1. To Dopiero Początek Problemów
Ból, to jedyne co powinna czuć, jednak towarzyszyły jej tylko nieprzyjemne ciepło w środku i bezwładność kończyn. Nie mogła poruszyć nawet małym palcem, bezsilność wręcz ją irytowała. Rozbieganymi i zamglonymi oczami obserwowała pomieszczenie, ale nie widziała niczego poza mrokiem. Ciepło narastało, wzbudzając chęć krzyku. Myślała, że właśnie to robi, wrzeszczy zdzierając sobie gardło, ale żaden dźwięk do niej nie docierał. Niczego nie widziała, niczego nie słyszała, czuła jedynie ogień, który wypalał jej klatkę piersiową, topił ręce oraz nogi i sprawiał, że nie potrafiła myśleć trzeźwo. Po chwili usłyszała szloch, ucieszyła się, iż znów potrafi wyłapywać dźwięki, ale radość ta trwała dość krótko. To ona szlochała, co raz bardziej i głośniej. Słysząc swoje żałosne jęki, znów miała ochotę ogłuchnąć. Zaraz jednak przestała wydawać z siebie jakiekolwiek odgłosy. Ogień przygasał, zalewając ją falą ulgi, oddychała głęboko, dziękując w duchu, że to okropne doświadczenie dobiegło końca.
Nie miała pojęcia czym mogło być spowodowane, ale wydawało jej się, iż już kiedyś czuła coś podobnego, tylko to uczucie z przeszłości było czymś potężniejszym i znacznie gorszym, czymś co już w młodym wieku zmieniło jej całe życie. Gdy tak leżała, opatulona przez ciemną i zimną pustkę, zdała sobie sprawę, że to co teraz czuła, to nic innego, jak jej wspomnienia. Zasłonięte mgłą czasu i amnezją, spowodowaną przez kilku wścibskich ludzi. Może i te braki w pamięci były niczym innym, a błogosławieństwem, darem od losu na lepszy start, bez cierpienia, jakiego doświadczała. Egzystencja bez swoich przeżyć, przyjaciół i rodziny? Bo mimo że nie pamiętała swojego dawnego życia, myślała, iż gdzieś tam ma kogoś, kogo może nazwać starym przyjacielem, lub swoją rodziną, a przynajmniej taką żywiła nadzieję. Jednak cichy głosik zwątpienia dość często powtarzał jej jakie to bzdury sobie wmawia.
Cicho westchnęła, zamykając zmęczone i piekące oczy. Tak bardzo pragnęła odpoczynku. Nie pamiętała kiedy ostatnio udało jej się przespać całą noc. Dzięki niewielkim przebłyskom, mogła być pewna, że kiedyś miała kogoś, kto odstraszał dręczące ją koszmary samą swoją obecnością oraz jednym ruchem dłoni przeganiał każdą nocną marę.
Nie.
To nie była jedna osoba, a dwie zupełnie od siebie różne. Oboje należeli do nielicznych osób dbających o nią, chcących tylko jej radości i kochających ją. Ale oni już chyba odeszli.
A może nie?
Przez cichy szmer, który odbijał się w jej głowie echem, odłożyła wcześniejsze przemyślenia na boczny tor. Rozejrzała się dookoła, natychmiastowo znalazła źródło hałasu. Miała stuprocentową pewność, że był nim właściciel elektryzująco niebieskich oczu. Nie były to ludzkie oczy, ale za to bardzo jej znajome. Wzbudzały w niej strach. Gdziekolwiek nie odwróciłaby głowy, widziała przed sobą parę jarzących się w ciemności punktów. Czuła się oblężona przez nieznanego wroga. Ognień znów powrócił, wypalając jej wnętrzności.
Szybko stwierdziła, że jej amnezja, nie jest żadną szansą na lepszy start, a zwykłym utrudnieniem. Los z niej kpił, gdy najbardziej potrzebowała swoich bliskich, pozbawiono ją wspomnień. Może gdyby ich pamiętała byłoby jej łatwiej uporać się z tymi koszmarnymi wizjami. Nie mogła zmusić się do zrobienia najmniejszego ruchu. Otoczona przez dziwaczne zjawy, starała się tylko powstrzymać łzy frustracji.
Szybko zerwała się do siadu. Ciężko dysząc, rozejrzała się po pomieszczeniu. Przez pierwsze sekundy nie rozpoznała swojej sypialni, dopiero gdy jej oczy oswoiły się z półmrokiem, spokojnie stwierdziła, że jest w miejscu, w który nic jej nie grozi. Wzięła kilka głębszych wdechów, żeby opanować poszargane koszmarem nerwy, po czym przymknęła oczy. Czuła jak jej ciało oblewa gorący pot.
— To tylko sen, uspokój się —mruknęła sama do siebie.
Przejechała zewnętrzną stroną dłoni po czole, żeby otrzeć z niego spływający pot. Lepka i gęsta ciecz przykleiła się do jej palców, wzbudzając w niej tym samym niepokój.
To na pewno nie był pot.
Natychmiastowo oderwała dłoń od twarzy. Spojrzała na swoje palce, były pokryte płynnym i parującym pod wpływem ciepła metalem. Skóra na jej twarzy i przedramionach wyglądała jakby się topiła. Przyglądała się temu z przerażeniem w błękitnych oczach i z szeroko otwartymi ustami, z których nie mogła wydobyć najcichszego dźwięku. Zrzuciła z siebie kołdrę, widok prawie stopionych dolnych kończyn oraz przypalonego, od gorącego ciekłego metalu, prześcieradła, wywarł na niej jeszcze większy szok.
Chciała odkleić swoje zranione ciało od materiału, jednak szło jej to z wielkim trudem. Podczas siłowania z pościelą, ześliznęła się z krawędzi łóżka. Upadła na ciemne panele. Leżała tak żałośnie czekając na pomoc, ale nikt nie nadchodził. Patrzyła tylko przed siebie, prosto w lustrzane drzwi jednej z szaf w jej pokoju. Nie chciała widzieć się w takim stanie, posklejane, przypalające się atramentowo czarne włosy, odpadały garściami, a jasna skóra wciąż nie przestawała się rozpływać. Zamknęła oczy, starała się podnieść samodzielnie, jednak zaraz znów bezsilnie opadała. Rozgrzaną twarz przyciskała mocniej do zimnych paneli, mając nadzieję, że ich niewielki chłód, zatrzyma choć na chwilę ten cały proces. Niestety to za wiele nie dawało.
Kiedy otworzyła załzawione oczy i znów spojrzała w lustro, nie znalazła tam już swojego odbicia. W tej samej pozycji i podobnym stanie co ona leżał szczupły i dobrze zbudowany chłopak o posklejanych, jasno brązowych włosach. W połowie okaleczona twarz była zwrócona w jej stronę, a elektryzująco błękitne oczy obserwowały ją uważnie. Mimo tego, że był bliski śmierci, nie wyglądał na zmartwionego, na jego twarzy gościł, pełny ulgi, uśmiech. Wyciągnął tylko dłoń, spragniony jej dotyku, jednak był za daleko i mimo że dziewczyna również starała się go dosięgnąć, zdawać by się mogło, że odległość między nimi nie zmniejsza się.
Jedyne co zapamiętała to stopiona skóra chłopaka, mieszającą się z jego gęstymi łzami oraz poruszające się usta szepczące coś, czego nie zdołała usłyszeć.
Obudził ją dźwięk tłuczonego szkła. Natychmiastowo zerwała z siebie pościel. Nie zwróciła uwagi na to, że znajduje się na krawędzi łóżka. Jej szybki ruch skutkował upadkiem na ciemne panele jej pokoju. Zupełnie jak we śnie, ale tym razem była w pełni sprawna i w ostatniej chwili mogła wyciągnąć ręce, żeby zapobiec bliższego spotkania jej twarzy z podłogą. Ciężko dysząc wpatrywała się w martwy punkt przed sobą, zaraz jednak zaniosła się szlochem. A wszystko przez młodego chłopaka, który zniknął z jej wspomnień przez amnezje. Wiedziała, że był dla niej ważny, czuła nieprzyjemny ucisk w piersi, gdy tylko o nim pomyślała. Swoim odejściem zostawił ogromną pustkę w jej wnętrzu, a ona go nawet nie pamiętała. Zostawił tylko imię, które samo w sobie nie znaczyło nic.
— Aerglo — szum w uszach nie chciał ustąpić. — Zostawiłaś go. Poświęcił się dla ciebie, a ty niczego nie zrobiłaś. Mogłaś mu pomóc.
Wyrzuty sumienia nie dawały jej spokoju. Była bliska krzyku, czy zdemolowania własnego pokoju. Chciała wywołać hałas, który zagłuszyłby jej głupie myśli choć na chwilę. Jednak jedyne co zrobiła to przycisnęła roztrzęsione dłonie do ust, starając się być najciszej, jak tylko mogła. Gdyby zbudziła pozostałych, zaraz wbiegliby do jej pokoju, a nie chciała być widziana w takim stanie.
Po kilku minutach oraz głębszych wdechach, opanowała się. Podniosła się do siadu i dopiero wtedy poczuła niemile pieczenie w lewej ręce. Podniosła kończynę na wysokość swoich oczu i mimo półmroku panującego w pomieszczeniu, szybko zlokalizowała zranione miejsce. Pomiędzy nadgarstkiem, a łokciem, wbił jej się sporej wielkości kawałek szklanki. Szkło ominęło fragmenty skóry, na której wyryte miała dziwnie znajome jej hieroglify. Znaki zdobiły całe jej ciało, fakturą i wyglądem przypominały blizny, najwyraźniej po małym wypadku z szklanką może będzie mieć kolejną.
— Dźwięk tłuczonego szkła — pomyślała. —Strąciłam szklankę z wodą, przez sen.
Dopiero potem zauważyła wodę na panelach oraz mniejsze kawałki szkła ubrudzone błękitną cieczą. Stwierdziła, że najpierw zajmie się swoją raną a później posprząta. Gdyby wyciągnęła ciało obce z swojej ręki w sypialni, mogłoby to sprawić, iż energon z jej rany rozpryśnie na inne przedmioty w pomieszczeniu. Musiałaby wtedy wyrzucić pościel i kilka innych rzeczy w obawie, że skrzywdzi tym człowieka, z którym mieszka. Choć ten rzadko kiedy zagląda jej pokoju, wolałaby nie ryzykować.
Podniosła się na równie nogi, po czym od razu pobiegła do łazienki, znajdującej się obok jej pokoju.
Nieduże pomieszczenie wyłożone złotymi i czarnymi kafelkami, w którym znajdowały się szafki, niewielka wanna, zlew i ubikacja w podobnej kolorystyce co ściany.
Dziewczyna podeszła do wanny, nachyliła się nad nią, podpierając się zdrową ręką jej krawędzi i uważnie obserwowała niewielką strużkę błękitnej cieczy, która w świetle mieniła się delikatnie na zielono. Przyglądała się jak substancja wypływa z rany, ciągnie się wzdłuż jej łokcia, lub po kawałku szkła i skapuje do wanny, po czym znika w odpływie. Zahipnotyzowana tym widokiem dopiero po chwili przypomniała sobie po co tu przyszła. Nie czekając na nic więcej, zacisnęła palce na szkle i szybkim ruchem pozbyła się go. Na swoje nieszczęście ubrudziła kafelki wannę oraz samą siebie błękitną cieczą.
Westchnęła zmęczona. Spojrzała na swoją ranę, niebieska ciecz zniknęła, zastąpiła ją czerwona.
— Dopiero teraz? — Mruknęła zaskoczona.
Energon w jej żyłach powinien od razu przybierać kolor krwi, gdy tylko jest w swojej ludzkiej formie. Jej ludzki przyjaciel tak mówił, po stwierdzeniu, że ludzka forma takich, jak ona, działa niczym holoforma innego gatunku. Dlaczego więc tak się nie stało? Nie miała pojęcia. Nie wspominając już nawet o tym, że wypadek z przebiciem jej skóry przez zwykły kawałek szkła nie powinien mieć miejsca. Czyżby słabła?
Postanowiła się tym nie przejmować na tę chwilę. Musiała zająć się skaleczeniem. Podeszła do zlewu, nad którym wisiała szafeczka. Otworzyła jej lustrzane drzwiczki i zajrzała do środka. Znalazła kilka bandaży, gazę i coś czym mogłaby odkazić ranę. Ale czy powinna? W końcu nie była człowiekiem w stu procentach. Co jeżeli jej to zaszkodzi?
Patrzyła się chwilę tępo w wnętrze szafki, w końcu wyciągnęła sam bandaż. Obmyła ranę zimną wodą i niezdarnie obwinęła skaleczoną kończynę materiałem, zawijając końcówkę pod wcześniejszą warstwę tkaniny.
Skończywszy swój zabieg, zabrała się za sprzątanie bałaganu jaki zrobiła. Wzięła do ręki słuchawkę od prysznica i uważnie obmywała każdą złoto - czarną kafelkę, czy fragment wanny. Nie mogła zostawić żadnego śladu Energonu, niewielka jego ilość mogłaby skrzywdzić jej dobrego współlokatora. Rozejrzała się po łazience szukając innych błękitnych plam, a kiedy nie znalazła już ani jednej, zabrała ze sobą poszarzały ręcznik i wyszła do swojego pokoju. Tam, przy zapalonym świetle zajęła się wycieraniem podłogi i zbieraniem kawałków szkła. Szybko się z tym uporała. Potłuczoną szklankę zawinęła w ubrudzony ręcznik i odłożyła go obok drzwi. Stwierdziła, że spali go w kominku razem z ubraniami. Z szafy wyciągnęła szare dresowe spodnie i o kilka rozmiarów za dużą, granatową bluzę. Błyskawicznie zdjęła ubrudzone ciuchy i założyła nowe, jednak podczas ubierania górnej garderoby zatrzymała się w połowie wykonywanej czynności. Usłyszała jakby ktoś wspinał się po dachu domu. Być może, tylko jej się zdawało, ale szczerze w to wątpiła, miała świetny słuch. Można by rzec, że dziewczyna ufała najbardziej swoim uszom, te jeszcze nigdy jej nie zawiodły.
Dokończyła ubieranie się, odłożyła brudne tkaniny w kąt pokoju i zgasiła światło, po czym wyszła z pokoju. Stąpając na palcach udała się do człowieka, który towarzyszył jej od około trzech lat. Uchyliła delikatnie drzwi i zajrzała do środka. Łóżko było zasłane, tak jakby nikt w nim nie spał tej nocy. Jego nieobecność ją zaniepokoiła. Zdawało jej się, że mężczyzna nie pracował na nocnych zmianach. Z tego co pamiętała, wspominał coś o problemach z pieniędzmi. Najwyraźniej starał się zapewnić im życie w dobrych warunkach i się przepracowywał, albo najzwyczajniej knuł za ich plecami. Potrząsnęła głową, odrzucając te niedorzeczne myśli, jak najdalej od siebie. Kto jak kto, ale jej jedyny ludzki przyjaciel nie zdradziłby. Czasami był złośliwy i nadopiekuńczy, jednak to dobry człowiek.
Zamknęła za sobą pokój i podeszła do pomieszczenia naprzeciw jej sypialni. Wśliznęła się do środka, z zamiarem narobienia hałasu, który natychmiast obudziłby śpiącego właściciela sypialni. Nabrała powietrza w płuca, jednak kiedy jej oczy dostrzegły panujący wewnątrz nieporządek, głos ugrzązł w jej gardle. Stała z szeroko otwartymi ustami, lustrując wzrokiem porozrzucane ubrania, zrzuconą z łóżka pościel oraz poduszki, zerwaną z ściany półkę, na której wcześniej stało kilkanaście książek. Teraz wszystkie leżały na ziemi, a niektóre były przypalone. Część ich kartek jeszcze się tliła, tak jak materiał szarej męskiej bluzy. Dziewczyna przeniosła wzrok na otworzone okno.
— A więc to ty hałasowałeś?
Do środka wdarło się chłodne powietrze, rozdmuchując jej nieułożone włosy. Podmuch wzniecił płomyki ognia na tlących się stronach książek. Dziewczyna od razu znalazła się przy źródle niewielkiego pożaru, chwytając w biegu i tak już zniszczoną szarą bluzę. Zarzuciła ubranie na lektury i przydeptywała je bosą stopą. Kiedy upewniła się, że ugasiła ogień, uklękła i odrobinę odchyliła zniszczony materiał. Spojrzała na jego ulubione powieści, które w tym momencie wyglądały, jakby ktoś wyszarpał je co dopiero z pyska jakiemuś zwierzęciu i na dodatek podpalił dla zabawy. Miała wielką nadzieję, że nie będzie się na nią za to gniewał, przecież gdyby nie ugasiła płomieni, więcej jego książek skończyłoby jako proch, również jak i cały dom. Przez chwilę głowiła się na tym co zmusiło go do użycia swoich mocy. Rzadko kiedy się nimi posługiwał.
Może musiał się bronić?
Ta myśl sprawiła, że wstrzymała przez moment oddech, a następnie wybuchła cichym nerwowym śmiechem. Nie musieliby bronić się przed niczym. Byli bezpieczni i na razie nic nie zwiastowało zmian.
Odtrąciła od siebie te niedorzeczne myśli. Znów nakryła książki szarą bluzą, stwierdziła, że pomoże mu ogarnąć ten bałagan, gdy tylko go znajdzie.
Podniosła się z ziemi i podeszła do okna. Wyjrzała na zewnątrz, piaszczyste pustkowie było oświetlane przez chłodne światło księżyca w pierwszej kwadrze. Dziewczyna lubiła ten klimat oraz niewielkie miasteczko, w którym mieszkali od około pięciu miesięcy. Nie chciałaby stąd wyjeżdżać, spokój jaki panował w okolicy pomagał jej dość często się wyciszyć. Dawno nie pamiętała miejsca, w którym czułaby się równie dobrze. Ale wiedziała jedno, jeśli przestaną się przemieszczać mogą zostać zdemaskowani, nigdy nie zostawali gdzieś dłużej niż na pół roku. Wcześniej pomieszkiwali w Europie, Azji oraz Australii, szokiem była dla niej informacja, że wracają do Stanów Zjednoczonych. Wybrali odludne i prawdopodobnie najspokojniejsze miasteczko w stanie Nevada. Jasper nie przyciągało ludzi, więc jej przyjaciel stwierdził, że będzie to idealne miejsce na ich tymczasowy dom. Była przekonana, iż będzie ciepło wspominać to miejsce, a dom żegnać ze łzami w oczach.
Weszła na parapet i wychyliła głowę na zewnątrz. Od razu wzrokiem znalazła brązową rynnę przymocowaną, dość blisko okna, do białej ściany budynku. Wyciągnęła jedną rękę w stronę rynny, a drugą przytrzymywała się za ościeżnice. Z łatwością dosięgnęła rury, następnie umieściła bosą stopę na pręcie mocującym rynnę do ściany. Uwolniła z swojego uścisku ościeżnice i cały ciężar ciała oparła na mocowaniach rury. Po upewnieniu się, że nic się pod nią nie zarwie, zaczęła wspinać się na dach. Bose stopy nie utrudniały jej wspinaczki, najwidoczniej wypadek ze szkłem był jednorazowy i wcale nie słabła, a jej skóra była tak wytrwała, jak wcześniej. Przez wspinaczkę powinna już dawno nabawić się skaleczeń, jednak nie odczuwała żadnego bólu, czy pieczenia.
Dotarła na górę, tam szybko zerknęła na swoje stopy i dłonie.
— Żadnych ran, czy zadrapań i oby tak zostało — ucieszyła się.
Podniosła wzrok, rozglądając się. Na samym szczycie zauważyła siedzącą postać. Na palcach zaczęła piąć się po nagrzanych od słońca, granatowych dachówkach. Dach nie był bardzo stromy, więc dostanie się na sam szczyt nie było nie wiadomo jakim wyzwaniem. Chciała podejść bliżej chłopaka i naskoczyć na niego z zamiarem wystraszenia go. Lubiła się z nim droczyć, dzięki takim wygłupom widywała na jego twarzy uśmiech, a to była dla niej jedna z najważniejszych rzeczy.
Była już wystarczająco blisko by móc zacząć działać. Zgięła nogi gotowa do skoku, ale jego szorstki o niski głos wszystko zepsuł.
— Wiem, że tam jesteś.
Zrezygnowana dziewczyna opuściła ręce wzdłuż tułowia. Uniosła głowę i ociężale wypuściła powietrze z płuc.
— Z tobą nie ma żadnej zabawy braciszku — wymamrotała podchodząc do chłopaka i siadając tuż koło niego.
Gdy w końcu wygodnie się usadowiła, spojrzała na niego. Patrzył na nią z lekko uniesioną jedną brwią. Był, jak jej męska kopia. Ten sam ciemny odcień włosów, jasna cera, wystające kości policzkowe, skóra pokryta prawie identycznymi i nie znanymi runami oraz nienaturalnie błękitne oczy, miały one odrobinę ciemniejszy odcień niż jej. Różnił się od niej tylko delikatnym zarostem i wzrostem.
Jeszcze chwilę walczyli na spojrzenia, ale chłopak zaraz spuścił wzrok, przejechał palcami po krótko ściętych i nieułożonych włosach, po czym znów podniósł głowę. Przyglądał się gwiazdom w milczeniu, bawiąc się jednoczenie palcami. Był podenerwowany, co martwiło jego siostrę. Dziewczyna zaraz za nim podniosła wzrok na nocne niebo.
— Czego szukasz? — Spytała szeptem przechylając delikatnie głowę.
— Spokoju — odparł wzdychając. — Ale przyszłaś ty i nici z moich planów.
Dziewczyna zmarszczyła brwi i szybko spojrzała na brata. Kąciki jego ust drgały, gdy chłopak starał powstrzymywać się od uśmiechu.
— Komuś jednak dopisuje humor — mruknęła krzywiąc się.
Nie odpowiedział jej. Zdawać by się mogło, że jego myśli dryfowały gdzieś w kosmosie i przez moment zapomniał gdzie się znajduje. Zaraz jednak oprzytomniał, jego spojrzenie stało się chłodne, a twarz nie wyrażała zupełnie niczego.
— Czemu nie śpisz?
— Koszmary — odpowiedziała tylko lustrując profil brata.
Chłopak pokiwał głową. Znów milczeli, czekając aż drugie się odezwie. Dobrze wiedział, że jeżeli go wspomni speszy ją, a ona wiedziała co ciśnie mu się na usta.
— Gdyby nie on, nie wydostalibyśmy się z tamtego miejsca — nie miał zamiaru wypowiedzieć tych słów głośno. Zaraz zacisnął mocniej szczękę, karcąc się za to w myślach.
— Co się stało, że prawie spaliłeś swój pokój?
— Koszmary. Nie sądziłem, że będę mógł używać mocy przez sen — odparł, w duchu zadowolony z szybkiej zmiany tematu.
— Gdybyśmy nie stracili pamięci, może lepiej radzilibyśmy sobie z tym... Wszystkim — westchnęła, patrząc się w martwy punkt przed sobą.
— Gdybyśmy nie stracili pamięci, już dawno by nas tu nie było — w jego głosie dało się słyszeć gniew. — Nienawidzę tego miejsca.
— Masz na myśli Jasper?
— Mam na myśli tę planetę.
Chłopak był sfrustrowany bezsilnością, jaką odczuwał od tych trzech lat. Jednak rzadko kiedy to okazywał, nawet przy swojej siostrze. Dlatego też dziewczyna była zaskoczona nagłym wyznaniem brata. Wiedziała, że nie odnajduje się na Ziemi, ale nie sądziła, iż jest tak źle. Sama nie potrafiła się zaaklimatyzować w nowym otoczeniu. Trzy lata to dla niej za mało, zwłaszcza, że ciągle unikają ludzi. Jedynym człowiekiem, jakiego poznali był ich dobry przyjaciel, który ciągle im pomagał, ale to za mało żeby poznać cały gatunek. Pragnęła zapoznać się z ludzkimi zachowaniami i tradycjami, w końcu po części należała do tego gatunku. Z łatwością przychodziła jej nauka wielu ziemskich języków, czy historii. Ale czy to wystarczy, żeby mogła nazywać się człowiekiem? Obawiała się, że nie.
Raz poświęciła pół tygodnia na wpatrywaniu się w ekran telewizora. Bez przerwy przeglądała kanały z serialami dla nastolatków, na jej nieszczęście nie odróżniła fikcji od rzeczywistości. Dopiero ich ludzki przyjaciel, uświadomił ją, że życie nie jest filmem i mimo podobnych wątków czasami jest trudniej oraz nie zawsze wszystko układa się po naszej myśli. To była cenna lekcja, ale i również utrudnienie w poznawaniu ludzkich zachowań.
Jej bliźniak nie był jednak zainteresowany podobnymi pomysłami. Co prawda spędzał dużo czasu nad książkami, przez co dziewczyna myślała, że starają się osiągnąć podobny cel, chłopak powiedział jej, iż po prostu czymś musi zabić czas.
— Mogło być gorzej. Przynajmniej w pewnej części jesteśmy między swoimi — po tych słowach, zaśmiała się cicho, on jednak nie podzielał jej nastawienia do całej sytuacji.
— Siostrzyczko — powiedział spokojnie, w tym samym czasie chwytając dziewczynę za szczękę i delikatnie zmuszając ją, do spojrzenia sobie w oczy. — Twoim zdaniem mam się uśmiechać, ponieważ zawsze mogliśmy wylądować w jeszcze większym bagnie?
Dziewczyna kiwnęła głową nie spuszczając wzroku, chciała mu pokazać, że jest silna i nie zamierza myśleć i mówić tego czego on chce. Chłopak parsknął tylko śmiechem, po czym zabrał dłoń od twarzy siostry.
— Oczywiście! Jesteśmy hybrydami, rozbiliśmy się na Ziemi, zostaliśmy schwytani, potraktowano nas, jak szczury laboratoryjne, straciliśmy pamięć i przyjaciela. A do tego podróżujemy sobie, po całym globie, z człowiekiem, który boi się wyznać nam prawdziwego imienia! Gdzie mam ci tu znaleźć dobre strony!? — Jego ostatnie słowa poniosły się po okolicy, na szczęście nie musiał martwić się o sąsiadów narzekających na zakłócanie ciszy niecnej, ponieważ mieszkali w znacznej odległości od innych ludzi, a ich najbliższy sąsiad wyjechał tydzień temu i nie wrócił do tej pory.
Dziewczyna patrzyła na wściekłego brata, który z każdym wydechem wypuszczał z nozdrzy parę. Poniekąd miał rację, ale nie chciała mu tego przyznawać. Gdyby sama straciła nadzieję na to, że wszystko może się jeszcze zmienić, czułaby się zagubiona w tym nowym świecie. Nie miałaby siły na nic. Ta nadzieja dawała odrobinę sensu jej życiu. Robiła coś ponieważ miała nadzieję, iż się uszczęśliwi. A gdyby straciła cały swój zapał, nie byłaby sobą. Byłaby skorupą bez duszy. Jeśli straciłaby nadzieję, nie mogłaby też wspierać swojego brata. Wiedziała, że chłopak zgodził się na to całe funkcjonowanie i życie w ukryciu ze względu na nią. Ona chciała tylko dbać o niego, a on zawsze troszczył się tylko o nią, o swoją jedyną rodzinę. Darzył jednego człowieka szacunkiem i był mu wdzięczny za pomoc, ale nie uznałby go za kogoś tak bliższego, jak jego siostra. Czasami myślał, że dziewczyna traktuje go jak ojca. Odrobinę go to przerażało, nikomu nie ufał w pełni, prócz własnej siostrze. Zdarzało się, iż on odczuwał jej emocje lub na odwrót, co jeszcze bardziej zacieśniało ich relacje. Mężczyzna, który im towarzyszył, powiedział, że jest to normalne, Cybertrończycy doświadczali czegoś takiego mając bliźniaka, a że w połowie pochodzą z tejże planety, powinno być to dla nich naturalne.
Dziewczyna przemyślała wszystko jeszcze raz. W głębi, obwiniała się za samopoczucie brata, bo przecież gdyby była silniejsza pomogłaby mu zaaklimatyzować się. Może jednak była słaba.
— Przepraszam — powiedziała szeptem, kładąc dłoń na dłoni brata. Chłopak spojrzał na nią. Zaciskał mocno szczękę, był ciągle wściekły. — Może niedługo oboje przyzwyczaimy się...
— PRZYZWYCZAIMY SIĘ?! — Wybuchł, wyrywając dłoń z delikatnego uścisku siostry. — ŻYCIE BEZ NASZEJ PRZESZŁOŚCI!? NIE PAMIĘTASZ NAWET WŁASNEGO IMIENIA! CO KILKA MIESIĘCY ZMIENIAMY NASZE DANE OSOBOWE! ZACHOWUJESZ SIĘ, JAKBY TO WSZYSTKO CIĘ NIE RUSZAŁO! JAKBYŚ ŻYŁA W INNYM ŚWIECIE!
— Nie przechodzisz przez to wszystko sam — miała dość jego krzyków. Powstrzymując łzy, wysiliła się na ironiczny uśmieszek. — Widzę, że chyba nie wiesz, ale ja również ciężko to przechodzę...
— Ty? — Parsknął sarkastycznym śmiechem. — Żyjesz w własnym świeci i uparcie starasz się czymś zająć myśli, byleby nie zaprzątać sobie ślicznej i pustej główki wydarzeniami sprzed trzech lat. Gdybyś przeżywała to, tak jak ja, już dawno obmyślilibyśmy plan na wydostanie się z tej planety — słowa pełne jadu, okropnie zraniły jego siostrę. Siedział patrząc na dziewczynę, która rozbieganymi i załzawionymi oczami zawzięcie starała się nie złapać z nim kontaktu wzrokowego. Dopiero kilka sekund później dotarło do niego co jej powiedział. Gdyby choć przemyślał ten chaotyczny potok słów, zdołałby się ugryźć w język. Przecież on nawet naprawdę tak nie myślał. Co w niego wstąpiło? Zaskoczony swoim zachowaniem otworzył usta z zamiarem przeroszenia jej. Nie zdążył.
Dziewczyna zerwała się z miejsca i szybkim krokiem popędziła do rynny, po której wspięła się na dach. Jej bliźniak również natychmiast ruszył za nią. Błyskawicznie pokonał dzielącą ich odległość i chwycił siostrę za nadgarstek. Ta starała się wyszarpać, ale mimo sporej siły, jaką posiadała, jej brat był silniejszy. Chłopak zacisnął delikatnie palce na jej ramionach. Kiedy czarnowłosa przestała się szarpać, zmusiła się do spojrzenia na twarz brata. Musiała zadrzeć głowę ponieważ ich różnica wzrostu była dość spora.
Chłopak spojrzał na mokre i zarumienione od nerwów policzki dziewczyny, a później głęboko w jej błękitne oczy, przepełnione bólem, który sam jej wyrządził.
— Czy ty myślisz, że to wszystko co nam się przytrafiło, jest dla mnie obojętne? — Wybełkotała przez ściśnięte gardło. — Masz rację. Staram się zająć myśli czymś innym, ale nie dlatego, że mnie to nie dotknęło, a dlatego, że jestem na to za słaba. Przeżywam to wszystko w koszmarach, nie dałabym rady męczyć się z tym za dnia.
— Nie jesteś słaba — sam ledwo powstrzymywał się od łez. — Jesteś silniejsza niż ci się wydaje — mówiąc to, mocno ją przytulił i pocałował w czubek głowy. — Przepraszam cię. Możliwe, że odrobinę wyżyłem się na tobie.
— Czemu nie mówisz mi tego co dzieje się w twojej pustej główce? — Zapytała używając jego wcześniejszego określenia, po czym odwzajemniła uścisk.
Chłopak prychnął rozbawiony i pokręcił głową. Może nie chciał jej męczyć, albo nie wiedział, jak miałby przedstawić jej dręczące go uczucia. Nie ujmie tego żadne słowo, więc po co się starać.
— Nie zamykaj się na mnie — szepnęła, mocniej wtulając się w pierś brata.
— Postaram się — odpowiedział po chwili milczenia. Nie chciał jej niczego obiecywać ponieważ bał się, że może ją zawieść. Ale oboje wiedzieli jedno, od tej chwili będą się nawzajem dla siebie starać, żeby każdy następny dzień był lepszy od poprzedniego. Ponieważ tak powinna działać rodzina, a oni poza sobą nie mieli nikogo.
Stali w swoich objęciach jeszcze dłuższy czas. Kiedy w końcu oderwali się od siebie, każde skupiło wzrok na czymś innym. Dziewczyna spojrzała na południe, na niewielki domek z ceglanymi ścianami i czarnymi dachówkami. Budynek był od nich oddalony około o czterysta metrów, jednak mimo tej odległości dostrzegła w jednym z okien niewielkie źródło światła. Przymrużyła oczy, zdziwiona i zaciekawiona tym co zobaczyła. Przecież właściciel domku ciągle był nieobecny. Nie było mowy o pomyłce, miała świetny wzrok, jak i słuch. Łzy już dawno wyschły, więc nie mogły wpłynąć na to co widziała. Chciała zbadać tę sytuację, jednak jej uwagę odwróciło coś innego. Chłopak szturchnął dziewczynę i kazał jej spojrzeć na północ. W centrum miasteczka widać było mnóstwo kolorowych świateł, dopiero teraz zdała sobie sprawę, że z tamtej strony słychać głośną muzykę. Była tak przejęta koszmarami, krótką misją znalezienia brata oraz ich wspólną kłótnią, że kompletnie zignorowała hałas jaki dobiegał z centrum miasteczka.
Była tak zafascynowana tymi kolorami, że kompletnie zapomniała o swoim odkryciu. Szeroko otwarte oczy lśniły przez ciekawość i zachwyt, a usta wygięły się w szerokim i szczerym uśmiechu małego dziecka.
— Może wpadniemy tam na chwilkę?
Nie mogła uwierzyć, że powiedział to jej brat. Jeszcze szerzej otworzyła oczy oraz przyłożyła dłoń do czoła chłopaka.
— Nie, temperatura odrobinę wyższa niż u człowieka, czyli w normie. Ktoś cię podmienił?
Czarnowłosy jedynie wywrócił oczami.
— Weźmiemy auto, wpadniemy tam na małą chwilkę, pozwiedzamy i spadamy. Może małe odwrócenie uwagi od naszego dotychczasowego życia dobrze nam zrobi — spojrzał na przerażony wyraz twarzy siostry i od razu zrozumiał o co jej chodzi. Westchnął i zaczął tłumaczyć. — Nie przesadzaj, mam prawo jazdy. A po za tym, nie muszę ci przypominać, że w połowie jesteśmy gatunkiem, który transformuje w pojazdy. Co może pójść nie tak?
— Po pierwsze, twoje prawo jazdy jest podrabiane. Po drugie, słaby argument. Po trzecie, nasz współlokator wybył z autem.
— Jak to wybył?
Dziewczyna jedynie wzruszyła ramionami i odwróciła się w stronę rynny.
— Rusz się, przecież nie pójdziesz tam w piżamie — zaśmiała się zerkając na zdziwionego brata.
— Wiesz? Chyba się rozmyśliłem.
Dziewczyna odwróciła się do niego z przymrużonymi oczami. Chłopak, widząc jej minę, nie miał innego wyjścia jak zgodzić się na spacer do centrum miasteczka. Uniósł ręce w geście kapitulacji i ruszył za siostrą.
~~~
Byli już prawie na miejscu. Chłopak nie mógł się nadziwić entuzjazmu siostry. Dziewczyna praktycznie całą drogę przebyła w podskokach. Szedł trzymając ręce w kieszeniach jeansów i obserwował bliźniaczkę, zgodził się na ten krótki spacer, ale wiedział, że musi pilnować siebie oraz siostrę. W końcu, podczas gdy nie panują nad emocjami, nieświadomie dają upust swoim mocom, a nie chciał przez przypadek kogoś skrzywdzić.
Na ich szczęście, dziewczyna ciągle tylko ględziła o kolorowych światłach i słodyczach. Domyśliła się, że władze miasteczka zorganizowali festyn, a przyczyny organizacji tego wydarzenia już jej nie interesowały.
Całe dwadzieścia minut mówiła o jakiejś puszystej, różowej pajęczynie. Niestety nie mogła przypomnieć sobie nazwy.
— Wydaje mi się, że ludzkie jedzenie może ci zaszkodzić. Pamiętasz, jak zareagowałaś, kiedy zjadłaś tego brązowego gluta ze słoika?
Dziewczyna skrzywiła się, gdy tylko przypomniała sobie, jak bardzo źle się poczuła, gdy zjadła na raz pół słoika masła orzechowego.
— No i co ja ci poradzę? Jestem po prostu ciekawska.
Wiedziała, że jej zmysły są znacznie czulsze niż ludzkie, ale nie sądziła, że będzie to również dotyczyło smaku. Każda potrawa była dla niej i jej brata znacznie wyraźniejsza. Jednak ona nie mogła się powstrzymać od próbowania nowych rzeczy, chłopak natomiast zrezygnował z testów, po zjedzeniu ostrych papryczek.
Gdy znaleźli się bliżej centrum miasteczka, zalała ich fala mieszkańców Jasper. Rozmowy uśmiechniętych ludzi, zagłuszała muzyka i piski dzieci. Każdy był zajęty sobą i większość nie zwracała uwagi na bliźniaków. Poza kilkoma nastolatkami, które co jakiś czas zerkały na chłopaka. Wyróżniał się on wzrostem. Jednak on nie interesował się innymi ludźmi, cały czas miał na oku swoją siostrę. Dziewczyna przez swoją nieuwagę, omal nie przewróciła młodej kobiety z niemowlęciem, jej brat musiał zareagować szybko, zanim czarnowłosa nie narobi przez przypadek więcej szkód. Chwycił siostrę za ramię i przepychając się przez ludzi zeszli na pobocze uliczki. Dziewczyna najwyraźniej nie przejęła się tym, że ktoś ciągnie ją za sobą. Z zachwytem obserwowała tylko mieszkańców Jasper oraz ozdobioną ulicę i kolorowe stoiska z jedzeniem. Nie pamiętała kiedy była w takim tłumie, ostatnio kiedy widziała tylu ludzi była na lotnisku. Wracali wtedy do Stanów Zjednoczonych.
Jej brat musiał kilka razy pstryknąć palcami przed oczami dziewczyny, by ta w końcu skupiła na nim swoją uwagę. Wiedział jedno, musiał mówić szybko nim ta znów zapomni o wszystkim.
— Pamiętasz, jak się teraz nazywamy?
— Lucy i Alex Joyce — odpowiedziała szczerząc się do brata.
— A zasada numer jeden?
— Trzymać się blisko ciebie — odparła z już mniejszym entuzjazmem, wywracając oczami.
— Dobre dziecko — rzucił żartobliwie, poklepując siostrę po głowię.
Ta odrobinę zdenerwowana uderzyła brata z łokcia w bok. Wiedziała, że czasami zachowuje się niedojrzale, ale to nie oznaczało, że nie umie o siebie zadbać.
Z twarzy chłopaka nie schodził uśmiech. Wyprostował się i rozejrzał po stoiskach.
— To co chcesz robić?
— Wszystko po kolei — zaśmiała się, wbiegając w tłum ludzi i pędząc do najbliższego stoiska.
Zaliczyli chyba każdą dostępną atrakcję, przy okazji konkurując ze sobą na strzelnicy, czy rzucając krążkami w butelki. Gdy już mieli powoli zbierać się do domu, dziewczyna wypatrzyła stoisko z różową watą cukrową. Zaciągnęła tam brata, omal nie wyrywając mu ręki. Kiedy jego bliźniaczka dostała to czego chciała, mogli w końcu wracać. Stwierdzili, że przejdą się przez pobliski parki.
Ich głosy i śmiechy zagłuszały co jakiś czas nocne ptaki i owady. Dziewczyna była zmęczona i zadowolona z tej nocy. Nie pamiętała kiedy ostatnio się tak dobrze bawiła. Dawno nie widziała też żeby jej brat był tak pogodny. Podjadł nawet odrobinę jej waty, ale zaraz ją wypluł, gdy na języku poczuł ten smak, myślał, iż zwymiotuje od tej słodyczy. Jego bliźniaczka skrzyczała go za to, ponieważ uważała, że marnuje w ten sposób tylko jej jedzenie. Chłopak był zdziwiony tym, że czarnowłosa zjadła całe te różowe świństwo. Kiedy się zapytał, jakim cudem dała radę ta wyznała, iż przez jakiś czas potajemnie wyjada słodycze ich ludzkiego przyjaciela, a później upiera się, że mężczyzna jest tak przemęczony, iż zapomniał dokupić sobie nowych.
— Wydaje mi się, że możemy przyzwyczaić się do niektórych smaków — stwierdziła oblizując palce i wyrzucając patyczek do jednego z koszy.
— Za dużo z tym roboty. I tak głównie potrzebujemy Energonu do życia — parsknął wzruszając ramionami.
Byli już blisko wyjścia z parku, kiedy usłyszeli za sobą głosy. Natychmiastowo odwrócili się w stronę pięciu młodych mężczyzna. Trzech z nich miało w dłoniach noże, a dwóch kije baseballowe.
— Pieniądze, już — zażądał jeden, strasząc rodzeństwo nożem.
Chłopak nie bał się ich. Przecież nie mogli skrzywdzić go tymi rzeczami. Jego skóra była znacznie twardsza, a takie przedmioty były dla niego jak tępe zabawki. Jego bliźniaczka, niezauważalnie starała się schować za nim. Przecież kilka godzin wcześniej zranił ją zwykły kawałek szkła. Nie chciała myśleć co by się stało, gdyby jeden z tych psychopatów ugodził ją nożem.
— Nie słyszycie co mówię? Dawać pieniądze! — Złodziej podniósł głos, odrobinę zbliżając się do rodzeństwa.
— Nie mamy pieniędzy — chłopak starał się zachowywać spokój.
Mężczyzna z nożem kiwnął głową na złodzieja z kijem, ten podszedł do bliźniaków z zamiarem przeszukania ich. I to był jego błąd. Gdy był już przy chłopaku, ten chwycił go za kark i z uderzył go w splot słoneczny z kolana. Nie użył całej siły, ale tyle by wyeliminować mężczyznę z dalszej walki. Złodziej wypuścił z rąk kij i opadł na ziemię jęcząc z bólu.
Zaraz do chłopaka doskoczyło trzech uzbrojonych ludzi. Atakowali go kijem i nożami, ale on był za szybki. Z łatwością unikał ich broni. W pewnym momencie wytrącił z dłoni jednemu nóż i przerzucił go nad sobą prosto na, niczego nie spodziewającego się mężczyznę z kijem, który szarżował na czarnowłosego. Został mu tylko jeden. Spojrzał na zaskoczonego i wystraszonego złodzieja.
— Poddaję się — mężczyzna odrzucił nóż i podniósł ręce nad głowę.
Chłopak odwrócił wzrok na swoją siostrę. Dziewczyna szarpała się z ostatnim przestępcą. W końcu kopnęła go w pierś, przez co mężczyzna zatoczył się do tyłu i upadł na kamienistą ścieżkę. Lewy rękaw czarnowłosej był nasiąknięty niebieską cieczą. Jej świeża rana musiała się otworzyć brudząc ją oraz napastnika, który trzymał się za poparzoną dłoń. Ale jej bliźniak nie wiedział o skaleczeniu dziewczyny, sądził, że mężczyzna skrzywdził ją. Opanował go gniew, przestał słuchać głosu rozsądku i panować nad emocjami, dając tym samym upust mocom. Jego oczy rozświetliły się czystym, błękitnym światłem. Z jego prawej, zaciśniętej pięści buchały płomienie, tego samego koloru co światło w jego oczach. Chłopak zamachnął się, posyłając języki ognia prosto w człowieka, który rzekomo skrzywdził jego siostrę.
W ostatniej chwili na drodze płomieniom stanęła dziewczyna. Trzymając dłonie przed sobą, wykonała nimi kolisty ruch w powietrzu. Płomienie rozproszyły się i zniknęły.
— Spokojnie — szepnęła do swojego brata.
— Skrzywdził cię — warknął chłopak.
— Nie, nie, to nie on. Skaleczyłam się w domu.
Blask w oczach chłopaka przygasł. Spojrzał najpierw na siostrę, a później na wystraszonego złodzieja, który trzymał oparzoną dłoń przyciśniętą do swojego ciała. Rodzeństwo złapało kontakt wzrokowy. Wiedzieli co stanie się z tym człowiekiem za kilka dni. Jeżeli mu nie pomogą zginie przez ich nieuwagę. Co prawda nie jest to tylko ich wina, gdyby ci ludzie nie zaatakowaliby bliźniaków, nie doszłoby do tej tragedii. Nikt jednak nie potrafi przewidzieć przyszłości i uniknąć każdego zagrożenia.
— Czym wy do cholery jesteście? — Wybełkotał przerażony mężczyzna, który wcześniej poddał się chłopakowi. Kiedy tylko rodzeństwo obróciło się w stronę pozostałej czwórki, tamci wystraszeni zerwali się z miejsca i mimo bólu uciekli, zostawiając rannego.
Czarnowłosy przetarł roztrzęsioną dłonią twarz i ciężko westchnął. Obwiniał się za całe to zdarzenie. O czym on właściwie myślał wpadając na pomysł, żeby wybrać się tutaj z siostrą. Chciał jej wynagrodzić te przykre słowa, które wcześniej powiedział, ale przecież mógł wymyślić coś innego. Musiał szybko to odkręcić, bo inaczej będą mieć więcej problemów, o ile będzie to jeszcze możliwe.
Dziewczyna w tym czasie obserwowała z odległości oparzoną rękę mężczyzny. Wiedziała, że jeżeli niczego nie zrobią umrze w męczarniach. Energon jest dla człowieka bardzo szkodliwy nawet w najmniejszych ilościach i szybko powoduje chorobę popromienną. Mimo że ten człowiek źle postąpił, jeżeli zginąłby, miałaby go na sumieniu do końca życia.
— On umrze — wymamrotała.
Chłopak podszedł do mężczyzny. Strach i ból sprawiały, że poszkodowany niekoniecznie kontaktował z rzeczywistością. Nie zareagował na słowa dziewczyny, ani kiedy chłopak delikatnie chwycił jego poparzoną dłoń by obejrzeć ranę.
— Tutaj nic nie zrobimy, może jeśli zabierzemy go ze sobą pomożemy mu na miejscu — zastanawiał się chłopak kierując swoje słowa do siostry.
Dziewczyna kiwnęła szybko głową. Natomiast ranny mężczyzna, jakby nagle oprzytomniał usłyszawszy chłopaka. Starał się wyszarpać oparzoną rękę, jednak czarnowłosy mocniej zacisnął na niej swoje palce.
— Nigdzie z wami nie idę! — Krzyczał szarpiąc się dalej.
— Zamknij się, chcę ci tylko pomóc — warknął chłopak.
Przyglądał się ranie i pogrążony w myślach starał się znaleźć jakiś sposób na uratowanie go. Co prawda nie słyszał jeszcze, że ktoś po kontakcie z Energonem ozdrowiał, ale za wszelką cenę musiał mu pomóc, żeby później jego siostra nie musiała męczyć się z wyrzutami sumienia, a wiedział, że jeżeli ten człowiek umrze, dziewczyna nie dałaby sobie spokoju. Jeszcze mocniej zacisnął palce na ręce mężczyzny. Przepełniony frustracją oraz zwątpieniem nie uwierzył w to czego dokonał chwilę później. Z jego opuszków palców wystrzeliły niewielkie iskry, które zaczęły skakać po rannej ręce mężczyzny. Blizny bliźniaka rozbłysły pod materiałem jego bluzy, jak wcześniej jego oczy. Oparzenie ruszyło się z swojego miejsca, przemieszczając się w stronę dłoni chłopaka. Cały proces trwał zaledwie kilka sekund, a oparzenie w całości znalazło się na ręce czarnowłosego, łącznie z bólem. Chłopak błyskawicznie odskoczył i zerwał się na równe nogi. Trząsł się przez to niemiłosiernie pieczenie jakie czuł. Zaraz przy nim znalazła się jego siostra, mówiła coś do niego, jednak on jej nie słyszał. Podświadomie był skupiony na czymś innym, na samoregeneracji. Jego skóra pochłaniała oparzenie, ból przygasał i powoli wyłapywał słowa siostry.
— Nic ci nie jest?
Pokręcił głową, przyglądając się ozdrowiałej ręce z zaciekawieniem.
— Jak to zrobiłeś? — Zapytała równie zafascynowana dziewczyna.
— Nie mam pojęcia —odparł zdyszany.
Kiedy przenieśli swoje spojrzenie na złodzieja, nie zastali tam nikogo. Rozejrzeli się wkoło i kiedy zauważyli w oddali odbiegającą od nich postać, chłopak opuścił z rezygnacją ręce wzdłuż ciała.
— Mamy poważne kłopoty, prawda? — Spytała niepewnie dziewczyna. Chłopak potwierdził jej kiwnięciem głowy. Oboje wiedzieli co teraz ich czeka. Znów muszą się przenieść. — Będę tęsknić za Jasper — mruknęła cicho.
— Wracajmy już — chłopak odwrócił się na pięcie i ruszył do wyjścia z parku.
~~~
Na zewnątrz robiło się już jasno, dochodziła szósta. Byli już blisko swojego dotychczasowego domu. Dziewczyna całą drogę milczała, z jej rany przestał już ciec Energon, ale cały lewy rękaw nasiąkł do tego stopnia, że pojedyncze krople co jakiś skapywały z ubrania.
— Jak to się stało? — Spytał jej brat, zerkając na nią.
— Miałam koszmar, zrzuciłam szklankę, ta się potłukła, a ja spadłam na odłamki — wymamrotała, wzruszając ramionami.
— Może mógłbym ci pomóc, tak jak temu człowiekowi — powiedział zamyślony, otwierając przed siostrą drzwi. Na ich szczęście nie zapomnieli ze sobą kluczy. Oboje wśliznęli się do środka, a chłopak najciszej, jak tylko mógł zamkną drzwi na klucz.
— Pomyślimy o tym później — szepnęła dziewczyna, zdejmując białe trampki. — Najpierw będzie trzeba mu o wszystkim powiedzieć.
— Powiedzieć o czym?
Oboje zesztywnieli. W progu przedsionka oparty o futrynę stał ponad czterdziestoletni mężczyzna z założonymi rękoma. Miał kasztanowe włosy, zielone oczy, okulary i twarz usianą piegami. Był ubrany w jeansy i czarny sweter. Przyglądał się bliźniakom z zawiedzeniem, jednak kiedy zauważył poplamiony rękaw dziewczyny, całe zawiedzenie wyparowało i zastąpiła je trwoga.
— Co wyście...
— Spokojnie — przerwała mu czarnowłosa. — Skaleczyłam się już w domu.
— Gdzie byliście? — Zapytał już odrobinę ostrzej.
— Na spacerze — odparł chłopak.
— Na festynie, prawda? — Przejrzał ich.
Bliźniaki spojrzeli na siebie. Znali go przecież już długo i wiedzieli, że kłamanie mu prosto w oczy nie jest najlepszym pomysłem.
— Rozmawialiśmy na ten temat już tyle razy. Dobrze wiecie, że przez waszą amnezję możecie stanowić dla kogoś niebezpieczeństwo — był wściekły, nie tego spodziewał się po nich zwłaszcza, iż dobrze znali ryzyko. — Wiecie przecież, że jeżeli ktoś nas rozpozna, będziecie stanowić nowy cel, a przy okazji rykoszetem dostanie moja rodzina. Nie na to się umawialiśmy te trzy lata temu. A ty? — Zwrócił się do dziewczyny. — Paradujesz wśród ludzi z ubraniem umazanym Energonem. Pomyślałaś może o konsekwencjach.
— Spokojnie, nikt nie jest ranny — zaczęła się tłumaczyć.
— Już nie — oparł odrobinę zakłopotany chłopak.
Mężczyzna przyjrzał się mu jakby miał do czynienia z osobą niespełna rozumu. Zamrugał tępo kilka razy, po czym zapytał:
— Jak to "Już nie" ?
— Cóż — zaczęła bliźniaczka. — Był jeden ranny, ale...
— Wyleczyłem go — dokończył za siostrę
Mężczyzna rozszerzył oczy i patrzył się na rodzeństwo niepewny tego co usłyszał.
— J-jak to go uleczyłeś. — Chłopak wzruszył tylko ramionami, starając się nie łapać z nim kontaktu wzrokowego. — Ktoś to widział?
— Może z jedna, albo pięć osób — wymamrotała dziewczyna nerwowo bawiąc się palcami.
Przez chwilę w całym pomieszczeniu panowała cisza, dopóki mężczyzna nie wybuchł krzykiem, brakowało żeby jeszcze zaczął rzucać przedmiotami, które wpadłyby mu w ręce.
— CZY WASZE PROCESORY W CIĄGU JEDNEGO DNIA ZNISZCZYŁY SIĘ DOSZCZĘTNIE? CZY WY NAPRAWDĘ STWIERDZILIŚCIE, ŻE WYBRANIE SIĘ W MIEJSCE PEŁNE LUDZI TO DOBRY POMYSŁ, NIE LICZĄC UJAWNIENIE SWOICH MOCY PRZYPADKOWYM...
W tym momencie całą jego litanię przerwał dzwonek do drzwi. Mężczyzna, jak i rodzeństwo spojrzeli w stronę wejścia, marszcząc brwi ze zdziwienia.
— Jest dopiero szósta rano. Kto to może być? — mówił już ciszej zielonooki.
Odrobinę naburmuszona bliźniaczka, przypomniała sobie o swoim nocny odkryciu. Światło w oknie ich sąsiada, to na pewno był on.
— Może nasz sąsiad — odparła niepewnie dziewczyna.
Mężczyzna podszedł do drzwi z zamiarem otworzenia ich, ale na słowa czarnowłosej zatrzymał się i odwrócił do niej.
— Rozmawiałem z nim, przed jego wyjazdem. Ma wrócić dopiero za trzy dni.
Dziewczyna zdziwiła się jeszcze bardziej. Przecież w nocy widziała w jego oknie światło, a jej wzrok jest niezastąpiony.
— Ktoś był dzisiaj w jego domu, widziałam w oknie światło.
Jej brat, jak i człowiek zesztywnieli przez to co powiedziała. Może ktoś włamał się do domu ich sąsiada, a teraz za ich drzwiami stoi policjant, który chce wypytać o to czy nie widzieli czegoś podejrzanego?
— Schowajcie się, natychmiast — zarządził mężczyzna.
Chłopak szybko pociągnął swoją siostrę za sobą w stronę schodów. Weszli po nich i schowali się ma korytarzu na piętrze. W tym czasie Kevin sięgnął po klamkę.
Miał złe przeczucia i nie był pewny co czeka go za drzwiami, ale wiedział jedno, to dopiero początek problemów.
Dzień dobry bąbelki.
A raczej dobrej nocy heh
Rozdzialik jest, co prawda miał być szybciej bo w końcu " wystarczyło tylko poprawić"
Ale już tłumaczę, jak wygląda moje poprawianie.
Rozdział jest dopiero w połowie, ja sobie pisze dalej, robię przerwę, znowu wbijam pisać dalej, stwierdzam, że mi się nie podoba wywalam znaczną część i pisze dalej i tak w kółko xD
A do tego dochodzi życie towarzyskie i szkoła, co prawda teraz leżę w domu z przeziębieniem, ale no.
Także no love and peace, myjcie rączki i ubierajcie się ciepło ✌️
A następny może w tym tygodniu, ale niczego nie obiecuje (jak zwykle).
Za wszelkie błędy przepraszam ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro