Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Tęsknota

Bliźniacy już chwilę temu ukryli się na piętrze, natomiast Kevin stał w miejscu, trzymając rękę nad klamką. Odkrycie dziewczyny mocno nim wstrząsnęło, mogło ono oznaczać tylko jedno. Spodziewał się ich. Deptali mu po piętach od dawna, ale skoro jego rodzina ciągle była cała, sądził, że tylko mu się to zdaje. Przecież logiczne byłoby zagrożenie mu, tak jak przed pięciu laty niż ściganie go po całej planecie. Nie wiedział jaki plan miał przywódca MECH - u, ale był pewny, że miał poważne powody do obaw. 

Nie zwlekając dłużej nacisnął na klamkę, otwierając drzwi przed przyjaźnie uśmiechającym się brunetem niewiele młodszym od niego.  Pod czarną koszulą mężczyzny oznaczał się delikatny zarys mięśni. 

— Dzień dobry sąsiedzie. Proszę mi wybaczyć tak wczesną porę. Miałem jechać niedługo do pracy, ale muszę wymienić oponę w aucie,  a podczas przeprowadzki z rodzinnego domu zapomniałem zabrać ze sobą lewarek samochodowy — mimo tego przyjaznego uśmiechu, ciemne oczy mężczyzny miały w sobie tajemniczy błysk.

— Sąsiedzie? — Spytał Kevin unosząc odrobinę brew. — Przykro mi się nie kojarzę pana.

— Thomas —  brunet wyciągnął rękę do swojego rozmówcy. — Wczoraj dopiero co się wprowadziłem do tego niewielkiego domku obok — mimo jego spokojnych ruchów oraz pogodnego tonu głosu Kevin nie tracił czujności. 

— Mike — starał się zachować pozory i udawać pewnego siebie, uścisnął więc mocno dłoń młodszego mężczyzny. — Poprzedni właściciel nie wspominał nic o tym, że sprzedaje swój dom — chłodna barwa głosu  czterdziestolatka nie odstraszała natarczywego gościa.

— Może nie chciał robić wokół tego rozgłosu — brunet wzruszył ramionami zerkając nad głową Kevina. — To jak mógłby mi pan pomóc?

— Musiałbym sprawdzić w garażu...

— Spokojnie poczekam, mam wyrozumiałego pracodawcę. Mogę wejść?

Kevin spostrzegł, że nie pozbędzie się tak szybko nowego sąsiada. A co jeżeli teraz jedynie wyolbrzymia i jego gość jest tak naprawdę zwykłym i niegroźnym mieszkańcem Jasper. Lata uciekania przed przeszłością sprawiły, że stał się nieufnym człowiekiem, ale ciężko mu się dziwić. Przecież chwila nieuwagi wciągnęłaby jego oraz najbliższych mu ludzi do grobu. Otrząsnął się z zamyślenia i podążył za wpuszczonym przed chwilą gościem, który kierował się do skromni umeblowanego salonu. 

— Proszę tu na mnie chwilkę poczekać, muszę przeszukać garaż. 

Mógł być kimś niegroźnym, ale jeżeli teraz straci czujność, nim się obejrzy zostanie przyparty do muru, bez drogi ucieczki. Zupełnie jak pięć lat temu. Choć coś i tak mówiło mu, że ten dzień nie skończy się dobrze dla niego, nie zamierzał się poddawać bez walki. 

Udał się do kuchni, która była oddzielona od salonu wyspą kuchenną, a następnie podszedł do ciemnych drzwi prowadzących do garażu. Przymknął za sobą drewnianą płytę zostawiając miedzy nimi, a framugą niewielką szczelinę. Dzięki czemu mógł z łatwością obserwować człowieka, który rzekomo nazywał się jego nowym sąsiadem. 

Brunet, gdy tylko stracił z oczu właściciela domu zaczął się rozglądać po pomieszczeniu. Przerzucał wzrok z granatowych ścian salonu, ciemnych meblach, regałach na książki oraz około czterdziestocalowy telewizor. Jego oględziny zatrzymało interesujące go znalezisko w postaci niebieskich i czerwonych plam na białym dywanie. Uklęknął przy wykładzinie, uważając by przypadkiem nie dotknąć cieczy, która już zdążyła wsiąknąć w materiał. Sama barwa cieczy wystarczyła mu na określenie z kim ma do czynienia. Podniósł wzrok na schody, kilka stopni również miało podobne ślady. Zza paska spodni ostrożnie wyjął broń i zerkając ostatni raz na drzwi, za którymi wcześniej zniknął Kevin ruszył na górę. Mocno ściskał pistolet, niższa temperatura broni, sprawiała, że czuł pewność, a ta pewność nie pozwoli mu się cofnąć przed niczym. Każdy krok stawiał z nadzwyczajną ostrożnością, dostał jedną misję i wiedział, iż prędzej umrze na służbie, niż wróci do swojego przełożonego z pustymi rękoma. Robił to dla zmarłych bliskich i dla wszystkich niewinnych ludzi wplątanych w wojnę z innej planety. 

Kevin nie zwlekając podbiegł do jednej z wiszących w garażu szafek i nie zwracając uwagi na hałas jaki wywołał przewracając napotkane rzeczy wyciągnął swoją broń. Naszyjnik składający się z szklanej kuli mającej w sobie czarną, gęstą ciecz oraz dwóch malutkich i pokrytych drobnym kosmicznym pismem obrączek, przyspawanych do siebie w taki sposób, że przypominały krzyżujące się ze sobą pierścienie. Natychmiastowo założył na szyję biżuterię. Gdy wybiegał z garażu otwierając z hukiem ciemne drzwi, szklana kula przylgnęła do jego skóry na piersi, wywołując przyjemny chłód w tamtym miejscu oraz dreszcz ekscytacji. Nie mógł uwierzyć, że tak dawno nie używał tego prezentu od Autobotów. Czarna maź z wnętrza kuli rozlała się po jego ciele, tworząc twardy pancerz, ochraniający jego delikatne ludzkie ciało oraz dając nowy zasób możliwości i siłę samego wicelidera przyjaznej ludziom frakcji kosmitów. 

Wbiegł na piętro, gdzie znalazł zaskoczonego bruneta. Nim Thomas zdążył się choćby ruszyć, Kevin błyskawicznie wyciągnął ręce przed siebie, na jego przedramionach z pancerza transformowały dwa działa. Cichy szum z rozgrzanego do białości wnętrza broni powinno zachęcić do kapitulacji każdego o zdrowych zmysłach. Brunet jednak nie opuścił pistoletu. Trzymał broń w górze i zdawać by się mogło, że w dłoni ma coś jeszcze. Na jego ustach zagościł kpiący uśmieszek. 

— Ścigam cię od tak dawna Waller, a gdy już jestem tak blisko, myślisz, że wystraszę się byle działa — parsknął, rzucając nienawistne spojrzenie Kevinowi.

— To nie byle jakie działo, radze ci się poddać.

— Podarunek od kosmitów — powiedział zniesmaczony Thomas. — Jesteś ich pupilkiem? Czy wyprali ci mózg, że później przyczyniasz się do wymordowania tylu niewinnych ludzi?

Kevin uważnie obserwował ruchy wroga, zza niebieskiego wizjera zasłaniającego połowę twarzy.

— Detroit, to przeklęte laboratorium w stanie Waszyngton, czy ten pieprzony właz, do którego doprowadziłeś naszych — kontynuował brunet. 

Tylko czarny hełm z błękitnym wizjerem zasłaniał szok jaki zagościł na twarzy mężczyzny. Sam uważał, że wypadek w Detroit to jego wina, w końcu zniszczył Wszechiskrę, wraz z jedną czwartą miasta, rozumiał też do czego doprowadził podczas swojej ucieczki z laboratorium. Wypuszczenie żyjących i łaknących zemsty Decepticonów nie mogło się skończyć niczym innym, jak rzezią ludzi tam przebywających. Ale co złego wydarzyło się przez jego znalezisko? Doskonale przypominał sobie ogromny właz głęboko pod powierzchnią ziemi, który przypadkowo znalazł na Syberii jeszcze za czasów pracy w laboratorium. On jak i kilku pracowników nazywali to wrotami do piekła, jednak nie zdołał przekonać się co kryje za sobą ów właz, ponieważ niespełna tydzień później zdołał uciec wraz z bliźniakami z tego okropnego miejsca. Z czasem zapomniał o tym dziwnym znalezisku, aż do teraz. Wrodzona ciekawość kazała mu wypytać młodszego mężczyznę o wszystko co wie na ten temat. Domyślał się, że nie mogło to być  nic dobrego skoro Thomas stawia odkrycie tych wrót koło wydarzeń, o których Kevin raczej chciałby zapomnieć.

— Co się stało z włazem? — Zapytał starając się zagłuszyć nieprzyjemne wspomnienia.

— Czasami niektóre rzeczy powinny zostać na swoim miejscu, nie ruszane przez człowieka. Ci durnie przekonali jednak szefa, i rok temu otworzyli to cholerstwo. To była pieprzona Puszka Pandory. Wykorzystali źródła zasilania dziesiątek złapanych robotów do otworzenia tego włazu.  To co wypełzło z tej dziury... — Mężczyzna urwał nie ukrywając swojego przerażenia na samo wspomnienie makabrycznych stworzeń. 

Kevinowi trudno było uwierzyć w słowa bruneta. Kolejne zagrożenie tym razem ze strony nieznanego wroga. Zagrożenie, które przypadkowo ściągnął na Ziemię. W myślach przeklął siebie oraz swoją cholerną ciekawość. To prawda, praca w MECH, traktowanie żywych istot, gorzej niż szczury laboratoryjne było dla niego męczarnią, jednak kiedy udawało mu się odkryć coś nowego, choćby tajemnicze znalezisko na Syberii, momentami był z siebie dumny. To sprawiało, że przerażał sam siebie. Dopiero po ucieczce z tamtego miejsca zrozumiał, że czasami brakowało mu nawet przeprowadzania badań na Cybertrończykach. Robił wtedy to co wbrew sobie sprawiało mu przyjemność. Kochał naukę. Często w młodości pomagał medykowi Autobotów. Nawet gburowatość i złośliwe uwagi pierwszego oficera medycznego nie przeszkadzały mu, w końcu robił to co tak uwielbiał. Siedzenie w książkach, realizowanie jego własnych projektów, to było coś co pozwalało mu zapomnieć na moment, czy to o rozwodzie rodziców, czy o problemach z ojczymem, którego tak bardzo nieznosił. Kiedy dotarło do niego za czym tęsknił, znienawidził się wtedy jeszcze bardziej. 

— Szef wiedział, że nie zginąłeś. Kazał mi cię znaleźć bo uważa, że uda ci się rozwiązać ten problem. Podobno bardzo dobrze cię zna i chce cię z powrotem w swojej firmie. 

— Savoy i ja ledwo się znamy. Uroczo, że mimo to pokłada we mnie takie nadzieje, ale nie wiem czy uda mi się coś z  tym zrobić — odparł Kevin dalej celując do Thomasa.

Brunet niedowierzając pokręcił głową, mordując swojego przeciwnika wzrokiem. Gdy Thomas dalej kontynuował swój wywód, Kevin w między czasie dostrzegł, jak drzwi do pokoju jednego z bliźniaków uchylają się. Z pomieszczenia obok powoli wyszedł chłopak, zaciskając pięści uniesione na wysokości twarzy. Był gotów użyć swoich mocy z zaskoczenia. Może i podchodziło to pod nieczystą grę, ale życie nie jest grą, a on miał do obronienia siostrę oraz przyjaciela, któremu był dłużny przysługę za uratowanie życia. Błyskawicznie chciał zamachnąć się na wroga i nawet jeśli, spopielić jego durny uśmieszek. Nim jednak zdołał wykonać choćby jeden ruch, brunet upuścił zaciśniętą wcześniej w dłoni niewielką rzecz. Urządzenie uderzyło o podłoże i rozbłysnęło oślepiającym światłem. Chłopak nie zdążył zasłonić oczu przed blaskiem, oślepiony zakołysał się do tylu z głośnym jękiem. Thomas korzystając z chwili słabości swojego przeciwnika, zadał serie kopnięć, które powaliły zaskoczoną hybrydę na ziemię. Chłopak nie docenił swojego wroga, co było okropnym błędem. Gdy skończył  go okładać, wymierzył w niego broń i wystrzelił prosto w brzuch oraz ramię chłopaka. Krzyk bliźniaka rozniósł się po domu, widocznie dając chorą satysfakcję Thomasowi. 

— To chyba nie powinno cię zabić mieszańcu, jedynie spowolnić na...

Mimo że Kevin stał bliżej urządzenia i jego właściwości bardziej dały mu w kość, zdołał musnąć ramię bruneta.  Co prawda celował w pierś, ale nie zamierzał teraz narzekać. Znów wstrzelił z nadzieją, że tym razem trafi celnie, jednak przeciwnikowi udało się uniknąć pocisku. Sam Thomas strzelał w głowę Kevina i choć kule nie raniły mężczyzny działały rozpraszająco. Każdy pocisk, który trafił w hełm zostawiał po sobie mało widoczne ryski oraz wywoływał nieprzyjemne drżenie w głowie. Przez co rozkojarzony nie zorientował się, kiedy brunet znalazł się tak blisko niego. Thomas korzystając z całej sytuacji natarł na Kevina, przyciskając go do ściany zatopił palce wokół szklanej kuli na piersi Wallera. Wyrwał niewielki przedmiot z czarnej zbroi, a gdy tylko kula odłączyła się od ciała Kevina zniknął cały pancerz. Thomas odsunął się od niego z zadowoleniem przyglądając się swojej zdobyczy. 

Mężczyzna podparł się o stojącą obok ciężką drewnianą szafę, z zdobieniami w kształcie roślin. Zastanawiał się skąd brunet ma tyle siły. Zamiast odpowiedzi na swoje pytanie otrzymał solidny cios pod żebra, który zabrał mu grunt spod nóg sprawiając, że padł na ziemię i staczając się ze schodów wylądował na parterze. W bolesnym upadku, okulary zleciały z jego twarzy lądując z dala od niego. Gdy podniósł głowę zobaczył tylko rozmazane poruszające się plamy. Mimo to rozpoznał schodzącego bez pośpiechu Thomasa. Przeciwnik zatrzymał się i kucnął koło niego.

— Masz szczęście, że muszę dostarczyć cię żywego. Chętnie zemściłbym się za to coście zrobili trzy lata temu. Bo widzisz, nie wszystkim poszczęściło się wtedy tak, jak mi — powiedziawszy to wyciągnął swoją dłoń, podwijając czarną koszulę ukazał stalowe fragmenty swojego przedramienia. Z bliska Waller widział znacznie lepie, choć w tej chwili nie był przekonany, czy aby na pewno chciał zobaczyć to co pokazał mu Thomas

Pierwszą rzeczą, jaką przyszła na myśl przerażonemu Kevinowi była rozmowa z Norą. Powiedział jej wtedy, że nim się obejrzy, a MECH zacznie eksperymenty na ludziach. Nie pomylił się i pech chciał, iż nieświadomie przyłożył do tego rękę. 

— Jak? — Wyjęczał żałośnie.

— Jak? — warknął Thomas. — Gdybyś nie uwolnił kosmitów, tych mieszańców laboratorium nie zostałoby strawione przez ogień, a żaden człowiek nie ucierpiałby — wstrzymał oddech starając się opanować nerwy. — Też tam pracowałem. Kiedy wszystko zaczęło płonąć cały personel ruszył do ucieczki. Roboty jednak zagrodziły nam drogę. To była rzeź Waller— syknął chwytając Kevina za głowę, zmuszając tym samym, żeby spojrzał mu w przepełnione bólem, ciemne oczy. W końcu puścił go i kontynuował swoją przemowę. — Znaleźli mnie wśród zgliszczy, ledwo żywego i dali mi szansę na nowy start. Nie tylko mi. Kiedy dowiedzieliśmy się, że przeżyłeś za zgodą przełożonych wyruszyłem na poszukiwania. Już dawno udało mi się trafić na twój ślad. Powiem szczerze, że byłem zaskoczony, kiedy okazało się, że masz dwóch towarzyszy. Wszyscy sądzili, że te mieszańce uciekły w popłochu po spaleniu całego laboratorium. Nie mogę uwierzyć, trzymasz te hybrydy przy sobie, jak własnych ochroniarzy.

— Zostaw dzieciaki... w spokoju — wyjęczał starając podnieść się do siadu. 

Zdawał sobie sprawę, że bardzo przywiązał się do bliźniaków. Czasami zapominając się traktował ich jak własne dzieci, a poznając rodzeństwo bliżej zrozumiał, iż prawie wszystko co mówiono o hybrydach było kłamstwem.

— Gdyby nie te mieszańce i ty, byłbym normalnym człowiekiem, a moi bliscy ciągle żyliby.

Thomas podniósł się patrząc z obrzydzeniem na mężczyznę. Położył nogę na piersi Kevina. Obolały Waller siłował się z ciężarem. Musiał się uwolnić i udaremnić plany cyborga. 

— Wszyscy myśleli, że te mieszańce będą inteligentniejsze i uciekną z tej planety. Szef będzie miło zaskoczony kiedy razem z tobą przyprowadzę jeszcze ich. Jeszcze bardziej ucieszy się z tego cudeńka.

Uniósł wyżej, trzymaną między palcami, kulę dokładniej przyglądając się jej w świetle lamp w suficie. Mimo zamyślenia doskonale usłyszał za sobą szybkie kroki. Błyskawicznie odwrócił się wymierzając cios, który ku jego zaskoczeniu uderzył w coś czego nie dostrzegły jego oczy. Niewidoczne ciało odleciało kawałek dalej, odbijając się od ściany z łoskotem i opadło na ziemię. Niewidzialna para uleciała z ciała, odsłaniając postać młodej, ponad dwudziestoletniej dziewczyny, o atramentowo czarnych włosach i nienaturalnie błękitnych oczach. Przyglądała mu się z wrogością.

— Nie mogę rozumieć, dlaczego temu kosmicznemu łowcy, złapanie was zajęło tak sporo czasu — mruknął bardziej sam do siebie. —  Śmiało wstawaj. Zobaczymy na co cię stać.

Dziewczyna podniosła się powoli nie odrywając od mężczyzny wzroku, gdy wyprostowała się dorównywała mu prawie wzrostem. Przymrużyła oczy i rozciągnęła usta w zwycięskim uśmiechu. 

— Nie jestem tu po to żeby walczyć — odparła.  — Ja tu tylko odwracam twoją uwagę.

Cyborg zdążył jedynie westchnąć, a chwilę później runął na ziemię przygwożdżony przez bliźniaka dziewczyny. Gdy okładał go pięściami chłopak czuł ogień na swoim karku, zazwyczaj starał się powstrzymywać i nie dać wygrać swoim emocjom, ale ta sytuacja wymagała innych środków. Jeżeli pozwoliłby przeżyć temu opętanemu przez zemstę szaleńcowi, nie uciekną mu następnym razem tak łatwo. Wytworzona przez wyobraźnie wizja, w której brunet krzywdzi jego bliźniaczkę, przechyliła szalę i sprawiła, że chłopak natychmiastowo podjął okrutną decyzję.

Miał wrażenie, że trawi go żywy ogień, nie był przerażony, nawet mu się to podobało. Już drugi raz tego dnia doświadcza podobnego uczucia. Mrowienie na karku nie ustępowało, zdawało mu się, iż nasila się z każdą chwilą i mknie spiralą po ramieniu, muskając łokieć, przedramię, docierając do nadgarstka i kończąc się na opuszkach palców. Zaraz za przyjemnym mrowieniem ciągnął się płynny metal, który zgromadzony na palcach rozciągnął się tworząc około piętnastocentymetrowe szpony.

Nie zwlekając ani sekundy dłużej, przebił metalowymi szpikulcami gardło mężczyzny. Dłoń martwego cyborga opadłą bezwładnie, a spomiędzy jego palców potoczyła się szklana kula. 

Kevin opierając się o ramię odrobinę wyższej dziewczyny, zakładając na nos znalezione okulary, podszedł do chłopaka, który w bezruchu przyglądał się martwemu brunetowi. 

 — W tej sytuacji nie było innego wyjścia  — powiedział cicho Kevin, chcąc odwrócić uwagę chłopaka od jego czynu. 

Bliźniak nie zaszczycił spojrzeniem, ani mężczyzny, ani swojej siostry. Patrzył tylko na wbite w ciało bruneta szpony. Widok ten, jak i towarzyszące mu obecnie uczucie nie był obce. To odkrycie nim wstrząsnęło, ale nie chciał dać tego po sobie poznać. Oprzytomniał momentalnie, wyszarpał palce z gardła, po czym podniósł się. Metal na jego dłoni zmienił stan skupienia i zaczął przemieszczać się na powrót do karku, gdzie wsiąknął w skórę chłopaka. Sięgnął po kulkę, by po chwili podać ją Kevinowi.

 — Wiem  — odparł mu i spojrzał na twarz siostry.

Kamienna twarz dziewczyny nie odzwierciedlała tego co działo się w jej głowie. Miała wrażenie, że oszalała, a może to przez dziwny ból głowy, którego doznała podczas uderzenia się o ścianę. Mogłaby przysiąc, iż strach, ogromny żal oraz ból, który ustał zaraz po śmierci Thomasa, nie należał do niej. Co prawda, gdy tylko mężczyzna wszedł na piętro była przerażona, uczucie to dalej dawało się jej o sobie znać w postaci trzęsących się dłoni, ale emocje, jakie odczuwała chwilę wcześniej, były dość odległe. Nie kłębiły się w jej wnętrzu, ale z dala od niej i miała wrażenie, iż krzyczały o jej atencję. 

Oprzytomniała, kiedy jej bliźniak położył dłoń na jej ramieniu. Spojrzała na jego zmartwioną twarz, co więcej czuła jego niepokój oraz obrzydzenie. Zrozumiała, że czuje emocje innych. Ale jak? Czyżby uderzenie w głowę wywołało te nieoczekiwane skutki? A może już kiedyś potrafiła to robić, ale przez szperających w jej procesorze ludzi utraciła tę zdolność?

— Wszystko w porządku? — Spytał jej brat.

— Musimy uciekać — stwierdziła, odwracając uwagę od swojego samopoczucia. — Powiedział, że chcą cię z powrotem — powiedziała do Kevina. — Raczej szybko się ich nie pozbędziemy, ale jeżeli zostaniemy tu choć przez chwilę nie skończy się to dla nas dobrze. 

Dziewczyna nie chciała żegnać się z Jasper, ale wiedziała, że nie mieli innego wyboru. Przeniosła błyszczące od smutku spojrzenie na Wallera. Mężczyzna patrzył tępo w jeden punkt, głęboko nad czymś rozmyślając. Bliźniaczka chłonęła jego zaniepokojenie, rozdrażnienie oraz przerażenie. Tak bardzo chciała mu jakoś pomóc, nie wiedziała jednak, czy powinna odezwać się w tej chwili choćby słowem. 

— Kevin? — Bliźniaki odezwali się niemal jednocześnie. 

Niewielkim atutem całej sytuacji było poznanie prawdziwego imienia przyjaciela i choć rozumieli, że mężczyzna zachowywał swoje dane osobowe w tajemnicy tylko dla bezpieczeństwa całej trójki, brak stu procentowego zaufania sprawiał im przykrość. 

— Ten właz — wymamrotał. — Co jeżeli będę mógł znaleźć sposób na zamknięcie tego włazu. 

— Co ty wygadujesz — warknął chłopak. 

— To co wypełzło z tego włazu zagraża ludziom, a to ja go odkryłem. Może udałoby mi się go zapieczętować.

— Ale nie ty go otworzyłeś — przypomniała mu dziewczyna. — To nie twoja spra...

— Ale to moja planeta i teraz może się z nią stać coś... co przewyższa nasze najgorsze koszmary. 

— Co jeżeli to podstęp? Zwabią cię i znów zagrożą twojej rodzinie — chłopak podniósł odrobinę głos, niedowierzając w słowa Kevina. — Uciekłeś z tego bagna i chcesz tam znów wracać?

Kevin podniósł głowę i spojrzał prosto na rozgniewaną twarz chłopaka. Zdał sobie sprawę, że to co mówił wywarło złe wrażenie na bliźniakach, mógł rzec, iż w ich głowach zaczęły krążyć podejrzenia o zdradę. 

— Posłuchajcie mnie uważnie. Coś jest na rzeczy. Skoro ten cyborg mówił, że od dawna wiedzą o tym, że przeżyłem, dlaczego już wtedy mnie nie zaszantażowano? — Spytał robiąc chwilę przerwy by jego słowa dotarły do bliźniaków. — Nie mam pojęcia co dzieje się w Detroit, ale cała ta sytuacja jest dość niepokojąca. 

— Do czego zmierzasz? — Spytała dziewczyna po chwili milczenia.

Kevin oderwał się od jej ramienia. Podtrzymując się za obolały bok pokuśtykał do garażu. Zdziwione rodzeństwo najpierw rzuciło sobie niepewne spojrzenie, by później zgodnie ruszyć za mężczyzną. Zastali go przy jednej z wiszących szafek. Wyciągał z niej stertę papierów umieszczonych w segregatorach. Położył znalezione przed sobą przedmioty na blacie warsztatu. 

— Znacie mnie i wiecie, że nie jestem pesymistą, ale lubię być przygotowany na każdą sytuację. Znaleźliby mnie prędzej, czy później. Wiedziałem o tym. Dlatego jakiś czas temu przygotowałem się na taką okazję — nie był przekonany, czy jego plan od razu spali na panewce, czy jednak zakończy się sukcesem. Nie pozostało mu nic innego, jak spróbować i opierać się wyjątkowo na czystym szczęściu, czego tak bardzo nienawidził. — To — wskazał na stertę papierów. — Jest wasza przeszłość i teraźniejszość. 

— Te, poeta. Skończ pierdolić od rzeczy. Gadaj co chodzi ci po głowie — warknął podenerwowany chłopak. 

Jego siostra chwyciła go za rękę starając się go uspokoić, a przez ciekawość, jaką wzbudził w niej nowy plan Kevina, nie zwróciła uwagi, na nagłe opanowanie nerwów jej brata. Po gniewie nie było już ani śladu, obserwował spokojnie Wallera, odrobinę ospałym wzrokiem.

Kevin poprawił okulary na nosie i kontynuował: 

— Sam jakiś czas temu mówiłeś o długu, który chcesz spłacić za to, że pomagam wam od trzech lat. Nie chciałem niczego, jednak gdyby coś poszło nie tak, zupełnie jak w tej chwili miałbym do was prośbę. W wypadku kiedy znaleźliby nas chciałem, żebyście uciekli i bronili mojej rodziny tak długo, aż byłoby to konieczne. I tak wiem, jakie to samolubne...

— W takiej sytuacji chciałeś się poświęcić żebyśmy my uciekli do twojego rodzinnego miasta i pilnowali twoich najbliższych?

Szybko zrozumiała co miał na myśli. Kevin na potwierdzenie kiwnął jedynie głową, a dziewczyna puściła dłoń brata by przetrzeć zmęczone powieki palcami obu dłoni. Gdy tylko przestała dotykać chłopaka, oprzytomniał całkowicie. Zapomniał od razu o senności jaka go ogarniała jeszcze chwilę wcześniej i na szybko przeanalizował całą sytuację. Wiedział o czym mowa, tylko dotyk jego siostry hamował, jego emocje z czego nie zdawał sobie sprawy nawet w tej chwili.

Rodzeństwo nie chciało go osądzać. Możliwe, że będąc w jego skórze posunęliby się nawet dalej.

— Tak to może i samolubne, ale i zrozumiałe — powiedział cicho chłopak zerkając na bliźniaczkę.

Ta zgodziła się z nim szybkim kiwnięciem głowy. Po chwili ciszy oboje chcieli żeby kontynuował. Mężczyzna sięgnął po dwa dowody osobiste i podał je bliźniakom. 

— To wasze nowe tożsamości. Elvira i Ethan Waller. Do stworzenia waszej przeszłości musiałem wykorzystać przykrą historię mojej starej przyjaciółki. Nazywała się Victoria Jankowsky, pochodziła z Europy, ale wychowała się w Stanach. Przypadkowo naraziłem ją. Wplątałem w wojnę, przez co później chciała wyjechać. Wróciła do rodzinnego kraju bez strażnika, zdana tylko na siebie, a tam dorwały ją Cony bo sądzili, że dziewczyna zaprała ze sobą Wszechiskrę na przechowanie.

Przez wspomnienie przyjaciółki, do jego oczu napłynęły łzy. Victoria zawsze wspierała go w trudnych chwilach, a on przyczynił się do jej śmierci. Nigdy sobie tego nie wybaczył. Mógł nakłonić ją czy Prime'a do zmienienia decyzji, jednak on wtedy tylko stał w ciszy i ze smutkiem obserwował jak odchodzi. Wieść o jej śmierci z ust Komandora Decepticonów było najgorszym przeżyciem. 

— Umarła za granicą. Wy będziecie udawać dzieci, które po śmierci osierociła. 

— Zaraz, chwila — mruknął chłopak. — Chcesz żebyśmy udawali, że jesteśmy waszymi dziećmi? Nie boisz się, co powie o tobie twoja rodzina?

— Niech mówią co chcą. Ważne żeby byli bezpieczni, a ja wiem, że zapewnicie im to bezpieczeństwo — Kevin uśmiechnął się delikatnie.

— Nikt nie zorientuje się, że to kłamstwo? —Spytała niepewnie dziewczyna.

— Ze słów Thomasa wnioskuję, że tylko on wiedział kim naprawdę jesteście —odparł mężczyzna 

Rodzeństwo czuło się mu to winne, ale z drugiej strony czuło lekkie obawy co do powodzenia całego planu. 

— Co mamy zrobić? — Spytała Elvira.

— Udać się do Detroit, w razie wypadku chronić moją rodzinę oraz nakierować Autoboty na właz z Syberii. Obawiam się, że bez nich nie uda mi się go zamknąć — odparł wzdychając ciężko co wywołało ból w boku.

Ethan na jego słowa zesztywniał. Miał nadzieję, że tylko się przesłyszał, ale mina jego siostry upewniła go, iż z jego słuchem wszystko w porządku.

— Cz-czy ty chcesz... — mamrotała pod nosem dziewczyna. 

Kevin opowiedział im raz co Cybertrończycy robili z hybrydami. Przecież on posyłał ich teraz na pewną śmierć. Jak mogli się na to zgodzić?

— Spokojnie, Prime nie jest taki. Jeżeli zrozumie wasze dobre intencje przekona resztę do współpracy.

— To czyste szaleństwo — niedowierzał chłopak.

— Błagam, w was nadzieja — Kevin był gotów prosić ich na kolanach.

Rodzeństwo wymieniło się niepewnym spojrzeniem. Czy udałoby im się wykonać to zadanie bez żadnych komplikacji i po wszystkim uciec z tej planety. Ethan widział jeden pozytywny aspekt tej sytuacji. Jeśli udałoby im się znaleźć w otoczeniu Transformerów, mieliby dostęp do większej ilości Energonu, którego mieli w tej chwili o wiele za mało, a dodatkowo w ich ręce mogłaby wpaść technologia dzięki, której  opuszczą Ziemię. Ale ryzyko było ogromne.  Wiedział, że jego siostra będzie chciała głównie spłacić dług i pomóc ludziom. On również chciał pomóc, ale wolał wiedzieć, iż zaczerpnie z tego korzyści, które zdołają uratować jego oraz dziewczynę. 

— Myślę, że możemy się zgodzić — odparł. Jego siostra energicznie pokiwała głową, a Kevin odetchnął z ulgą. — Ale nie zamierzam ginąć za ludzi, jej też na to nie pozwolę. Gdy sprawy wymkną nam się spod kontroli, uciekniemy.

Obserwował zbolałą twarz mężczyzny. Widział jak ten analizuje jego słowa i sam zastanawia się co powiedzieć, by przypadkiem nie palnąć czegoś co zmieniłoby jego zdanie. 

—Dobrze, ale proszę was, jeżeli sprawy wymkną się wam spod kontroli... Uratujcie chociaż moją córkę, Mary.

Elvira czując jego smutek od razu zgodziła się na prośbę Kevina. Brat obdarzył ją wtedy surowym spojrzeniem, ale ona nie zważała na niego. Chciała uratować ludzi przed tym co skrywał właz. W głębi iskry wiedziała, że to jej obowiązek. 

Kevin objaśnił im resztę planu, przekazał stos potrzebnych im dokumentów, w tym jeden, w którego treści zapisane było, iż dom otrzymany w spadku po dziadku przepisuje swoim dzieciom. Opowiedział kilka rzeczy o Victorii, podczas gdy bliźniacy pakowali swoje rzeczy. Musieli zabrać wszystko co mogło wzbudzić jakiekolwiek podejrzenia. 

Nim wyruszyli musieli pożegnać przyjaciela. Elvira zawisła na jego szyi, dusząc wręcz człowieka w solidnym uścisku. Ethan natomiast zaproponował, że wyleczy jego ranę. Kevin jednak nie odmówił upierając się, żeby chłopak nie marnował na niego swoich sił. Nie udało się go przekonać do zmiany zdania. Zanim odjechali mężczyzna podszedł do srebrnego auta od strony kierowcy. Ethan uchylił okno czekając na ostanie słowa przyjaciela. Kevin jedynie wyciągnął do niego rękę, podając mu szklaną kulę z czarną cieczą.

— Mógłbyś to oddać jednemu z nich. Myślę, że nie chciałby żebym to nosił — choć wydawał się spokojny, ledwo udało mu się zwyciężyć nad żalem, który mógł sprawić, że jego głos załamałby się. Mimo jego starań Elvira wyczuwała jego emocje. 

Chłopak zabrał kulę, obdarzając go jeszcze smutnym uśmiechem.

— Proszę, jedź z nami — dziewczyna ledwo powstrzymywała łzy.

— Myślę, że gdybym wrócił, to wszystko nie skończyłoby się dobrze ani dla mnie ani dla was. Sama sytuacją z tym, że ludzie z MECH-u nie skrzywdzili mojej rodziny mocno mi śmierdzi — westchnął unosząc głowę. Zaraz znów spojrzał na rodzeństwo. —Wiem, że dacie sobie radę. Będę za wami tęsknił.

Kevin patrzył jeszcze w drogę na długo po ich zniknięciu za horyzontem. Obawiał się tego co miało nadejść. Stojąc tak pozwolił sobie na pojedynczą łzę. Modlił się w duchu, żeby nikt nie ucierpiał, ani jego rodzina, ani hybrydy, które może i w tej chwili pchały się w paszcze lwa. Jego błędy sprawiły, że stał właśnie w tym miejscu. Nim się zorientował a jedna łza zmieniła się w potok bezsilności. Nie mógł uwierzyć, że już niedługo będzie znów współpracował z wrogiem by pozbyć się większego niebezpieczeństwa. Dlaczego nie uważał słów Thomasa za kłamstwo? Cóż, dawno nie widział w czyiś oczach równie wielkiego strachu. Miał szczerą nadzieję, że kiedy tylko pozbędzie się tego problemu będzie mógł odpocząć. Ale czy na pewno? Przecież już nie raz rzekomo ratował Ziemię i nic nie sprawiło, że poczuł się lepiej sam ze sobą. Częściej wypominał sobie tylko swoje błędy, nie osiągnięcia. Chciałby to zmienić w przyszłości, o ile będzie mu dane.

Gdy był już pewien, iż bliźniaki znajdują się w odpowiedniej odległości od Jasper, wrócił do środka. Podszedł do ciała Cyborga, nie obyło się bez zamoczenia podeszw butów w krwi Thomasa, ale nie mógł się tym przejmować w tej chwili. Przeszukał ciało, a gdy tylko znalazł wmontowany w skroń komunikator, nacisnął odpowiedni fragment. Cichy szum przerwała komenda:

— Thomas, raportuj — rozpoznał głos, raczej nigdy nie pomyliłby go z żadnym innym.

— Tęskniłeś Savoy?

Nikt nie odpowiedział, ale Kevin domyślał się, że już do niego zmierzają. Podniósł się i rozejrzał po pomieszczeniu. A co jeżeli bliźniacy o czymś zapomnieli? Nie mógł ryzykować. Z garażu zabrał ze sobą kanister z benzyną. Rozlał łatwopalną ciecz po piętrze, salonie kuchni i pustym garażu. Gdy skończył stanął przed otwartym głównym wejściem. Wyciągnął z kieszeni zapalniczkę, którą po odpaleniu od razu wrzucił do środka. Dom natychmiast stanął w płomieniach, a Kevin przyglądał się językom ognia z bezpiecznej odległości. Zupełnie jak trzy lata temu, gdy dwie hybrydy, opętane żalem po utracie towarzysza zniszczyły miejsce swoich tortur. Teraz jak i wtedy tylko się przyglądał.

Z oddali usłyszał dźwięk helikopterów. Na błękitnym już niebie zauważył maszyny lecące w jego kierunku 

— Jasne, że tęsknił — parsknął.

Rozdział ten jest dedykowany dla mojej kochanej przyjaciółki, która obchodzi dzisiaj swój  wielki dzień. Wszystkiego najlepszego kochana jeszcze raz TopSecret1111 <3

Spełnienia marzeń słonko, dziękuję, że jesteś, choć czasami jest ciężko 💗


Rozdział jest, spokojnie nie umarłam. To nie tak, że wpadając na zupełnie nowe pomysły fabuła znów uległa zmianie przez co moje poprzednie notatki poszły w zapomnienie. Cóż co tu kłamać tak właśnie się stało, ale już troche odżyłam, uporzątkowałam większość rzeczy i to w notatkach dotyczących książki oraz w życiu.

Jesień tak na mnie działa, humor popsuty, samopoczucie leży i ryczy, ale już jest znacznie lepiej i mam szczęrą nadzieję, że rozdziały będą częściej i już naprawdę niczego nie zmienię

Wpadam też ostatnio ta różne ciekawe pomysły, które nie wiem czy uda się wepchnąć do książki, więęęc możliwe że niedługo na moim profilu pojawią się talksy, w których będę wręcz srać moim durnym humorem ;DD

Za jakiekolwiek błędy przepraszam.

Także do zobaczenia niedługo (mam nadzieję), a wam życzę miłej nocy, czy tam dnia 💗



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro