgodzę się na to żeby Arcee i Ironhide brali udział w tej misji — Ratchet nawet nie zareagował, kiedy usłyszał cichą obelgę z ust czarnego mecha, kierowaną w jego stronę.
Optimus przetarł twarz dłonią i westchnął chyba po raz setny tego dnia. Nie musiał nawet patrzeć na swojego zastępcę żeby wiedzieć, że na jego twarzy maluje się gniew. Ciche warknięcie obok uświadamiało go, iż lada moment nastąpi spięcie pomiędzy czarnym mechem, a pierwszym oficerem medycznym. Choć musiał przyznać, był ciekawy co tym razem było powodem, dla którego Hide musi odłożyć broń i wziąć przymusowe chorobowe. Ciekaw był też ile razy jeszcze podobna sytuacja się powtórzy. Ironhide chyba za bardzo do Iskry wziął sobie jedną z głównych zasad życia ulicznego na Cybertronie "Straciłeś kończynę? Masz przecież jeszcze kilka". Chciał, żeby jego przyjaciel w końcu zaczął o siebie dbać, ale zbyt dobrze wiedział, że będąc wychowanym na ulicach biedy ciężko zmienić swój światopogląd, nawet po setkach lat.
— Ratch, czuję się świetnie, nic mi nie jest, mogę pomóc w tej misji — Arcee swoim zapewnieniem odwróciła uwagę medyka od lidera Autobotów.
Mech o limonkowej zbroi zamrugał kilka razy i przechylił głowę, jakby właśnie ktoś zwrócił się do niego w języku, którego nie znał. Choć Arcee brzmiała dość przekonywująco, a dodatkowo nie wyglądała na wykończoną, Ratchet nie uwierzyłby jej.
— Dobrze wiesz, że nie możesz przemęczać Iskry — zwróciła się do niej Chromia. — Ostatnio też mówiłaś, że wszystko w porządku i chyba nie trzeba ci przypominać jak to się prawie skończyło.
Niezręczna cisza ogarnęła całe pomieszczenie. Każdy wręcz oczekiwał, aż jedna z dwóch mierzących się wzrokiem femme coś powie. Nikt nie zamierzał się mieszać w to starcie spojrzeń. W końcu na twarzy Arcee zagościł przesłodzony uśmieszek, po czym odwróciła optykę od niebieskiej femme.
— Nie, nie musisz mi niczego przypominać — zbyt dobrze pamiętała moment kiedy omal nie zgasła. Ból spowodowany zatrzymaniem Iskry nie należał do przyjemnych, ale szczerze bardziej nienawidziła bezczynnego siedzenia. Widziała jednak, że jest na przegranej pozycji.
— Nie gniewaj się. Dobrze wiesz, że to dla twojego dobra — dodała już delikatniej Chromia, ale kiedy spojrzała na Ratcheta jej twarz przybrała bardziej poważny wyraz. —Co tym razem się stało? — głową kiwnęła na jeszcze bardziej skwaszonego Ironhide'a.
— Zerwane przewody w lewym ramieniu, ale podejrzewam też zwichnięcie...
— O ile pamiętam obowiązuje cię tajemnica lekarska — Hide burknął z wyrzutem do Ratcheta. Może i czuł delikatny ból w lewym ramieniu, ale był on do zniesienia, więc nie widział najmniejszego sensu robienia afery, z jego zdaniem, niewielkiego urazu.
— O ile pamiętam, jako twoja Conjunx Endura^, mam prawo na wgląd do twoich wyników badań — rzuciła oschle Chromia.
— Kiedyś uważałaś to prawo za coś zbędnego — nie ustępował Ironhide.
— Ale potem Primus podrzucił mi ciebie pod nogi — zaraz zmrużyła optykę, przyglądając się mu podejrzliwie. — Gadaj, co przede mną ukrywasz.
Hide uciekł wzrokiem i przypadkowo zatrzymał optykę na pierwszym oficerze medycznym, którego wyniosła poza wręcz mówił " No i co pajacu? A nie mówiłem ci, że tak będzie?". Czarny mech zaklął jedynie pod nosem. Wiedział, że lada moment zderzy się ze skutkami swojej upartej natury.
— Raz poszedłem ci na rękę i widzisz jak to się skończyło? Teraz ty się tłumacz — zachęcał Ratchet.
— Przecież nic się nie stało — Ironhide niekoniecznie chciał się przyznawać do ostatniej porażki.
— Nic się nie stało? NIC SIĘ NIE STAŁO!? — Ratchet niemal trząsł się ze złości. — Kretynie! Omal nie pozwoliłeś się wysadzić! Dałeś się żywcem pogrzebać! Prawdopodobnie to ramię będę musiał ci składać operacyjnie. A ty zamiast o siebie zadbać, lecisz na oślep na pierwszą lepszą misje — zdawać by się mogło, że lada moment mech o limonkowej zbroi rzuci się do gardła wiceliderowi.
Poprzedniego dnia Ironhide samotnie udał się do kopalni energonu, jednak poza życiodajnym paliwem spotkał też liczny komitet powitalny Decepticonów. Podczas całego zamieszania, prawdopodobnie któryś z klonów zdołał podłożyć ładunki nieopodal jego kryjówki. Siła odrzutu zdołała ponieść go przez część jaskini, podczas tego lotu przysiągł sobie, że dorwie tego cherlawego Vehicona. Szybko jednak zapomniał o tym postanowieniu, bo już chwilę później miał dosłownie na głowie inny problem. Mianowicie eksplozja spowodowała zawalenie stropu jaskini. Wicelider spędził około dwa megacykle** pogrzebany żywcem, z ramieniem miażdżonym przez ogromny głaz. Ledwo udało mu się wygrzebać i dotrzeć do miejsca gdzie bez problemu wezwał Most. W bazie cudem zdołał przekonać Ratcheta, żeby nie wspominał o tym wypadku Chromii, zwłaszcza, że niedawno suszyła mu głowę właśnie przez podobną sprawę. Sprzeczkę o tym, jak to Hide powinien zacząć dbać o swoje zdrowie dla dobra własnego oraz bliskich musiała znosić cała baza i wszystko wskazywało na to, że zapowiadało się na powtórkę z wrażeń.
— Ty... Ty... SKOŃCZONY IDIOTO! —Chromia nie umiała już trzymać nerwów na wodzy — Tyle są warte twoje obietnice?
— Ale po co się tak wydzierasz? — mech wbił wzrok w sufit porządnie zirytowany już kolejnym zejściem z ważniejszego, jak na tę chwilę tematu.
— Bo mnie okłamujesz! Słowem nie wspomniałeś o tym wypadku!
— Bo nic się nie stało i wiedziałem że będziesz wyolbrzymiać — wyrzucił nim zdołał zagryźć wszelkie zębatki. Warknął jeszcze bardziej sfrustrowany swoimi nieprzemyślanymi słowami.
— Ja wyolbrzymiam? — policzki Chromii nadęły się od wściekłości. — Primusie najdroższy, gdzie ja lata temu optyki miałam.
Cała baza w krótkim czasie pogrążyła się w ich krzykach. Większość bała się odezwać choć słowem, głównie w obawie, że przypadkowo dostanie się też im. Jedynie Optimus starał się opanować te żywiołową dwójkę, ale jego słowa nikły w tym całym gwarze.
— Dołącz do Autobotów mówili, to najlepszy wybór mówili — mruknął Cross opierający się o ścianę obok platformy. Obserwował jak do całej kłótni dołącza się jeszcze Ratchet, który skupia całą swoją złość na zbrojmistrzu, jeszcze chwila i skończyliby sobie do gardeł, tylko Optimus stanął im na drodze starając uspokoić ich, jak i Chromie. Cross mimowolnie wyobraził sobie, jak Ironhide i Ratchet, taranując Prime'a rzucają się na siebie z pięściami. Uśmiechnął się na te myśl pod nosem.
— Walczysz o słuszną sprawę. Co może być w tym złego? Nie jesteś z tego dumny?— skomentował Sam.
Cross odbił się od ściany i spojrzał na chłopaka z uniesionym łukiem optycznym. Oparł dłonie na biodrach i odparł:
— Udajesz, prawda?
Sam skrzyżował ręce na piersi. Nie rozumiał podejścia zielonego mecha. Autoboty w jego oczach były bohaterami, nawet Cross. Walczyli o wolność każdego stworzenia i za to tak ich podziwiał. Rozumiał, że ciągła wojna do przyjemnych nie należała, ale kompletnie nie pojmował tej niechęci, jaką otaczał się Cross. Jak nie mógł być dumny ze swojej roli?
— Nie dogryzaj mu — powiedział spokojnie Blurr. — Nie widział wojny na własne oczy.
Cross skupił się na niebieskim Autobocie, w poważaniu mając już urażonego nastolatka.
— Zupełnie jak ty lata temu? — parsknął z zniewagą Cross. — O audioreceptory obiło mi się, że dołączyłeś do Autobotów żeby odbudować sobie karierę. Większego idiotyzmu dawno nie słyszałem.
Blurr zlustrował rozmówcę od góry do dołu, a minę miał taką, jakby chciał splunąć mu pod nogi.
— To tylko plotki. Zwyczajnie miałem do wyboru walkę, albo zachlanie się i zgaśnięcie pod jednym ze stolików Maccadam'a — wzruszył ramionami mówiąc to.
— Śmierć o jakiej marzę. — Jęknął rozmarzony Cross.
Samuel spojrzał na Daniela skwaszony, a ten tylko wzruszył ramionami. Co w tym takiego pięknego? Kompletnie tego nie rozumiał.
— Więc — zaczął nieśmiało Daniel. — Czemu dołączyłeś do Autobotów?
— Kiedyś prawie każdemu zdawało się, że Autoboty wygrają. Mieli większą armię, a tamci — tu wskazał na czwórkę kłócących się Botów. — Obiecali mi same korzystne rzeczy. A teraz proszę! Prawie każdego dnia mogę zostać nafaszerowany kulami — dokończył z sztucznym uśmiechem Cross.
Danielowi zrobiło się żal zielonego mecha. Ogólnie rzecz biorąc, po tym jak dowiedział się, w jaki sposób Autoboty znalazły się na Ziemi szczerze im współczuł. Sam dalej uparcie stał przy swoim. Nie rozumiał, a może i nawet nie chciał zrozumieć innego punktu widzenia. Stał tak, przyglądając się Crosshairs'owi i kręcąc z dezaprobatą głową.
Cross machnął ręką na nastolatka obrażając go dodatkowo pod nosem. Odwrócił się od ludzi skupiając swoją uwagę na dalej sprzeczającej się grupce Autobotów. Już nawet on mógł dostrzec jak powoli nerwy Prime'a puszczają. Musiał przyznać, cała sytuacja porządnie go bawiła, ale i jednocześnie smuciła. Z odmętów pamięci wygrzebał wspomnienie, w których widział ich jako bardziej zgrane trio.
— Wielka trójca się wypaliła — pomyślał czując nutkę żalu.
Optimus, Ironhide oraz Ratchet przez pół swojego życia, zrobili znacznie więcej dla Transformerów, niż zgraja Prime'ów sprawujących rządy na Cybertronie przez tysiąclecia. Nie chciał nawet myśleć co mogłoby się stać gdyby ich zabrakło.
— Kryzys wieku średniego ci dokucza? Czy po prostu chcesz udowodnić jak lekkomyślnym złomem jesteś? — Warknęła Chromia zaciskając pięści mocniej i mocniej. Jeszcze chwila, a może udałoby się jej wgnieść metal na dłoniach przez nacisk palców.
— Chromia, nie teraz — syknął Prime.
Położył dłonie na ramionach Ratcheta i Ironhide'a by trzymać ich na odległość, co było dość trudnym wyzwaniem. Wicelider co chwile wyrywał się, próbując znaleźć się odrobinę bliżej medyka, Brakowało im jeszcze bójki dwóch podstarzałych mechów. Przy takim obrocie spraw nie uda im się przecież nawet wyjechać z bazy. Miał nieodparte wrażenie, że ta misja zakończy się fiaskiem.
— Ciekawe czemu taka mądra nie byłaś zaraz po przyjeździe na Cybertron! — fuknął Hide, kątem optyki zerkając na swoją Endurę.
— Błagam, przełóżcie tę małżeńską sprzeczkę na później — rzuciła sfrustrowana Sari przybliżając się do barierek. — Macie misję do wykonania!
Ale jej głos nie miał nawet szans na przebicie.
— Wtedy jeszcze dało ci się przemówić do rozumu, a teraz? Te nadajniki rażące prądem bardziej się przydadzą tobie nie chłopcom — ledwo powstrzymując krzyk, Chromia nawiązała do wcześniejszych gróźb Hide'a.
— Wszczepiłbym w ciebie tysiąc takich nadajników, jeśli to ułatwiło mi pracę — parsknął Ratchet. — Wiesz jak ciężko jest być twoim lekarzem?
— Spokój! — surowy ton głosu Optimusa nie za wiele zdziałał.
Optyki czarnego mecha rozbłysły niebezpiecznie lodowatym blaskiem. Brutalnie odepchnął dłoń Prime'a i zaraz sięgnął po medyka. Zacisnął palce na częściach pierwszego oficera medycznego, znajdujących się odrobinę nad komorą iskier, po czym przyciągnął go do siebie. Dzieliło ich kilkanaście centymetrów i nie było już siły, która by te różnicę powiększyła.
— Tylko spróbuj — z gardła Hide'a wyrwał się zaraz niski warkot, a uścisk na zbroi zielonego mecha zacieśnił się boleśnie.
— Nie znasz dnia, ani godziny — Ratchet nie miał zamiaru ustępować, mimo że wiedział, jak zazwyczaj kończą się dla niego takie potyczki z zbrojmistrzem.
Już prawie każdy z zebranych był przekonany, że cała ta sprzeczka zakończy się wyklepaniem sobie blach i rozlewem energonu. I po części mieli rację, ale nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw.
Wściekły Prime, nie mógł patrzeć, jak dwójka przyjaciół ma w poważaniu jego prośby oraz rozkazy, bo bądź co bądź, był ich liderem. Dobrze wiedząc, że słowami nic już nie wskóra musiał działać w inny sposób. Chwycił Ratcheta oraz Ironhide'a za karki i wkładając w to odrobinę za dużo siły niż zamierzał, zderzył dwójkę mechów czołami. Cały gniew tej trójki przepadł, jak ręką odjął. Medyk i wicelider odskoczyli od siebie jak rażeni prądem z głośnym jękiem bólu, a zaskoczony Optimus, mając uniesione ręce stał w miejscu, przenosząc wzrok z jednego mecha na drugiego. W końcu zatrzymał spojrzenie na Chromii, której twarz zdobiła mieszanka wcześniej skumulowanej złości i szoku. Zamrugała kilka razy, niedowierzając czego przed chwilą była świadkiem i mruknęła ciszej do Primusa.
Prime oprzytomniał dopiero po chwili. Przejechał dłonią po zmęczonej twarzy i zwrócił się do stratega.
— Prowl, wyznacz wszystkim ich stanowiska.
— Moi drodzy koniec teatrzyku, zapraszam do siebie. — Znudzony strateg odbił się od konsoli, o którą wcześniej się opierał i podszedł bliżej stołu.
Prowl dotknął dwoma palcami swojej skroni i w tym samym czasie z jego optyk wystrzeliła projekcja świetlna przedstawiająca mapę dzielnicy, w której mieszka dziewczyna. Inni szybko zwrócili swoją uwagę na stratega i podeszli bliżej mapy. Tylko Optimus, Ratch, Hide i Chromia nie ruszyli się ze swoich miejsc.
— Kurwa Prime, mocniej się nie dało — burknął Ironhide rozmasowując obolałe miejsce.
— Może jakby pieprznąć ci mocniej to zacząłbyś rozumieć co się do ciebie mówi — mruknęła złośliwie Chromia, przez co czarny mech łypnął na nią optyką.
— Nie ważcie mi się znowu zaczynać — wycedził lider, a następnie wskazał palcem na swojego zastępcę — A ty! Dostosujesz się do zaleceń Ratcheta. Nie opuścisz bazy do odwołania.
— Żartujesz sobie ze mnie? — sapnął zapominając na moment o bólu w czole.
— Jesteś na Ziemi już tak długo, a dalej masz problemy z zrozumieniem angielskiego?
Chromia i Ratch zerknęli na siebie skołowani. Nie często mieli do czynienia z sarkazmem ze strony Prime'a. W wiceliderze wzbudziło to tylko kolejny napływ gniewu. Części na ramionach zadygotały w akompaniamencie cichego gardłowego warkotu frustracji. Fuknął wściekły, a z nozdrzy ulotniła się delikatnie widoczna para. Zaraz obrócił się na pięcie i odszedł w kierunku zbrojowni, swojego zacisza, gdzie w spokoju mógłby ochłonąć, zajmując się swoją pracą. Burknął tylko za sobą, żeby zawołali go kiedy misja się powiedzie.
— Chromia chodź tu zaraz — krzyknął Prowl. — Będziesz asystować Hot Rod'a i Bee.
Niebieska femme spojrzała jeszcze raz na korytarz w którym zniknął Hide. Opuściła głowę ciężko wzdychając i ruszyła powoli w stronę holograficznej mapy. Prowl od razu zabrał się za dokończenie objaśniania swojego planu. Optimus przysłuchiwał się temu z niewielkiej odległości. Miał mniej znaczące zadanie na północ od domu nastolatki. Obszar tam nie był zamieszkany przez wielu ludzi, więc w razie zagrożenia miałby więcej pola do manewru. Jego pozycja nie znajdowała się też daleko od głównego celu, także w razie potrzeby mógł szybko przybyć na pomoc. Przyglądał się czerwonemu punktowi, którym oznaczony był dom dziewczyny na mapie.
— Mam nadzieję, że pójdzie wam to sprawniej, niż ta nieszczęsna narada — szepnęła do siebie Sari.
Optimus odwrócił się do niej, nieumyślnie ignorując słowa byłego policjanta. Kobieta zaskoczona spojrzała na niego, najwidoczniej sama nie spodziewając się, że powiedziała to na głos. Ramiona lidera delikatnie opadły, a w skronie znów uderzył pulsujący ból. Znów zerknął na czerwony punkt na mapie, jednocześnie masując obolałe miejsce.
— Ja również mam taką nadzieję — mruknął i dalej wsłuchiwał się w opanowany i pewny siebie głos stratega.
*Pierwotnie miało być "rycerz na białym rumaku" ( bo wiecie, ktoś odważny, co rzuci się za kimś w ogień i inne bzdety), ale na Cybertronie nie ma rumaków nie miałoby to zwyczajnie sensu, ale przypomniałam sobie, że jest ktoś taki jak Rycerze Cybertronu no i niech to będzie taki zamiennik.
** szybka rozpiska czasów, jakie tu będą funkcjonować
- nanocykl -odpowiednik sekundy
- cykl - odpowiednik minuty (coś koło 1,5 min)
- megacykl - odpowiednik godziny
-cykl słoneczny - odpowiednik dnia
- cykl orbitalny - odpowiednik miesiąca
- cykl gwiezdny - odpowiednik roku ( ale wiki podaje, że może mieć 400 dni)
Conjunx Endura^ - odpowiednik małżonków
Cholernie mi się ten rozdział nie podoba, ale naprawdę nie chce mi się już go przepisywać po raz dwunasty XD
Miłego wieczoru życzę
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro